Gdy się obudziła, nareszcie nie bolała ją głowa. Nie
zastanawiała się nad tym, co wydarzyło się wcześniej. Była tak obojętna, że nie
zdziwiłoby jej nawet uznanie Mickiewicza za najwybitniejszego pisarza przez
Słowackiego. Leżała tak po prostu, o niczym nie myśląc pierwszy raz od kilku
dni. Nie zaciekawił jej nawet za bardzo widok łysego mężczyzny, który wszedł do
pomieszczenia dzięki rozsunięciu się ścian. Zerknęła na niego i dalej
wpatrywała się bez wyrazu w biały sufit.
–
Nikol, jak się czujesz? – usłyszała.
Zerknęła na niego znudzona.
–
Okey – odpowiedziała obojętnie i wróciła do
wpatrywania się w swój punkt.
–
Ubierz się a jak skończysz przyjdę po ciebie. –
powiedział, po czym przypatrzył się jej chwilę
i wyszedł.
Dziewczyna nie zastanawiała się w co ma się ubrać. Po
prostu rozejrzała się i zauważyła dziurę w ścianie a w niej jej bieliznę oraz
czarne jak jej wymarły umysł legginsy i bluzę z kieszeniami, w której często
chodziła w weekendy, nie zważając czy na dworze był upał, czy szaleńczy mróz,
przyjaciel jej nowego serca. Nie odpowiedziała sobie na pytanie, które nawet
nie powstało, skąd zestaw zagrzebany pod łóżkiem znajdował się właśnie w jej
dłoniach. Wzięła je tylko, położyła na łóżku, ubrała. Jej umysł robił się
jednak coraz mniej obojętny. Lodowy system sterujący życiem, który kiedyś
nazywany był sercem jakby odmarzał, powodując spięcia w oprogramowaniu,
wydostając usunięty z softwara ból i strach. Obróciła się lekko ze
wzdrygnięciem, gdy usłyszała za sobą znanego mężczyznę.
–
Chodź. Już czas żeby cię zobaczył.
Miał cichy głos, który i tak odbił się od pustego
pomieszczenia. Obejrzał ją od stóp do głów, czarną postać z siwą twarzą,
czarnymi oczodołami nadającymi upiorności
i ciemnymi włosami. W panującej wokół bieli była jak reflektor w gęstej
nocy. Ruszyła za nim jak śmierć, drepcząca tuż za jego plecami.
Gdy stanęli przed ścianą, ta rozsunęła się, ukazując pusty
bez drzwi i okien tunel, a raczej świecący w połysku korytarz. Nikol jednak nie
zwracała uwagi na fakt, że nie było drogi ucieczki. Już dawno się z tym
pogodziła. Wsłuchiwała się w głośny odgłos swoich butów i cichuteńki mężczyzny,
którego rzecz biorąc, prawie nie było. Po pewnym czasie skręcili wprost na
ścianę. Łysy wyciągnął swoją dłoń do niej, przycisnął a powierzchnia pod nią
rozświetliła się na niebiesko i ściany rozsunęły się, ukazując duży stół z
krzesłami dla trzydziestu osób. Pomieszczenie w całości okazało się być pokryte
lustrami, co tworzyło niekończącą się przestrzeń ginących, ciemnych tuneli.
Przy stole stał następny łysy mężczyzna, który mógł
podchodzić pod czterdziestkę. Gdy tylko ich ujrzał, przejechał ręką po czarnej
dłuższej brodzie. Jego ostre, poważne rysy twarzy jeszcze bardziej się
zaostrzyły, jak zaczął się jej przyglądać, co wywołałoby w niej strach, gdyby
nie była jeszcze tak otumaniona. Umysł Nikol jednak powoli przezwyciężał mgłę
obojętności i zaczął powoli oceniać sytuację. Serce w końcu bardziej pompowało
krew, dotleniając organizm, ożywiając mózg.
Dlaczego
nikt nic nie mówi? Co chcą mi zrobić? Czy zaraz dokonają transakcji sprzedając
mnie na szkolenie a następnie wystawią do walki lub zrobią ze mnie swojego
żołnierza z przystawioną spluwą do skroni? Gdzie jest Jacob? Gdzie są jego
obietnice? Gdzie jest moje zapewniane bezpieczeństwo.
Hershey przyglądał się jej uważnie. Zauważył, że obudził
się jej instynkt samozachowawczy, który prawdopodobnie krzyczał “Uciekaj!”, ale
ona stała skamieniała, nie wiedząc co zrobić. Nie tego się spodziewał.
–
Jesteś silniejsza niż myśleliśmy. Twój umysł broni
się przed lekami. Nie chce zostać uśpiony.
– zamyślił się na chwilę. – Wciąż
żyjesz. – Odsunął krzesło i usiadł na nie, wzdychając. – I co my mamy teraz z tobą zrobić, Nikol Ubesejret? –
odezwał się twardym głosem, który odbijał się od ścian.
Wypuście
lub zabijcie, zgadzam się tylko na te opcje.
