ROK WCZEŚNIEJ
– Nikol, wspólnie złożyliśmy się dla ciebie na karton kakao
Nesquika – powiedział z uśmiechem Jacob, dumnie wypinając pierś.
– Co? – pisnęła dziewczyna, w panice
rozglądając się po twarzach przyjaciół. – Już przeprosiłam cię za te frytki. To
było tylko raz. Mama nie pozwoli mi tego wyrzucić. Będziecie za każdym wejściem
wpieprzać to łopatami, aż sami nie zjecie tego paskudztwa i nie będziecie
kichać cukrowymi gilami. – Zmarszczyła brwi, gdy wszyscy zaczęli się z niej
śmiać.
– Ha, ha – mruknęła sarkastycznie.
Blondynka o wysokich kościach
policzkowych i idealnej cerze bez skazy, zawiesiła rękę na jej ramionach,
przyciągając ją do siebie.
– Oj, głuptasku, nie foszkuj się już. Musimy
mieć przecież kozła ofiarnego.
Pocałowała ją w policzek, chwiejąc się na
wysokich obcasach, zupełnie niepotrzebnych przy jej dwustu centymetrach.
Dwie dziewczyny, które wyglądały
karłowato przy tej gigantycznej trójce, szły z przodu, próbując śpiewać jedyną
znaną frazę piosenki Lady Punk, którą Nikol cały czas puszczała i wydzierając
się przy tym na całą okolicę. Jacob zastanawiał się, jak to możliwe, że jeszcze
nikt nie wezwał policji, jako że na zegarku dochodziła druga w nocy.
– Och, Julia, Zuzka, zamknijcie w końcu te
paszcze, bo niszczycie cały artyzm tej muzyki – jęknęła Nikol.
– O! O! O! O! Mniej niszzzz zeeeerooooo!!
Miejj nizzz zieeeroooo... – śpiewały jeszcze głośniej i w kółko to samo z
racji, że nie znały dalszej części tekstu, na dodatek przekonane, iż duet
pokonuje gitarowy rift.
– Nikon – zaczęła Bez. – Będziemy gorsze?
Pokażmy im, jak się śpiewa! Mieeeee...
Brunetka uniosła rękę i
zakryła jej usta, przewracając przy tym oczami.
– Jeszcze tego by mi brakowało, żebyś ty mi
do ucha się wydzierała. Fuuuu!!! – krzyknęła z obrzydzeniem, gdy przyjaciółka
zaczęła lizać ją po dłoni. Natychmiast ją puściła, ale ta nadal trzymała rękę
zawieszoną na jej ramieniu. Niebieskooka wytarła obślinioną skórę o jej jeansy.
Najpierw wyrosły przed nimi dwie ciemne
sylwetki. Nie zwrócili uwagi na tak mało ważny szczegół, a już na pewno się nim
nie przejęli. Szatynki dalej prezentowały swoje zdolności wokalne, zaś reszta
się temu przysłuchiwała.
Potem rozległy się krzyki, i to donośne – te
trudniej było zignorować.
– Cześć, dziewczyny, dokąd się wybieracie? –
wrzeszczeli dwaj faceci z naprzeciwka. – Odprowadzimy was!
– Niech one im zaśpiewają, sprawdzimy ich
męskość – szepnęła Bez do ucha przyjaciółki, o którą się opierała.
– Nie, dziękujemy bardzo miłym dżentelmenom,
ale mamy już swoją eskortę – odpowiedziała z przekąsem Zuza, wskazując kciukiem
przez ramię na Jacoba. Mężczyźni przez chwilę wydawali się niepewni, patrząc na
ponad dwumetrowego chłopaka, ale nie zniechęcili się.
– Będziemy o wiele lepszym towarzystwem.
Gdy w końcu się zeszli i stanęli
naprzeciwko siebie, facet w kapturze oblizał usta i dotknął biodra Zuzki,
oczarowując ją perfumem miłości. Nie do Zuzki, tylko do wódki. Dziewczyna z
wytkniętym językiem błyskawicznie strzepnęła jego dłoń, jednocześnie odskakując
w tył w stronę wysokich koleżanek i chłopaka. Jacob wyszedł naprzód. Pochylił
nisko głowę, by spojrzeć w twarze przybyszom.
