niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 36


Nikol klęczała razem z matką na zimnej podłodze, przytulone do siebie. Nie chciała, żeby ta chwila minęła, dlatego nie odzywała się. Po prostu tak siedziały. Przynajmniej w tej chwili, pomimo chaosu, który zaczął panować w jej życiu, mogła poczuć się tak, jak wcześniej, jak w domu. Dobrze znała te ramiona, zapach, ucisk w sercu.
Pamiętała bicie jej serca, oddech, dotyk.
Pamiętała wszystko.
Pamiętała wszystko, oprócz jednej rzeczy.
Twarzy. Nie widziała jej, ale nie przeszkadzało jej to. Ważne, że reszta została w jej pamięci.
Kocham cię. szepnęła Nikol. Dziewczyna poczuła, jak ręce wokół niej przyciągają ją do siebie mocniej.
– Ja ciebie też kocham.
Pamiętała głos. Głos, który odbijał się echem w jej głowie. Głos, który powoli nikną. Brunetka przerażona spojrzała na swoje dłonie, którymi jeszcze kilka sekund temu trzymała matkę. Teraz mogła cieszyć się tylko powietrzem, które ją zastąpiło. Serce zaczęło jej bić szybciej, a oddech miała nierówny. Rozejrzała się panicznie dookoła, ale była sama, w tym metalowym pudle.
– Mamo! Mamo, nie zostawiaj mnie! – wydarła się. – Nie możesz mnie zostawić! – ryknęła zapłakana. Łzy zaczęły ją dusić, ale ona nadal wzywała rodzicielkę. Bezskutecznie. Dziewczyna rozpłaszczyła się na lodowatej podłodze przyciskając policzek do ziemi.
– Nie zostawiaj mnie, mamusiu. – szepnęła.
– Jeszcze trochę. Szukaj, a mnie znajdziesz. – Usłyszała głos matki, ale nie pojawiła się. Zamknęła oczy, a do jej nozdrzy dobiegł zapach lasu, który głęboko wdychała do płuc.

Obudziła się zalana potem. Głowa pulsowała jej tępym bólem, ale zaczynała się do niego przyzwyczajać, gdyż migreny były na porządku dziennym. Raz lżejsze, raz cięższe. Leżała na plecach uspokajając oddech i patrząc w sufit. Znów poczuła zapach lasu, na co przymknęła oczy. Jeszcze trochę. Szukaj, a mnie znajdziesz. Ale gdzie mam szukać, mamo? Nagle zerwała się jak oparzona. Wpadła do łazienki i najszybciej jak umiała, doprowadziła się do porządku. W drodze do wyjścia podskakiwała zakładając buty i wybiegła.
Pędem ruszyła przed siebie. Słońce dopiero wschodziło, ale ona nie czuła się zmęczona, a wręcz przeciwnie, była pobudzona, podekscytowana. Pomimo tak wczesnej pory, na dworze pałętało się wiele osób. Serce zaczęło jej jeszcze szybciej bić, gdy tylko znalazła się na linii lasu. Manewrowała między drzewami, ale sama nie wiedziała czego ma konkretnie szukać. Szukaj, szukaj. Szukaj wskazówki! Energicznie machała głową na boki w poszukiwaniu czegoś, co mogło przykuć jej uwagę. Patrzyła w górę, na pomarańczowe niebo, oglądała gałęzie, ale nic. Nic nie znalazła. Ogarnęła ją euforia, gdy znalazła się w miejscu, gdzie nie było drzew, ale szczęście szybko ją opuściło, gdy zorientowała się, że trafiła na znaną jej polanę.
– Dajcie mi wskazówkę! Jestem! Dajcie mi coś, dzięki czemu odnajdę matkę! – wykrzykiwała rozglądając się dookoła. Wzrokiem przeszukiwała krzaki w nadziei, że zaraz ktoś do niej wyjdzie. Czekała. Czekała pięć minut. Czekała dziesięć minut.
– Tak wam zależy?! – wydarła sfrustrowana.

“Wiesz, co masz robić” – odezwał się znany jej głos w głowie. Jęknęła zirytowana. Nie odczuwała strachu, ale złość.
 Ależ oczywiście! Dlatego drę mordę, żeby ktoś mi właśnie powiedział, bo zwyczajnie mi się nudzi. Przewróciła oczami i rozsiadła się na trawie. Głos przez jakiś czas się nie odzywał.
“Zabij Rusha” – szepnął.
– Co ci w nim przeszkadza, co? – Dyskutuję z własną głową. Mądre. Opowiedz o tym znajomym, zobaczymy co ci powiedzą. Nagle dziewczyną owładną smutek. Zaraz, przecież ja już nie mam znajomych. Starych znajomych. Westchnęła i wyrwała garść trawy, po czym rzuciła ją przed siebie. Jeszcze jest Nika. Zamyśliła się na chwilę.


– Nikol, próbowałam. Ja naprawdę próbowałam! Chroniłam ją, ale oni ją zabrali. – wykrzykiwała zrozpaczona Nika.
Nikol nie rozumiała, o co jej chodzi. Złapała za ramiona przyjaciółkę i próbowała mówić spokojnie, ale głos jej drżał z przerażenia.
– Weronika, co się stało. Kogo zabrali? – Nika obejrzała się wystraszona za siebie. Obie słyszały czyjeś kroki.
– Twoją matkę! – pisnęła. – Ale oni są dobrzy. Nikol, Ciemne Dni są dobre. Nie możesz nikomu ufać, bo tu wszędzie są zdrajcy. Nikomu!  Rozumiesz?! Nikomu. Ciemne Dni są dobre. – szeptała, a Nikol ledwo ją zrozumiała.
Serce jej biło galopem. Poczuła mdłości, a na jej oczy naszła mgła.
– Weroniko Joy, zostajesz aresztowana za zdradę Narodu! – krzyknął, z końca korytarza Członek Pokoju, celując w dziewczynę bronią.
Nikol krzyknęła przerażona, a chwilę później Nika leżała przy jej stopach.


Tak naprawę to jej nie mam, bo i tak nie mogę się z nią zobaczyć. Zabrali ją i zamknęli, a ja zostałam sama.


“Zabij Rusha” – znów odezwał się głos.
Powtarzasz się, wiesz? warknęła. Dałbyś mi chociaż jakiś konkretny powód – Powróciła do maltretowania trawy. Myślała, że mózg znów zacznie powtarzać stałą formułkę, ale nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
“Przez niego zginiesz. Musisz żyć, a żeby to zrobić, musisz go zabić.”
Nikol wstała gwałtownie. Szukała kogoś rozbieganym wzrokiem, ale sama nie wiedziała kogo. Serce biło jej nierówno. Shell mówił coś podobnego, ale Rush mnie nie zabije. On jest dobry. Zamyśliła się.  Jesteś tego pewna? Jesteś czegokolwiek pewna?


Przed oczami stanęła jej ta sama wizja, którą widziała, gdy dotknęła dłoni Shella: Leżała na ziemi. Jej kończyny były rozrzucone na podłodze, co wyglądało na to, że upadła. Nie poruszała się. Nie oddychała. Po prostu leżała. Martwa.