Nikol stała jakby była betonową ozdobą tego miejsca. Nie
wiedziała co ma robić.
Uciekać.
Rozejrzała się, myśląc że dyskretnie, za drzwiami za
którymi mogłaby zniknąć w ciągu jednej i pół sekundy, niczym dziewczyna w
sklepie na widok siedemdziesięcio procentowej przeceny, ale wyjścia nie było.
Znowu. Poczuła dłoń na plecach. Odwróciła się gwałtownie, patrząc na twarz
mężczyzny, który ją przyprowadził.
–
Nikol nikt nie powiedział ci czemu się tu
znalazłaś, prawda? – powiedział brodaty facet, wskazując jej, żeby usiadła. Ona
jednak nie drgnęła.
–
N–n–nie.
Hershey przypatrzył się chwilę jej twarzy, która na moment
złagodniała.
–
Masz zupełnie takie same oczy jak ojciec.
Poczuła
jakby dostała obuchem w łeb. Zamrugała, analizując czy na pewno dobrze
usłyszała.
Ojciec? Ojciec był gangsterem?
To dlatego jestem tutaj? To przez niego. Może… może jego też kiedyś porwali?
Albo… obserwowali mnie.
–
S...skąd zna p–pan mojego o–o...ojca? – wydukała ze ściśniętym gardłem.
–
Znam go i to bardzo dobrze. – Uśmiechnął się do
niej. – Ale nie chodzi tu o to, skąd go znam. Tu chodzi kim on jest. – Spojrzał
jej w oczy i przysunął się bliżej. – I jak to się stało, że tu jesteś. Usiądź.
– nakazał.
Nikol poczuła, że łysol zza niej ją popchnął w stronę
krzesła. Odwróciła się do niego, a on grzecznym gestem wskazał, żeby usiadła.
Lekko kiwnęła głową i zrobiła jak kazał.
–
Kojarzy ci się nazwa „kasyczi”? – zapytał straszny
łysol, który uniósł brodę wyżej a na jego twarzy zawitała duma.
–
Kojarzy mi się z kasyci. Jednym ze starożytnych
narodów, którego pochodzenie nie jest do końca jasne. W Mezopotamii Kasyci po
raz pierwszy pojawili się w okresie starobabilońskim - ich najstarsze ślady
pochodzą z osiemnastego wieku przed naszą erą. – wyrecytowała.
–
Mądra. Dobra pamięć. – mruknął do siebie. – Ja
opowiem ci jak to było od samego początku. Od samego powstania człowieka.
Przypomnijmy sobie wiedzę z zakresu antropogenezy.
–
Jak wszyscy doskonale wiemy, cztery milionów lat
temu na świecie żył Australopitek, czyli pierwszy ssak człowiekowaty, od
którego powstał dzisiejszy Homo sapiens. Otóż na początku wszystko jest tak,
jak ludzie to ją opisują. Do czasu. Otóż ludzi i kasyczi łączyła wspólna
ewolucja do czasów Australopithecus sediba, kiedy to równolegle z nim na ziemi
żył Homo gautengensis. Ludzka historia mówi
jednak, że Homo gautengensis jest boczną, ślepą gałęzią w drzewie
genealogicznym hominidów, ssaków człowiekowatych. Lee Berger nawet nie uznaje
go jako gatunek istniejący i jego szczątki przypisał do wcześniejszego gatunku
Australopithecus sediba. Prawda jest taka, że właśnie wtedy wytworzył się nowy
gatunek. Kroczący bardzo blisko dalszych ludzkich homo, dlatego jesteśmy do
siebie tak bardzo podobni. Zewnętrznie i wewnętrznie. Lecz nie do końca.
Hershey wskazał na swoją głowę.
–
Homo gautengensis rozwijał się znacznie szybciej.
Zdobywał więcej wiedzy, szybciej się uczył. On dużo prędzej niż człowiek
korzystał z ognia i hodował zwierzynę, czego nauka ludzi już nie podaje. Ale
nie bez powodu, lecz o tym za chwilę. Syntetyzując Homo gautengensis, kasyczi
to podobny gatunek do homo sapiens, lecz mądrzejszy. Doskonalszy. Lecz w
przyrodzie dochodzi do hybrydyzacji. Kasyczi łączy się z człowiekiem, generując
czasami bezpłodne potomstwo. Intelektualne stworzenia w parze z “rozumnym”
osobnikiem formują organizmy genetycznie pół na pół, co wyjaśnia wysoki lub
średni iloraz inteligencji. Wiele osób na świecie jest potomkiem takiej
hybrydy, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Geny mogły uzyskać nawet po
dziadkach, którzy otrzymali ich stosunkowo więcej. Wszystkie doświadczenia,
odkrycia i wynalazki nie są stworzone przez przez człowieka, ale hybrydy lub
osobniki czystej krwi kasyczi. Niestety świat nie zna tej prawdy, ponieważ
czyści kasyczi stworzyli swoją własną populację wiele, wiele lat temu, aby nie
doprowadzić do całkowitego zaniku gatunku. Pozostają nieznane, by chronić ich
czystość, dlatego każda informacja, która wspomina lub może wspominać istnienie
kasyczi należycie szybko ulega destrukcji. Lecz każdy ma wolną wolę. Może
wyjechać z Narodu, ówcześnie zapominając o jego istnieniu, dlatego tak wiele
hybryd nie ma pojęcia o specjalnych genach, znajdujących się w ich organizmach.
