środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 6


Nikol, jesteś bezpieczna. Nie zrobię ci krzywdy. To ja, twój Jacob. Nikt inny. – Jacob znów chciał podjąć próbę żeby ją dotknąć, ale gdy tylko odrywał rękę od kierownicy, odkładał ją z powrotem, przypominając sobie poprzednią.
Dziewczyna, nadal oparta o drzwi by uzyskać jak największą przestrzeń między nimi, prychnęła. Czuła do niego zbyt wielkie obrzydzenie, wynikające ze zdrady jakiej dokonał człowiek, któremu najbardziej ufała.
Gdzieś już to słyszałam. Zmieńcie podręcznik “Jak uprowadzić, zdradzić i wykorzystać niewinną dziewczynę lub najlepszą przyjaciółkę”, bo oni mają tą samą formułkę. – Wpatrywała się w drzwi pojazdu w poszukiwaniu klamki. Dotykała ich po kawałku, ale ręka nie napotkała żadnej przeszkody.
Wypuść mnie. – warknęła na niego jak pies podczas wścieklizny, któremu brakowało tylko piany z pyska. Uderzała o drzwi.
Usiądź spokojnie i nie denerwuj się. Do cholery ciemnej mówię przecież, że ci nic nie zrobię. – Zaczynała go męczyć jej brak wiary w niego.
JA bynajmniej nie. – pomyślał, gdy poczuł ucisk w żołądku.
Acha, więc mam się nie denerwować. Powiem ci, że to bardzo proste, no bo czym ja mam się denerwować? Przecież wcale nie umknęłam śmierci, człowiek, którego darzyłam największym zaufaniem na świecie, w ogóle mnie nie porwał i nie wywiózł za granicę, gdy spałam! Nie, wcale nie mam się czym denerwować i czego obawiać! – krzyczała wymachując rękoma. – Zatrzymaj się. – powiedziała spokojnie, ale nie otrzymała żadnej reakcji ze strony chłopaka, który nie zwrócił na nią uwagi. – Zatrzymaj się powiedziałam! krzyknęła rozhisteryzowana z trzęsącymi się rękoma.
Zatrzymam się i co? Gdzie pójdziesz? Wiesz gdzie jesteś? Wiesz jak wrócić? Masz komórkę? – mówił bardzo urzędowo jakby wyliczał punkty mało ważnej umowy, nie patrząc jej nawet w oczy, co jeszcze bardziej doprowadzało ją do szału i pogłębiało jad, który gromadził się w jej sercu.
Zatrzymaj ten jebany samochód, bo zaraz wyskoczę przez tą jebaną szybę i rozwalę swój jebany łeb! – Szukała kolebki, guzika czy czegokolwiek co mogłoby wydostać ją z pędzącego pojazdu.
Powodzenia.Parsknął śmiechem.
Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczami z przerażeniem. Ogarnęły ją mdłości a na oczy naszła mgła jak podczas hipertermii. Po drżących palcach spływał pot, który wycierała w szlafrok. Dopiero do niej doszło, że nie ma drogi ucieczki. Nie ma jak się wydostać. Została porwana. I już nie wróci.
Nie zostanę tu. Nie pojadę na żadne narządy, do żadnej mafii na handel żywym towarem. Nie wyszkolą mnie, nie będę walczyć na bitwie ludzkich kogutów. Nie sprzedadzą jako lalkę dla grubego mafiozy.
Spojrzała na kierownice, a potem na chłopaka skupionego na jeździe, na tą jego stężałą twarz. Miała jedno wyjście, samobójcze, ale wyjście. Wyjście, które miało uchronić ją przed nieuniknionym. Wzięła głęboki wdech i rzuciła się na Jacoba, szarpiąc za kierownicę. Chłopak ani drgnął. Samochód ani na centymetr nie zboczył z kursu. Wymachiwała rękoma gdzie popadnie. Obijała jego ciało z całej siły pięściami i wierzgała się, by zasłonić mu widok.
Gdy nagle zrobił coś czego się nigdy po nim nie spodziewała. Ścisnął jej gardło, a ona przerażona znieruchomiała. Pchnął na miejsce pasażera. Puścił, a ona łapczywie łapała oddech dławiąc się łzami. Nie wiedziała nawet kiedy jej twarz stała się mokra. Nie wiedziała nawet czy naprawdę płakała z bólu.
 Kim ty jesteś? 
Pasy.powiedział lodowatym głosem.
 Nikol z przerażeniem zaczęła się rozglądać za nimi, ale same wysunęły się z fotela i ją zapięły. Patrzyła się oniemiała na pasy i Jacoba. Nie miała pojęcia którego bardziej nie rozumiała i ją zdumiewało. Chłopak wytknął rękę a ona skamieniała. Stuknął dwa razy w jej skroń. Popatrzyła na niego nie wiedząc co myśleć, ale zaraz nie miała nawet możliwości. Na jej umysł zaszła mgła a powieki zaczęły robić się zbyt ciężkie. Ostatkiem sił popatrzyła na niego  wystraszona, ale zaraz wszystko zaszło ciemnością.