– Jakiś problem? – powiedział niskim,
gardłowym głosem, łapiąc za bluzę jednego z nich. Ku zdziwieniu zielonookiego,
brodacz nie odezwał się, za to na jego usta wkradł się uśmieszek “Do mnie
fikasz, pantoflu?”. Jacob rechotał w duchu, bo przecież to on nad nim górował i
na dodatek to ON unosił go kilka centymetrów nad ziemią.
– Jacob… – Usłyszał cichy głos Nikol.
Puścił brutalnie ubranie dresa,
odpychając go przy tym, po czym odwrócił się, by spytać, o co chodzi – ale nie
potrzebował. Do grona napastników, niczym stado wilków dołączyło jeszcze około
dziesięciu typków. Chłopak dostrzegł w rękach niektórych z nich ostrza, które
połyskiwały niespokojnie w świetle lamp.
– Czego chcecie? – Groźnie pokazał, że się
ich nie boi i że nie są mile widziani w ich nowym stowarzyszeniu przyjaźni.
Bez zdawała się otrzeźwieć: stała
już pewnie na nogach z podobnym, złowrogim wyrazem twarzy. Ona i Jacob wydawali
się pewni siebie, zaś Nikol z dwiema szatynkami przysunęły się bliżej siebie,
łapiąc jedna drugą, pilnując siebie nawzajem.
Jeden z dresów zrobił śmiały krok w
stronę Nikol, co wyglądało dość komicznie, zważając na to, że dziewczyna przewyższała
go o dziesięć centymetrów co najmniej. On jednak nadrabiał brak wzrostu masą.
W oczach Jacoba zapłonęła furia.
Chłopak niemalże warknął na mężczyznę. Doskoczył do niego w tej samej chwili, w
której dres próbował objąć Nikol w pasie. Ta szarpnęła się, czując obcą rękę
niebezpiecznie nisko na biodrze; Jacob zamachnął się, by wyprowadzić morderczy
cios w twarz. Któraś z dziewczyn wrzasnęła przenikliwie, któryś z napastników
zarechotał, wybuchło ogólne zamieszanie.
W trakcie szamotaniny Nikol nie wiedziała
już, czyje ręce jej dotykają, kogo ona sama usiłuje odepchnąć, kto jest jej
wrogiem, kto przyjacielem. Jedynym wyraźnym, a nagłym i przeraźliwym doznaniem
był ból – ból, który gwałtownie eksplodował w jej jamie brzusznej. Ból związany
bezpośrednio z nożem zagłębionym w jej ciele. Ból, któremu towarzyszył
nieprzyjemny, chlupoczący dźwięk, który tylko ona usłyszała.
Osuwała się na kolana.
– Nikol…
Nikol, do jasnej cholery, wstawaj! –
Odbijało się echo kobiecego głosu gdzieś w jej czaszce.
Brunetka, leżąc w kałuży własnej krwi,
uniosła zbyt ciężkie powieki. Przed jej oczami ukazały się twarze. Całe brudne,
mokre twarze Julii i Zuzy. Wszystko widziała jak przez mgłę, wydarzenia
rozgrywały się w zwolnionym tempie. Dziewczyna była ich bohaterem, ale
jednocześnie obserwatorem, który nie może nic powiedzieć, nic zrobić. Gdy
otwierała usta, by krzyczeć, powiedzieć coś, nie wypływał z nich żaden dźwięk.
Mogła tylko poruszyć palcami dłoni, która zaraz została pociągnięta do góry.
– Nikol w tej chwili wstajesz albo
zaraz tam do ciebie pójdę! – Maylena nie dawała za wygraną i wydzierała się ile
miała pary w płucach.
Dziewczyna wciągnęła głęboko
powietrze, nie orientując się najpierw w otoczeniu. Nie wiedziała, gdzie jest,
co ona tam robi i jaki jest dzień, miesiąc czy rok. Po chwili otrzeźwiła się i
zamknęła oczy, przecierając twarz dłońmi. Nigdy
więcej nie zjem słodyczy na noc. Ostatni raz spojrzała na ocean przez
oszkloną ścianę swojej sypialni i spuściła na podłogę szczupłe, długie nogi.
Następnie zeszła do kuchni.
