piątek, 11 sierpnia 2017

Epilog

– Przepraszam. – odezwał się głos za plecami chłopaka, który trzymał dłoń na drzwiach do Arnemi Nikol. Rush nie odwrócił się, tylko oparł czoło o zimną nawierzchnię zamykając oczy. Nic nie powiedział. Nie był w stanie.
– Wiesz, że ojciec jest czasem porywczy, ale nie można powiedzieć, że źle myśli. – Szejn podszedł bliżej niego powolnym krokiem.
Rush przekręcił głowę ukazując czarne, puste oczy, gdzie na białka weszła krew, a siny kolor pożerał je dookoła. Mrugał nienaturalnie powoli, patrząc na niego, nie wydobywając z siebie dźwięku. Nie musiał.
– Co ja pieprze, jest beznadziejny. – Mężczyzna machnął zamaszyście ręką, zmywając wypowiedziane słowa. Rush wrócił do wcześniejszej pozycji.
– On nie jest jej ojcem. Ojcowie nie zabijają swoich dzieci. – szepnął do siebie chłopak. Przymknął oczy.
– Ludzie… – zaczął mężczyzna. Rush spiął się.
– Ludzie nie należą do naszego grona. Oni obydwoje się także do nich nie zaliczają. To nie miało prawa się u nas wydarzyć. – zagrzmiał ostro, zaciskając lewą, a następnie prawą pięść.
Szejn zamyślił się. Owładnęła ich cisza. Przełknął ślinę i potarł dłonie o spodnie. Musiał załatwić to etapowo, by nie ponieść konsekwencji. W końcu podniósł głowę i uchylił usta.
– Ona była człowiekiem.
Odczekał chwilę, bacznie obserwując sytuację niczym pies, który zauważy kawałek wędzonego mięsa w rękach właściciela.
– Rush, ona nie istnieje. – odezwał się cichym głosem, ale pomimo to wiedział, że nie pominął żadnego dźwięku.
Otrzymał brak reakcji. Czemu? Bo te wypowiedziane dwa zdania to idealne przykłady antonimów. Dlatego nie zareagował. Nic i wszystko nie istnieją razem.
Przyłożył dłoń do czytnika i udostępnił wejście, by mógł się schować tam, gdzie ona też była.
– Rush, poczekaj. – zawołał za nim mężczyzna, ale on jakby ni słyszał jego prośby i wszedł do środka. Szejn zaraz znalazł się obok niego, chciał podążyćza nim, ale dowódca zagrodził mu przejście własnym ciałem, by nie mógł skazić tego miejsca. Stanął niczym dąb, wielki na osiem metrów wzdłuż i wszerz. Chociaż tak naprawdę nawet nad nim nie górował, bo jego oczy znajdowały się na tej samej wysokości co Szejna, lecz przewyższał go postawą i obłędem, który powoduje, że granice zostają wytarte. Łysy jednak nie przestraszył się go.
– Musisz coś zrozumieć. – Położył dłoń na ścianie Arnemi Nikol, żeby się oprzeć. Przez chwilę myślał, że Rush strzepie ją, ale nawet nie obdarzył jej swoją uwagą.
– Muszę rozumieć, że ojciec – splunął. – zmordował JĄ, ale tak naprawdę była tylko człowiekiem, lecz nie istniejącym? Szejn, błagam, zostaw to w spokoju albo ty także znajdziesz się na mojej czarnej liście, którą już niedługo wypełnię. Nie rób tego. – W jego spojrzeniu zawitała się jego dusza. Czarna i mroczna. Suche morze pełna śmierci i zniszczenia.
– Nie będziesz musiał tego robić, bo wykonają to za ciebie kasyczi, którzy się dowiedzą, że znasz te informacje. – Szejn dźgnął go w pierś. Jego źrenice się powiększyły, a sam nagle jakby urósł o kilka metrów, niczym dąb przed nim.
– Nikol Ubesejret to ludzkie, odrestaurowane, mechaniczne zwłoki z sztuczną inteligencją stworzone na wzór dziecka, które jeszcze się nie narodziło.
Cisza.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Bo tylko ty możesz je ochronić. – Szejn złagodniał, natomiast Rush nadal stał jako martwe ruiny twierdzy, przyciągające opętane dusze.
– 3024N jest obiektem, który stworzyliśmy na wzór tego dziecka. Mogliśmy dzięki temu zebrać uwagę całego niebezpieczeństwa na 3024N, a nie na nim. Mogliśmy sprawdzić, jak będzie się zachowywać. Ludzkie zwłoki umożliwiły stworzyć nie niezniszczalną wersję dziewczynki. Zrozum Rush, to co się niebawem wydarzy, nie mogło wyjść bez sprawdzenia oraz odseparowania każdego niebezpieczeństwa. Teraz będę potrzebował twojej pomocy. Ona zginie. Rozumiesz? Zginie jak ci kasyczi razem z 3024N. – Łysy szukał w nim wsparcia. Opoki, na której może oprzeć swoje nadzieje.
Rush wszedł w głąb Arnemi. Przycisnął dłoń. Zablokował wejście. Rozejrzał się. Wciągnął powietrze. Przełknął ślinę. Otworzył dłoń. Wypadła kapsułka. Zamknął oczy. Rozchylił usta. Zagryzł zęby. Ugiął kolana. Usiadł.  I zmarł.
A bynajmniej miał taką nadzieję.

Ale przecież było ich dwoje.

Rozdział 45

– Macie szczęście, że Śledzie są obok Wyładowni. – Hurys zwrócił się do dowódczyni, maszerując razem z nią na przodzie.
Zaraz za nimi z kroczyła nieobecna Dri. Nastolatka starała trzymać się dzielnie po swojej stracie i pomóc im jak najlepiej potrafiła. Była wdzięczna, że Nikol jej nie odsunęła od akcji i nie została, tak jak reszta dziewczyn, razem z JEJ ciałem, bo w końcu “im mniej osób biega po budynku tym lepiej”. Musiała odciągnąć myśli. Musiała przestać myśleć. Cieszyła się, że Nikol jest tak bardzo niedoświadczona, bo mogła się na coś nadać.
– Śledzie to potoczna nazwa miejsca do którego idziemy. – mruknęła, za co została obdarowana dotykiem wdzięczności od Nikol, która złapała ją za ramię.
Hurys obejrzał się na nią przez ramię. Na jego idealnym czole malowała się delikatna bruzda.
– A ty skąd możesz to wiedzieć?
Był ewidentnie zdziwiony.
Czekał na jej odpowiedź, ale się nie doczekał. Dziewczyna spuściła głowę i już jej nie podniosła ani nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Odpuścił ze względu na to, że to nie był czas i miejsce, żeby wyciągać z niej informacje, skąd wie rzeczy, których nie powinna posiadać. Jednak jeśli nadarzy się okazja, na pewno to zrobi.