                                   
*

Dostawa róż powinna niedługo być. Podobno jest przy granicy. Był problem przy załadunku, ale sam przewóz jest bez komplikacji. Na razie nic się nie dzieje. Kwiaciarnia dzwoniła?
Tak pytała kiedy będzie dostawca. Klienci się dowiedzieli, że mają być niezwykłe kwiaty. Doszło, że będą niedługo, ale czy w przyszłym roku czy za miesiąc to im nie zdradzono. Najpierw trzeba sprawdzić przecież czy do czegoś się nadają.
Nadają, nadają. Gdy będę wiedział, że kwiaty są już niedaleko, to was poinformuję.
Moja głowa... Jacob...  Dziewczyna zaczęła się budzić.
Szlag. Cześć
Będę jeszcze dzwonił do niego, bo szef się denerwuje czy wszystko idzie w porządku.
Jacob, moja głowa boli. Nikol złapała się za zaspaną, ciężką, pulsującą czaszkę. Zacisnęła powieki i próbowała uciszyć tępe pulsowanie.
Wiem, zapomniałem, że ty... kurde. Śpij.
Otępiała zdążyła zauważyć ruch jego ręki i wyczuć dwa puknięcia w skroń, a potem znów padła.

*

Powieki Nikol były ciężkie jak z ołowiu. Próbowała je podnieść, ale mozolnie jej to szło. Chciała sobie przypomnieć gdzie jest, ale chyba jeszcze spała, bo nie starała się zbyt mocno. Gdy w końcu udało jej się otworzyć oczy, zauważyła przed sobą dziwną szybę samochodu i ciemną, nocną autostradę. Była pełnia. Patrzyła tak przez chwilę, gdy sobie coś przypomniała… Spojrzała w bok i ujrzała przyjaciela wpatrującego się w nią. Tabun wspomnień spadł na nią jak betonowy blok. Wyprostowała się i wciągnęła powietrze panicznie szukając klamki, której wiedziała, że nie ma.
Uspokój się. Nie chcę cię znów usypiać. – odezwał się do niej spokojnie.
Spojrzała na niego wystraszona i siedziała nieruchomo w obawie, że znów może pokazać swoje bezduszne, obce wnętrze gangstera. Przełknęła gulę w gardle i wciąż wstrzymując oddech, czekała aż się ponownie odezwie.
Zacznij oddychać, bo jak dowiozę cię martwą to pogrzebią nas razem. – Spojrzał na nią pouczająco. Wypuściła powietrze i powiedziała jakby do siebie.
Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam? – Zagryzła wargę w oczekiwaniu na przebieg wydarzeń. Nie miała pojęcia czy ten Jacob jest ciepłym, starym Jacobem czy duszącym przyjaciółki mafiozą.
Nic. Po prostu jesteś. Tą, która ma właśnie to coś, czego nie ma nikt inny. – Patrzył wciąż na nią bez wyrazu, mimo że wciąż gnali po autostradzie. – Oprócz niego. – dodał tak cicho, że ledwo go usłyszała, lecz i tak miała wątpliwości czy to akurat powiedział.
Co to niby jest? Co mam? Mogę to wam oddać tylko wysadź mnie, błagam…  Przełknęła gulę w gardle, marszcząc brwi. Próbowała znależć na sobie coś wartego uwagi, ale posiadała tylko suchy szlafrok, który na dodatek nie należał do niej. Skupiła wzrok na palcach.
Gdybym mógł to od ciebie wziąć, nie wiózłbym cię w śmiertelne niebezpieczeństwo. Zależy mi na tobie, więc chcę, byś była bezpieczna. – Dotknął jej ramienia, a ona wyprostowała się jak struna.
Nie wiedziałam, że bezpieczeństwem jest wiezienie kogoś na śmierć! Powiedz mi jeszcze, że znalazłeś dla mnie świetne zatrudnienie w obozie pracy i będziemy mieli kokardkę na moim prezencie urodzinowym!
A co, wolałaś tam zostać, żeby cię znaleźli i torturowali, aż wydasz im informacje, których nie masz?! Tego wolisz?! – krzyczał na nią wściekły – Tego wolisz?! Bo ja mimo, że jestem w stanie wiele wytrzymać, tego akurat bym nie dał rady. Wolałbym posiadać przynajmniej ten 1% szansy, że przeżyję, a jeśli zginę, to nie będzie to z wyczerpania przez sadystyczne tortury. – Oddychał ciężko, patrząc jej głęboko w oczy, ale ona zebrała siły i wytrzymała spojrzenie.