Zapytasz więc kim jest człowiek, najinteligentniejsze stworzenie na ziemi? Jest
mieszanką genetyczną mądrego kasyczi i
jego antonimu – “człowieka”. Znany człowiek
jest natomiast gamoniowatą istotą, której inteligencja pozostawia sobie wiele
do życzenia. Tak, nadal znajdują się jednostki czystej krwi, bądź jedynie
zaplamione mądrością kasyczi. Niestety ich geny są o wiele silniejsze od naszych,
dlatego mamy efekty w ludzkiej populacji, jakie mamy. Reasumując, na ziemi
rozróżniamy takie gatunki jak: człowiek, kasyczi, czyli my oraz hybrydy.
Nikol popatrzyła na niego z uniesionymi brwiami.
Tak jak
myślałam, jest to psychiatryk, a to mój nowy kolega z oddziału.
– I co ta wasza
teoria powstania człowieka ma wspólnego z moim porwaniem? – spytała cicho.
– Nikol, to nie jest teoria... – powiedział stojący za nią
łysol.
– Spójrz na siebie. – wciął mu się Hershey, zwracając się
do dziewczyny.
Nikol wykonała polecenie ze zmarszczonymi brwiami.
– A teraz spójrz na nas. Widzisz różnicę? Ja i Szejn mamy
czyste drzewo tak jak ty. Ale zauważyłaś coś? Różnimy się.
Wstał i wskazał jej żeby poszła w jego ślady.
Zdezorientowana stanęła przy nim. Mężczyzna mógł mieć lekko ponad sto
osiemdziesiąt, ale i tak odchylił głowę, aby spojrzeć jej w oczy.
– Podejdź do lustra.
Zerknęła na niego, ale po chwili znaleźli się przed
odbijającą szybą.
– Spójrz na swoje oczy a potem na moje.
Nikol przyjrzała się swoim tęczówkom, które najbardziej
rzucały się wzrokowi przez swój niezwykle nasycony niebieski kolor zupełnie jak
pięknych postaci w grach komputerowych o ostrej grafice i kolorystyce. Później zwróciła uwagę na oczy Hersheya. Były
zwykłe, powoli wygaszające z biegiem lat.
– Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego ty i twoi znajomi
tak bardzo wyróżniacie się z tłumu?
Nic nie odpowiedziała, tylko mu się przyglądała, słuchając
do czego zmierza. Kazał jej z powrotem usiąść. Usiadła.
– Ludzie zawsze pragnęli być idealni, lecz nawet nie
wiadomo jak by się starali, to i tak nie pozwolą im na to ich człowiecze geny.
Są jak zaraza wybijająca dobre bakterie. My jednak potrafimy stworzyć organizmy
udoskonalone, będące marzeniem zakompleksionej kobiety, członka klubu
sportowego a nawet niespełnionego naukowca. GMO jest dobre. Dzięki niemu możemy
tworzyć wszystko jak tylko chcemy. Udoskonalać niedoskonałe rzeczy. Dodawać
piękna, siły oraz inteligencji. Zmienić wszystko. Kolor włosów, oczu czy
rozmiar stopy. Wykluczyć wszystkie choroby. Zwiększyć. Zmniejszyć.
Zatrzymał się na chwilę i uśmiechnął
delikatnie z triumfem.
– Możemy być bogami. Tworzyć świat
tak, jak chcemy, gdyż to nie tyczy się tylko kasyczi ale i zwierząt czy roślin.
Robi się
coraz dziwniej…
–
A więc jestem kasyczi czystej krwi, ale genetycznie zmodyfikowanym? – zapytała
niepewnie, starając się nie rozgniewać na pewno silniejszych od niej mężczyzn
tym, że niezbyt przemawiają do niej ich poglądy i teorie.
– I tu jest właśnie
ten problem. – Hershey rozsiadł się wygodniej, opierając łokieć o stół. – A
właściwie twój ojciec.
Nikol wyprostowała się jak struna
słysząc ostatnie dwa słowa. Nie polegało to na tym, że przypisują sobie do
niego jakąś historię, tworząc nowe społeczeństwo i gatunek, bo do tego ma prawo
każdy pisarz, reżyser czy kowalski spod dwójki. Chodzi o to, że jakaś sekta,
gang lub inna niebezpieczna porywająca bezbronne dziewczyny grupa zna jej ojca.
I
to podobno bardzo dobrze.
Ojca, który na dodatek od kilku lat nie żyje, więc to nie
mogła to być świeża sprawa.
Blef.
– Co jest z moim ojcem? – Była
poważna, zimna i nie przerażona. Ciekawa.