Gdy Hurys już się odwrócił, Dri zerknęła na Ashe, która tak samo jak Nikol, miała na sobie mundur i broń na plecach. Gdyby była tu Crashi to ona zajęłaby jej miejsce – pomyślała. Poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Odepchnęła to od siebie. Starała się skupić. Nie chciała, żeby przez jej smutek całą misję szlag trafił. Wyciągnęła więc Papier i przygotowała się, żeby mieć już wszystko gotowe na miejscu.
Ściany korytarzy znacznie różniły się od eleganckiego wnętrza w kulistym budynku. Tu pokrywał je szary metal, który wydawał się być jeszcze wytrzymalszy niż tamten materiał. Ciszę przerywał tylko dźwięk stąpających butów Nikol. Ona nigdy nie była uczona ich gracji. Jej kroki nie płynęły, nie były aż tak dostojne, lecz głośne i ciężkie.
Dziewczyny sięgnęły za plecy i chwyciły broń. Wszystkie przystanęły, a Hurys ruszył dalej, ze względu, że Śledziarze oglądali przez kamery, co działo się przed ich drzwiami. Hurys odszedł kawałek od towarzyszek i nagle skręcił na jedną ze ścian. Wejścia niczym się nie różniły od tych, które już znały. Wszędzie były takie same, lecz zależnie od budynku zmieniały się zabezpieczenia. Tu jednak one ich nie obchodziły. O dziwo.
Hurys nawet się nie obejrzał. Uniósł tylko dłoń i przycisnął do czytnika, by dać tamtym znać, że jest na zewnątrz. Nie miał tu osobistego dostępu, gdyż ten przedział nie należał do jego działu. Drzwi rozsunęły się, a na progu stanęła kobieta. Nie zdążyła zapytać, o co chodzi. W tym momencie Nikol i Asha wparowały do środka taranując ją. Nikt nie zdążył zareagować. Nikt nie zdążył wezwać pomocy. Po prostu było już dla nich za późno.
Dri usłyszała tylko cztery, ledwo słyszalne strzały, jeden po drugim i ani jednego słowa. Jako zwykła piętnastolatka powinna poczuć się przestraszona, czy chodźby się wzdrygnąć, pisnąć, ale ona nie odczuła tego na żaden sposób. Wiedziała, że właśnie w tej chwili zginęli jej pobratymcy. Kasyczi, którzy mieli rodzinę, przyjaciół, możliwe że dzieci, lecz jej serce napędzała tak potężna nienawiść do nich wszystkich, że żałowała iż były to tylko cztery strzały, a ona nie posiada własnego karabinu. Żałowała, że nie mieli gazu trującego, który powoli rozrywałby ich od środka. Na to wyobrażenie przymknęła oczy. To właśnie przez nich ważna w jej życiu osoba nie może wrócić do przyjaciół, rodziny i dokończyć swojej własnej, niepowtarzalnej historii.
Już nigdy.
Uniosła głowę wysoko i dumnie stanęła obok Hurysa, nie patrząc na niego. On przyłożył swoją dłoń, by znów uzyskać dostęp. Dziewczyny wpuściły ich. Gdy wchodzili do środka, dwa ciała zostały już oparte o ścianę. Dri spojrzała bezwiednie na twarze, które widziała pierwszy i ostatni raz w życiu, które wydawały się jakby spały, zmęczone po ciężkim dniu pracy. Poczuła wyrzuty sumienia i smutek na to, co się stało, ale odepchnęła te myśli w daleki zakątek mózgu i zakneblowała je. Wolała żyć z nienawiścią, było jej po prostu łatwiej. Odwróciła wzrok i podeszła do wielkiego komputera. Za nią stała Nikol i Asha, które obserwowały obrazy z kamer. Z ulgą zauważyły, że korytarze nie zostały w nie zaopatrzone. Oprócz jednego.
Tam.
Nikol przesunęła wzrokiem po pozostałych nagraniach, zauważyła, że jeden był ciemny, wyłączony.
– To musi być Wyładownia. – zauważyła Asha, na co przytaknął Hurys.
– To moja robota, nie musicie dziękować.
Mężczyzna położył  dłoń na piersi, lekko się kłaniając. Nikol obejrzała się na niego z uniesioną brwią, ale machnęła na to ręką.
– Ile potrzebujesz na wgranie wirusa? – Nikol zwróciła się do Dri, która ze skupieniem skakała wzrokiem z wielkiego ekranu na, wydający się śmiesznie mały, Papieru.
– Zero. – odpowiedziała, gdy podniosła głowę i wpatrzyła się w obrazy z kamer. – Gotowe.
Nagle jeden po drugim zaczął gasnąć. Nikol, Asha i Hurys dołączyli do Dri. Razem podziwiali jak droga ucieczki, ładnie się dla nich toruje. Wszystko zgasło.
– Nikt się nie zorientuje?
Dri pokręciła tylko głową na pytanie Ashy, która była pod wrażeniem jej umiejętności.
– Nie, dopóki nikt nie przyjdzie tu w odwiedziny.
Wstała z krzesła i schowała Papier.
– No co? Dalej, szybko, idziemy!
Popchnęła Ashe i Hurysa w stronę wyjścia. Mężczyzna zaczął się śmiać i uniósł ręce w geście kapitulacji.
– Dobra, dobra, mała. W takim razie dajcie mi Ciotkę i idę. Połączyłaś ją już z waszym Papierem?
Hurys wyciągnął rękę, żeby odebrać rękawiczkę od Nikol, która prychnęła ze śmiechu. Odkąd pojawił się ten facet śmiała się więcej razy niż podczas tych kilku miesięcy, a problem polegał na tym, że nie są to dobre momenty na wygłupy. Sytuacja cały czas wymagała od nich powagi i pełnego zaangażowania. Czuła się też źle, ze względu na Crashi. Miała poczucie jakby ją zdradzała. Zaraz się opanowała i odchrząknęła.

Hurys poprawił Ciotkę na ręce. Kątem oka zerknął, czy nie odkleiła się od rękawiczki. Opanował się, żeby wyglądać jak zwykle. Całe przedostatnie piętro należało do GS-u. Było najmniejsze. Znajdowało się pod wodą. Tylko Starter miał miejsce na powierzchni. Dodatkowe zabezpieczenie.
Gdy tylko zjawił się u celu, od razu poczuł, że Sroki go obserwują. Kamery nie zostały wyłączone, ale zabrano im “wzrok”, by nie wzbudzać podejrzeń ich bezruchem. Jednak nie tylko one go powitały, gdyż skupił na sobie uwagę także ochrony. Pomimo wieloletniej znajomości z tymi kasyczi, czuł się tam jak intruz, którym zresztą był. Poza tym ich kontakty były równe nicości, wiedzieli tylko kim on jest, on znał ich i na tym koniec.  Żadnych wspólnych wieczorów i przyjaźni.
A teraz zobaczymy jak mnie ugoszczą. – pomyślał, zupełnie nie był pewny co zrobią. Zazwyczaj nie zapuszczał się w te rejony.