– Czego się tak drzesz? Uważaj, bo
sąsiedzi wezwą policję, że się nade mną znęcasz – warknęła opryskliwie w stronę
matki, stojącej przy indukcji kuchennej.
Przeczesała włosy, które sięgały jej do pasa i sięgnęła
szklankę z najwyższej półki, następnie wlała do niej mleko, delektując się
zapachem naleśników. Opadła na krzesło przy wyspie i położyła na niej telefon,
wpatrując się w najnowsze snapy od Bez.
– Uważaj, żebym czasem nie zaczęła.
Jeszcze chwilę a pójdę po podręczniki matki psychopatki. Ostatnio oglądałam jak
kobieta wykąpała w kwasie syna. Chociaż wiedźmy i tak się regenerują.
Niska kobieta o zmęczonej twarzy
oparła się o szafkę i skrzyżowała ramiona, mówiąc do córki. Ona jednak
wywróciła oczami z irytacją i zaczęła ją przedrzeźniać, gdy się odwróciła do
patelni.
– Po kimś muszę to mieć – mruknęła
pod nosem, nie podnosząc wzroku z telefonu. Przejrzała swojego instagrama,
gdzie zdobyła rzesze fanów ze względu na to, że przebijała naturalnym wyglądem
wszystkie Kardashianki.
Maylena głośno postawiła jej talerz
z naleśnikami przed nosem i wyrwała komórkę z ręki.
– Co robisz! – krzyknęła brunetka,
wyciągając dłoń po swoją własność z morderczym spojrzeniem. Matka jednak
schowała go do kieszeni czarnych jeansów i uniosła palec, podkreślając to, co
miała powiedzieć.
– Niedługo zablokuję ci go i skończy
się siedzenie po nocach. Wtedy się śpi, a nie pisze z Jacobem czy Bez. –
Okręciła się na pięcie i bezapelacyjnie wyszła z pomieszczenia: – Może wtedy
przestaniesz się wyżywać na ludziach wokoło. Dziewczyno opanuj emocje, trochę
kultury osobistej – mówiła z sąsiedniego pokoju. Nikol nie odpowiedziała jej,
wzięła się za śniadanie.
– Jak będzie mi bliżej trumny niż
życia, to też zacznę spać – powiedziała sama do siebie, podnosząc widelec. W
tym momencie Maylena wróciła do kuchni.
Wydawało się, że kobieta coś doda
lub trzaśnie pięścią w stół, ale do dziewczyny dotarło tylko westchnienie
kończące bezsensowną dyskusję.
Musiała wyjść do grona dojrzalszych
ludzi.
– To nie moja wina, że masz zły
humor, dlatego proszę uspokój się, bo ja niczemu nie jestem winna – dodała
spokojnie, ale beznamiętnie, gdy znalazła torebkę.
Gdy dopiła ostatni łyk kawy do domu
wszedł pół bóg chłopak – wielki jak irytacja dziewczyny z pełną buzią placków.
Brunet uśmiechnął się do kobiety, ukazując wszystkie idealne zęby. Zaraz
zmrużył oczy, wyczuwając napiętą sytuację. Zgromił Nikol spojrzeniem, na co ona
uniosła ręce w obrończym geście.
– To nie ja zaczęłam. – Wskazała
dłonią na Maylenę i znów przewróciła oczami.
– Poniedziałek – powiedział
przepraszająco do zmęczonej matki przyjaciółki, chcąc usprawiedliwić jej
zachowanie, ale kobieta tylko kiwnęła głową i machnęła ręką.
– Zabieraj mi ją z oczu, bo pobrudzę
sobie ręce jak jeszcze chwile tu zostanie, a tak się składa, że zabrakło mi
ostatnio kwasu w garażu – zwróciła się do chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu.
On zaśmiał się cicho i posłał jej uśmiech.
Podeszła do drzwi wejściowych, gdzie
z szafy wyciągnęła marynarkę i jednym ruchem zebrała klucze i dokumenty. Już
miała wychodzić, gdy coś jej się przypomniało. Podeszła do chłopaka i
wyciągnęła z kieszeni spodni komórkę Nikol. Podała mu ze słowami:
– Masz. Oddasz jej, gdy nabierze rozumu.
Jacob parsknął śmiechem, ale wyciągnął rękę
po urządzenie.