Zaczęła cofać się w stronę lasu. Sama nie wiedziała od czego chce uciec, ale musiała jak najszybciej opuścić tamto miejsce. Teraz. Zalesiony odcinek pokonała biegiem. Zwolniła dopiero, gdy znalazła się na otwartej przestrzeni. Wsadziła dłonie w kieszenie i zgarbiła się, aby uchronić się przed wiatrem. Z zamkniętymi oczami dotarła do ścieżki. Gdy znajdowała się kilkanaście metrów przed swoim Arnemi ustała.
Usłyszała ciche kroki dochodzące z domu. Spięła się i nasłuchiwała. Kto to? Nikt nie wchodził tam, gdy mnie nie było. Na palcach, powoli podeszła do drzwi. Kroki ucichły. Przybysz westchnął i znów nastała cisza. Nikol poczuła adrenalinę. Oczyściła umysł i przeciągnęła dłonią po czytniku. Ściany się rozsunęły, a ona w dwóch susach znalazła się przy obcym. Jedną ręką złapała go za szyję, a drugą wykręciła mu jego rękę do tyłu tak, że pochylił się do przodu. Kopnęła w jego tył kolan, dzięki czemu na nie upadł, a ona popchnęła go na ziemię i przygniotła nadal dusząc. Wszystko trwało może z pięć sekund. Chłopak nie miał nawet czasu zareagować. Zaczął krzyczeć wystraszony i dopiero wtedy Nikol zobaczyła, że włamywaczem jest Shell. Szybko go puściła i pomogła wstać.
– Shell, co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona za zmarszczonymi brwiami. Niebieskooki skrzywił się i zaczął rozmasowywać obolałe ciało, przy okazji dostarczał do płuc tlen, którego go na chwilę pozbawiła.
– Przyszedłem sprawdzić jak się trzymasz i ogólnie pogadać. Co ty taka nerwowa? – Przyjrzał się jej zmęczonej twarzy, którą przetarła dłońmi, po czym przeczesała włosy i wypuściła powietrze ustami.
– Przepraszam cię. Jestem już padnięta przez to wszystko. Usłyszałam jak chodzisz i trochę się wystraszyłam. – Posłała mu przepraszający uśmiech i usiadła na łóżku klepiąc miejsce obok siebie, ale Shell zastanawiał się przez chwilę nad czymś, bo nie pasowało mu jedno zdanie w jej wypowiedzi. Zmarszczył brwi i zdziwiony popatrzył jej w oczy.
– Jak to? Usłyszałaś jak chodzę? Przecież te ściany są dźwiękoszczelne! Nie powinnaś nawet usłyszeć, jakbyś coś mówił! – Dziewczyna wyprostowała się nieznacznie, ale nic nie dała po sobie poznać. – Masz tak wrażliwy słuch?
Tak.
– Nie. – zaśmiała się i machnęła ręką. – Przejęzyczyłam się. Po prostu przeczuwałam, że ktoś tu jest, więc wystraszyłam się, kiedy cię zobaczyłam. A teraz gadaj, co słychać? –Uśmiechnęła się i znów poklepała miejsce obok siebie. Na szczęście chłopak odwzajemnił uśmiech i zajął miejsce. Uff. Pilnuj się, Nikol.
– Słyszałaś? – Przypomniało mu się coś, przez co był podekscytowany, a raczej smutny lub zaciekawiony bądź wszystko naraz. – Podczas ataku porwano Weronikę. Cela została zniszczona, a po niej ślad zaginął. Podejrzewają, że odbili ją i się do nich przyłączyła. – Shell przyglądał się białej twarzy dziewczyny. W jej oczach, którymi cały czas mrugała, widział przerażenie i rozpacz. Czarnowłosy przysunął się bliżej i przyciągnął brunetkę do siebie, ale ona nie reagowała. Pogrążyła się we własnych myślach. Czy to dobrze? Mama z nimi jest. To właśnie tam próbuję się dostać. Chyba. Nika mówiła, że oni są dobrzy, a ona prawie nigdy się nie myliła. Prawie.
– Nikol, wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony. Odgarnął jej włosy z bladej, zagubionej twarzy. – Wiesz! – zawołał. – Mam bliznę! Chcesz zobaczyć? – Próbował ją odciągnąć od smutnej informacji i zmienić temat. Na szczęście zareagowała na jego uśmiech i gwałtowny ton. Patrzyła na niego zdezorientowana, bo nie dosłyszała pytania, a może stwierdzenia.
– Chcesz zobaczyć moją bliznę? – powtórzył.
– Och! – Powróciła do normalności. Uniosła kącik ust. – Ta, jasne.
Shell podgiął koszulkę ukazując białą kreskę na brzuchu, przechodzącą przez całą jego długość. Nikol zdumiona wpatrywała się w linię. Uniosła dłoń i niepewnie, opuszkami palców jej dotknęła.
– Widzę grzyweczka, że chwalisz się dziewczynie blizną. Gratulację, chociaż jedna! Szkoda, że jest przypomnieniem tego, że nie umiesz się bronić. – Wyśmiał go Rush. Nikol wyprostowała się gwałtownie. Na jej policzki wpłynął rumieniec z powodu tego, że ją przyłapano i niedawnych wydarzeń, natomiast twarz brunetka pokazywała drwinę i wściekłość zaczynając od skrzyżowanych rąk na piersi, kończąc na zaciśniętej szczęce i morderczym spojrzeniu.
– Rush! Bombowo wyglądasz! – Shell wybuchł śmiechem, co jeszcze bardziej zdenerwowało chłopaka.
– Wiem, a ty uważaj, żebym się musiał cię wysadzić za drzwi. – warknął.
– Widzę, że załatwiasz problemy za jednym zamachem! – Shell zwijał się ze śmiechu, a Nikol nie wiedziała, czy  nie powinna tego zatrzymać, zanim niebieskooki się udusi, albo brązowooki zrobi to za niego.
– Shell weź się za siebie, bo masz tą grzywkę na ukos, jakby cię krowa polizała. – Czarnowłosy leżał nadal i się śmiał, ale szybko przeczesał włosy ręką. – Nie martw się i tak już brzydszy nie będziesz. – Rush posłał mu drwiący uśmiech, który chyba miał mu dać wsparcie. Shell odchrząknął i uspokoił się. Usiadł i zawiesił ramie na ramionach Nikol, na co Rush o mało nie udusił się ze złości. Zrobił krok do przodu, więc chłopak powoli ściągnął rękę, ale pozostawił ją na jej kolanie. Na buzię Shella wpełzł zwycięski uśmiech.
– Dobrze, że tobie brzydota nie szkodzi, to przynajmniej mam o kim pofantazjować. – Poruszał brwiami, a na twarz Rusha wpłynęła odraza. Chciał dać jakąś zgryźliwą uwagę, ale wciął mu się w słowo.
– Bombowo się gadało, ale muszę spadać. Pa, piękna. – Shell pocałował ją w policzek i ruszył do wyjścia, a bynajmniej chciał to zrobić, gdyż gdy tylko oderwał się się dziewczyny został powalony na ziemię. Rush złapał go za gardło i miażdżył stopą jego kolano.
– Jeszcze raz usłyszę obrazę na swój temat, a własnoręcznie cię wykastruję i powieszę za falki, jako flagę. – wyszeptał mu złowieszczo  do ucha, ale Shell wiedział, że nie tylko o to chodziło, przez co pomimo powagi sytuacji zaczął się kpiąco uśmiechać, gdyż na śmiech nie miał tlenu.
Dobra, chyba czas wkroczyć, bo go zabije. Nikol zamachnęła się i uderzyła Rusha w szyję, następnie zadała mu kop w bok, a on odleciał trzy metry i uderzył z impetem w ścianę. Potrząsnął głową zdezorientowany sytuacją i już się zamachnął, kiedy dowiedział się, że przecież ciosy zadała mu Nikol. Ta osłupiała chudzina, która stała przed nim z wystraszonymi oczami. Popatrzyła na swoje dłonie, a potem na chłopaka. Nie dobrze…Otrząsnęła się szybko i podbiegła do niego. Upadła na kolana i złapała go za twarz wpatrując się w nią. On był jeszcze trochę oszołomiony. Patrzył na nią zdziwiony.
– Rush! Rush, nic ci nie jest? – Badała go wszędzie w poszukiwaniu krwi albo złapanej kości. Nagle potrząsną głową i powrócił do rzeczywistości.
– Nie, nie wszystko jest okey. – powiedział i wstał, otrzepując się. Shell wystraszony patrzył się to na dziewczynę, to na chłopaka. Nie mógł tego zrozumieć, bo ta kupa mięśni trochę waży, a on nie dość, że odleciał, to jeszcze uderzył mocno w ścianę! Nikol przełknęła ślinę. Błagam, nie zadajcie pytań. Błagam.
– Chyba powinniście iść. – powiedziała patrząc na obydwu. Shell wstał i wyszedł oglądając się za siebie. Rush został.
– To było w liczbie mnogiej. – zwróciła się do niego wykręcając sobie palce, ale on zdawał się tego nie słyszeć tylko przypatrywał się jej poważnie przez jakiś czas, nie odzywając.
Co ci zrobili? – odezwał się z śmiertelną powagą. Nikol przyjęła minę, jakby nie wiedziała, o czym on mówi. – Wiesz, o co mi chodzi. – zagrzmiał. Wzdrygnęła się.
– Rush, nic mi nie jest. Po prostu włączyła mi się ta siła, co podczas walki. – wzruszyła ramionami. Chłopak pokręcił głową.
– Daruj sobie. Wiem kiedy kłamiesz. Wiem też, że to nie ta umiejętność, bo wtedy masz pustkę w oczach i dzieje się to tylko wtedy, gdy jesteś przerażona. – mówił nadal poważnie, uważnie się jej przypatrując.
– Bałam się o Shella. – odpowiedziała sprawnie.
– Znów kłamiesz. Nie boisz się mnie. Wiesz, że nic bym mu nie zrobił. – Milczała. – Co ci zrobili? – ponowił pytanie. Cisza. Czekał. Nadal cisza. Ruszył do wyjścia, a ona stała opatulona swoimi ramionami ze wzrokiem utkwionych w ziemię.
– Myślałem, że jestem dla ciebie ważny, że mi ufasz. W końcu jestem... – zatrzymał się, machnął ręką i szybko wyszedł. Nikol westchnęła. Mózg mówił “stój idiotko”, ale nogi nie słuchały i szły za nim. Rozum krzyczał “nie możesz”, ale kończyny wprawiły się w bieg.
– Poczekaj! – zawołała. Zatrzymał się, ale nie odwrócił. Gdy była już koło niego, rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zobaczyła. Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę Arnemi. Zanim weszła do pomieszczenia znów bacznie wyglądała jakiegoś podsłuchu.