– Hurys? Czego tu szukasz? Zgubiłeś się?
Prescot jako pierwszy ruszył w jego stronę. Świdrował go nie ufnymi oczami, które widział przez szybkę hełmu. Jako ochroniarze tak ważnego miejsca, mieli przy sobie karabiny i mundury żołnierskie, ale z widoczną twarzą.
Hurys przyspieszył krok, żeby szybciej znaleźli się obok siebie.
Nie, zwiedzam zakątki.
Coraz bardziej tracił zaufanie Prescota, który dokładniej mu się przyglądał. Hurys zbliżył się do niego i powiedział przyciszonym głosem:
– No, a tak na poważnie, to jestem tu, bo ostatnio przeglądałem Musesery i znalazłem coś, co może ci się spodobać. – Poklepał swoją sakiewkę.
Prescot zerknął na nią. Zmarszczył brwi.
– Co masz na myśli? – Także ściszył głos i przesunął się tak, by zakryć obraz koledze z warty..
Hurys spojrzał mu w oczy, mówiąc nimi: “Wiesz co”. Zauważył, że przypadła mu do gustu taka odpowiedź.
– Ludzkie? – mruknął ledwo słyszalnie.
Hurys kiwnął głową. Mężczyźnie powiększyły się źrenice.
– Skąd?
Przybysz uśmiechnął się dumny ze swojej zdobyczy.
– Finlandia, a druga ze Szkocji.
Gdy tylko te słowa wyszły z jego ust, twarz Prescota wykrzywiła się w niedowierzaniu, a na twarz wbłąkało mu się zadowolenie. Pokiwał głową z uznaniem i oblizał usta, ale nagle spoważniał i zmarszczył brwi.
– Kłamiesz.
Hurys położył dłoń, na której miał założoną Ciotkę, na ramię Prescota i ścisnął je, by mieć pewność, że ona tam zostanie.
– Dlaczego miałbym kłamać?
Hurys zabrał rękę i przechylił głowę, po czym wzruszył ramionami.
– No, ale jeśli nie chcesz… Szkoda, żeby się zmarnowało, chyba że sam skosztuje. – droczył się z nim.
Odwrócił się, ale Prescot szarpnął go, żeby znów patrzył mu w oczy.
– Dobra, dzięki. Przyjdę po to jeszcze dziś, ale jeśli komuś powiesz… – zawarczał, gdy dźgnął go palcem w pierś.
Hurys uniósł ręce do góry.
– Bez obaw. Jestem porządną firmą. – puścił mu oczko, ukłonił się delikatnie i ruszył do wyjścia.
Gdy odchodził, słyszał szmer rozmów ochroniarzy, w której Prescot nazwał Hurysa “ludzkim wrzodem”. Ten jednak uśmiechnął się na powodzenie misji i zjechał na sam dół.

Czekały na niego w Wyładowni. Dri nawet na chwilę nie spuściła uwagi z Papieru, cały czas bacznie słuchając każdego najmniejszego szmeru, natomiast gdy Hurys wrócił do nich, Nikol poszła go wypytać razem z azjatką. Jeszcze nie zdążyły zadać żadnego pytania, a on już odpowiedział.
– Wszystko w porządku, żyję, Ciotka została. Wszyscy są szczęśliwi, ja wykonałem swoją robotę, no więc na razie, cześć. – odwrócił się w stronę wyjścia i machnął im ręką na pożegnanie.
– Hurys! – zawołała Nikol.
– Co? – zwrócił się w jej stronę.
– Zostawiasz nas? A jeśl będziemy cię potrzebować?
Nikol nie chciała żeby odchodził. To dzięki niemu są o dwa kroki od domu. Wzruszył ramionami.
– Mam zostać?
– A mógłbyś? – zapytała, przechylając głowę na bok.
– Mógłbym. I tak zajmujecie moje miejsce pracy.
– Twoje miejsce pracy? – Nikol zdziwiła się i rozejrzała po Wyładowni.
Nie spodziewała się, że tak łatwo jej pójdzie.
– Ty zajmujesz się odpadami?
– Na to wygląda skoro tu pracuję. – zaśmiał się i uniósł brew na pytanie dziewczyny.
– No tak… – odchrząknęła. – No to w takim razie czekaj z nami. Długo będziemy czekać aż wyjdą?
– Jeśli  jest tam Flis to życzę powodzenia, ale jeśli traficie na Małego Gupstiego, to obstawiam piętnaście minut, niezależnie kiedy tam wszedł. Podejrzewam, że już dostał informacje o mojej szkockiej, którą tak pilnie hodowałem. – westchnął i wyciągnął rękę w stronę Nikol. – To co się zakładamy?
Gdy ona wyciągała swoją, żeby mu podać, on zabrał własną i zaczął się śmiać. – Sorry, nie bawimy się tutaj w takie beznadziejne zabawy.
Dziewczyna przewróciła oczami zirytowana. Usłyszała cichy chichot Ashy.
– A tak na marginesie jesteście mi winne dwie butelki Złota i Szkła.
Wskazał palcem na dziewczynę z naburmuszoną miną.
– Hę? – jęknęła Nikol.
– Chce ludzką Whisky i wódkę. – zawołała Dri, cały czas skupiona na Papierze.
– Jesteś małym szpiegiem czy jak? – odpowiedział jej Hurys, rozkładając ręce.
– Dla ciebie mogę być prześladującym koszmarem, jeśli wolisz. – mruknęła pod nosem, ale specjalnie tak, żeby ją doskonale usłyszał.
– Uważaj przemądrzała dziewczynko, bo mama cię odda do ludzi. – fuknął już zirytowany.
– Twoja nawet nie musiała cię straszyć, bo szkoda jej było gdy patrzyła, że nimi jesteś.
Hurys gwałtownie ruszył w jej stronę w furi. Nikol momentalnie pojawiła się przed nim i złapała go żelaznym uściskiem za ramiona.
– Spokój obydwoje, bo właśnie zniżacie się obydwoje do dziecinnych pocisków. Jeszcze jedno słowo, a wymienie na dojrzalszych od was ludzi.


Hurys miał rację. Niespełna dwadzieścia minut później Dri drgnęła gwałtownie i wykrzyknęła:
– Jest!
– Świetnie, podsłuch się sprawdził. – Nikol powiedziała sama do siebie.
Wszyscy w ułamku sekundy znaleźli się przy niej, robiąc przejście dla dowódczyni.
– Usłyszeli cichutki głos w oddali, wydobywający się z Papieru.
– No i świetnie – Asha klasnęła w dłonie.
– No nie do końca. – odezwali się na raz Hurys i Dri. Jedno mierzyło wzrokiem drugiego.
– Czemu? – wtrąciła się Nikol.
Głos jest za cichy. Może nie wyłapać wszystkiego dokładnie. Wystarczy, żeby końcowa litera się zmieniła, akcent będzie nie taki, a jakby to delikatnie ująć… Wyrżną was niczym Stalin. – Hurys przekrzywił głowę.