– Wolałam jechać do domu. 
Jacob wypuścił powietrze, przewracając oczami.
– Nie rozumiesz, że takiego wyjścia nie ma? Jednocześnie mógłbym z powrotem odstawić cię do nich. To bez różnicy.
– Zadzwonię po policję. Obsadzą mnie w programie świadków. Będę dużo bezpieczniejsza niż z tobą – wysyczała jadowicie.
Widziała jak jego twarz się zmienia. Znów zrobiła się lodowato zimna, a oczy ponownie straciły błysk. Odsunęła się jak najdalej mogła, by uchronić się przed ciosem, pomimo że miała wrażenie, iż jego słowa będą gorsze niż fizyczny ból.
– Już nikt ci nie może pomóc. I nikt ci nie pomoże.

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 5


Jeden haust. Drugi. Kaszel. Wdech. Kaszel. Wydech.
Jakiś płyn wypływał z jej ust. Kaszel. Uniosła powieki. Zamknęła. Piecze. Jęknęła. Czuła wszystkie mięśnie, które także paliły ją bólem. Zresztą jak wszystko. Szczypanie towarzyszyło jej przy każdym wdechu. Chciała je wysmarkać, ale nadal tam było. Ponownie jęknęła.  Przez ciało przechodziły dreszcze, które próbowały ogrzać organizm, ale nie umożliwiały im to mokre ubrania, przylegające jak wierzchnia część skóry.
Nikol, wstawaj. Musimy uciekać. Proszę cię. Pomóż mi. Sam nie dam rady, musisz wstać. – Usłyszała głos Jacoba. Chłopak potrząsał nią, cały czas nasłuchując dźwięki zza drzwi małego pomieszczenia, w którym panował mrok.
Podniosła się powoli na łokciach. Cały świat wirował. Jacob pomógł jej wstać. Głowa ją bolała, jakby grzmotnęła nią o betonową ścianę. Nie bała się. Była nadal otumaniona podtopieniem. Nie wierzyła w to wszystko, co się wydarzyło. Nie myślała o niczym. Nawet o spotkaniu przyjaciela. Po prostu  była. I nic więcej. Jej ciężka głowa nawet na to nie pozwalała. Zachowywała się niczym po lekach psychotropowych.
Masz włóż to. Podał jej biały szlafrok, taki sam jaki mieli ludzie, którzy nie pływali w basenie.Będzie ci cieplej i aż tak się nie wyróżnisz.
Włożyła go, a on naciągnął jej na głowę milutki kaptur. Wziął ją za rękę i otworzył drzwi. Wyprostował się i pewnie szedł przez korytarz w takim samym ubraniu jak dziewczyna. Nikol trzęsła się nie tylko z zimna, ale dzięki temu zaczynała oprzytomnieć. Wszystkie emocje jak i wszystkie wspomnienia wracały. Spojrzała na kamienną twarz przyjaciela. Ścisnęła jego rękę mocniej, by poczuć, że jest tuż obok. Bezpieczny. Razem z nią. Martwiła się jednak o kobietę, która zabrała ją na początku. Chciała o nią spytać, lecz wiedziała, że to nie jest ten moment.
Szli w napięciu korytarzem z mnóstwem drzwi, a potem skręcili w następne rozwidlenie.  Chciała cały czas oglądać się za siebie, by sprawdzać, czy zobaczy strasznych mężczyzn w czarnych garniturach. Bała się odgłosu własnych kroków, które odbijały się w tej grobowej ciszy. Nikt nigdzie nie chodził. Była tylko ona i on. Z jednej strony miała wrażenie, że to dobrze a z drugiej…
 Skręcili w stronę następnych drzwi po lewo i stanęli przed nimi. Dziewczyna zauważyła szklaną płytkę przyczepioną do ściany obok nich. Nic na niej nie widniało. Zmarszczyła brwi skonsternowana, gdy Jacob zaczął jakby wpisywać jakiś długi ciąg. Sama nie wiedziała jaki. Gdy zakończył czynność, usłyszeli ciche szczęknięcie metalu. Jacob otworzył wejście i znaleźli się w  dalszym labiryncie korytarzy. Był taki sztywny i chłodny... Stresowała się przy jego poważnej postawie. Dopiero zaczynała pojmować, co się wokół niej działo. Starała się wyglądać jak on, ale galaretowate ciało na to nie pozwalało. Postanowiła zagryźć mocno zęby i utrzymać przynajmniej pewny pion. Przynajmniej tyle z racji, że odwaga nie była jej siostrą.
 Szli chwilę i stanęli przed następnym wejściem. Chłopak puścił jej dłoń i wskazał, aby poszła przodem. Popchnęła drzwi i momentalnie skamieniała, nie wykonując już żadnego ruchu.