WCZEŚNIEJ


– Gdzie mnie prowadzisz? – zapytała podekscytowana Nikol. Gdy tylko weszli do Wolnego zamknął jej oczy, mówiąc, że to niespodzianka.
– Zobaczysz. Jesteśmy na miejscu. Poczekaj chwilę. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Był ciekawy tego, jak zareaguje. Na Vijotas namo, urządzeniu sterującym danym pomieszczeniem, wybrał miejsce. Usłyszeli zgrzyt metalu, a potem jakby dźwięk suszarki. Dziewczyna o mało nie podskakiwała ciekawa, co to może być.
– Mówiłaś, że tęsknisz za domem, więc postanowiłem ci go trochę przypomnieć. – szepnął jej do ucha, a po jej skórze przeszedł przyjemny dreszcz. Otworzył wejście i zabrał rękę z jej oczu. Wpatrywał się w nią. W jej otwartą buzię, wytrzeszczone oczy i nieopisaną radość. Zakryła usta ręką i spojrzała na niego, a on poczuł w sercu wielką dumę, że mógł wywołać na jej twarzy takie szczęście. Uśmiechał się od ucha do ucha, a ona rzuciła mu się w ramiona, lecz dumny z jeszcze jednej rzeczy, wiedział, że musi otulić ją własnymi ramionami. Trzymał ją ciasno w swoich obcięciach. Zamknął oczy i wdychał razem z morską bryzą zapach jej włosów. Poczuł w brzuchu ucisk, za którym tak bardzo tęsknił. Przycisnął usta do jej czoła. Westchnęła.
– Dziękuję. – szepnęła.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, że bolały go policzki. Złapał ją za rękę i ściągnął buty dotykając stopami piasek. Podekscytowana szybko zrobiła to samo i nadal trzymając go za dłoń pobiegła w stronę oceanu. Wciągnęła powietrze, gdy poczuła na stopach ciepłą wodę. Stali tak przez krótką chwilę aż zapragnęła więcej. Pociągnęła go mocniej, ale on puścił jej dłoń pozwalając jej rzucić się w wodę. Zaczęła krzyczeć i śmiać się jednocześnie, a on obserwował ją z brzegu. Duma i radość rozpierały go od środka, gdy widział, jak jest szczęśliwa. Chciał powodować ten uśmiech codziennie i oglądać go cały czas.
– Rush! Rush chodź do mnie! – zawołała, gdy woda dosięgała jej do ramion. On tylko pokręcił głową, więc chciała go opryskać, ale stał za daleko. – Myślałam, że niczego się nie boisz! – krzyknęła roześmiana. Chłopak parsknął śmiechem.
– Bo się nie boję niczego! – odkrzyknął.
– To chodź do mnie! – Brunet niechętnie spojrzał na wodę. Chciał iść do niej, jak cholera i gdy już wystawiał nogę, żeby tam popłynąć, zdrowy rozsądek ją cofał i przypominał o prawdzie.
– Chodź, bo się zaraz utopię! Powoli tracę grunt! – Woda zakrywała już ją po szyję, ale ona powoli się cofała. Nagle krzyknęła i zniknęła cała pod taflą wody. Rush stał, jak stał. Westchnął i przewrócił oczami. Nie wypływała. Szukał ją wzrokiem, ale nadal nie widział ciemnej czupryny. Nie było jej. Stał. Stał i znudzony czekał, aż w końcu wyjdzie z wody, ale wciąż nie wypłynęła. Zamrugał kilka razy i spojrzał na zegarek. Ze strachem zauważył, że siedziała już tam parę minut. Nagle wypłynęła, a on rozluźnił się. Otarła oczy, następnie przełożyła włosy do tyłu. Popatrzyła na niego naburmuszona.
– Dlaczego po mnie nie popłynąłeś? Mogłam się naprawdę topić! – Ruszyła w jego stronę.
– To nie książka, Nikol. – zaśmiał się. – Wiedziałem, że wypłyniesz. Nie utopiłabyś się przecież specjalnie. – Podszedł trochę bliżej, gdy wychodziła z wody. Przewróciła oczami. Spojrzała na niego zamyślona i nagle wskoczyła na niego, a on stracił równowagę i z nią na rękach poleciał do wody. Zdążył się tylko obrócić, żeby to on był na dole. Woda go całego przykryła. Nikol zeszła z niego szybko i zaczęła skakać w górę i wykrzykiwać, że udało jej się. Spojrzał na nią z udawanym gniewem i złapał w pół. Wierzgała się dzielnie, ale był silniejszy i wrzucił ją do wody. Czekał aż z niej wyjdzie, ale ona poczekała chwilę i wykorzystała moment, gdy pochylał się nad nią, więc wyskoczyła i pociągnęła go za sobą.
Wylądował tuż obok niej. Dosłownie obok tej twarzy. Parę centymetrów dalej. Oboje oddychali szybko. Jego wzrok z jej oczu zszedł na jej usta. Proszę… Dotknęła dłonią jego twarzy, a on zamknął powieki. Byli jeszcze bliżej. Prawie stykali się ustami. Nikol czuła jego miętowy, szybki, płytki oddech. Przekręciła głowę, a on szybko oderwał się od niej i wstał. Patrzyła na niego zdezorientowana, gdy stał w wodzie po łydki i szarpał się za włosy zdenerwowany. Dziewczyna wstała zawstydzona. Zacisnęła dłonie i gryzła najpierw policzki potem wargę. Jej twarz pokryła czerwień.
– Przepraszam. – powiedziała cicho, ale nie była w stanie patrzeć mu w oczy. On spojrzał na nią z bólem i rozpaczą. Sam nie wiedział, co ma zrobić. Miotał się na prawo i lewo. Chciał odejść, bo tak powinien zrobić, ale ona była jak magnes. Ciągnęła go do siebie bardziej niż ziemia do jądra. Przełknął ślinę i jeszcze raz spojrzał na usta, które tak usilnie gryzła. Podszedł do niej. Złapał swoimi dużymi dłońmi za jej twarz i w takiej samej odległości, jak wcześniej, wpatrywał się w jej oczy.
– Co ty ze mną robisz. – szepnął. Oparł czoło o jej czoło i zamknął oczy. Napawał się chwilą. Tracił jej nos swoim. Nikol wspięła się na palce. Proszę, Rush… Nie pospiesznie przekręcił głowę na bok i znów się zbliżył. Gdy dotykał jej usta swoimi ona nie wytrzymała już napięcia i wpiła się w nie. Całował ją delikatnie, niepospiesznie, chciał jak najbardziej zapamiętać ten moment. Dziewczyna wzdychała w przerwach, gdy łapali powietrze. Zaczął gryźć jej wargę. Pocałunek przybierał na sile. Stawali się jednością. Rush przeniósł dłonie na jej plecy, aby mieć ją bliżej.  Wsunęła palce w jego jedwabiste włosy, na co odpowiedział cichym jękiem. Przeniósł się na jej szyję i pożerał ją pocałunkami. Dziewczyna rozpływała się pod jego dotykiem, a kolana pod nią miękły, lecz ciasno trzymał ją w swoich ramionach. Nagle przestał. Puścił ją, a ona się zachwiała. Nim zdążyła wrócić do świadomości, on już wychodził z wody. Patrzyła, jak idzie w kierunku wyjścia.
– Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia! – wrzasnęła wściekła i zdezorientowana. Rush wyprostował się i ustał. Nawet z takiej odległości widziała, że jest cały napięty. Odwrócił się i powolnym krokiem szedł w jej stronę. W oczach miał żar. Jego twarz była wygięta w wielu sprzecznych emocjach. Pierwszy raz Nikol widziała go w takim stanie. Jego usta były różowe i napuchnięte. Rozbieganym wzrokiem patrzył wszędzie, aby nie na nią. Brunetka poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Widziała, jak walczy ze sobą, ale ona stała i czekała na odpowiedź.
– Nie możemy. – odezwał się w końcu, a jego głos nie był taki jak zawsze: pewny. Trząsł mu się i miejscami złamywał. Nikol wpatrywała się w niego nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
– Dlaczego? – Ruszyła w jego stronę, a on się cofnął. Ruszał nogą i wpatrywał się w niebo. Westchnął, po czym spojrzał jej w oczy.
– Bo jestem twoim bliźniakiem. – powiedział z zaciśniętymi oczami i wybiegł. Zostawił ją samą, osłupiałą. Nadal stała w wodzie i dotykała swoich ust, a wzrok miała utkwiony na zamkniętych drzwiach, w których przed chwilą zniknął. Usiadła na piasku i pogrążyła się w myślch.
Dlatego odsunął się. Dlatego nie chciał wejść do wody, bo wiedział, co się stanie. Dlatego czytamy sobie w myślach. Dlatego tyle o mnie wie. Dlatego jest najlepszy. Dlatego, bo jest moim bliźniakiem. Nikol! Ty idiotko! Schowała twarz w dłoniach.


Po paru godzinach bezczynnego myślenia w końcu wyszła z pomieszczenia z oceanem. Miała cały plan w głowie. Po pierwsze: Nie będę się z nim widywać, bo nawet nie mam po co, w końcu szkoli mnie Szejn. Zapomnę o nim. Powodzenia, wyśmiewała się z niej jej podświadomość.
Nagle przed oczami zauważyła znaną jej postać. Serce, które biło niespokojnie od nadmiaru emocji teraz o mało nie wyszło jej z piersi. Stała osłupiała i nie wiedziała, czy się śmiać czy płakać. Wybrała słup soli. Przed nią we własnej osobie stał Jacob. Chłopak uśmiechnał się do niej, tak jak on to zawsze robił. Podszedł i złapał ją za rękę i ciągnął przez korytarze. Po jej twarzy płynęły łzy. Nie była w stanie nic powiedzieć. Tak sobie obok niej szedł Jacob. A co! Zabiłam go, a on teraz trzyma mnie za rękę i idzie ramie w ramie! Pff…
– Gdzie byłeś? Co się z tobą działo? – zadawała pytania, ale on tylko prowadził ją przed siebie bez słowa. Wyszli z Wolnego i dalej w ciszy szli w stronę lasu. W głowie Nikol zapaliła się czerwona lampeczka.
– Eee… Jacob… Gdzie idziemy? – On nadal nie odzywał się tylko co jakiś czas posyłał jej uśmiech. Zaczęła powoli wyrywać mu się, ale on nadal szedł w stronę lasu, tylko że gdy mu się wymykała zaciskał bardziej dłoń.
– Jacob to boli! –krzyknęła. Znaleźli się w pierwszej części lasku, gdzie już musiał ją siłą zaciągać.
– Jacob! – krzyczała spanikowana.
Nagle zrobiła piruet, dzięki czemu nieprzygotowany na to chłopak musiał ją puścić. Wykorzystała chwilę i ruszyła biegiem przed siebie. Serce waliło jej, jakby właśnie przebiegła maraton, a nie kilka metrów. Przerażona nie odważyła się odwrócić, tylko biegła przed siebie. Zaczynała słyszeć wszystkie dźwięki, świat zaczął zwalniać, a ona zyskała ogrom siły. Ruszyła jak petarda. Gdy wyszła na otwartą przestrzeń, ustała.  Odwróciła się, ale nie widziała swojego oprawcy, ale to nie koniec zabawy.
Jacoba słyszała daleko z tyłu, ale wokół niej znajdowało się jeszcze dokładnie siedem serc. Słyszała broń ocierającą się o ubranie. Stukot ciężkich butów. Rozejrzała się panicznie, ale owładnęła nią fala spokoju. Do ciała przybyło jeszcze więcej mocy. W jej stronę ktoś biegł, ale nie mógł jej zaskoczyć i zaatakować elektryczną pałką, gdyż słyszała go dużo wcześniej. Dotarła do niego pierwsza. Wyrwała broń, łamiąc mu przy tym dłoń, i przyłożyła do głowy. Mężczyzna zaczął się potwornie trząść. Z jego ciała leciał dym.
Pierwszy.
Jedno dotknięcie powoduje mdlenie, ale Nikol trzymała ją przez parę minut, dopóki nie dowiedziała się, że ktoś w nią celuje. Trzy karabiny. Za pomocą myśli szybko znalazła jednego strzelca. Po drodze omijała pociski niczym bohaterka filmu matrix. Znała ich tor. Wyrwała broń mężczyźnie i wpakowała w niego kilka elektrycznych kul, powodując zwęglenie ciała.
Drugi.
Odskoczyła na bok, gdy dowiedziała się, że w miejscu, gdzie przed chwilą stała, leciał nabój. Jednym strzałem zdjęła następnego snajpera i pomimo, że zajęło jej to dwie sekundy, otrzymała pocisk w nogę.
Trzeci.
Krzyknęła, gdy poczuła prąd przechodzący przez jej ciało, ale nie był on  dla niej śmiertelną dawką. Zaraz odwróciła się i zabiła jeszcze jednego.
Czwarty.
W jej stronę leciały już małe naboje, które po zderzeniu się z jakąś materią wybuchały albo wydostawały kolce. Bombki udawało jej się jakoś ominąć, ale dostała od kilku kolczatek. Zabiła piątego, pozostał szósty i siódmy.
Piąty.
Kulka wbiła jej się w ramię, a sekundę później czuła rozrywające mięśnie. Mam cię. Oddała strzał w tamtym kierunku i padła z wycieńczenia.
Szósty.
Został siódmy, którego rozpoznawała.
Szejn.


Obudziła się przykuta do stołu laboratoryjnego. No nie, znowu? Rozejrzała się po swoim półnagim ciele, które było nieskazitelne. Nie zauważyła żadnego zadrapania, ale zamiast rozrywającego bólu ciała, czuła go w głowie. Nie miała nawet siły jej podnieść. Jęknęła boleśnie.
– Skutki uboczne mocnej regeneracji i przeciążenia mózgu podczas reakcji obronnych. I tak dziwne, że się nie usmażyłaś od tych pocisków i pracy głowy. – Usłyszała głos Hersheya. Nie była w stanie nic powiedzieć, tylko jęczała z bólu, ale to też go powodowało.
Spojrzała na niego, gdy wstrzykiwał jej bardzo niebieski płyn w żyłę. Odwróciła wzrok, a jej twarz zrobiła się zielona.
– Dzięki temu twoje zdolności będą podwójnie lepsze. Będą działać nie tylko w sytuacji zagrożenia życia. Będziesz lepsza, silniejsza, ale Nikol jest jedno ale: Nikt nie może o tym wiedzieć. Nawet nie wiesz, ilu w tym miejscu jest zdrajców. – powiedział poważnie, kręcąc głową. Jeśli ktoś się o tym dowie, to mogą chcieć cię zniszczyć. Będziesz zagrożeniem. Musisz iść drogami wskazówek, żeby się stąd wydostać. Nikol, oni to zauważą. Widzieli wczoraj, jak walczyłaś i nie byli tym zbytnio zachwyceni. Zaczynają się ciebie bać. Musisz uciekać, dlatego jak najszybciej znajdź wskazówki. Musisz przestać być ufna, bo przyjaciel może być zdrajcą. Odłożył strzykawkę i staną tak, żeby mógł patrzeć jej w oczy. Dziewczyna widziała w nich powagę sytuacji, wiedziała, że Hershey nie przesadza, bał się o nią.  Stawką jest twoje życie. Szukaj wskazówek.  