– A nie możecie tego powtórzyć? – zdziwiła się dowódczyni. Hurys prychnął.
– Spróbuj, cwaniaczko. Nie połam języka po drodze.
Kto bramy niebios przekracza, ten w piekle do końca świata się w nim stacza
Wzruszyła ramionami.
– Masz polskie korzenie? – zaciekawiła się Dri, puszczając jeszcze raz nagranie.
– Tak, moja babcia była Polką. Bardzo dbała o nie zacieranie się jej rodowego języka.
– Co to oznacza?
Nikol przetłumaczyła im zdanie. Dri zamyśliła się, a Nikol zachichotała na bezsens tych słów.
– Ostatnie ostrzeżenie. Jeśli przejdziemy poza mury, nie wrócimy. Zostaniemy w “piekle”. – Dri powiedziała sama do siebie.
Przymknęła oczy, czując dziwne łupanie w tylnej części czaszki. Dotknęła tego miejsca.
– Mam jakieś dziwne uczucie, które mówi, że to nie tylko zbędne zatrzymanie nas. – Zamyśliła się. – Coś mi się przypomina, nie wiem co…
Pokręciła głową.
I bardzo dobrze że nie trzeba będzie wracać, bo ja nie mam w najbliższych planach odwiedzać tego miejsca. – Asha odeszła od kręgu i wzięła się za zbieranie rzeczy, które będą potrzebne na ostatnie dwa zadania.
Nikol przyjrzała się Dri, najpierw myślała, że żartuje ze swoją niepewnością co do powrotu, ale gdy spojrzała na jej twarz wiedziała, że ma wątpliwości. Nic nie rozumiała z tego. Złapała ją na wyciągnięcie ramion.
– Dri, teraz? Teraz, gdy mamy wrócić do domu? Przypomnij sobie ojca, on czeka na ciebie. Musisz iść. Musimy zrobić to wszystkie razem.
Wyciągnęła ręce do kobiet stojących obok niej.
Razem. Zrobimy to. Tak, życie jest piekłem, ale wolę wolne piekło niż zamknięte, którego nie mam szans odbudować.
Patrzyła jej prosto w oczy. Nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wokół, ale widziała, że wszystkie złapały się za dłonie. Nikol wypuściła kobietę, którą trzymała i podała rękę Dri. – Spróbuj ze mną pomalować świat kolorowymi kredkami.
Nastolatka wydawała się niepewna. Cały czas miała w sobie jakiś niepokój. Spojrzała Nikol w oczy a następnie na kontenery. Przymknęła powieki. Zwróciła się do dowódczyni i zamknęła łańcuch.
– Zróbmy to dla Crashi. Nadajmy koloru.
Nikol była szczęśliwa, że Dri przyłączyła się do nich, a jej chwilowe wątpliwości poszły w niepamięć. Obawiała się jednak kolejnej obietnicy, która doszła do cały czas rozrastającej się listy.
– No więc zaczynamy akcję: Dom.

Podzielili się na dwie grupy: grupa Delete i dwuosobowa – Skunks. Pierwsza miała za zadanie usunąć ochronę spod GS-u, a następnie schwytać uciekających Kluczników. Skunks organizował substancję duszącą i wtłaczał go do rur dostarczających tlen. Nikol stanęła na czele tej pierwszej, a  Hurys drugiej.
Omawiała dokładny plan bojowy ze swoimi kasyczi. Hurys natomiast ruszył w przeciwną stronę – do kontenerów. Dri nie poszła za nim. Stanęła w bezpiecznej odległości. Nie chciała tam być.
Facet otworzył kontenery tam, gdzie znajdowały się Musesery. Przerzucał wszystkie substancje, poszukując tej ze wzorem CCl3NO2
    Gdy w końcu się wyprostował, trzymając w ręku metalowy pojemnik z białym napisem, uśmiechnął się sam do siebie i podszedł do swojej “prawej ręki”.
– Co to? – zapytała Dri.
Chciała sięgnąć po rzecz i przyjrzeć się dokładniej, co to za wzór chemiczny, ale nie dostała jej. Hurys wyciągnął rękę dalej, jakby trzymała jego skarb.
Chloropikryna.
On uśmiechnął się znacząco, a ona kiwnęła z uznaniem.
Pary chloropikryny silnie drażnią błony śluzowe oczu i dróg oddechowych wywołując łzawienie, kichanie i kaszel. Działa dusząco z objawami w postaci bólu w okolicy żołądka, wymiotów i obrzęku płuc. Wtłoczona do wentylacji nie powinna zostać wykryta, a Klucznicy będą musieli uciekać.
– Teraz trzeba znaleźć, która rura dostarcza tlen do GS-u.
Papier
– Wiem, ale powiedziałem ci nie wprost, że ty masz to sprawdzić.
Dri wywróciła oczami na jego słowa, ale szybko przewertowała informacje, by znaleźć drogę.
– I jak? Gotowi?
Podeszła do nich Nikol w mundurze wojskowym, trzymając kask w ręku.
– Tak, teraz ustalamy tylko miejce.
Dobra, to my już idziemy.
Gdy Nikol stanęła w wejściu, Dri zdążyła ustalić własną trasę.
– Wiem, gdzie to jest.
Hurys ruszył przodem, a Dri schowała Papier i dołączyła do niego.

Wszystko ładnie się układa według planu. Nikol się tym niepokoiła, bo nigdy tak nie było. Dostała informację, że substancja trafiła do rur, oni też radzili sobie bez jakiś niepowodzeń. Delete dała radę z ochroną. Zresztą, była ich dwójka, chociaż trzeba im przyznać, bo szeregi dowódczyni wyszczuplały. Czekali. Jak zakładali, Klucznicy opuścili GS. Złapali ich i jednego nagrali mowę. Dowódczynię zastanawiały jego słowa:
– Wejdźcie, zapraszamy w nasze nieskromne progi. I tak daleko nie zajdziecie. – powiedział Klucznik.
Najdziwniejsze było to, że oni w ogóle nie wyrywali się, może mieli pewność, że ich nie zabiją?
– Myślicie, że jesteście panami, bo wam się udało?
Chytry uśmiech Klucznika napawał Ashe niepewnością.
– On i tak was znajdzie. Już was znalazł. Bawi się z wami.
Kobiety musiały go trzymać, gdyż zginał się w pół w duszącym kaszlu, tracąc siłę w nogach.
– Blefuje? – zapytał Hurys Nikol tak, by tylko ona go usłyszała.
– Nie wiem, ale możliwe, chociaż jestem w stanie uwierzyć.
– I co teraz?
– Nic. Idziemy dalej. Może próbować wywołać w nas strach, żebyśmy uciekli.
Nikol podeszła do Klucznika.
– Jesteś nikim i on to wie. Wszyscy to wiemy. Oprócz nich. – Mężczyzna wskazał na otoczenie.