– David był jednym z nas. I nie
tylko. Był także pierwszym dzieckiem, które zostało genetycznie zmodyfikowane.
Dostał dużą dawkę oksycydru, substancji odpowiedzialnej za płodzenie potomstwa.
Urodził się bezpłodny.
Nastała cisza. Ciężka jak życie ze
świadomością, że już nigdy Bez, Julia ani Zuzka się nie uśmiechną. Chyba że w
trumnie na widok pracownika domu pogrzebowego. Jeśli w ogóle go zobaczą.
Kim
jesteś łgarzu, żeby oskarżać moją matkę o puszczalstwo? Kim jesteś, żeby
wmawiać mi, iż ten człowiek był zraniony przez niewierną żonę, podczas gdy
zerżnął pierwszą pod następną nocną latarnią? Może jeszcze rzucić przy kawie,
że tak naprawdę to miał prawo, co? Bo ona była pierwsza? Kim jesteś śmieciu! Ja
ci powiem. Jesteś zwykłym sukinsynem, porywającym młode kobiety, niszczącym im
obraz dotychczasowego życia by stały się bezbronne. Ale wiesz co ja na to?
– Aha. – mruknęła znudzona pod nosem. Wciągnęła powietrze
i zaczęła zrywać skórki przy paznokciach. Nikt nic dalej nie mówił, dlatego
spojrzała spod rzęs na faceta, pytając czy to wszystko.
Nagle on wyciągnął dłoń w bok,
czekając aż ktoś mu coś poda. Podszedł do niego Szejn wręczając mu plik kartek.
Dziewczyna nie miała pojęcia kiedy je zdobył. Hershey rzucił je przez stół, że
doleciały po nim aż do niej i zatrzymały się.
– My nie używamy papieru, ale
stwierdziłem że bardziej będziesz ufna starym przyzwyczajeniom. – Wskazał kartki, widząc jak patrzyła
na nie nieufnie zdezorientowana.– No dalej, nie gryzą.
Wzięła je do ręki i przyjrzała się im. Nigdy nie widziała
podobnych dokumentów, ale wiedziała, że są to wyniki badań potwierdzające słowa
mężczyzny. Spojrzała na rok urodzenia, wzrost, kolor oczu i na zdjęcie. Gdy
zobaczyła tę twarz, łzy na szczęście nie napłynęły jej do oczu. Wykorzystała na
niego już wszystkie zasoby oraz te trzymane w rezerwach. Nie czuła nic.
Zjechała wzrokiem niżej na wynik badania. Wiedziała co tam zastanie, w końcu
nie bez powodu go dostała. Odłożyła kartki i zwróciła uwagę z powrotem na
brodatego łysola.
– Między nimi dochodziło do wielu
kłótni. Rozstali się. David wtedy nie mógł tego wytrzymać. Bardzo ją kochał,
jego emocje zostały wzmocnione, więc oddczuwał bardziej. Postanowił popełnić
samobójstwo, lecz nie uśpił się. Podejrzewamy, że przemawiało przez niego takie
szaleństwo, iż wziął co miał pod ręką i rozpruł sobie brzuch by jak najbardziej
cierpieć. By zagłuszyć ból psychiczny.
Nikol także czuła ból, ale fizyczny.
Przed oczami miała białą linię na brzuchu ojca, linię po “dawnej operacji,
która wcale nie bolała, bo gdy się wybudził, mama pokazała mu zdjęcie jego
najukochańszej córki na świecie”. Linię, którą ojciec tak bardzo nie lubił.
Dziewczyna złapała się za brzuch, starając się powstrzymać łzy, zagryzając z
całych sił wargę, co choć na chwilę odwracało jej uwagę. Hershey spojrzał w jej
zbolałą twarz i oczy, które momentalnie zrobiły się czerwone i szkliste.
– Maylena zarzekała się, że to jego dziecko. Namówiła
mnie, żebym jej pomógł. Prosiła, żebym wykonał test na ojcostwo. – zrobił
przerwę i spojrzał jej w oczy. – I miała rację.
Nikol poderwała głowę. Zaczęła się gubić w całej tej
historii. Przeczesała włosy palcami i zatrzymała je na karku. Była zdezorientowana
jak zepsuty kompas, wskazujący północ na południu.
– Do niego system wezwał pomoc zaraz
po tym, jak wyczół krew, co jeszcze bardziej wskazuje na to, iż był to akt
desperacji. Potem ponowiliśmy wszystkie badania i bez wyjątku wychodziły tak samo.
David nadal był bezpłodny. – Wskazał na dokumenty, w które patrzyła wcześniej.
Wzięła je już bez zachęty. Zszokowana wpatrywała się w papier.
– Zostawił sobie nawet bliznę.
Maylena mówiła, że nie lubi jej, ale z jakiegoś powodu chciał ją mieć.
Nikol przełknęła gulę w gardle.