NOTKA:
Sorki, że nie było mnie tydzień temu, ale tak wyszło :/ Odpłacam się 9-cio stronicowym rozdziałem. Jestem ciekawa czy czytacie te giganty tak, jak te 4-ro stronicowe czy czekacie, aż się skończy. ;)

Czekam z niecierpliwością na komentarze. :D

Pod koniec wychodzi wniosek, ale stwierdziłam, że będzie fajniej jak sami na niego wpadniecie ;D


z dedykacją dla Patyy :*






Zapraszam na jej bloga, gdzie autorka promuje ubrania, opisuje co ostatnio robiła i ogólnie poleca różne rzeczy.  :D 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 35

To wszystko to jedna wielka masakra. Jestem tu od jakiegoś miesiąca, a zamiast mózgu mam wodę. Już niczego nie jestem pewna. Nigdy nie spotkałam się z tak zakłamanymi istotami. Jeden mówi tak, ale wcale tak nie jest, lecz ja mu wierzę, a inny mówi prawdę, zaś tu twierdzę, że kłamie. Mam nie być ufna, ale teraz kompletnie nie wiem, czy mogę wierzyć w cokolwiek. Ci którzy wydawali się stali, pewni, godni zaufania okazują się być kimś innym. Wierzyłam mu, ale wszystko co mi mówił, raczej nie jest prawdą. Nie wiem czy moi przyjaciele są moimi przyjaciółmi. Kto zdradził? Kto zabił? Kto mówił prawdę? Nie wiem. Już nic nie wiem. Ta klatka pozbawiła mnie wszystkiego w co wierzyłam, ale może od początku.


WCZEŚNIEJ


Nikol siedziała obok Rusha w gabinecie Davida. Żadne się nie odezwało. Czekali na mężczyznę, który raczej nie miał przynieść dobrych wieści, bo po co wysyłać Członków Pokoju i siłą przyprowadzić kogoś po to, aby pogawędzić z nim przy herbatce? Rush wiedział, co go czeka, gdyż zdawał sobie sprawę z konsekwencji czynu jakiego dokonał w czasie oblężenia. Martwił się tylko, żeby nie pociągnął do odpowiedzialności też dziewczyny. Nie była niczemu winna, przecież jak to człowiek jest zbyt emocjonalna. Czuł, jak co jakiś czas spogląda w jego stronę z nadzieją, że może coś powie, ale on nie chciał rozmawiać. Chciał żeby to wszystko się już skończyło.
Nikol zamknęła oczy i schowała twarz w dłoniach. Od kilku godzin pojawiał jej się  obraz trupów. Porozrywanych, przesiąkniętych krwią, przerażających trupów. Czasami obraz zastępowało nagranie momentu, gdy Shell zostaje ranny. Minęło już tyle czasu, a ona nadal nie wiedziała, czy on żyje, czy został złożony na kupkę martwych ciał. W pamięci miała też przerażoną twarz przyjaciółki, która chwilę później leżała na jej stopach bez ruchu. Od tamtej pory nikt nie pozwolił jej się z nią zobaczyć. Nie mogła się dowiedzieć jak się ma, czy wszystko z nią dobrze i czy zostanie wysłana na drugą stronę muru do rebeliantów za zdradę, lecz Nikol wiedziała, że ona nie mogła tego zrobić i nigdy nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić. Była tak bardzo rozdarta emocjonalnie, że nie wiedziała, czy ma się położyć plackiem i czekać aż to wszystko się w końcu skończy, czy ratować świat na co i tak nie miała wpływu. Porwana matka, nie wiadomo czy żywy kolega, przyjaciółka czekająca na wyrok i ona siedząca w gabinecie ojca, czekająca na złe wieści. Po prostu żyć nie umierać!
Nagle do pomieszczenia wszedł David. Tylko Nikol odwróciła się w jego stronę, Rush siedział tylko postukując nerwowo palcami. Dziewczynie nie podobała się mina mężczyzny, który ze wstrętem przyglądał się jej towarzyszowi. Zasiadł za biurkiem, złączył dłonie i w końcu się odezwał.
– Nikol, zostaw nas samych. – powiedział profesjonalnie. Dziewczyna spojrzała z wątpliwością na Rusha, ale ten miał utkwiony twardy wzrok w swoim przeciwniku.
– Nikol… – warknął mężczyzna.
Brunetka ruszyła w stronę wyjścia po drodze dotykając ramienia przyjaciela. Przyjaciela? Czy Rush jest moim przyjacielem? Czy on mnie w ogóle lubi? Zastanawiała się chwilę. Nie, po prostu jest idiotą, który ryzykuje wszystko, żeby uratować ci dupę, bo zwyczajnie mu się nudzi, ale tak naprawdę cię nie lubi. Przewróciła oczami na swój tok myślenia.
Nagle usłyszała krzyki. Odwróciła się szybko w stronę ściany, gdzie był gabinet Davida. Mężczyźni toczyli bardzo wściekłą rozmowę, ale te mury dobrze zagłuszały dźwięk, więc nie mogła nic zrozumieć. Gniewna, głośna dyskusja utrzymywała się przez jakiś czas, co bardzo niepokoiło dziewczynę. Nagle usłyszała cichy dźwięk, jakby upadającego ciało. W głowie zapaliło jej się czerwone światełko. Kilkakrotnie przesuwała dłonią po czytniku, ale pomieszczenie nie chciało jej wpuścić. Zdenerwowana wpatrywała się w ścianę, zastanawiając, co zrobić, kiedy wyręczyli ją Członkowie Pokoju, którzy wpadli tam z hukiem. Zobaczyła, jak Członkowie łapią Rusha i próbują go unieruchomić, co nie szło im sprawnie, gdyż chłopak był zbyt silny i szybki. Gdy w końcu udało im się go powalić na ziemię, zakłożyli mu jakąś blokadę na dłonie, przez co przestał się wierzgać i natychmiast się uspokoił.
Nikol wpatrywała się w to oniemiała. Przyglądała się, jak mężczyźni podnoszą go, a on spokojny jak baranek idzie posłusznie za nimi wyprostowany, lecz jego twarz była wykrzywiona w grymasie wściekłości. Gdy przechodzili obok dziewczyny ich oczy spotkały się, a ją zaraz owładnęło poczucie winy, gdyż wiedziała, że to wszystko jej wina. Widziała nienawiść w jego oczach, przez co się wzdrygnęła. Nie, raczej nie jesteśmy przyjaciółmi. Brunetka odprowadzała ich wzrokiem.
– Nikol. – Usłyszała warknięcie Davida. Zagryzła język i posłusznie wkroczyła do biura. Chcę odpowiedzi. Usiadła przed biurkiem przyglądając się twarzy ojca, którą malował gniew. Chciała zabrać głos, ale on uciszył ją ruchem ręki. Wziął głęboki wdech i  z powrotem usiadł na fotelu.
– A teraz dziecko powiedz mi, co robiłaś tego feralnego dnia. – zaczął poważnym tonem obserwując dokładnie każdy jej ruch. Nikol podrapała się po nosie i zagryzła wargę. Zdawała sobie sprawę, że jej opowieść nie spodoba się ojcu. Podniosła wzrok ze swoich rąk na jego oczy, ale gdy je tylko ujrzała skrępowana znów wróciła do podziwiania dłoni.
– A więc… – zaczęła powoli. – Miałam wtedy szkolenie z Szejnem.
– Gdzie? – wciął jej się  ostro. Nikol podniosła na niego wzrok i próbowała wytrzymać pod jego spojrzeniem.
– W sali ćwiczeń. – odpowiedziała spokojnie.
– Co tam robiliście? – Podrapała się po czole i wzruszyła ramionami.
– Ćwiczyliśmy mój refleks, kiedy on zatrzymał się i czegoś nasłuchiwał, następnie powiedział, że budynek został oblężony i tajnym przejściem dotarliśmy do Centrum Dowodzenia. – powiedziała nadal patrząc mu w oczy. David rozsiadł się wygodniej w fotelu pilnie jej słuchając. Nikol wypuściła powietrze czekając na najgorsze. – No więc, gdy przyglądałam się hologramom zauważyłam, jak Shell zostaje ranny, więc wybiegłam żeby mu pomóc. – Przełknęła ślinę bacznie obserwując jego mocno zaciśniętą szczękę i wściekłe oczy. – Ale jego tam nie było. Rush mnie uratował, zabrał do mojego Arnemi i tam czekaliśmy aż włączą prąd, gdyż padło zasilanie i nie mogliśmy wyjść. – David lekko pokiwał głową analizując jej słowa.
Jak on się zachowywał? Cały czas był z tobą? Nie kontaktował się z nikim? Nikol oniemiała wpatrywała się z ojca. Podejrzewała, że będzie się na nią wydzierał, że postąpiła lekkomyślnie i naraziła się na takie niebezpieczeństwo, a on pyta o Rusha?
– Nie rozumiem… – Ze zmarszczonymi brwiami patrzyła na niego, a on tylko zirytowony warknął.
Proszę cię o informację, jak zachowywał się Rush, czy był cały czas z tobą i czy z kimś rozmawiał. Co w tym niezrozumiałego? Nikol zaczęła myśleć do czego David chce dojść.
– No normalnie... Cały czas był ze mną i oprócz mnie rozmawiał tylko z tymi kolesiami w Centrum Dowodzenia. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? – David wstał, ona też. Myślała, że podejdzie do niej, a on tylko wskazał wyjście.
– To koniec rozmowy. – powiedział profesjonalnie.
– Co? Nie to nie koniec. Masz mi wytłumaczyć, czego od niego chcecie? Co znowu wymyśliłeś? – Podeszła do niego oburzona, ale nie wyglądała strasznie ze swoim metr dziewięćdziesiąt pięć przy ponad dwu metrowym ojcu.
– Do widzenia Nikol, dokończymy jeszcze tą rozmowę, ale już nie dziś. – Chciała na niego nakrzyczeć, żeby jej powiedział, ale on tylko złapał ją na ramię i siłą wypchnął za drzwi. Nie spodziewała się tego. Wściekła waliła w ścianę odgradzającą ją od niego, ale wiedziała, że to wszystko jest bez sensu.
– Chociaż byś mi powiedział czy Shell żyje! – wrzasnęła. Grzmotnęła jeszcze raz w powierzchnie, a po jej dłoniach rozszedł się ból. Krzyknęła wściekła i oburzona.
– Żyje, jest w Medhospilen, a teraz się uspokój i zachowuj, jak na córkę generała przystało. – Usłyszała głos ojca, który dochodził z jakiegoś głośnika na korytarzu.