Serce biło jej tak, że była pewna, iż słyszą je na końcu pomieszczenia. Jej klatka piersiowa pracowała szybko jak igła w maszynie do szycia. W holu zobaczyła Czarne Garnitury. Spięła się gotowa do biegu, gdy poczuła dłoń na plecach. Gdyby nie znała jej tak dobrze, byłby to wystrzał do startu błyskawicy, która krzyczała jej w głowie “Uciekaj!”. Otrzeźwiła się i powtarzała jednak cały czas inne słowa, których uczepiła się jak kotwicy. Próbowała być ślepa na widok czarnego materiału.
Zachowuj się naturalnie. Zachowuj się naturalnie.
Na próbach się jednak skończyło. Jej ciałem zawładnęły drgawki, nad którymi nie mogła zapanować. Szczękała zębami pomimo prób, a adrenalina ogrzała jej zziębnięty organizm. Powłóczyła nogami jak z waty nadal z jego ręką na plecach, która pocierała szlafrok. Skierowali się w stronę następnej windy, znajdującej się na końcu holu.
Uspokój się. Nic wam nie zrobią. Zobacz, nawet nie są wami zainteresowani.
Stanęli przed drzwiami swojego celu. Jacob wyciągnął rękę, aby wpisać znów jakiś kod.
– Odwrócić się.
Na głos Czarnego Garnituru Nikol znieruchomiała, chłopak natomiast jakby go nie usłyszał, lecz tylko na chwilę. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Szarpnął ją gwałtownie i pociągnął w stronę długich korytarzy. Biegła ile miała sił w skostniałych nogach, ale nie nadążała za nim. Obejrzała się. Zobaczyła ich. Zaczęła krzyczeć.
 Chłopak podniósł ją zręcznie i dzięki temu biegli jeszcze szybciej. Jednym ruchem przerzucił ją sobie na plecy, gdzie uczepiła się go jak mokre ubrania do niej. Wbiła mu palce w skórę jak haki. Czuła się, jakby wystawiła głowę przez szybę pędzącego samochodu. Skręcili tak wściekle w jeden z korytarzy, że dziewczyną odrzuciło, zarywając bólem w karku. Miała wrażenie, jakby jej wnętrzności splątały się w jeden wielki supeł. Dziko dopadli jakiś drzwi. Zaczął wpisywać szaleńczo kod...
I nic.
Wyraz twarzy chłopaka wystarczyła, żeby Nikol wiedziała, że coś jest nie tak. Znów brutalnie ruszył przed siebie. Dopadł następne drzwi z kodem... i stało się to samo, co z poprzednimi. Nikol nigdy nie widziała go w takim stanie. W oczach miał szał, a z czoła lał mu się pot.
Skręcili w drzwi, obok których nie znajdowała się szklana płytka. Dziewczyna odwróciła się. Zmarszczyła brwi. Nie rozumiała. Czarne Garnitury się zatrzymały. Zadowolone.
Zagonili myszy do klatki.
Chciała to powiedzieć przyjacielowi, ale nie było czasu. Już znaleźli się w środku w zupełnie pustym pomieszczeniu z jedną stalową ścianą. Na końcu pokoju znajdowały się metalowe, ciężkie drzwi. Ich cel. Jacob odczepił od siebie przyklejoną dziewczynę i zdjął z pleców. Zachwiała się, a po chwili kucnęła, nie dając sobie rady z utrzymaniem pionu. Sam dobiegł do przejścia, a następnie stanął jak wryty. Z jego twarzy spłynęła krew, zostawiając białą, siną skórę z rozszerzonymi panicznymi oczami i rozchylonymi ustami.
Usłyszeli tylko cichutki pobrzęk, lecz nie zobaczyli już, że ściany wysunął się maleńki obiekt, który zaczął ich skanować.
– O nie. – Po pomieszczeniu rozszedł się jego martwy głos, a wręcz szept, nie dający sobie rady z wydobyciem mocniejszego dźwięku. 
– Jacob… – Chłopak spojrzał na Nikol, która uniesioną ręką wskazywała na olbrzymią, stalową ścianę, gdyż dostała poczucia klaustrofobii.
Miała wrażenie, jakby ściany zbliżały się do siebie.
A raczej jedna.
Czuła, jakby została pozbawiona kręgosłupa. Fala drgawek owładnęła jej ciałem. Złapała się za szyję, odczuwając, że żołądek podszedł jej do gardła. Chciała myśleć, lecz nie mogła. Była pusta.
Przepraszam.
Zacisnęła oczy, oczekując miażdżącego cierpienia. Ból przeszył jej ciało jak prąd, przez który nie mogła wziąć głębokiego oddechu. Jednak nie tylko przez niego. Ściana zatrzymała się, napierając na jej klatkę piersiową. Łapała płytkie wdechy, zamykając oczy. Ucisk był tak silny, że gdy wciągała tlen, płuca przylegały do żeber, powodując ucisk. Łzy zaczęły jej lecieć po policzkach, mocząc nawilgły już szlafrok, mimo iż sama nie wiedziała do końca z jakiego powodu płakała. Szczęścia. Strachu. Czy była to reakcja dzisiejszych zdarzeń. Szlochała, nie mogąc się opanować, a przez to komórki domagały się więcej powietrza, co wywoływało ból.