– Nie wiem czy kiedykolwiek bym tego dożył,
ale moja dłoń przynajmniej zginie w wyższej sprawie. – Znów się uśmiechnął, na
co w końcu odpowiedziała tym samym.
Pożegnała się ostatnim westchnieniem,
machnęła na niego i wyszła, trzaskając drzwiami.
*
– Nikon… Nikon! – Bez próbowała
nawiązać kontakt z dziewczyną, krzycząc jej w ucho. Zamrugała kilkakrotnie
wielkimi niebieskimi oczami, po czym zwróciła uwagę na blondynkę.
– Sorry, zamyśliłam się –
powiedziała i wypuściła powietrze z płuc, przecierając powieki.
Rozejrzała się po twarzach
przyjaciół: wszyscy wyczekiwali od niej odpowiedzi. Zmarszczyła brwi i
spojrzała na siedzącą obok Julkę,
szatynkę z jasnym pasmem na grzywce
– Co mówiliście? – Próbowała wrócić
do rzeczywistości. By nabrać więcej swobody oparła się o krzesło kafejki.
– Telefon dzwoni ci od kilku minut,
a ty w ogóle nie reagujesz – Pieguska przyjrzała jej się zaniepokojona. Uniosła
kącik ust i kiwnęła na torebkę.
Nikol ze zmarszczonymi brwiami
złapała za nią.
Co?
Przerzuciła wszystkie rzeczy na bok
w poszukiwaniu smartfona. Gdy ostatecznie go nie znalazła, westchnęła i zaczęła
wytrząsać zawartość na zewnątrz. Po chwili komórka znów się rozdzwoniła,
wydając z siebie dźwięki Comy “Listopad”. Dziewczyna przewróciła oczami, gdy
poczuła wibracje w kieszeni. Jednym ruchem wyciągnęła aparat i przysunęła go do
ucha.
– Halo – odebrała i rozejrzała się
po rozbawionych twarzach.
Cisza.
– Halo? – odezwała się z lekka
zirytowana, unosząc brwi.
Cisza.
Spojrzała na dzwoniący numer.
Spodziewała się, że zobaczy napis “zastrzeżony”, ale na jego miejscu było tylko
puste pole. Nie przejęła się tym, lecz przewróciła oczami i odłożyła sprzęt na
stolik różowej kawiarenki.
– Dzięki za tyle zachodu. Ciekawe
ile szmalu wyciągnęli mi z konta. Pewnie i tak się nie pocieszyli. Mogłam iść i
poszukać go na nim razem z nimi. Biedaczyska. – Wydała z siebie udawane
westchnienie i oparła łokcie o stół.
*
Maylena wzięła poduszkę, leżącą na
kanapie w jej biurze i krzyknęła w nią ile miała sił. Wbiła w nią palce, a
następnie rzuciła przez całe pomieszczenie. Oparła łokcie na kolanach i
schowała twarz w dłoniach. Miała dość. Dość ich wszystkich. Nie mogli jej
aktywować, przecież obiecali, że nie zrobią tego, bez ich zgody. David jej
obiecał. To wszystko ją przerastało.
Na domiar złego zaczął dzwonić telefon
służbowy. Wzięła głęboki wdech i przetarła powoli twarz dłońmi, żeby się
uspokoić. Niczym schorowana siedemdziesięciolatka dźwignęła się z kanapy i w
dwóch krokach znalazła się przy aparacie. Spokojnie odebrała i przysunęła go do
ucha.
– Pani Ubesejret, przyszedł pan
Marcel, nie był umówiony. Czy mam go wpuścić? – odezwała się z lekka speszona
sekretarka.
Kobieta zamknęła oczy i zacisnęła
pięść na biurku. Usiadła na fotelu i oparła się. Dopiero po chwili
najspokojniej jak mogła odpowiedziała:
– Tak, proszę. Możesz sobie zrobić
przerwę.
Nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi
sekretarki, gdyż zaraz zakończyła połączenie. Musiała przygotować się do
kolejnej rozmowy, które tak bardzo uwielbiała… Nie miała pojęcia ile jeszcze
będzie ją powtarzać, gdyż rozmówca jakoś nie może sobie przyswoić tego co
przekazuje mu za każdym razem. Kod ten sam, ale komunikat nie dochodzi.