Weszła niepewnym krokiem do Medhospilen. Znajdowało się tam wiele osób. Wszyscy leżeli na takich łóżkach, jak w jej Arnemi. Byli spokojni. Zbyt spokojni. Napawało to lękiem Nikol, ale odnalazła wśród tych oaz spokoju i Szejna, który tak, jak pozostali, leżał bez ruchu z otwartymi oczami. Jego dłonie były splecione na klatce piersiowej i ściskały się w równych odstępach czasu. Przypominało jej to bicie serca. Podeszła powoli do niego, ale on nie wydawał jej się zauważyć. Jedyną oznaką życia były ściskające się dłonie i ruchy klatki piersiowej. Nawet nie mrugał. Z obawą dotknęła jego ramienia, ale nic się nie stało. Potrząsnęła nim, ale nadal nie było żadnego odzewu. Żołądek jej się zacisnął, a z oczu odpędziła łzy.
– Hej. – szepnęła.
– On cię nie usłyszy. Śpi. – Wzdrygnęła się, gdy usłyszała za sobą damski głos. Piękna, wysoka kobieta po czterdziestce przyglądała się jej.
– Jak to on śpi? Przecież ma otwarte oczy. Czemu tak rusza rękoma? – Wskazała na dłonie wybijające rytm serca.
– Jest po zabiegu, który wymagał silnych leków. Przez jakieś kilkanaście godzin nie będzie z nim absolutnie żadnego kontaktu. A te ręce, to sama nie wiem. Pewnie jakiś tik nerwowy. – Kobieta wzruszyła ramionami i ruszyła dalej, po czym wyszła z sali. Dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się jego dłoniom. Była pewna, że jest to bicie serca, ale nie wiedziała czemu on to robi. Chciała je uspokoić, więc złapała za nie.


Nikol leżała na ziemi. Jej kończyny były rozrzucone na podłodze, co wyglądało na to, że upadła. Nie poruszała się. Nie oddychała. Po prostu leżała. Martwa.


Zabrała dłoń łapczywie łapiąc oddech. Czuła jakby od dawna nie miała tlenu w płucach. Całe jej ciało drżało. Głowa bolała ją, jak zwykle podczas migren. Z przerażeniem wpatrywała się w oczy Shella, które znajdowały się kilka centymetrów od jej twarzy.
“Zabij go, albo on zabije ciebie” – Usłyszała w głowie głos Shella. Nie to nie głos Shella. Przypominal jego, ale był to bardziej głos znany jej z lasu, który za każdym razem kazał jej zabić Rusha, gdy się tam pojawiła. Nagle ciało chłopaka z siedzącej pozycji powróciło do leżącej, ale dłonie położył już wzdłuż. Nie poruszały się. Dziewczyna trzęsąca się jak osika powoli oddalała się od niego. Serce waliło jej jak oszalałe i o mało nie wypadło jej z piersi. Przerażona wybiegła z Medhospilen.


To wszystko jest chore. Bardzo chore. Naćpani kasyczi pokazują mi moją śmierć. Mój ojciec oskarża o coś Rusha, którego mam zabić, bo on zabije mnie, ale przecież tyle razy mówili mi, że mam nikomu nie ufać, lecz skąd mam teraz wiedzieć, że ten głos w mojej głowie mówił prawdę? Haha, jak to brzmi. Jestem wariatką. Jestem kompletną wariatką. A może właśnie to całe miejsce jest jakimś miejscem dla osób chorych? David, Szejn, ja, nadpobudliwy Rush, wszyscy tu pasujemy. Tak więc chyba trafiłam do wariatkowa.
Nikol siedziała w koncie Arnemi z palcami wplecionymi we włosy. Próbowała sobie to wszystko jakoś ułożyć, ale sprawa była zbyt pogmatwana. A więc tak: na początku mi mówią, że tamci chcą robić na mnie eksperymenty, a potem, że chcą pociągnąć do swoich przekonać na temat rządzenia państwem, którym to ja mam władać. Scenariusze im się nie zgadzają. Najpierw wmawiają mi, że chcą mnie zabić, a potem, że jestem dla nich ważna i jak wcześniej wspominałam miałam kierować jakimś ludem. Niech się zdecydują w końcu! Moja chora psychika tego w końcu nie wytrzymała i się załamała, dlatego zaczęła słyszeć głosy, że mam zabić własnego przyjaciela, który mnie nienawidzi i nigdy nie był moim przyjacielem. Moim ojcem jest jakiś idiota, który uwziął się na mojego niby przyjaciela i cały czas o coś go posądza. Moją najlepszą kumpele chcą oddać tym samym stworzeniom, które chcą mnie, albo zabić, albo włożyć mi koronę – chyba już sami nie wiedzą – za to, że zdradziła tych, którzy chcą mnie wyszkolić na wojownika, ale niestety jestem beznadziejna, lecz nadal wierzą, że będę kimś, oprócz mojego niby przyjaciela. No po prostu telenowela. Kiedy w końcu wyskoczą kamery i powiedzą: Mamy cię idiotko! Ale dałaś się nabrać. Tak naprawdę nie jesteś wcale szurnięta, ani nie jesteś w jakimś zakładzie dla niedorozwiniętych umysłowo, tylko wkręcił cię twój best friend Jacob!
Po jej twarzy popłynął strumień łez na wspomnienie chłopaka, którego prawdopodobnie sama zabiła. O właśnie! Zapomniałam jeszcze, że zabiłam człowieka, lub czym on tam jest, ale tak naprawdę to go nie zabiłam, bo był to tylko mój wytwór wyobraźni, ale gościa nikt od tamtej pory nie widział, a ja jestem pewna, że w realu go zamordowałam, lecz oni mówią, że nie! Dobra! Jak nie to nie! Nikol ty głupia idiotko, w co ty się wplątałaś! Przestań ćpać tępa debilko!
Leżała tak jakąś godzinę na zimnej podłodze mocząc się we własnych łzach, kiedy usłyszała w głowie dobrze jej znany głos.
“Nikol, Nikol musisz mi pomóc!” – Słowa Rusha odbijały jej się o czaszkę. Podniosła się szybko szukając ich właściciela, ale w pomieszczeniu była sama. Ja naprawdę zwariowałam.
“Jeśli mam przeżyć wyjdź przed Arnemi”
Dziewczyna nadal rozglądała się. Stała osłupiała. Kiedyś zdarzyło jej się porozumieć z chłopakiem przez telepatie, ale to był jeden jedyny raz i to ona do niego powiedziała!
“Nikol błagam, jeśli chodź trochę ci zależy na moim życiu rusz dupsko i wyłaź!” – mówił przestraszony. A może zdenerwowany?
Dziewczyna otarła oczy i niepewnym krokiem wyszła na zewnątrz. Zauważyła na ścieżce Rusha, który szedł w stronę Arnemi. Nie wydawał się jakiś inny.
“Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, ale masz taką pewną umiejętność, że możesz narzucić komuś jakiś obraz, który sama stworzysz i on zamiast rzeczywistości zobaczy to, co ty będziesz mu kazała widzieć. Po mojej lewej idzie koleś. Śledzi mnie i pilnuje, żebym nie mógł się z tobą skontaktować. Musisz się skupić i pokazać mu, że idę do swojego Arnemi, rozumiesz? Będę szedł powoli, żebyś miała czas ogarnąć, jak to działa, ale proszę pośpiesz się, bo zacznie podejrzewać coś, gdy będę chodzić w kółko.”
Nikol oniemiała wpatrywała się w Rusha, lecz po chwili się ocknęła. Nie ma czasu na sentymenty. Później o tym pomyślę. Szybko odnalazła wzrokiem postać podążającą za chłopakiem w pewnej odległości. Skupiła na nim całą swoją uwagę. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie to, co kazał jej brunet. Otworzyła oczy i zauważyła, że koleś nadal idzie za Rushem. Zdenerwowana zacisnęła pięści i spróbowała jeszcze raz. Czuła jak świat zwalnia, słyszała jego myśli, zamiary, oddech, kroki, trawę, która szeleściła pod niego butami. Dźwięk ubrania ocierającego się o jego ciało, gdy szedł. Stała tak parę minut wysyłając facetowi obraz. Przestraszyła się, gdy poczuła rękę na swoim ramieniu. Wszystko zniknęło.
– Dobra robota, teraz obserwuje budynek. Szybko wchodź tu. – mówił szybko, pchając ją jednocześnie do Arnemi.
Dopiero wtedy poczuła palący ból, który powoli rozrywał jej czaszkę. Upadłaby, gdyby nie ręce Rusha, które ją podtrzymały, a następnie posadziły na łóżku. Zaciskała dzielnie szczękę, aby nie krzyczeć. Wiedziała, że ściany są dźwiękoszczelne, ale obawiała się, że mężczyzna może ją usłyszeć, lecz z czasem ból nasilał się i stał tak potworny, że nie miała siły trzymać zamkniętej buzi. Czuła, jak gwoździe  były wbijane w jej mózg. Czaszka  próbowała się dzielnie bronić, ale nie dawała rady. Gdy ostre kanty dotknęły miękkiej tkanki na skutek bólu zaczęła tracić czucie w kończynach. Żałowała, że nie w głowie. Gdy ból nasilił się jeszcze bardziej jej umysł zaszedł ciemnością i zniknął w nicości razem z torturą. Ostatnią i jedyną myślą,  jaka przyszła jej na myśl było: Zabij go, bo on zabije ciebie.