Starała pamiętać to, że ojciec nie był bez winy, ale nie potrafiła. Cały czas
wyobrażała sobie, jak bardzo musiał cierpieć przez nią, ale jednocześnie jak
bardzo ją kochał.
A
jak bardzo musiałyście cierpieć przez niego wy.
– Wracając do twojego pytania. Nie.
Nie jesteś kasyczi z GMO. Dlatego właśnie tu jesteś. Pomimo braku ingerencji w
twój organizm z racji tego, że David pozabijałby wszystkich, którzy by tylko
spróbowali, jesteś jaka jesteś. Przy genetycznej modyfikacji zmieniamy pewne
rzeczy, ale tak jak je wygenerujemy, tak one zostają. U ciebie natomiast DNA
się mutuje. Samoudoskonala. Komórki z roku na rok wytwarzają substancje, które
poprawiają twój wzrok, słuch, siłę, wygląd, inteligencję, jednym słowem –
wszystko. My możemy interweniować w DNA tylko w okresie prenatalnym, po
narodzinach nie jesteśmy w stanie nic zrobić. U ciebie to wygląda zupełnie
inaczej. Przeformułowywuje go cały czas.
– Jesteś chodzącą wielką niewiadomą. Jesteś czymś, o czym
nie mamy pojęcia. Czymś co nie miało prawa powstać. Czymś, co może zmienić się
w coś bardzo niebezpiecznego. – Przybliżył się, opierając łokcie na kolanach. –
Zdradzić ci tajemnicę? – Zniżył głos do złowrogiego szeptu – Jesteśmy trochę
podobni do ludzi. Boimy się tego co niewyjaśnione. Co przeczy wszystkim prawom
nauki. A jeśli tak się dzieje to, co trzeba z tym czymś zrobić? – Nastała cisza
jakby oczekiwał od niej odpowiedzi. – Trzeba to zniszczyć, bo może się okazać
złowrogie dla otoczenia. Jesteś mutantem, który może wymordować nas wszystkich.
– Odsunął się a ona przerażona spojrzała na niego.
Zaczęła kręcić głową. Otwierać i zamykać usta. Nie mogła
tego zrozumieć. Nie mogła pojąć tego wszystkiego. Nie wierzyła w nic. Nie
wierzyła, że może być niebezpieczna a skoro ona uważała się za nędznego
słabeusza, dlaczego oni mówili coś innego? Dlaczego nie widzieli tego co ona?
– Boicie się mnie? To mi trzęsą się kolana. Zabilibyście
mnie jednym ciosem, przed którym uciekłabym z krzykiem. Jestem tak
niebezpieczna przy was jak puchaty połamany króliczek. Naprawdę? Boi się mnie
pan? – Zacisnęła szczękające zęby. Nie wiedziała już jak się ratować. Jak
pokazać, że jest zwykłą mazgają, która wrzeszczy, gdy zahaczy o szafkę małym
palec u nogi.
Chyba
zaraz zwymiotuję.
– To co wydaje się bezpieczne, wcale nie musi takie być.
Twój organizm nie bez powodu wzmocnił nadzwyczajnie samoregenerację,
zapewniając błyskawiczne dochodzenie do siebie. Buntuje się przeciw podwójnym
dawkom leków usypiających, z których wychodzi bez zmasakrowanego serca i poparzonych, sflaczałych płuc. Jesteś w
stanie powiedzieć mi, że jesteś normalna? Wiesz w ile twój organizm leczy
brzuszną ranę kłutą?
Przełknęła ślinę.
– Niecały tydzień temu było to
czterdzieści minut. Dzisiaj komórki są jeszcze silniejsze.
Wciągnęła powietrze i starała się je
wypuścić powoli, jednym ciągiem a nie przerywanie jak warcząca kosiarka. Nie
patrzyła na Hersheya. Rozejrzała się po lustrzanym wnętrzu. Brak klamek.
Jestem
w dupie.
– Tamci co chcieli mnie zabić, też się mnie bali, prawda?
To dlatego mnie szukali? – zaczęła grać na zwłokę. Tak naprawdę już miała to
gdzieś, kto chciał ją zabić, za co chciał ją zabić, bo już w tych algorytmach
pogubiła się dawno temu.
– Najpierw chcieli wyciągnąć twój kod genetyczny, a potem
wykonać na tobie eksperymenty. Lecz jeśli biorąc pod uwagę, że niektórych
mogłabyś nie przeżyć, to odpowiedź mogłaby być jednocześnie potwierdzająca.
Co tu się dzieje…
Znów
się rozejrzała za wyjściem jak w domu, gdy otwierała lodówkę, bo może coś ty
razem będzie w niej nowego do jedzenia.
– Zabijecie mnie. – Nie było to pytanie a stwierdzenie, z
którym miała nadzieję, że się pogodzi. Myliła się jednak.
Nie oczekiwała odpowiedzi.
– Nie.
Gwałtownie spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
Jeszcze bardziej zaczęła się gubić w tym wszystkim. Przetarła twarz dłońmi, nie
wiedząc co innego mogłaby zrobić.