Poczuła, jak jej ciśnienie rośnie jeszcze bardziej. Zacisnęła zęby i potarła
zielone oczy, sama nie wiedząc, czy jest bardziej zła, czy przestraszona.
Do pomieszczenia wkroczył mężczyzna.
Twarz miał ostrą, bez uśmiechu, ale oczy złagodniały mu na widok kobiety. Głowę
jego nadal pokrywała idealna łysina, co dodawało mu srogiego wyrazu.
– Szejn… – zaczęła kobieta, unosząc
dłoń.
– Nie uchronisz jej. Chce ją mieć u
siebie – przerwał jej, na co ona wbiła jeszcze mocniej paznokcie w skórę. Twarz
miała poważną, spokojną.
– Nie może mi jej zabrać. Jest moja.
Moja odpowiedź nadal brzmi NIE. Ułatw mi życie i zakończmy już tą bezcelową
rozmowę. Nadal na nic się nie zgadzam.
Maylena stawała się dziką lwicą, za
którą chowają się młode. Musiała spłoszyć drapieżnika lub po prostu go zabić.
Nastała cisza. Szejn złapał za swój
krótki szorstki zarost. Cmoknął i przechylił głowę niczym polujący jastrząb.
– Odpowiedz sobie na jedno pytanie:
Kim jesteś żeby zapewnić jej ochronę?
Zaczęli mierzyć się spojrzeniami.
Maylena wciągnęła policzki, ale tak delikatnie, żeby nie zauważył, że ruszyły
ją jego słowa. No bo właśnie: kim ona jest? Nikim? Przeszkodą do bezpiecznego
życia córki?
Maylena co ty pieprzysz, pomyślała i
wzięła się w garść.
– Myślisz, że z tobą jest
bezpieczna? Nie mając o niczym pojęcia? Myślisz, że dasz radę sama? Tak
uważasz, prawda? – Szejn podniósł się z krzesła, które stało przed jej
biurkiem. Założył dłonie za plecy i podszedł do okna, pod którym znajdowała się
szafka, a na niej zdjęcia i figurki. Wziął w swoją wielką dłoń małego,
porcelanowego słonika.
– Czy wzięłaś w swoich kalkulacjach,
że gdy pojawią się Konserwatorzy, to jedyną osobą, która będzie mogła wam pomóc
jest… nikt? – mówił poważnie, a żaden nerw mu nie zadrżał, nie poruszył się.
Odłożył słonika i ciągnął dalej.
– Dzięki szkoleniu NIKT, nie będzie
musiał wam pomagać. – Odwrócił się i podszedł do biurka, opierając na nim ręce.
Maylena natomiast siedziała sztywno wyprostowana, uważnie wsłuchana.
– Na razie jest tylko NIKT i nikt
więcej. – Nagle stanął prosto i otworzył szerzej oczy. – Słyszysz? Właśnie w
tej chwili ją znaleźli. – Maylena wciągnęła gwałtownie powietrze. Szejn
wsłuchał się uważniej w panującą ciszę.
– A może jeszcze nie – dodał,
przekrzywiając głowę.
Kobietę przeszedł dreszcz. Zagryzła
wargę. On wiedział, że tu nie oprze się swojej sile. Pokaże słabość. Słabość,
którą jest życie dziewczyny.
– Ona musi się znaleźć na szkoleniu, nie
rozumiesz? Zabijesz ją – powiedział ciszej, patrząc jej w oczy.
Maylena
złapała ręką drugą rękę, która zaczęła drżeć. Miała już dość. Była już
zmęczona. Zmęczona walką o każdy dzień. Zmęczona niepewnością. Kobieta wstała
gwałtownie i wyszła na środek. Nie mógł na nią górować. Musała się opanować.
Szejn zrobił krok w jej stronę.
Musiał mocno schylić głowę, by zobaczyć jej twarz. Widział przerażenie w jej
oczach i walkę, jaką ze sobą toczyła. Trafił w punkt, którego się najbardziej
obawiała. Bo właśnie, co jeśli?
Po chwili jednak opanowała się i
obeszła biurko, żeby za nim znów usiąść. Kręciła się niespokojnie. Pod
drewnianym meblem zaciskała palce, zastanawiając się, co mu odpowiedzieć.
Starała się nie spuszczać głowy, przynajmniej udawać silną kobietę, za którą
się w ogóle nie uważała.