Ściana dociskała jej klatkę piersiową, blokując ruchy. Nie wiedziała czy dziękować Bogu, że żyje, gdyż miała wrażenie, iż to dopiero początek jego zabawy.
Nikol…, nic ci nie jest?Przez chłopaka przemiawiała troska. Poruszył ręką, by móc ją dosięgnąć, ale okazała się być za daleko.
Żyję.wyłkała, stopując łzy. Dopadła ją czkawka.
Dasz radę się przepchnąć? – Jacob starał się przekręcić głowę, by zobaczyć w jakim jest stanie, ale blokowała go wystająca broda.
 Zaczęła się wiercić i poruszać ciałem jak mogła, dzięki czemu zdołała przejść ponad pół metra. Poczuła pieczenie na policzku i dłoniach, syknęła.
Co jest? – Zatrzymał się, słysząc, że coś jest nie tak. Znów próbował na nią spojrzeć, ale nadaremno.
Zdarłam tylko skórę.Poczuła ciepłą, metaliczną ciecz przy ustach.
 Wzięła płytki wdech i używając resztek sił ruszyła przed siebie, jęcząc przy każdym zarysowaniu skóry. Po kilku minutach znaleźli się przy ówczesnych wielkich drzwiach. Gdy tylko się do nich dogramolili, przy samym suficie wysunęła się kamera, by mogła objąć ich oboje. Usłyszeli tylko cichutki pobrzęk, który tak dobrze znali. Wyprostowali się przerażeni. Nie mieli już drogi ucieczki. Jacob zaczął się cofać, pomimo że nigdzie nie było wolnego miejsca, w którym mogli się ukryć, a drzwi, którymi weszli, zostały zablokowane przez zgniatającą ścianę. Nagle coś zapikało, do ich uszu doszło szczęknięcie drzwi. Nikol znów trzęsła się jak nałogowa alkoholiczka, rozglądając się, jak ratować życie. Jednak nie było to potrzebne.
Drzwi stanęły przed nimi otworem.
Widzieli tylko wiązkę światła, lecz po chwili prasa do zgniatania usuwała się na swoje stare miejsce. Łapczywie łapali tlen w spragnione, obolałe płuca. Nikol złapała się za żebra, czując ucisk przy każdym wdechu. Spojrzeli po sobie nie wiedząc, czego się spodziewać tym razem. Jacob złapał jej dłoń i popchnął ciężkie wejście, by mogli spokojnie przez nie wejść. Ujrzeli garaż pełen niesamowitych, dziwnych pojazdów.
– Weszli do systemu. – powiedział z euforią.
Spojrzał na nią, obdrapaną, z zaschniętą krwią na twarzy, z przerażeniem jak i ulgą w oczach. Z nadzieją. Opanowali się by nie skoczyć sobie do ramion, gdyż wiedzieli, że to jeszcze nie ten moment. Nie byli jeszcze bezpieczni.
Ruszyli do pierwszego białego samochodu.
Wydawał się, jakby został wykonany z lustra, a jego koła, można było pomyśleć, że tylko zostały narysowane, tam gdzie powinny być. Nie to okazało się najdziwniejsze. W miejscu gdzie zwykle znajdowała się  przednia szyba, dalej ciągnęła się czarna blacha z dachu.
A może to osłona?
Lampy długości ramion zaświeciły dziwnie zbyt czystym blaskiem, gdy tylko podeszli. Nikol odskoczyła. Pokiwała głową na uspokajający dotyk chłopaka na plecach i przyjrzała się jeszcze raz niezwykłej maszynie.
Zmarszczyła brwi na dwie kreski niczym narysowane cienkim flamastrem.
Drzwi.
A bynajmniej takie miała wrażenie. Po bokach był kanciasty a z przodu przechodzący w wygładzoną blachę bądź lustro. 
Gdy stanęli przed dumnym opływowym autem, stworzonym do mknienia po autostradzie, drzwi jakby rozpłynęły się w powietrzu, ukazując ciemną tapicerkę i pełną technologii tablicę rozdzielczą. Dziewczyna była zachwycona.
Podziwiała wnętrze. Na szybie, która przypominała czarny ekran widziała, jakby przez kamery to, co działo się przed autem. W rogach przedniej szyby znajdowały się nagrania tego, co się widniało obok pojazdu jak i za nim.