Gdy się obudziła przed oczami miała wystraszoną twarz Rusha. Chciała się poruszyć, ale jej ciało obrzmiało bólem, więc leżała nieruchomo.
– Dlaczego wbijałeś mi gwoździe w głowę? – wychrypiała bez sił. Zaczęła macać się po głowie w poszukiwaniu metalu, ale nigdzie nie znalazła nawet dziury. Rush wpatrywał się w nią jak w wariatkę.
– Nie wbijałem ci żadnych gwoździ… – zaczął powoli ze zmarszczonymi brwiami. Serce waliło mu jak oszalałe, a umysł nadal był roztrzęsiony tym, jak upadła i zaczęła krzyczeć, jakby obdzierano ją ze skóry, aż przeszedł go nieprzyjemny dreszcz na samo wspomnienie. Usiadł na ziemi i oparł głowę o ścianę próbując się opanować. Był  przerażony, a uczucie było mu to obce. No może poza czasami, gdy wpadała w tarapaty, pomyślał ze śmiechem. Ale to było coś okropnego. Nadal biały na twarzy z głową opartą o ścianę patrzył kontem oka na nią. Leżała i spokojnie oddychała. Lekko rozluźnił zbyt mocno napięte mięśnie.
– Jak się czujesz? – zapytał ochryple.
– Jakby przejechał po mnie walec, a potem ktoś przeżuł i wypluł. – wyjęczała. Rush zagryzł wargi. Zrobiło mu się przykro, gdyż to jego wina. Gdyby nie chciał sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, to nie musiałaby się nadwyrężać. Westchnął i spojrzał na nią z troską. Za chwilę potrząsnął głową. Ogarnij się chłopie, co z tobą, warknął w myślach.
– Skąd wiedziałeś? – spytała cicho. Nastała cisza. Brunet nie odezwał się, ale ona nie poddała się. Chciała mieć w końcu jakąś odpowiedź.
– Skąd wiedziałeś zapytałam. – powiedziała głośniej. Gdy znów nie dostała odpowiedzi, postanowiła usiąść. Spowodowało to ogromny ból, ale miała to gdzieś. Chciała znać odpowiedź.
– Odpowiedz mi skąd to wiedziałeś! – cicho krzyknęła, co także wywołało ból. Rush nie mógł patrzeć jak się męczy.
– Nie mogę ci powiedzieć. – też cicho powiedział. Głowę miał spuszczoną.
– Dlaczego?
– Po prostu. Nie jest to moja tajemnica. – Zaczął bawić się palcami. Nikol zastanawiała się dlaczego nie skłamał i nie powiedział jakiejś zmyślonej historii.
– Dlaczego powiedziałeś mi prawdę? – Rush podniósł głowę na te słowa. Zdziwiły go tak samo jak ją. Właśnie, dlaczego Rush? – pomyślał.
– Nie lubię ci kłamać. – odpowiedział cicho patrząc na swoje palce.
– Och. – Tylko tyle była w stanie z siebie wydusić. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. – Nienawidzisz mnie? – zapytała, chociaż sama nie wiedziała czemu. Spojrzał na nią. Teraz ona zginała palce.
– Dlaczego miałbym cię nienawidzić? – Patrzył na nią ze zmarszczonymi brawami. Wzruszyła ramionami.
– Tak się zastanawiałam. W końcu wszystko co złe, to moja wina. – Uśmiechnęła się krzywo. Rush zaśmiał się i wstał, a raczej uklęknął. Złapał za jej podbródek i uniósł go tak, żeby spojrzała mu w oczy. Jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od jej. Nic nie powiedział po prostu tak trwali w tej pozycji. Nikol zamknęła oczy. Jego twarz znajdowała się coraz bliżej. Nagle zatrzymał się i oparł czoło o jej czoło.
– Taki już twój urok. – Parsknął śmiechem.
– Dzięki za pocieszenie. – Zaczęła się śmiać, a na ten dźwięk na jego twarz też wpełzł uśmiech. Odsunął się od niej, na co ledwie słyszalnie jęknęła niezadowolona, ale nadal się cicho śmiała. Rush tak siedział wpatrując w nią z lekkim uśmieszkiem naklejonym na twarzy.
– Co? – zapytała po chwili. On tylko wzruszył ramionami.
– Nic. Lubię jak się śmiejesz. – powiedział cicho patrząc w jej oczy, ale po chwili zrozumiał co powiedział, więc wstał i odchrząknął, ale ona zapamiętała te słowa.
– Nie ryzykowałeś życia po to, żeby mnie obdarzyć swoim darem pocieszania, co? – zmieniła temat i poruszyła się sprawdzając czy nadal ciało jest obolałe.
– Nie, chciałem się dowiedzieć, o czym rozmawiałaś z Davidem. Grozi ci coś? – zapytał z niepokojem w oczach.
– Nie. Wypytywał o ciebie, ale nie chciał mi powiedzieć dlaczego. Rush, co znowu się stało? – Brunet wypuścił powietrze z ulgą.
– Stało się podejrzane to, że wszyscy z Centrum Dowodzenia zginęli, a tyko ja przeżyłem. Nikt nie wiedział, gdzie ono było oprócz oficerów, Szejna i Davida. Zostało wysadzone, więc wiadomo kto z tej trójki był w zmowie z wrogiem. – Przeszedł się po pokoju zastanawiając nad tym. – Szczerze to sam siebie bym podejrzewał. – Potarł brodę dłonią. Nikol wpatrywała się w niego przestraszona.
– Rusz? Co ci grozi? – Czekała wystraszona na odpowiedź, ale dostała tylko westchnięcie i pocieszający uśmiech, który wyszedł jako grymas.
– No cóż… – zaczął. – Zaczynając od cało dobowego nadzoru, a kończąc na torturach, a potem śmierci. Jednym słowem: wszystko. Nie wiedzą co ze mną zrobić, bo się wszystkiego wypieram i na dodatek za dużo wiem, żeby mnie wysłać za mur oraz jestem najlepszy, więc trochę szkoda się mnie pozbyć. Będą musieli to przedyskutować. – Przeczesał włosy palcami zdenerwowany. Spojrzał na dziewczynę, która siedziała nieruchomo ze łzami w oczach.
– To wszystko moja wina… – szepnęła. Brunet podszedł do niej. Nie wiedział co ma zrobić, dlatego tylko położył jej dłoń na ramieniu, lecz ona sama wiedziała czego potrzebuje i wtuliła się w jego ciało. Na początku był trochę zdezorientowany i speszony, ale przez ten czas, w którym z nią przebywał zdążył się nauczyć przytulać, gdyż nigdy wcześniej tego nie robił.
– Rush, tak bardzo się przepraszam. To wszystko to moja wina. Gdybym wtedy jak głupia nie poleciała ratować Shella nie miałbyś takich kłopotów. – Chłopa odsunął ją od siebie na długość ramion i popatrzył jej  poważnie w oczy.
– Gdyby nie twoje głupie chęci ratowania świata właśnie zeskrobywano mnie z gruzów, nie wiedząc czy to ja, czy jeszcze dziesięciu innych. Nie obwiniaj się. Ja jestem ci cholernie wdzięczny, że uratowałaś mi życie. Ale teraz muszę wracać, bo w każdej chwili może przyjść Szejn, żeby wziąć cię na szkolenie. – Szybko się do niej uśmiechnął i ruszył do wyjścia, ale ona złapała go za ramię.
– Czekaj muszę mu przecież narzucić obraz. – Rush pokręcił przecząco głową.
Nie, bo stanie się to samo co wtedy. Poradzę sobie. Nie takie rzeczy się robiło. Puścił jej oczko i zniknął.



(Jeśli ci się nie podoba zacznij odtąd) 