– Nie zabijemy cię a wyszkolimy. Możesz okazać się dobrą
bronią. Zaczniesz w najbliższym czasie. Zaraz poznasz Rusha. To on jest
odpowiedzialny za stworzenie z ciebie wojownika. – Pokazywał swoją dostojną
powagę i kamienną twarz. Pokazywał, że w tej wypowiedzi nie było pytania a
rozkaz. Ma się podporządkować, być posłuszna.
W domu dziewczyna zaczęłaby pyskować. Krzyczeć. Buntować
się. Nienawidziła, gdy ktoś jej dyktował, co ma robić, ale tu nie była w domu.
Była w rękach, pomimo że niższego to rosłego mężczyzny, z którym się nie
dyskutuje, nie pyskuje i nie krzyczy. Nie chciała być żadną bronią. Nie chciała
przechodzić żadnego szkolenia, ale czy życie dało jej wybór? Zawsze była
przekonana, że każdy szczegół w jej własnej historii zależy od tego, jakie
decyzje podejmie sama. Prawda była jednak inna. Dalsze rozwinięcia gry wybierał
najsilniejszy lub najbogatszy. Tak jak w “The Sims”. Postaci idą i robią co
chcą, dopóki nie przyjdzie gracz i nie porozstawia ich po kątach, decydując co
on właśnie chce zrobić z ich życiem. One nie mają takiej siły, by się
przeciwstawić. Zupełnie jak Nikol.
Mama...
Po
jej twarzy popłynęły łzy.
–
Ale co z mamą? Ja muszę wracać do domu. Oni ją
zabiją. Ona tam jest. Zemszczą się na niej. To moja wina. Nie mamy. –
zaczęła panikować, mówić szybko. Oddychała wdech za wdechem. Złapała krzesło w
drżące dłonie. Ponownie rozejrzała się. Lewa. Prawa. Wdech. Drżący wydech. Mama.
A jakby zbić to lustro?
Może jest weneckie? Może jest wyjście. Musi być. Musi.
–
Znajdą cię, nim jeszcze tam dotrzesz. Myślisz, że
nie wiedzą już, gdzie mieszkasz? Jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że
jak tam wrócisz to co? Powstrzymasz ich? Zadzwonisz na policję? A może
poprosisz, żeby wyszli z twojego domu? – W jego głosie było słychać pogardę dla
jej planu, ale nie był zimny jak wcześniej.
Straciłam wszystkich.
Jak stracę ją, nie będę mieć już nikogo.
–
Zrobię cokolwiek w mojej mocy. Nie będę stać i
patrzeć jak robią jej krzywdę. Nawet jeśli nie dam rady, to nie pozwolę, żeby
umierała w samotności. Nie dam jej
skrzywdzić. Rzucę się na nich, będę walczyć, krzyczeć, bić, drapać i
gryźć po kostkach. Rozszarpię każdego, kto się do niej zbliży. Zabije
wszystkich po kolei.
Dyszała ciężko, poważnie patrząc mu w oczy. Odezwała się w
niej lwica, rycząca jakby odebrano jej młode. Ogień bił ją od środka,
podniecając chęć obronienia matki. Myślała przez chwilę, żeby rzucić się na
mężczyznę, ale nie zrobiła tego.
Nikol spięła się, przygotowana do wparowania w lustro jak
buldożer.
Co jeśli
coś jej zrobią? Co jeśli ma otwarte drzwi w nadziei, że wrócę? Co jeśli wpuści
każdego, kto tylko powie, że ma informacje na mój temat? Jest bezbronna. Sama.
Mężczyzna patrzył jej w oczy, jakby chciał coś z nich
wyczytać. Miał skrzyżowane ręce na piersi. Stał wyprostowany. Jego twarz nie
zmieniła wyrazu z kamiennej maski, ale jeśli w oczy spojrzałby mu ktoś, kto go
dobrze zna, zobaczyłby, że nie maska ich nie sięgnęła.
Co jeśli
już leży gdzieś, krzycząc pomocy? Może nikt jej nie słyszy. Może nie chce, żeby
ktoś ją słyszał...
–
Tylko byś jej zaszkodziła, ponieważ prawdopodobnie
tylko ją obserwują i czekają kiedy z zakrwawioną peleryną przylecisz jej na
pomoc. Nie zrobią jej krzywdy z tego względu, że nie miałabyś po co wracać. A
będziesz wiedzieć, bo nie tylko oni się nią interesują. Jeśli się zbliżą,
będziemy o tym wiedzieć. Nie zależy im na niej, tylko na tobie. – Imponowała mu jej ochota do walki
za własną matkę, ale myślał, że jest mądrzejsza niż takie samobójcze podejście
do sytuacji.
Trzeba
będzie ją jeszcze wiele nauczyć, ale jest w niej potencjał. Najważniejsze, że
jest w stanie poświęcić wszystko dla danej sytuacji. Nawet zabić. – pomyślał,
dokładnie obserwował jej zachowanie. W jednej chwili płacze pokonana, w drugiej
jest opętana furią a następnie zagubiona.