Dowódczyni wywróciła oczami z westchnieniem na ten cały przedłużający się teatrzyk i objęła jego głowę, a następnie jednym szarpnięciem przekręciła ją. Poczuła, jak ciało zrobiło się bezwładne.
W grupie nastał niepokój, ale ona musiała pokazać im, że nic się nie dzieje, a wszystko idealnie się układa. Wzięła się więc, jak gdyby nic, za podnoszenie powiek Klucznika.

Do GS-u dostali się bez większego problemu. Dri poradziła sobie z kodami a następnie ruszyli na dół, do kontenerów, by stamtąd wejść na pokład Jaskółki, która przewoziła odpadki na ląd. Znaleźli sobie miejsce między nimi i starali się ulokować bezpiecznie. Dri zajęła się startem i przekazaniem informacji o wylocie oddziałowi Rusha. W mgnieniu oka otrzymali odpowiedź, że przechwycą ich nad oceanem Spokojnym.
– Ruszamy. – powiedziała Dri, gdy kliknęła ostatni przycisk. Nikol wzięła ją za rękę.
– Ruszamy do domu.
– Nie mogę w to uwierzyć.
Nikol ścisnęła ją za rękę.
– A jednak nie jest ze mnie aż taka oferma.
Zachichotały.
Gdy się uśmiechnęła, poczuła jak maszyna startuje. Już dawno nie była z siebie taka dumna. Udało im się. Zrobili to. Uratowała ich. Chociaż raz.


– Dawno, dawno temu żyła sobie ludzka królewna, którą nazywano Królewną Śnieżką. Jej macocha kazała ją zabić za to, że była od niej piękniejsza. Zleciła to swojemu podwładnemu, lecz on miał zbyt dobre serce i nie wykonał tego. Macocha odnalazła Śnieżkę i w przebraniu starej kobiety, dała jej piękne, czerwone jabłko. Gdy Śnieżka je ugryzła, zasnęła. Mógł ją zbudzić tylko pocałunek prawdziwej miłości.
Blizna zaakcentował ostatnie słowo, unosząc swoje kąciki ust, lecz zebrani nie wzruszyli się na jego wrażliwość. Nie było osoby na tej sali, która nie wiedziała, że to nic dobrego nie znaczy. Ale czy na pewno?
– Nasza Królewna otrzymała swój pocałunek. Wybudziła się, a następnie żyła długo i szczęśliwie.
Jego przesycona słodycz wręcz obrzydzała niektórych, bądź nadawała grozy, co jeszcze bardziej napędzało ciekawość kasyczi.
– Jabłko. – powiedział jeden z grupy, wskazując na kapsułkę, którą Blizna trzymał w dłoni.
– I o to chodzi. Mamy królewicza, więc czas podać królewnie jabłko.
– Ale zaraz, zaraz. – podniósł się Patron Celny. – Wiemy, jak zadziałało jabłko na Śnieżkę, ale co jeśli dostałby je krasnale?
– My nie potrzebujemy krasnali, nam chodzi o Najpiękniejszą.
Zapadła cisza.
– Odpiąć je.

Nikol czuła jak spada. Wiele razy śniło jej się, że zsuwa się z łóżka, po czym gwałtownie budziła się przerażona, by ratować swoje życie, lecz to nie było takie spadanie. Przypominało powrót duszy do ciała. Spadanie powolne, lekkie i orzeźwiające. A następnie blok betonowy, ważący ponad sto kilo, uderzył w jej czaszkę.
Otworzyła oczy.
Jej mięśnie zastygły. Miała wrażenie, jakby wychodziły ze stanu zamrożenia. Zimno przechodzące przez jej ciało, spływało od czubka głowy i schodziło aż do palców, wywołując kilkusekundowe napięcia mięśni. Nigdy nie przeżyła czegoś podobnego.
Widziała, obraz przechodził przez nerw wzrokowy, ale tam pozostawał. Mózg odbierał bodźce, ale pobieżnie. Nie miał siły przekształcać ich w konkretną informację.
Słuch jednak zreperował się zaraz po tym, jak dudniący pisk przestał je ogłuszać. Wiedziała więc, że coś się dzieje. Ktoś chodził, mówił, potem pisk, trzask, szum, blask, wzrok, słuch, krzyk, cisza. Od nowa.
– Haahmmm... szzzz... – wciągnęła gwałtownie powietrze, zamykając oczy i spinając mięśnie, gdy poczuła że długa… bardzo długa igła wychodziła z jej karku.
Wtedy wszystko odeszło.
Znajdowała się w pozycji pół leżącej na jednym z tych siedzeń, które wpasowywało się w każde drgnięcie ciała. Po jej lewej leżała zdezorientowana Dri, która nie miała pojęcia co się dzieje ani co ma robić.
Witaj w klubie, siostro.
Z tego co zdążyła się zorientować, były w przyciemnionej sali, której światło nie raziło je w oczy. Pomimo słabego oświetlenia rozróżniła postać, która stała na środku pomieszczenia, z białą blizną, lecącą przez brew, oko i policzek mężczyzny. Na samym początku badał wzrokiem wszystkie kobiety po kolei, nie omijając ani jednej z dwunastu. Ale, jak myślała Nikol, nie zastygł on na niej, ale na nich.
– Moje drogie panie, przepraszam za wszelkie niedogodności, które ostatnio przeszłyście. Nazywam się Tyrezjasz. Świat zna mnie jako Blizna bądź Adgar, ale postanowiłem, że wy musicie poznać mnie nie tak, jak chciałem przedstawić się wszystkim, chcę żebyście wiedziały, kim naprawdę jestem. Nigdy nie zajmowałem się sprawami militarnymi, nigdy nikogo nie zabiłem. Nasz świat na to nie pozwala.
Rozejrzał się po kobietach z taką powagą, że strach było mu się sprzeciwić.
– Wojny przecież, to nie nasza bajka, a raczej ich.
W tym momencie wskazał na Nikol, a głowy zwróciły się ku niej. Nikt nawet nie szepnął.
– Znajdujecie się w instytucji, która ma też temu zapobiec. Wszystko to, co widziałyście, jest wytworem, który sam, a raczej z moim zespołem – dodał, wskazując na kasyczi stojących z boku – wam stworzyliśmy, ale nie do niecnych celów, oczywiście. Nie chcieliśmy, żebyście odczuwały ból czy strach. Staraliśmy się wykonać wszystko to, co było konieczne. Nic, co dotychczas się stało, nie było prawdą. Było scenariuszem, który by się wydarzył zaraz po tym, gdy to stworzenie – znów wskazał na Nikol – wkroczyło by do naszego świata. Jeśli mi nie wierzycie, to spójrzcie na wasze ciała. Wcześniej znajdowały się tam blizny, czy są tam teraz?
Kobiety zaczęły oglądać swoją skórę. Była nieskazitelnie czysta jak wcześniej, zanim  się tu znalazły.
– Nie oszukasz nas kłamliwy sukinsynu. Myślisz, że przekonasz nas głupimi bliznami? Ich brak to standard każdego zabiegu!