Nikol obróciła się, żeby sprawdzić, czy nikogo za nią nie ma. Na szczęście teren był czysty. Miała tylko kilka minut, żeby złożyć broń i uciec stamtąd. Pewnymi ruchami łączyła części karabinu z śmiercionośną ilością prądu. Niespokojnie, co chwilę się odwracała. Nagle usłyszała kroki. Wciągnęła do płuc większą ilość powietrza i szybko złapała za złożoną już broń. Podbiegła do ściany i przylgnęła do niej plecami. Czekała. Nasłuchiwała kroków, które stawały się coraz głośniejsze. Serce waliło jej jak oszalałe. Dreszcz przeszył jej ciało, gdy usłyszała, że wróg wchodził do zbrojowni. Poznała tę twarz, ale wiedziała, że nie czas na sentymenty. Zacisnęła oczy, żeby nie patrzeć na to. Gdy Shell znalazł się na linii odstrzału, pewnie wycelowała w niego, a następnie nacisnęła spust. Do jej uszu dobiegł pisk, a potem dźwięk upadającego ciała. Przełknęła gulę w gardle i otworzyła oczy. Owładnęły ją torsje, gdy zobaczyła go tam leżącego. Martwego. Ugryzła pięść, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Uklękła przy nim i dotknęła jego dłoni, przez co lekko poraził ją prąd.
– Przepraszam – szepnęła i szybko wybiegła z pomieszczenia.
Znalazła się na prostym korytarzu Markaz. Nigdzie nie zauważyła żadnej żywej duszy, przez co poczuła się lżej, a na jej twarz wpłyną lekki, drżący uśmiech.
Nie odwracaj się. Idź dalej, tak jak ci mówił. Nie możesz się teraz zatrzymać. Jeśli chcesz się stąd wydostać, musisz walczyć.
Biegła cicho, aż dotarła na zewnątrz. Wszyscy cię szukają. Ciszej. Rozejrzała się szybko, ale nikogo nie zobaczyła. Po prostu pustka. Nicole coś w tym nie pasowało. Wypatrywała jakiegoś krzaka lub drzewa, za którym mogłaby się schować, ale nie zobaczyła ani jednego. Znajdowała się na otwartej przestrzeni. No pięknie.  Sfrustrowana przeczesała włosy palcami i zdecydowała się wrócić do Markaz. Muszę znaleźć mundur.
Cicho przemieszczała się przez głuche korytarze. Nadal nikt się nie pojawił. Co się dzieje… Nagle za plecami usłyszała kroki. Odwróciła się gwałtownie, a za nią stał Szejn. Nie posiadał żadnej broni. Nicole szybko zerknęła na swoją, a następnie na twarz łysego mężczyzny. On po prostu szedł przed siebie, cały czas patrząc w jej oczy. Stała osłupiała, nie wiedząc co zrobić, ale po chwili się otrząsnęła. Musisz walczyć, żeby stąd uciec. Gdy miała już go na celowniku, ktoś zaszedł ją od tyłu i złapał na gardło. W drugiej sekundzie poczuła, jak ostry metal dostaje się do jej jamy brzusznej. Jej nogi zrobiły się jak z waty. Złapała za miejsce, w którym wystawał sztylet i go wyciągnęła, a z jej ust wydostał się donośny jęk. Dłonie miała całe we krwi, a brzuch obrzmiał potwornym bólem, lecz w jej żyłach płynęła adrenalina. Przezwyciężyła pisk w uszach, który ją ogłuszał i pewniej złapała za rękojeść ostrza. Jednym, szybkim ruchem chciała go wbić przeciwnikowi, ale on był sprytniejszy i przewidział to. Złapał za jej dłoń i wykręcił tak, że upadła z jękiem na ziemię, a jej ręce nie zdołały już udźwignąć ciała, dlatego z bólem tylko przekręciła się na plecy. Zobaczyła przed sobą rozmazaną twarz, ale dobrze znała te ciemne włosy i prawie czarne oczy. Chciała wciągnąć do płuc więcej powietrza, ale zaczęła krztusić się krwią.
– Zapamiętaj. Stąd nie ma ucieczki. – Usłyszała Jego groźny, stanowczy głos i dostała bardzo silnego kopa w twarz, przez co oczy zalała jej ciemność.
*
Gdy zaczęła się budzić, zdała sobie sprawę, że znajdowała się w laboratorium. Jej nadgarstki i kostki zostały przymocowane do stołu, przez co nie mogła się poruszyć. Zaczęła się wiercić i szarpać unieruchomionymi częściami ciała, ale powodowało to tylko ból, lecz przez przerażenie mało zwracała na to uwagi. Chciała się jak najszybciej wydostać z tego miejsca. Musiała udać się tam, gdzie czekała na nią matka z rebeliantami. Spojrzała na swój brzuch. Ubranie było całe pokrwawione, ale nie czuła już bolesnej dziury w nim.
Do pomieszczenia wszedł David. Spokojnym krokiem podszedł do niej i z zawodem w oczach przyglądał się jej wystraszonej twarzy. W oczach płonęła jej nienawiść i miał świadomość, że jego własna córka w tym momencie pragnie jego śmierci, ale nie zwracał na to uwagi. Uniósł dłoń i przejechał palcem po czerwonej plamie na koszulce dziewczyny.
– Co ci powiedzieli? Że odzyskasz matkę? Zrozum dziecko, że nigdy już jej nie zobaczysz. Nie dadzą ci się z nią spotkać. Ich zadaniem jest przechwycić cię, zrobić ci pranie mózgu, zbadać ci wszystko, co możliwe i dowiedzieć się, czemu wokół ciebie jest tyle zamieszania – powiedział poważnie, a spojrzenie miał utkwione w jej oczach. Przybliżył się do niej bardzo blisko i szepnął jej do ucha – ale i tak nie będziesz wolna, bo jesteś zbyt niebezpieczna.
Nikol zaczęła się śmiać. Zamknęła oczy, z których ze śmiechu płynęły łzy. David przyglądał się temu niewzruszony. Odsunął się od niej i ustał przed blatem laboratoryjnym, do którego została przymocowana. Czekał w milczeniu, aż w końcu się uspokoi, starając się nie okazywać ani krzty emocji. Gdy w końcu zabrakło jej powietrza, uspokoiła się i spojrzała na niego szyderczo.
– I kto to mówi? A kto mnie więzi brew mojej woli, robi na mnie badania, poddaje śmiertelnym testom i próbuje się dowiedzieć wszystkiego na mój temat? Oni, a nie, przepraszam, to jednak ty. Zrobiliście mi wodę z mózgu. Nie wiem, czy może być gorzej. – Uniosła głowę, by spojrzeć na stalowe kajdany na swoich nadgarstkach i kostkach. – Ty to nazywasz troską?! – krzyknęła oburzona, a w jej oczach było niedowierzanie, bo może on naprawdę nie wiedział w tym nic złego. – Ja znam trochę inną definicję tego słowa. – drwiła z niego, ale on nie wydawał się zły czy wzburzony. Nadal z pokerową twarzą stał niewzruszony, uważnie przypatrując się brunetce. Po dłuższej minucie ciszy odezwał się:
– Uwierz mi lub nie, ale może być jeszcze gorzej. – Na jego śmiertelnie poważny ton dziewczynę przeszedł dreszcz.
Przełknęła ślinę i zamrugała kilkakrotnie. Puls przyśpieszył jej jeszcze bardziej. Znów zaczęła się wierzgać, ale to było bez sensu. Ja się nie odepnę, on musi to wyłączyć. W jej głowie przeleciało tysiące myśli, ale tylko jedna była sensowna. Poczuła nadzieję, że może jej się udać. Starała się nie okazywać tego, że kąciki ust chciały iść w górę wraz z ulgą, która owładnęła ją. Opanowała się i udawała, że nadal była bezradna, następnie przystąpiła do działania.
Skupiła całą swoją uwagę na Davidzie. Przesłała mu obraz wykreowany we własnej głowie, w którym mdleje, jej głowa opada bezwiednie, a z jej pleców płynie krew w towarzystwie mocnego, żółtego światła. Wiedziała, że jego ciekawość będzie silniejsza. Otworzyła oczy, cały widząc to wyobraźnią. Zauważyła zdumienie i zaciekawienie na jego twarzy. Mężczyzna skulił się, by móc wcisnąć guzik pod stołem laboratoryjnym, cały czas patrząc na dziewczynę. Rozbroił metal, który przyszpilał ją do stołu. Ona szybko zerwała się i zeskoczyła z niego, przez co o mało nie upadła, gdyż mięśnie nóg nie odzyskały do końca sił. Ani na chwilę nie przerwała przesyłania obrazu. Powoli, tak aby nie przerwać połączenia, ruszyła do wyjścia. Gdy znalazła się za drzwiami, szybko zamknęła je i założyła blokadę, której rozbrojenie zajmie mu trochę czasu. Tyle, by zdążyła uciec. Nie przyglądając się jego reakcji, biegiem ruszyła znów do zbrojowni, by odzyskać karabin. Starała się nie zwracać uwagi na potworny, tępy ból głowy, przez który nie stąpała pewnie, a co chwilę się chwiała. Aby się stąd wydostać, musisz to skończyć. Wyjść. Już miała skręcać z euforią do upragnionego celu za zakrętem, kiedy w korytarzu obok zauważyła Członka Pokoju. Przerażona nagle cofnęła się i przylgnęła do ściany, oddychając szybko. Rozejrzała się panicznie. Co robić? Co robić?!
Nagle świat zwolnił, a ona zaczęła słyszeć każdy dźwięk. Jego kroki dudniły jej w uszach, a myśli wirowały w głowie. Słyszała jego spokojny oddech i plany, że zje kurczaka na obiad. Wiedziała też, że będzie chciał skręcić w korytarz, w którym akurat się znajdowała. Oczyściła umysł i gdy Członek Pokoju miał już wychodzić zza rogu z powalającą siłą rzuciła się na niego, złapała go za szyję i jednym, pewnym ruchem skręciła kark. Cała akcja trwała kilka sekund, przez co nie miał czasu na reakcję. Nikol wstała i zdyszana przyglądała się swojemu dziełu. Czas, czas, czas! Świat powrócił do normalności, a ona złapała za jego mundur i szybko ściągnęła go z niego, ciesząc się w duchu, że nie posiadały guzików. Trzęsącymi dłońmi wkładała na siebie grube spodnie, a następnie czarną kurtkę. W momencie, gdy kończyła zadanie, znów słyszała, że ktoś szedł w jej stronę. Pisnęła cichutko i rozdygotana złapała za rękę mężczyzny, ciągnąc go do zbrojowni. Gdyby nie jej zdolności obronne, które dodały jej siły, nie wiedziała, czy zdołałaby go tak gładko przeciągnąć. Szybko udostępniła wejście i wsunęła się tam razem z nim. Miała ochotę opaść na ziemię, by chwilę odpocząć, ale nie było na to czasu.
Gdy zrobiło się już bezpiecznie podbiegła do panelu znajdującego się na środku pomieszczenia i wybrała karabin oraz laskę rozbrajającą. Zagryzała wargę, czekając aż płaski, podświetlony stół poda jej to, o co prosiła. Nerwowo stukała nogą i gdy tylko sprzęt się pokazał, złapała go i skupiła się na dźwiękach chodzących stóp. Przykucnęła przy samym wyjściu i nasłuchiwała, a w międzyczasie przypięła laskę do paska i zawiesiła karabin na plecach. Gdy wróg w końcu odszedł, a ona nie słyszała nikogo więcej, postanowiła wyjść. Rozejrzała się i miała rację, teren był czysty. Starała się iść pewnie. Prężyła się, żeby mundur nie wydawał się zbyt wielki. Muszę się dostać do samochodu. Pamiętała, jak Shell ją oprowadzał i pokazywał wszystko, dlatego po chwili namysłu ruszyła przed siebie. W głowie miała mapę i półbiegiem przemieszczała się przez białe, nieskazitelne korytarze. Na jej szczęście nikogo nie spotkała na swojej drodze, ale w innych pomieszczeniach i przejściach słyszała podniecenie oraz bieganinę żołnierzy. Przyśpieszyła. Poczuł ulgę, gdy znalazła się przed upragnionymi drzwiami. Drzwiami do wolności.
Cicho wśliznęła się do środka, a jej oczom ukazały się rzędy nowoczesnych samochodów takich, jak ten, którym tam trafiła: bez szyb, z czarnymi kołami i opływowym kształtem. Wsiadła do tego najbliżej bramy wyjazdowej. Położyła broń na siedzeniu obok i zdumiona wpatrywała się we wnętrze. Do jej głowy napłynęły wspomnienia. Nikol, weź się w garść! Zaraz tu wpadną i nie będzie już tak miło! Złapała za kierownicę i wciągnęła gwałtownie powietrze, kiedy przed nią rozbłysnęły obrazy z kamer znajdujących się z boku, przodu i tyłu samochodu. Ledwo usłyszała dźwięk silnika. Wyprostowała ręce i wypuściła wstrzymywany oddech. Nagle auto samo powoli ruszyło w kierunku bramy, która zaczęła się otwierać. Usłyszała hałas. Przestraszona spojrzała w obrazy wyświetlane z kamery z tyłu i ujrzała falę wpadających do pomieszczenia żołnierzy. Wcisnęła gaz...
*
Nicole wstała gwałtownie, uderzając głową o pokrywę, jak ona to nazywała trumny do symulacji”. Jęknęła i złapała się za obolałe miejsce, kładąc się z powrotem. Chwilę potem pojawił się przed nią Szejn. Łysol uwolnił ją i pozwolił jej usiąść.
– W porządku? – zapytał z założonymi rękoma na piersi.
– Raczej tak. – Westchnęła.
Puls nadal miała przyśpieszony, a oddech powoli się normował. Do głowy przyszła jej pewna myśl, gdy w końcu umysł wrócił do rzeczywistości.
– Dlaczego pokazałeś mi, jak mogę stąd uciec?
Obserwowała go czujnie ze zmarszczonymi brwiami.
– To nie ja pokazałem ci drogę ucieczki. Ja kazałem ci tylko się stamtąd wydostać, ale cały plan był twój. Dzięki temu, jeśli cię złapią, będziesz wiedziała, że jest to możliwe. – odpowiedział i wrócił do monitorów. I będziemy wiedzieć, jak to zrobisz, dodał w myślach, a na jego usta wpłynął uśmiech, którego szybko się pozbył.
– Ale przecież mogłeś mi pokazać jakiekolwiek miejsce, a ty podsunąłeś mi pomysł, jak mogę się stąd wydostać. – dociekała.
Szejn przewrócił oczami, ale ona nie mogła tego zobaczyć, gdyż stał do niej tyłem. Westchnął zirytowany tym, że staje się coraz bardziej podejrzliwa.
– Po prostu. To miejsce znasz i zakładam, że właśnie z niego najbardziej zależałoby ci się wydostać, ale przecież masz wolny wybór prawda? Jeśli byś tylko chciała, mogłabyś się już w kilku przypadkach oddać w ręce rebelii, ale ty zostajesz. Pokazałem ci, że jest możliwość, ale jakbyś tak naprawdę chciała, to jesteś w stanie to zrobić, lecz nie chcesz. Właśnie to zobaczyłaś. Uświadomiłem ci, że potrafisz, ale i tak z nami zostajesz oraz na dodatek zdobyłaś nowe doświadczenie. – Skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się w jej stronę z pochyloną głową. Zmrużył oczy zaciekawiony jednym faktem. – Swoją drogą, coraz łatwiej przychodzi ci zabijanie. Szybko pozbyłaś się Członka Pokoju i Shella. Byłaś nawet w stanie zabić Rusha. To duży postęp. – Uśmiechnął się zadowolony, że praca nie idzie na marne. –  Podejrzewałem, że będziesz mieć dłużej z tym opór, ale jednak jest coś w tobie z cichego zabójcy. –  Chytry uśmieszek nie opuszczał jego twarzy, ale dziewczyna miała na to zupełnie odmienne zdanie, przez co jej oczy dziewczyny się rozszerzyły. Wciągnęła powietrze i oblizała wyschłe usta.
Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy płakać. Tutaj raczej mogę to uznać za komplement. Szejn nadal stał ze skrzyżowanymi rękoma i przyglądał się jej z uwagą, gdy wychodziła z maszyny. Ustała na chwiejnych nogach i zauważyła, że mężczyzna dziwnie jej się przypatruje.
– O co chodzi? – zapytała w końcu zdziwiona. Obejrzała się, zastanawiając, czy nie ma czegoś na twarzy, bądź coś jest nie tak z jej ciałem.
– Dowiedziałem się bardzo ciekawej rzeczy. – powiedział bardziej do siebie niż do niej. Zamyślił się na chwilę i podrapał po łysej głowie, a następnie umieścił dłoń na brodzie bez zarostu. – Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. – Zatrzymał się na chwilę, a potem jego twarz wykrzywiło zdumienie. – To przełom w dziedzinie manipulacji. Narzuciłaś Davidowi obraz, jaki sama stworzyłaś, a on nie widział rzeczywistości, tylko to, co sama kazałaś mu zobaczyć. Jak się tego nauczyłaś? – Podszedł do niej zdumiony.
– Sama nie wiem. Po prostu chciałam, żeby tak było. – Wzruszyła ramionami.
Wolała zatrzymać dla siebie informację, że Rush wie o niej więcej niż oni wszyscy. – Mogę już iść? Jestem zmęczona. – dodała, ziewając.
Chciała jak najszybciej znaleźć się w Arnemi i uniknąć rozmowy na temat jej zdolności i postępu w morderstwach. Obawiała się też, że mężczyzna będzie węszył sprawę, a chłopak i tak ma już przez nią problemy. Jeśli oni by się dowiedzieli, że on coś wie, a nie powiedział… Szejn zmierzył ją wzrokiem, ale po chwili przytaknął lekko. Nie czekała na to, żeby powtórzył, tylko ruszyła od razu do wyjścia.
Gdy w końcu wydostała się na dwór, zdała sobie sprawę, że nastała noc.
To był najdłuższy dzień, jaki przeżyłam. Dopiero teraz wiem, ile można przeżyć w ciągu dwudziestu czterech godzin. Oblężenie, przesłuchanie, dowiedziałam się o mojej nowej zdolności i o tym, że Rush nie jest do końca szczery. Zdążyłam niby uciec z tego przeklętego psychiatryka, zabić przyjaciela i usłyszeć komplement, że coraz lepsza ze mnie morderczyni. Cóż za cudowny dzień! Szlag. Uważaj palancie, jak chodzisz. Obejrzała się za kimś, kto o nią zahaczył, gdy spokojnie sobie szła. Spaślak. Nie zmieścił się w tej otwartej przestrzeni. Pomasowała rękę, która zaczęła ją szczypać. Gdy szła ścieżką w stronę Arnemi ogarnęła ją potworna senność i zmęczenie. Nogi same się pod nią uginały. Co chwilę ziewała, ale wtedy otwierała szeroko oczy i potrząsała głową, by się wybudzić. Będąc w połowie drogi, nie dała już rady. Poleżę kilka minut. Tylko chwilkę. Ziewnęła i gdy tylko znalazła się na trawie powieki same jej opadły.
*
W metalowym pudełku znajdował się tylko stół i dwa krzesła przy nim, gdzie na jednym z siedzeń siedziała starsza kobieta z brązowymi włosami. Jej twarz była szara i zmęczona. Z oczu biła jej tęsknota i strach, ale nie o nią samą. Dłonie miała złączone na stole, ściskała je w napięciu i oczekiwaniu.
Odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała szloch. Kilka metrów za nią stała piękna, wysoka na dwa metry, niebieskooka brunetka. Z jej oczu lał się potok łez, a biło w nich to samo co w oczach kobiety.
– Mamo… – wyłkała Nicole.
Kobieta podniosła się niepewnie i z niedowierzaniem wpatrywała w córkę. Podeszła do niej i przyłożyła jej dłoń do policzka, wpatrując się w jej twarz rozbieganym wzrokiem.  Przytuliła ją, przez co obie popadły w płacz.
– Tak bardzo cię kocham córeczko. – szepnęła w jej włosy.
Dziewczyna mocniej przyciągnęła do siebie ciało rodzicielki.
– Mamusiu nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknię, jak jest mi źle. Wiem, że to tylko sen, ale muszę cię przeprosić za wszystko. Za to, że przeze mnie jesteś w tarapatach, za to, że byłam taka okrutna, za to, że  cię nie posłuchałam i za wszystko. Tak bardzo cię przepraszam. – zawyła, ściskając ją przy tym jeszcze mocniej. Kobieta traciła oddech przez jej uścisk, ale tak bardzo go pragnęła, że nie poprawiła się, ani nie poprosiła córki, by ją puściła. Czuła jak wszystkie jej wnętrzności zostały ze sobą ściśnięte sznurem, a serce o mało jej nie pękło. Powinna przestać płakać i cieszyć się, że może ją w końcu zobaczyć, ale nie potrafiła. Gdy myślała, że w końcu się opanuje, do oczu napływała następna fala łez.
– Nicole, nie mamy czasu. Mam przekazać ci tylko informację. Nie możemy marnować go. – Kobieta odsunęła od siebie dziewczynę i złapała ją za twarz, wpatrując się w jej zapłakane, czerwone oczy pełne miłości i tęsknoty. – Niedługo już zawsze będziemy razem, ale musisz mi pomóc. Musisz pomóc nam.
Nicole otarła oczy wierzchem dłoni i skupiła się na słowach matki. Patrzyła na nią zdziwiona i ciekawa, co ma jej do przekazania, co ma zrobić, żeby odzyskać najbliższą jej osobę. Przykryła jej dłonie swoimi, pocierając je kciukiem.
– Nikol, skarbie, nie możesz się buntować przeciwko nim. Oni chcą ci pomóc. Będą zostawiać dla ciebie wskazówki, ale musisz je wypełniać, bo inaczej nie wydostaniesz się stamtąd, rozumiesz? Oni kłamią, pamiętaj to córeczko. Nie chcą dla ciebie dobrze. To ci, którzy mi pomogli, to oni odrywają tu bohaterską rolę. Jesteśmy na dobrej drodze, żeby cię odbić, ale pamiętaj: Musisz nam pomóc, bo nie mamy do wszystkiego dostępu, a tobie ufają. Już niedługo będziemy zawsze razem kochanie. Zawsze. – Maylena wpatrywała się w nią poważnym wzrokiem, a z jej oczu znów płynęły łzy. Były już zmęczone od ciągłego wytwarzania słonej substancji, której wylała litry, odkąd jej córka została porwana. Nicole pokiwała szybko głową z zaciśniętymi ustami, które drżał pod na porą nowej fali łez. Czuła się rozdarta, gdyż nie wiedziała, czy jej słowa są prawdą, czy kolejnym kłamstwem. Nie wiedziała, czy może ufać matce. Przecież to twoja matka! Kto chce dla ciebie lepiej niż ona?!
Ale czy to Ona?
– Mamo, ja już trochę wiem i to, co ci mówią, nie musi być prawdą. Oni nie chcą dla nas dobrze. – zaczęła delikatnie Nicole.
Mina Mayleny z kochającej mamusi zrobiła się na obrażoną i rozgniewaną.
– Dziecko, co ty mówisz! Zrobili ci pranie mózgu! Rush też...
*
Dziewczyna otworzyła zaspane oczy, kołysana przez czyjeś ramiona. Czuła, że ktoś ją niesie. Przyjrzała się twarzy tej osoby. Serce jej o mało nie stanęło. Rozbudziła się i osłupiała  mrugała kilkakrotnie, ale to była prawda. Chciała się odezwać, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wpatrywała się w tę twarz. W twarz Jacoba. Uniosła dłoń i dotknęła jego ciepłego policzka, a on uraczył ją tym swoim, dobrze jej znanym uśmiechem.
– Ty nie żyjesz… – szepnęła, a on zaczął się wesoło śmiać rozbawiony.