Deska rozdzielcza okazała się jedynym, wielkim telewizorem. Na samym środku, wielkimi liczbami odliczał się czas. Po bokach tej dziwnej deski rozdzielczej wyświetlały się liczby, wyrazy i nieznane dla niej znaki. Nie rozumiała dlaczego, ale z jakiegoś powodu wiedziała jednak do czego służą i co oznaczają.
Usiadła na czarne siedzenia, które przy każdym jej ruchu dopasowywały się do jej ciała. Zamknęła oczy i mruknęła z rozkoszą. Była to jedyna chwila, w której mogła zapomnieć o tym, co się stało. O napadzie. O porwaniu. O przyjaciółkach, które zostały tam w środku.
Ale Ruda obiecała, że nic im się nie stanie. Im chodzi o mnie, nie o nie.
Przełknęła gulę w gardle i przetarła podrapaną, szarą twarz dłońmi.
Są bezpieczne.
Położyła głowę na zagłówek. Prychnęła zflustrowana.
Jesteś tego pewna?
Zacisnęła powieki i wypuściła drżący oddech, by znów nie popaść w histerię, która znajdowała się tuż za dziurawymi drzwiami z wyłamanymi zawiasami w jej mózgu, za którymi ukryła wszystko, nad czym chciała panować.
Błagam wydostań mnie stąd. Zabierz mnie do domu. Jedź gdziekolwiek. Nie chcę tu być. Chcę zapomnieć.
Po tych słowach poczuła się, jakby właśnie wykonała na nich wyrok.
Ale przecież są bezpieczne.
Nawet jeśli było to kłamstwo, to pokochała je jak najbliższą siostrę, bo pozwalało jej żyć dalej.
Usnęła.

*

Dziękuję. – wychrypiała, patrząc na skupionego Jacoba, który nie odwracał wzroku od jezdni. Zacisnął pięści na kierownicy, że zbielały mu palce.
Prawie cię zabiłem, a ty mi dziękujesz?
Był zdenerwowany, zły na siebie, zły na wszystko co się wydarzyło. Cały plan wziął i strzelił sto kilometrów od celu. Bez została w środku, drzwi się nie otwierały, a na dodatek mieli ich pojazd z nadajnikiem. Żyć nie umierać! Nie ma za co, Nikol. – pomyślał, przewracając oczami. Zerknął na nią. Jej kąciki ust opadły, a oczy były tak smutne, że poczuł ucisk w brzuchu. Odwróciła wzrok i zaczęła bawić się materiałem zmoczonego szlafroka, który po tylu godzinach jazdy robił się powoli suchy.
Gdyby nie ty bym już dawno była zapewne martwa.powiedziała pod nosem. Westchnęła i zamknęła powieki, przed którymi zobaczyła twarze przyjaciółek.
Odwrócił wzrok i znów zapatrzył się w jezdnię, lecz poczuł jej dotyk na swojej dłoni, przez co przeszedł go dreszcz.
Siedzieli chwilę w ciszy. Odwróciła głowę w stronę okna. Patrzyła na rozmazany od szybkości krajobraz. Odezwała się, podziwiając nieznaną jej okolicę.
Co mi groziło? Czy one też są w niebezpieczeństwie? Wróciła myślami do obłąkanej twarzy przyjaciółki i jej słowach, gdy miała wychodzić z pomieszczenia: „Jesteś tu bezpieczna. Nie masz się, czego bać. Przecież jeżeli by chcieli ci coś zrobić już dawno mieli na to szansę, prawda?”. Pomyślała o Rudej, która jej pomogła. O Julii i Zuzce, których miała wrażenie, że już nigdy nie zobaczy. Przełknęła gulę i odepchnęła tę myśl. Jacob westchnął i na moment powieki by zebrać myśli.
Im nic nie będzie. Pobawią się trochę, wyciągnął parę informacji o twoim życiu i wszystkim, co jest z tobą związane, a na koniec odstawią do domu nim ktokolwiek zorientuje się o ich zniknięciu. One są bezpiecznie.  Spojrzał na nią zaniepokojony. – Ty nie. Jesteś ich nagrodą, którą tak bardzo chcą zdobyć, jak ludzie władzy i pieniędzy. – powiedział z obrzydzeniem. Wzdrygnęła się.
– Nie mogę ci za wiele powiedzieć, bo nie mie ci o tym mówić. Maylena przez osiemnaście lat nie pozwalała, żebyś przeszła szkolenie. Chroniła cię przed nimi i przed nami, ale teraz nie ma nad tobą władzy. Uważała, że już nie wrócisz. Jesteś nam potrzebna. Tylko tyle mogę ci powiedzieć. Więcej dowiesz się na miejscu. – Spojrzał na nią, ale ona nie odwzajemniła tego. Siedziała z pochyloną głową. Nie wydawała mu się ani smutna, ani zła, ani szczęśliwa. Nie wiedział co zrobić.