A może jednak…, pomyślała.
Gdy poczuła ból języka, który
powodowały zaciśnięte zęby, wzięła głęboki wdech i wyprostowała palce.
O nie, nie, nie, nie. Jeszcze tego
by brakowało, żeby mnie zmanipulował! No błagam, mam nastolatkę w domu! Co ja
chciałam zrobić. Pierdol się, Szejn, myślała gorączkowo. Strach i niepewność
zastąpił gniew. Wstała gwałtownie i łomotnęła pięścią w blat, że przewrócił się
pojemnik na długopisy.
– Nie znajdą jej. Tak, tak właśnie
myślę. Ze mną jest bezpieczna. Nie poślę jej na jakieś mordercze szkolenie. Po
co, skoro może i tak tego nie przeżyć? Może żyć tu ze mną. – Dźgnęła go w
pierś: – Z daleka od was wszystkich. Wy nie dbacie o jej dobro. – Znów
wymierzyła sztywny palec, który nawet nie zadrżał: – Myślicie tylko o sobie.
Nie uwzględniacie, że ona też odczuwa ból, że może czegoś nie potrafić, że może
nie jest taka jak powinna. – Wyrzuciła ręce w górę: – Nie! Wy chcecie ją
wykorzystać, a nie chronić! Nigdy jej nie oddam! Rozumiesz?! – Ponownie walnęła
pięścią. Opierała ręce na blacie a jej pierś chodziła miarowo. W oczach miała
morderczy jad, którym chciała obdarować jego krew.
– Nigdy jej nie oddam! Słyszysz?!
Jest moja! Jestem jej matką i to ja dbam o to, żeby była zdrowa. Żeby nie stała
jej się krzywda! – Jednym, sztywnym ruchem z wskazującym palcem, pokazała
drzwi: – Wynoś się stąd i powiedz mu, że ma się do niej nie zbliżać, bo zabiję
was wszystkich. – Zamknęła oczy, by nie patrzeć na jego twarz. By wytatuować na
powiekach córkę.
Ręce jej drżały, tak samo jak całe
ciało. Twarz wykrzywiła wściekłość. Płonęła nienawiścią to tego wszystkiego. Do
samej siebie, że przez chwilę wzięła pod uwagę rozpatrzenia sprawy. Szejn natomiast
stał opanowany. Jego twarz nie wyrażała nic. Nie wykonywał także żadnych
ruchów, niczym martwa kłoda. Jego ostre rysy mogły w tamtym momencie przecinać
kartki. Czuł zniewagę z jej strony. Na dodatek znów będą musieli odłożyć
szkolenie, a czasu ubywa. Nagle martwa kłoda podeszła do biurka Mayleny i także
grzmotnęła w nie pięścią, ale dostatecznie lekko, by jej nie uszkodzić oraz nie
wywołać zaciekawienia osób za ścianą.
– Uważasz, że mi na niej nie zależy?
Że Davidowi na niej nie zależy? – Także dźgnął ją w pierś. Zaskoczona o mało
nie przechyliła się pod uderzeniem, ale nogi miała zabetonowane do podłogi.
– Przypomnij sobie, dzięki komu się
tu znalazłaś. Przypomnij, kto wypruwa sobie flaki, poświęca całe życie, by ją
chronić. No powiedz, kto?! – Rozłożył ręce jak do modlitwy. – Bo na pewno nie
ty. – Wskazał na wiśniowy blat: – Ty siedzisz tylko za tym biureczkiem i
kontrolujesz ją za każdym kroku. Niedługo obróci się przeciw tobie. Dopadną i
nie będzie czego ratować. Nawet nie będzie świadoma. Sama im powie gdzie jest.
– Zamyślił się: – Może przez odebranie głupiego telefonu? A wiesz co wtedy?
Uduszą ją we śnie, we własnym domu, a ty będziesz na to patrzeć. Zobaczysz,
pożałujesz, że nie zadbałaś lepiej o jej bezpieczeństwo. Że nie zadbałaś o nią,
ale wtedy już nie będzie czego chronić. Znajdą ją, zabiją wszystkich, którzy
wiedzieli, gdzie ona jest, a tego nie powiedzieli. – Zatrzymał się na chwilę by
wziąć wdech. – Może właśnie zamordowałaś własne dziecko.