Nikol podniosła się gwałtownie z trawy. Łapczywie łapała tlen w płuca. Rozejrzała się roztrzęsiona. Znajdowała się w miejscu, gdzie się położyła. Wstała szybko na nogi, które się pod nią zachwiały. Próbowała coś wychwycić wzrokiem, ale nic, ani nikogo nie dostrzegła.
– Jacob! – krzyknęła rozhisteryzowana, ale odpowiedziało jej tylko echo. Wplątała palce we włosy i ugięła się w pół. – To był tylko sen. – szeptała do siebie roztrzęsiona. Rozejrzała się jeszcze raz, ale nadal nikogo nie zobaczyła.

Co tu się do cholery dzieje?!






Notka:
Hej, hej powracam z rozdziałem gigantem! Przepraszam, że mnie nie było, ale nie miałam kompletnie weny, lecz wczoraj jak się rozpisałam tak nie mogłam skończyć i jeszcze dziś dopisałam kilka stron. Chciałam ten rozdział podzielić, ale nie miałam pojęcia gdzie, dlatego wolałam, żeby był już dłuższy, a nawet bardzo bardzo dłuższy. Mam nadzieję, że nie zanudziliście się i nie stękaliście, gdy widzieliście dalszy tekst. :)


Sorki dla blogerów, bo ostatnio rozstałam się z bloggerem, nie chciało mi się nic z nim wspólnego, ale teraz większość nadrobiłam i jeszcze trochę mi zostało, więc jeśli do ciebie nie dotarłam to przepraszam :(

Więc ja już nie zanudzam, bo rozpisałam się w rozdziale. Czekam z niecierpliwością na komentarze ;D





Zapraszam na jej bloga, gdzie autorka promuje ubrania, opisuje co ostatnio robiła i ogólnie poleca różne rzeczy.  :D