– Zawieź mnie do domu. – odezwała się cicho, jakby powiedziała to do siebie.
– Przykro mi, Nikol. – Głos Jacoba był delikatny, jakby bał się ją uszkodzić. Zmarszczył czoło i westchnął. Znów poczuł ucisk w brzuchu. Wyciągnął rękę, by ją dotknąć i wesprzeć, ale gdy tylko to zrobił, dziewczyna rzuciła się w stronę drzwi, by być od niego jak najdalej.
Porwałeś mnie.

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 4


Palący ból przemknął przez jej spojówki w zetknięciu z ostrym, białym światłem. Gorsze od bólu był brak świadomości, gdzie jest i jak się tu znalazła. Przysłoniła oczy ręką, by lepiej widzieć postać, która nad nią stała.
Ruda lekarka.
Niedługo tu po ciebie wrócę. Masz się stąd nie ruszać. – wyszeptała jej szybko do ucha, po czym  złapała biały fartuch a następnie założyła go. Nikol nie zauważyła, gdzie zniknęła. Jęknęła boleśnie, gdy przechyliła głowę.
Próbowała sobie coś przypomnieć, ale w jej pamięci była jedna wielka biała plama, która nie dała odkryć, co było za nią. Podniosła się na ramionach, by chociaż dowiedzieć się, gdzie jest.
Przeszedł ją dreszcz. Pomimo, że rozejrzała się po pomieszczeniu nie kojarzyła go. Nie był to miejscowy szpital w jej miasteczku. Ściany także olśniewały bielą, a w pokoju nie znajdowało się nic poza jej łóżkiem o wyższym standardzie niż fundowanym przez NFZ. Nie było także drzwi ani okien.
Dlaczego nie pamiętam, co się stało? Dlaczego zamknęli mnie w pokoju bez klamek?
 W momencie, gdy chciała wstać z łóżka usłyszała, że ktoś znajduje się w pomieszczeniu poza nią.
Czyżbym jej nie zauważyła? Bo inaczej jakby tu weszła? Jeszcze na dodatek nie dowidze.
Widzę, że śpiąca królewna się obudziła.  odezwała się do niej inna kobieta w białym fartuchu.
Ustała obok łóżka Nikol i ze skupieniem wpatrywała się w nią, nie wykonując przy tym żadnych czynności, ani nie zadając pytań. Jej wzrok szedł z dziewczyny na ścianę za nią i ze ściany na dziewczynę. Wydawało się, jakby analizowała ją lub dogłębnie się jej przyglądała. Porównywała coś co widziała za Nikol, ale ból ją blokował i nie mogła obrócić głowy by sprawdzić, co tam jest. Zdezorientowana nastolatka poczuła skrępowanie, dlatego zaczęła się wiercić.
Wiedziałam, że jestem wariatką, ale nie w takim stopniu żeby zamykać mnie w jakimś ośrodku.
Nikol nie mając nic innego do roboty siedziała, unikając jej wzroku, czekając aż ta coś powie, ale gdy skończyła swoją czynność, jak gdyby nigdy nic chciała wyjść. Brunetka wystraszyła się, że jedyny jest punkt informacji ma zaraz zniknąć.
Dlaczego niczego nie pamiętam? – zawołała za nią.
Pamiętała tylko odczucia. Najpierw szczęście, rozbawienie a następnie panikę i niezrozumiały spokój. Nie mogła tego wszystkiego pojąć. Zapamiętała tylko jeden obraz.
Lustro.
– Szok pourazowy. Chciałaś popełnić samobójstwo. – Kobieta odwróciła się i patrzyła jej w oczy. Dziewczyna wciągnęła powietrze i pokiwała głową nieobecna. Nadal nic nie pamiętała, a nawet nie przypomniało jej się żadne wydarzenie.
Czyżby lustro było wodą? Ale dlaczego? Dlaczego to zrobiłam? Co się stało?
Ile spałam? – Przełknęła ślinę, obawiając się, że może zapadła w jakąś śpiączkę i wybudziła się po kilku latach, przesypiając najlepszy okres swojego życia.
Życia, w którym z jakiegoś powodu nie chciałam uczestniczyć.
Miesiąc. – Kobieta posłała jej uśmiech wsparcia, ale ona go nie zauważyła. Zauważyła tylko w głowie kartkę kalendarza, na której widniało trzydzieści dni. Dni, które przepadły i już nigdy nie odzyska.
A może to i dobrze? Może właśnie tego pragnęłam? Może pragnęłam się nigdy nie obudzić.
Zamrugała. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Serce jej przyspieszyło.
Ale miesiąc? Miesiąc wyjęty z życia?! Miesiąc szkoły, miesiąc miłości, miesiąc zabawy?
Zaczęła panikować. Wplotła dłonie we włosy i pociągała za nie palcami.
Dlaczego? Dlaczego to zrobiłam?