Spojrzał jej w oczy tak smutnym
wzrokiem, że kobieta poczuła, jak po jej plecach przebiega dreszcz. Po chwili
odwrócił się i podszedł do drzwi, a następnie wyszedł, nie odwracając się,
nawet nie trzaskając drzwiami.
Z litości.
NOTKA (Ważne!! (01.10.2016))
Przedstawiam nową wersję Kasyczi. Nie zmieni się ona jakoś przesadnie, ale parę szczegółów zostanie zmienionych ;) Przepraszam za te nieszczęsne akapity, ale aktualnie walczę z formatowaniem...
Ze zmianą początku związały się także inne numerowania rozdziałów, także treść starego komentarza może się nie zgadzać z tekstem. Dopiero od 11. wszystko idzie jak dawniej.
Ze zmianą początku związały się także inne numerowania rozdziałów, także treść starego komentarza może się nie zgadzać z tekstem. Dopiero od 11. wszystko idzie jak dawniej.
Super nie wiedziałam że umiesz tak pisać :) Paulina :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, fajnie że ci się podoba :D
UsuńFajny rozdział, oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję. Cieszę się, że się podoba, naprawdę jeszcze raz dziękuję. :D
Usuń"nie wydawał się na osobę" - nie wyglądał na osobę albo nie wydawał się osobą.
OdpowiedzUsuńStrasznie dziwne te imiona. W końcu zacznę je mylić, albo skracać, albo nadam im jakieś ksywki - uprzedzam.
Są dużo lepsze opisy, to na pewno, ale sama postać Nicole nadal mnie nie przekonuje. Coś czuję, że jej nie polubię, ale nie muszę lubić bohatera, by spodobało mi się opowiadanie.
Tajemnica intryguje... ;-)
Zmieniła wygląd? Pofarbowała włosy, czy przeszła operacje plastyczną?
Pozdrawiam
dariusz-tychon.blogspot.com
dziękuję za wskazówki, imiona wiem, że są dziwne, są orginalne, bo wymyślone xD Właśnie wiem, że mam problem, żeby dać życia tym bohaterom. Dziękuję jeszcze raz za komentarz, :)
UsuńTo 1 rozdział za mną :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to masz wielkiego plusa, bo już po przeczytaniu pierwszego strasznie mnie zaciekawiłaś do dalszego czytania, jednak zostawię to sobie na później. Nie umknęło mi kilka błędów, jak np. uśmiechną - powinno być uśmiechnął, bo on coś zrobił, a nie np. "czekała, aż oni się uśmiechną". Nie bierz tego do siebie, po prostu chcę Ci zwrócić uwagę na przyszłość :) Podobnie nadużywasz powtórzeń, zamiast poszukać jakichś zamienników słów - czyli " oni, ich" i ogólnie jest to w tej 2 części rozdziału, kiedy Maylena odbywa rozmowę.
No, to tyle mojego marudzenia, a że mi się podoba, to lecę czytac dalej :P
Przy okazji 1 rozdział właśnie dodany ^^ http://further-life.blogspot.com/
O jejku bardzo dziękuję :D naprawdę :D dziękuję za błędy, za przeczytanie i wg bardzo dziękuję :D naprawdę nie wiesz jak się cieszę :D ostatnio nie dostałam żadnej pochwały i informacje że przynudzam. Naprawdę bardzo jeszcze raz dziękuję :D
UsuńJestem po pierwszym rozdziale i już mogę stwierdzić, że to opowiadanie będzie świetne! Jeżeli Ty tak piszesz, to śmiem stwierdzić że nigdy Ci nie dorównam. Jednak mimo wszystko, bardzo się ciesze że dzięki Tobie tutaj trafiłam i przeczytam coś naprawdę dobrego! ;)
OdpowiedzUsuńoch... aż nie wiem co napisać O.O Dziękuję bardzo! Naprawdę, wiele to dla mnie znaczy <3
Usuńwcześniej jest jeszcze króciutki prolog ;D
UsuńO kurczę, cieszę się, że cudem trafiłaś na mnie w blogosferze, a dzięki temu, ja mogłam odnaleźć Ciebie. ;D Opowiadanie bardzo zachęcające. Postać tej dziewczyny... to chyba będzie główna bohaterka? Wydaje mi się w porządku, aczkolwiek już teraz odnoszę wrażenie, że będzie mnie irytować. xdd
OdpowiedzUsuńPojawiło się kilka błędów i brakło kilka przecinków, ale poza tym to świetnie Ci to wyszło. Zachęciłaś mnie ;D Zaobserwowałam. :D
Z dużo tutaj się nie rozpiszę, bo rozdział jest króciutki i nie ma tu zbyt wielu wydarzeń. Sytuacja, która wywiązała się między Mayleną, a tym gostkiem - ciekawa, dająca do myślenia.