Z któregoś siedzenia dobiegał głos, za którym Nikol nie wiedziała, że będzie tak bardzo tęsknić. Wymieniła mokre spojrzenia z Dri, bo żadna nie była w stanie nic powiedzieć. W tym momencie piętnastolatka miała gdzieś, czy wszystko co paplał jest prawdą, czy znów cholernym kłamstwem. Chodziło o to, że ona tam była.
– Crashi?! – wychrypiała, gdyż łzy zadusiły wydobywający się dźwięk z jej gardła.
– Dri? – odpowiedział jej głos pełen tęsknoty.
Następnie usłyszały, jak kobieta upada na ziemię. Ku niej zaraz znaleźli się kasyczi, by wtaszczyć ją z powrotem na siedzenie.
– Spokojnie, wszyscy żyją. Mówiłem, że nic nikomu się nie stało. – Tyrezjasz podniósł ręce, by uspokoić nagłe poruszenie.
– Chrzań się! Chcę ją zobaczyć! – krzyczała Crashi, wyrywając się kasyczi, którzy starali ją unieruchomić, by nie zrobiła sobie krzywdy.
– Przysuńcie je do siebie, bo jeszcze się uszkodzą. – Mężczyzna wydał polecenie dwóm pomocnikom, stojącym obok.
Nikol widziała tylko, jak siedzisko Dri wysunęło się i zniknęło za szeregiem pół leżących kobiet, z którymi spędziła pół roku w zamknięciu. Słyszała płacz i wzdychania, pocałunki i szepty. Niestety nie była w stanie dostrzec Crashi, pomimo że bardzo tego pragnęła, lecz wiedziała, że we dwie są sobie bardziej teraz potrzebne, a ona może poczekać. Nie zapomniała zresztą, że gdyby nie ona, nie byłoby całych tych zdarzeń. Pamiętała także jak złamała te wszystkie obietnice, które złożyła. Łącznie z tą, że razem doprowadzi do wolności obie.
– Może zacznę od początku. Rozumiem wasz niepokój, ale prosiłbym was, żebyście mi nie przerywały aż nie skończę i nie wyjaśnię wszystkich niejasności. – Tu zwrócił się do Crashi.
– Czterdzieści osiem godzin temu poddałyście się trastufilogonerytytalogi. Możecie mieć jeszcze problemy z powrotem do rzeczywistości i nie pamiętać, kim naprawdę jesteście. Otóż cała wasza dwunastka należy do Związku Bezpieczeństwa Narodowego i Środowiska. Zostałyście wybrane, żeby stwierdzić jakie zagrożenie może stwarzać obiekt 3024N. Został oskarżony o  możliwość stwarzania terroru i buntu w Narodzie, tworzenie zamieszek, doprowadzenie do destrukcji władz,  manipulacji, brak humanitarności i moralności oraz narażanie życia i zdrowia obywateli. Był to projekt, który miał przedstawić, co się wydarzy w państwie przez wprowadzenie informacji o życiu 3024N a następnie wtłoczenie go do naszego świata. Obiekt przeszedł fazy testowe, ale jak to już zauważyliśmy, nie jest zdatny do bytowania wśród obywateli. Kasyczi mu ulegają, przejmuje nad nimi kontrolę, gdy obierze cel, w projekcji był to przykład odzyskania matki, nic nie staje na jego drodze. Jest w stanie znieść wszystko, a nic nie jest dla niego przeszkodą. Emocjonalność ludzka przygasza zdrowy rozsądek, a w dodatku z zdolnościami otrzymanymi z genów kasyczi jest niezniszczalny. Dlatego zauważamy, że obiekt 3024N nie może powstać, gdyż będzie zagrożeniem dla nas wszystkich.
– Czekaj, czekaj… – wcięła się Nikol. – Jak to nie może powstać? A co ja, jakaś cholerna projekcja? Ja tu jestem! Nie dajcie mu się omamić. To wszystko znów nie jest prawdą. Ja jestem niebezpieczna? To on nas przetrzymywał, torturował i gnębił!
Ruchy Nikol stawały się coraz bardziej histeryczne i zamaszyste. Starała się przemówić do grupy kobiet, które jeszcze kilka minut temu oddały swoje życie w jej ręce.
Nie mogą uwierzyć w to. Nie mogą przejść na jego stronę. Jeśli jeszcze one staną przeciwko mnie, będę bez szans. Zresztą, czy widzisz jeszcze jakiekolwiek wyjście?!
– Nikol, jesteś sierotą o nieuleczalnej ludzkiej chorobie. Zgodziłaś się poddać eksperymentowi, bo nie chciałaś umierać na wysypisku. Nikt nie mógł ci pomóc, zwłaszcza że roznosisz dżumę posocznicową. – Wzruszył ramionami – Zresztą spójrz na swoje ciało. Pomóżcie jej zdjąć ubranie. – skierował się do pomocników.
Nikol jednak nie chciała ich pomocy. Gdyby ten przyległy materiał był pracy ludzkiej, rozerwałaby go na strzępy. Nie wierzyła w ani jego jedno słowo, ale podświadomie wiedziała co tam znajdzie. Najpierw szarpała tkaninę, aż w końcu udało jej się ją podwinąć i jej oczom ukazały się czerwone plamy na rękach.
To był płomień zapalający ląt, który rozbił ścianę blokującą wspomnienia.
Pamiętała sierociniec, Jacoba który był jej obiektem westchnień, a gdy w końcu odwarzyła się mu powiedzieć co czuje, prześladował ją ze swoimi kolegami. Pamiętała jak była wyszydzana, dzieciaki moczyły jej ubrania, kradły rzeczy dla niej ważne, podarły jedyne zdjęcie mamy, wyrzucały na nią jedzenie, biły, pluły, wyzywały, skarżyły na nią do opiekuna, przez co musiała odpracowywać kary, w czasie których wylewały jej wodę, przez co musiała sprzątać jeszcze raz, roznosiły liście, które zebrała, specjalnie brudziły buty, które wypastowała..
Pamiętała także, jak Weronika nagrała filmik, gdy jej koledzy...
Nie mogła się opanować. Jej ciałem ogarnęły spazmy płaczu. Kiwała się w przód i w tył, trzymając przed sobą ręce. Łapała się za włosy i wyrywała je kępami, wydając piskliwe dźwięki przy pobieraniu powietrza.
Pamiętała jak uciekła, jak dostała się wtedy na wysypisko śmieci. To tam ją znalazły i obudziły, gdy spała. Pogryzły zakażając i odeszły, zostawiły jak marny ogryzek. Potem pojawiły się plamy, choroba i oni. Piękni ludzie.
– Ty nie jesteś niczemu winna, Nikol. Po prostu chciałaś znaleźć miejsce, w którym mogłaś poczekać na śmierć. Pomogłaś nam tym, by dowiedzieć się że projekt połączenia naszych gatunków jest fatalnym pomysłem.