Zbyt
emocjonalna – pomyślał – A emocje są najlepszym joystickiem.
–
A co jeśli nie chcę tego szkolenia?
–
A jest w ogóle jakaś twoja opcja do wyboru? Chyba że wolisz, aby cię
zlikwidować, bo jak mówiłeś, jesteś zbyt niebezpieczna. Oraz wtedy nie
uratujesz matki. – Nikol miała wrażenie jakby był posągiem wielkiego uczonego,
znającego wszystkie pojęcia, ale to jedno było dla niego zbyt trudne: empatia.
Kombinuje jak tylko może, ale nie wykazuje zbytniej
inteligencji. Nie myśli o za i przeciw. Podejmuje spontaniczne decyzje. Jak
narazie nie wydaje się lepsza od nas. – analizował.
Do pomieszczenia wszedł ponad dwumetrowy umięśniony
mężczyzna. Brunet miał duże, niesamowicie ciemnobrązowe oczy, które wydawały
się aż czarne. Jego poważna, nie znosząca sprzeciwu mina nie zdradzała żadnych
uczuć poza wyższością. Kości policzkowe wystawały mu widocznie, dodając
poważnego wyrazu. W tym poukładanym chłopaku aniele tylko dłuższe włosy były
rozwiane jakby przeczesane palcami nie ułożone równo jak cały on. Gdy poświęcił
jej setną część sekundy swojej uwagi miała wrażenie, że mógłby ją pokonać samym
dmuchnięciem i wzrokiem stanowczego dowódcy.
Nie pasowała jej jego postawa. Był zbyt dumny, zbyt pewny
siebie. Ale pomimo to wgapiała się w niego jak w nieistniejący ideał,
dopracowany w każdym calu. Ustał na baczność przed łysolem, z którym
rozmawiała.
–
Gdzie on jest? Gdzie mój wojownik najlepszy z
najlepszych? Wszyscy się niecierpliwią. – odezwał się miękkim, niskim głosem,
powodującym ciarki na plecach. Nie zwrócił uwagi ani na dziewczynę, ani na
Szejna, ponieważ patrzył w oczy Hersheyowi.
–
Rush, poznaj Nikol. – Mężczyzna z lekkim uśmiechem
wskazał dłonią na dziewczynę. Ten zmierzył ją wzrokiem a następnie spojrzał z
niedowierzaniem na Hersheya, potem z obrzydzeniem na Nikol i znów na Hersheya.
Jeszcze raz popatrzył na czerwoną od łez wystraszoną, zagubioną twarz. Na
zaciśnięte z przerażenia palce. Na chudziutką, drobną sylwetkę.
–
No chyba sobie jaja robisz. – rzucił przez ramię ze
zmarszczonymi brwiami zwrócony do dziewczyny. – To? – Wskazał na nią a w jego
oczach malowała się pogarda i wściekłość. – To ma budzić grozę w kasyczi? Tyle
szumu o TO? Hershey, proszę zachowajmy się jak poważni kasyczi i skończmy te nie
zabawne przedstawienie. Zbyt długo czekaliśmy. Powiedz, że to jakiś kiepski
żart i przejdźmy dalej. – Wciągnął powietrze zirytowany całą sytuacją.
Czekał, ale Hershey stał poważny ze skrzyżowanymi rękoma, wpatrując się w
chłopaka z kamienną maską.
Ten
spojrzał w górę i przeniósł wzrok na Szejna, który stał za dziewczyną.
– Szejn. – zaczął poirytowany. – Czy możesz
łaskawie przyprowadzić mojego ucznia?
Ten
natomiast poklepał brunetkę, żeby wstała a następnie położył dłoń na jej
ramieniu.
–
Rush, przedstawiam ci Nikol Ubesejret. Dziecko niemożliwie zrodzone.
Dziewczyna
skuliła się delikatnie, widząc wzrok mężczyzny, którego ogarniała głębsza
wściekłość. Reszta twarzy i ciała pozostała natomiast niewzruszona. Wziął wdech
i złożył dłonie razem.
–
Czy raczycie mi w takim razie wytłumaczyć jak ja mam z tego wychudzonego
kurczaka – Złapał ją za rękę, uniósł i puścił, przez co opadła ona bezwiednie.
– Zrobić niszczącą maszynę? Jestem w stanie zrobić naprawdę wiele, ale ze
szmaty nie wykonam jedwabiu. – Jego głos był tak lodowaty, iż miało się
wrażenie, że w pomieszczeniu temperatura spadła o kilka stopni. Nikol czekała
aż rozniesie wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu, ale jego opanowanie i
spokój mroził krew w żyłach, powodując że dziewczyna nie odważyła się nawet
patrzeć na niego, obawiając się, iż zamorduje ją samym spojrzeniem.
– A ty Hershey, następnym
razem jeśli będziesz chciał wmawiać wszystkim, że Ciemne Dni nadejdą końca, to
spójrz wcześniej na towar jaki przywozisz, bo w tym momencie zniszczyłeś
wszystko, w co wierzyliśmy. Zgniotłeś butem nadzieję, która umarła przed nami.