Czytam dalej. ;))
Pozdrawiam, KatieKate
Ja też się cieszę, że na ciebie trafiłam :D
UsuńDziękuję za komentarz :*
Ogólnie, to czytam już chyba odcinek 3, lecz jest to strasznie męczące, ponieważ mogę czytać jedynie na telefonie. No i niestety na nim wszystkie blogi wyświetlają się około 3/4 minuty, a po tym czasie przeglądarka zamyka się i muszę włączać wszystko od nowa. Czyli jest to całkiem żmudne i zniechęcające, a na dodatek pisanie komentarzy na telefonie jest istnym koszmarem. Tak więc do czasu powrotu mojego laptopa nie będę pisać komentarzy pod każdym odcinkiem, no chyba, że będę je pisać, ale będą one dosyć krótkie :/
OdpowiedzUsuńNo ale dobra tak przechodząc do rozdziału to powiem ci, że bardzo mi się spodobał. Tak to opisałaś, że naprawdę bardzo dobrze sobie to wyobraziłam. Polubiłam tą Nicol :) No no i od razu jakieś wprowadzenie w tajemniczą przeszłość :O Ale, że ona zrobiła sobie operację plastyczną? No i przed kim uciekły?Zapowiada się extra <3 Tak więc lecę pisać komentarz pod kolejnym odcinkiem (jestem na komputerze brata XD)i pozdrawiam :*
Dzięki, że wpadłaś. Ja ostatnio mam wielkie zaległości na blogach. Jestem teraz u koleżanki, ale jak znajdę chwilę to wpadnę i rozumiem z tym telefonem xd Dziękuję, że napisałaś ten komentarz. Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która polubiła Nikol? xD Zazwyczaj ludzie za nią nie przepadali a tu taka fajna zmiana :*
UsuńPodoba mi się fakt, że nie wszytsko zostało tak od razu powiedziane. Chodzi mi o tą rozmowę Mayleny z Marcelem (czy Marcelo?) Dlaczego ona i Nikol się ukrywają? Przed kim? i dlaczego ten ktoś zabije je kiedy je znajdzie? Ciekawy pomysł, wybacz krótkie komentarze, ale piszę z telefonu, więc sama rozumiesz :)
OdpowiedzUsuńhttp://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że ci się podoba. Na początku nie jest nic wyjaśnione i to dobrze? Poczekaj jak będziesz szła coraz dalej. Będą robić potem coraz większą wodę z mózgu a ok 33 rozdziału będą wyjaśnienia xD
UsuńHej! ;) Przeczytałam rozdział i wcale nie uważam, by był zły. Widziałam Twoją informację, w której piszesz, że początki nie wyszły Ci zbyt dobrze, ale potem jest coraz lepiej, ale ja i tak nie byłabym zniechęcona.
OdpowiedzUsuńW rozdziale nie działo się zbyt wiele, ale czytało mi się go dobrze. Podoba mi się to, że końcówka rozdziału wprowadza taki tajemniczy klimat. Wiemy, że coś może się stać bohaterom, że nie są bezpieczni, a to wzmaga ciekawość. Tym bardziej, że tak naprawdę nie wiemy dokładnie o co chodzi. Super! ;)
Pozdrawiam! ;*
I zapraszam też do siebie: sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Dziękuję bardzo za komentarz. Czy mi się zdaje, czy ty u mnie już nie byłaś? Bo cię znam ;D, ale trudno. Ważne, że jesteś :D. Dzięki za słowa pociechy, ale i tak początek jest zmieniany, będzie to zupełnie coś innego. Masz jeszcze okazje poznać starą wersję xD. Tak więc, dzięki za poświęcony czas :)
Usuń