Dziewczyna nie słyszała już jego słów. Starała się pochłonąć w tym, co pamiętała. Wolała życie Nikol Ubesejret. Dziewczyny niezniszczalnej, silnej, pięknej, której nie było w stanie nic pokonać. Która nie znała pojęcia choroba, która miała rodzinę, przyjaciół, Nikol która została wyratowana przez Rush’a przed… przed nimi. Mężczyzna, który ją kochał, a nawet należał do grona osób, które ją kochały. Przy którym czuła się bezpieczna. I co z tego, że okazał się jej bliźniakiem… był, nie ważne pod jaką postacią. Miała matkę i ojca. I co z tego, że ojciec nie okazał kszty miłości, ale był. Była matka, która była najlepszą osobą na świecie. I co z tego, że została jej odebrana, ale była. Weronika stała się jej najlepszą przyjaciółką, Jacob przyjacielem, a życie było tak bardzo proste. Wolałaby przetrwać jeszcze pięć lat jako uwięziona Nikol Ubesjret niż jako Nikol bez nazwiska – zgwałcona sierota zakażona dżumą. Co z tego, że przed chwilą nie chciała. Nie wiedziała kim jest naprawdę. Nie wiedziała, co by straciła.
– Więc nie jestem super niesamowitą Nikol? – zapytała otępiała od płaczu i prawdy.
– Przykro mi, ale nie. Wcieliłaś się tylko w obiekt 3024N. – westchnął.
– Nie uleczycie mnie, prawda?
Nie miała siły żeby podnieść głowy. Nie chciała zresztą patrzeć na jego odmowę i umierać po raz drugi.
– Niestety wszystkie środki, które są przeznaczone dla nas, dla ciebie będą za silne.
Nikol opadła na siedzisko i tępo patrzyła się przed siebie. Dopiero teraz zauważyła tyle powiązań w ciągu życia jako Nikol 3024N.  Tęsknota za matką,   koszmary, marzenia o rodzinie, dzieciach, domu, własnym pokoju, labladorze, którego chciała nazwać To–czi, przyjaciółkach, prawdziwej osiemnastce spędzonej na zabawie i śmiechu, chłopaku, niezniszczalności przeciw chorobom i urazom, szczęściu… oraz wyjaśnia to także mądrość Dri.
– Czemu widziałam własną córkę?
Jej głos, który wydawał się martwy wywołał dreszcz w kobietach.
– Pomyśleliśmy, że projekcje zrobimy na podstawie twoich myśli i marzeń. Niekiedy twoje obawy i pragnienia wychodziły nam poza kontrolę, dlatego pojawił się błąd z dzieckiem. Pierwszy raz też coś takiego robiliśmy, więc pojawiło się wiele anomalii, między innymi najpierw dotarł do ciebie obraz, że Hershey chciał cię porwać i w nocy wynieść z Arnemi, a potem wszystko było jakby nic się nie stało. Mózg nie cofa tego co zobaczył. Musieliśmy to zmienić w zwyły sen.
Kiedy Tyrezjasz zauważył, że dziewczyna nie będzie w stanie zapytać o nic więcej, zwrócił się do Związku Bezpieczeństwa Narodowego i Środowiska.
– Możecie się udać do swoich rodzin.
W pomieszczeniu się rozjaśniło, a ściana naprzeciwległa zmieniła się w wielką szybę, za którą stali kasyczi. Kiedy kobiety ich zobaczyły w sali padły wzdychnięcia, płacz lub okrzyki radości. Na Dri i Crashi także ktoś czekał. Mały chłopiec przyciskał nosek do szyby, czekając aż jego mamusia wyjdzie z pokoju. Blondynek kręcił się niespokojnie, a gdy tylko Crashi go ujrzała popadła w głośny szloch. Momentalnie wyskoczyła z siedziska i podbiegła do szyby. Przycisnęła dłoń do dłoni malucha i oparła rozgrzane czoło o zimną powierzchnię.
– Dlaczego przesłałeś mi, że on nie żyje?!
Crashi znajdowała się między ciężką furią, szczęściem i ulgą. Jej ciało trzęsło się od drgawek z nawału tego wszystkiego, a oczy nawet na moment nie odeszły od jej synka.
– Musieliśmy stworzyć wam różne osobowości i historie związane z przeszłością i wojną. Zrobić taki obraz, jakby wyglądał podczas niej.
Dri także znalazła się blisko szyby. W nią wpatrywał się wysoki, przystojny mężczyzna. Teraz już wszystko pamiętała. Nie miała żadnych piętnastu lat, człowiek za szybą także nie był jej ojcem, lecz miłością, a z Crashi tak naprawdę nigdy nie była w przyjaźni. W rzeczywistości unikały się jak ognia, ale to doświadczenie, ta wojna, zmieniła je. I obie o tym wiedziały. Bynajmniej Dri tak czuła, że już nigdy nie będzie tak samo. Crashi odwzajemniła jej spojrzenie i złapała za rękę.
Po prawo otworzyło się wejście.
– A teraz udacie się razem z moimi przyjaciółmi do swoich rodzin. – Tyrezjasz wskazał na dwóch mężczyzn stojących w korytarzu.
W sali zrobiło się poruszenie. Jedne o własnych nogach ruszały we wskazanym kierunku, inne z pomocą koleżanek. Pchały się, by jak najszybciej dostać się na zewnątrz. Tylko Nikol pozostała otumaniona na swoim miejscu, bo niby gdzie ona miała się udać? Na swoich plecach poczuła dotyk. Myślała, że będzie stać za nią pielęgniarz, który zaraz wyrzuci ją na swoje wysypisko, lecz to Dri. Na jej twarzy był lekki uśmiech, a oczy miała wypełnione spokojem i współczuciem.
– Nikol, nie chcesz iść ze mną? Mamy dużo miejsca, poznasz kasyczi, za którym tęskniłam w projekcji. Będzie ci tam na pewno o wiele lepiej niż tutaj, samej.
Pogładziła ją po plecach, mając szczerą nadzieję, że nie będzie się opierać.
– Dri, ja umieram.  – wychlipała.
Nikol popadła w szloch. Rzuciła się na ciało przyjaciółki, zachłannie szukając ciepła, pomocy i miłości. Rzeczywistość napierała na nią, miażdżąc i nie dając nawet unieść głowy, zabierając oddech w płucach. Bezbronność dobijała ją do samego dna.
– Ćsii… księżniczko, nie daj żeby to wygrało nad tobą.
Na to jedno słowo jej serce jakby się zatrzymało. Czuła bezdenną pustkę, która ciągnęła ją do siebie i zrzerała wszystko co w niej pozostało. Ból rozszarpywał ją od środka. Rush nazywał ją księżniczką. Rush z projekcji, którego nie ma i nigdy nie będzie, który jest jej zwykłym wyobrażeniem. To bolało ją bardziej niż świadomość, że z minuty na minute śmierć kroczyła coraz szybciej. Nie mogła sobie poradzić z tym wszystkim. Nie na jeden raz.