– Patrzył mu morderczo w oczy.
I wyszedł.
W pomieszczeniu nastała cisza. Hershey wziął głęboki
oddech i przetarł twarz dłońmi.
No
proszę, jakaś reakcja! Czyli jednak człowieku kamieniu ty coś czujesz!
Nikol nadal stała przerażona po ataku na nią. Czuła się
osaczona. Puściła zagryzaną wargę, o której nawet nie wiedziała. Miała ochotę
coś powiedzieć temu Rushowi, ale słowa ugrzęzły jej w gardle, trochę ze
strachu, trochę z oburzenia i tego całego dzisiejszego szlamu.
No
dobrze, nie jest jakoś tam umięśniona czy dobrze zbudowana, ale to nie jest
powód, żeby nazywać mnie “Tym Czymś”, jakbym była gorsza, splugawiona. To jak
na mnie patrzył, jakbym była trędowata... A w czym on niby jest lepszy? Nażarł
się sterydów i co? Myśli, że zaraz mu się będą wszyscy podporządkowywać? Dobra
fakt, nikogo nie zamierzam zbijać, ale to nie powód, żeby tak się zachowywać!
Kim jesteś, żeby ustawiać sobie wszystkich wokół!
Strach i rozpacz przechodziły we wściekłość. Nienawiść do
tego chłopaka. To na niej się skupiła. Dała jej siłę. Odwagę, by się stamtąd
wydostać, ale żeby to zrobić, musiała ich pokonać. Stać się tym, kim boją się,
że się stanie. A potem uratować mamę. I siebie, jeśli się uda.
–
Nikol… Nikol!
Wzdrygnęła się. Nie zauważyła, że Hershey coś do niej
mówił zdenerwowany.
–
Przepraszam, zamyśliłam się – Rumieniec
wpełz na jej twarz.
– Widzę – warknął. – Szejn pokaże ci gdzie
będziesz mieszkać. – Wskazał ręką na mężczyznę, który ją przyprowadził.
–
Chodź. – odezwał się i położył rękę na jej
plecach.
Gdy
wyszli Hershey usiadł, wzdychając. Popatrzył na miejsce, w którym było
zamaskowane wyjście, za którym zniknął Rush a następnie dziewczyna.
–
Dlaczego chłopcze nie wiesz, że cisza nie grzmot jest twoim największym
wrogiem? – szepnął do siebie.
Bardzo fajny komentarz
OdpowiedzUsuńChodzi o post ? Jak tak to dziękuję :D
UsuńMam dwa pytanie
OdpowiedzUsuńKiedy nastepnty rozdział?
Skąd bierzesz takie fajne pomysly na rozdział?
Rozdział będzie hen długo a pomysły hm.. nie wiem. Głownie mi się ta historia przyśniła a tak to, to słucham muzyki i piszę nawet nie wiem co xd
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział a nie komentarz sry dopiero teraz zauważyłem :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ! Ciesze sie ze ci się podoba !!! Mam nadzieje ze będziesz ze mną i mnie nie opuścisz♡♡
UsuńJest okejka! dlugość w końcu fajna, coś się dzieje, mniej opisów i już mi się podoba.
OdpowiedzUsuńO, czemu robisz z Jacoba tego złego. On nie jest złyy, on jest fajny. bardzo go lubię, nie rób tak. ehh.
Usypia ją puknięciem , a to dobre , hahahah :D:D
Ale podjar Patrycji w końcu się coś podoba xD. Fajnie że to przeczytałaś :D
UsuńAle podjar Patrycji w końcu się coś podoba xD. Fajnie że to przeczytałaś :D
UsuńParsknął* śmiechem. No i trochę tak nie łączy się ze sobą, że skoro Jacob był i chyba nada jest jej chłopakiem, a tu określiłaś go mianem "przyjaciel". Bynajmniej dla mnie jest to uważane jako błąd.
OdpowiedzUsuńNo ale ogólnie widzę, że robi się coraz ciekawiej. Akcja pełna grozy, chociaż może nie jak z horroru, którą lubię, ale jednak coś tam mną ruszyło, więc plusik jest :D Zobaczymy, dokąd dalej ją tam wiozą i co z nią zrobią :)
Bardzo mnie ciekawi to, co Nikol ma w sobie takiego wyjątkowego, co potrafi robić, czego inny nie potrafi? Hmmm :)
Jejku dziękuję za komentarz :D Naprawdę bardzo mnie podbudował :D Jacob nigdy nie był jej chłopakiem. Nigdy nie napisałam, że nim był, ale wiem, że można odnieść takie wrażenie. Cząstki horroru pojawią się później ( tak zdradzę ). Uczę się dopiero pisać horror i mogłabyś mi powiedzieć jak mi idzie w nowym opowiadaniu z horrorem mamoonatujest.blogspot.com
UsuńJeszcze raz dziękuję za komentarz :D