– Nikol! – miała wrażenie jakby słyszała jego głos.
W brzuchu poczuła supeł, a oczy znów łzawiły, nie dając sobie wyschnąć.
– Co się dzieje? – mruknęła Dri.
Obserwowała poruszenie, które wybuchło w sali. Kobiety zostały cofnięte z korytarza. Na zewnątrz rozlegały się krzyki i bieganiny. Pomocnicy Tyrezjasza rozeszli się w różne strony. Jedni wybiegali, inni wpychali do środka osoby, które wyszły, padały rozkazy i wszyscy z personelu nagle wyciągali broń.
– Co się dzieje? – krzyknęła znów, ale tym razem w stronę Tyrezjasza, on jednak wydawał się opanowany.
Dri zauważyła, że ściana za którą wiedzieli rodzinę, zgasła i znów stali przed wielką niewiadomą.
Nikol, nie podoba mi się to. Nikol, opanuj się.
Kobieta szarpała dziewczynę, gdy dostrzegła, iż wszystkich ustawiano pod ścianą, a personel przygotowywał broń.
Nikol też to zauważyła. Łzy przestały jej płynąć, a mózg znów stawał w gotowości. Czuła znajome uczucie siły. Czas zwalniał, gdy złapano ją za rękę i pociągnięto w przeciwną stronę niż jej towarzyszki. Dri została odciągnięta od niej i prowadzona do reszty. Dziewczyna obróciła głowę, widziała przerażenie w jej oczach i rękę, którą wyciągała w jej stronę w geście pomocy.
Nie potrzebowała więcej do namysłu. W pół obrotu uderzyła oprawcę łokciem w mostek, dzięki czemu uwolniła rękę. W tej samej chwili złapała za jego głowę i rozkwasiła mu nos kolanem. Sięgnęła po broń, która wypadła mu z ręki i wykonała strzał.
Wtedy się zaczęło.
Odwróciła się w stronę towarzyszek. Nagle jak na rozkaz padły strzały. Jedna po drugiej osuwała się po ścianie. Powstał wrzask pomieszany z jękiem, świstem postrzałów i krzykami bólu. Znane jej kule smarzyły ciało prądem, te były zupełnie inne. Ofiara padała w spazmach, wrzeszcząc jakby była palona żywcem. Nikt nie wiedział co się dzieje. Nikt nie wiedział czemu się to wszystko dzieje.  W tamtym momencie każdy próbował walczyć o życie.
Krew płynęła znacząc wszystkie buty, niczym znamię Kaina. Ktoś próbował udawać martwego, inny rzucał się na kasyczi z bronią, a w następnej chwili leżał na ziemi wijąc się po niej, wypełniając krzykiem salę. Asha jednak nie miała okazji na żadną z tych opcji. Nikol widziała tylko, jak szuka ratunku w kimkolwiek. Odnajduje w sali ją. Patrzy jej w oczy z przerażeniem i przegraną, a następnie pocisk spalał jej ciało. W jej organizmie następował rozkład komórek. W jej wrzask zlał się z bólem Alendry i wszystkich tych, którzy powoli umierali, hodując w swoim ciele niczym zapalnik pocisk.
Crashi nie czekała na nic, złapała głowę kobiety, która odwrociła się na krzyk ofiary Nikol i skręciła jej kark, dobywając broni. Zdążyła zdjąć dwóch, jednego, który jako pierwszy trafił do jej oczu i tego, który znajdował się najbliżej Dri. Tylko tyle i dostała prosto w szyje. Jej kolana momentalnie zgięły się, pozwalając by ciało kobiety uderzyło o posadzkę. Nastąpił skurcz wszystkich mięśni gładkich i poprzecznie prążkowanych. Wtedy wydobyła z siebie wrzask, który pomimo całego zgiełku, rozpoznała Nikol, lecz było już za późno. Za późno na wszystko. Dziewczyna wypatrzyła w tłumie Dri. Wyczuła pocisk lecący w swoją stronę, przed którym się uchyliła i zdjęła jego właściciela. W następnej sekundzie była przy przyjaciółce, stawiając jej życie ponad wszystko. Było ich za dużo. Zbyt wielu na ich dwunastkę. Zbyt wielu na nią jedną. Nie nadążała strzelać do oprawców. Miała wrażenie, jakby większość skupiła sobie na celu ją i Dri. Może dlatego, że wszyscy spod ściany zostali rozstrzelani. Nie pomagało wyczerpanie, które zjadało jej mięśnie. Problem polegał na tym, że nigdy nie czuła takiego zmęczenia podczas reakcji obronnych organizmu, łapało ją zbyt szybko. Jej celność stawała się niechlujna, że musiała poprawiać strzał. Nawet, gdy Dri próbowała jej pomóc w ostrzeliwaniu przeciwnika, nie nadążały. Nikol miała wrażenie, jakby cały czas ich przybywało. Potem już to wiedziała, bo ich zamiast ubywać, robiło się coraz więcej. Nikol znów poprawiła strzał. Wyczuła następny pocisk, naprawdę go wyczuła, lecz wiedza o nim to za mało. Poczuła jak Dri osunęła się na ziemie. Jej ciało rzucało się po ziemi, gorzej niż podczas ataku padaczki. Z jej ust wydostał się ogłuszający krzyk, rozrywający nie tylko bębenki.  
– Nikol!
Przez salę rozszedł się wrzask Rusha. Jego serce stanęło, na widok kręgu utworzonego wokół dziewczyny i dziesiątki pistoletów skierowanych w jej stronę. Było już za późno.
Usłyszeli świst, a następnie ciszę.
– NIKOL!!!! – ryknął Rush, który momentalnie zaczął się przedzierać w jej stronę.
Jego oddział zaczął strzelać do uzbrojonego koła. Nim zdążył dobiec do martwej dziewczyny, wszyscy jej oprawcy zostali zamordowani. Chłopak rzucił się na kolana przed jej ciałem. Powietrze stanęło w jego płucach, a ręce drżały mu jak porażone prądem.
Księżniczko… – wydusił, gdy musnął jej ramię, które nadal drżało. – Księżniczko…
Uniósł ją i potrząsnął.
– Obudź się. Nikol, obudź się. Nie rób tak, proszę, obudź się, proszę nie strasz mnie. Nikol, proszę otwórz oczy. Księżniczko nie baw się z nami. Zobacz, jestem tu, wróciłem. Odnalazłem cię, nie możesz mnie tak zostawić. Nikol… Nikol… NIKOL!!!
Z delikatnych bujań przeszedł do mocnego potrząsania jej ciałem. Głowa zwisała jej po boku huśtając się w rytm. Szloch zawładnął jego ciałem. Przycisnął ją do piersi i przytulał, jakby chciał żeby jego serce pobudziło jej do bicia. Gładził ją po włosach i składach na nich pocałunki cały czas wołając, żeby się obudziła.
Ale Nikol się już nie obudzi.
Bo było już za późno.

Na wszystko.