            – Uspokój się, bo podam ci leki. Połóż się i odpoczywaj. Dużo przeżyłaś w ciągu tych kilku minut. Nie wstawaj z łóżka oraz ani mi się waż wychodzić. Lekarz nakazał ci się nie przemęczać. – Pogroziła palcem i posłała jej radosny uśmiech. Nikol nie było do radości.
            Miesiąc. Miesiąc. Miesiąc, bo odechciało mi się żyć. Dlaczego? Co się stało?
            Chciała zasypać pielęgniarkę pytaniami, ale ona przyłożyła palec do ust, a następnie pokazała, że ma iść spać, po czym przyłożyła rękę do ściany, a ta się przed nią rozsunęła by mogła wyjść. Gdy ściana się zamknęła, znów stała się jednolitą powierzchnią. Ale Nikol nawet nie zwróciła na to uwagi. Dziewczyna tylko runęła na łóżko.
            Miesiąc. Ale może lepiej niż rok? Proszę, chce odzyskać pamięć. Chce wiedzieć.
            Zamknęła oczy.
            A może mój mózg właśnie broni się, żeby nie pamiętać? Może tak będzie dla mnie lepiej?
            Nie miała czasu, by tępo patrzeć w sufit i utonąć we własnych myślach, gdyż nie została na długo sama. Do pomieszczenia zaraz wślizgnęła się ruda lekarka, która leczyła ją po spotkaniu z Ninją.
            Jeśli coś takiego w ogóle było.
            Nikol usiadła i chciała się odezwać, zapytać, ale ona szybko przyłożyła palec do ust. Zmarszczyła brwi, ale posłuchała jej. Ruda w trzech susach znalazła się przy jej łóżku, kładąc na nim jakieś ubrania i biały fartuch. Dziewczyna zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc sytuacji.
            – O… – zaczęła, ale ta znów kazała jej się uciszyć.
            – Wszystko ci opowiem, ale nie jest to najlepszy moment. Nikol, zostałaś porwana. Wszystko ci się przypomni, ale teraz musimy uciekać. Szybko się przebierz. Mam minutę. – szeptała tak cicho, że momentami Nikol jej nie słyszała, ale starała się czytać z jej ruchu warg. Złapała się za włosy, kiwając przecząco. Nic nie rozumiała.
            Jakie porwanie? Chciałam popełnić samobójstwo! Miesiąc byłam w śpiączce! O czym do cholery ty do mnie mówisz, kobieto!
            Poczuła, jakby dostała obuchem w głowę. Wspomnienia zaczęły zalewać ją obrazami, powodując falę kolorów, dźwięków i niezrozumiałego przesłania. Zaczęła się w nich topić i szukać brzytwy, żeby się złapać.
            Osiemnastka. Wyjście. Dresy. Jacob. Bez. Zuza. Julia. Napad. Nóż. Lustra. Postrzały. Porwanie.
            Jestem Nikol Ubesejret i byłam świadkiem morderstw.
            – Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie! – zaczęła krzyczeć.
Ruda jednym ruchem złapała ją i zasłoniła jej usta. Wystraszona spoglądała na drzwi, szepcząc jej do ucha.
            – Żyją. Oni żyją. Nie bój się, ale jeśli ty chcesz także, musisz się mnie słuchać. Chcesz wrócić do domu czy nie?
 Nikol powoli uspokajała się, a bynajmniej taką miała nadzieję, lecz nadal przez jej ciało przechodziły dreszcze. Pokiwała twierdząco głową. Kobieta stwierdziła, że już nie sprawia zagrożenia dla nich obu, więc puściła ją. Wzięła przyniesione rzeczy i wepchnęła jej w dłonie.
            – A teraz bierz to i spadamy. – rozkazała.
            Dziewczyna już miała się odwrócić, gdy zapytała tak szybko, by tamta nie mogła jej przerwać.
            – Czy oni tu są? – Widać było, że Ruda chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Na jej czole bruzdy się powiększyły. Nikol spojrzała na nią wielkimi przeszklonymi, przerażonymi oczami. Ubrania trzymała lekko, ale przyciskając do piersi, jakby były jej ostatnią deską ratunku. Po jej policzku popłynęła łza. Jedna. Druga. Trzecia. Ruda zagryzła wargę i powoli pokiwała głową. Nie mogła pozwolić na to, żeby jej się rozsypała. Nie w tej chwili. Nikol nabrała powietrza, by pytać dalej, ale ta uniosła palec uciszając ją.
            – Chcesz żyć, czy nie? – Jej poważne, srogie spojrzenie zadziało i dziewczyna odwróciła się, by ściągnąć z siebie dziwną, luźną sukienkę zapinaną na suwak z przodu.
            Starała się wykonywać polecenia jak mogła. Musiała się czegoś dowiedzieć.
              Ile tu jestem? – zapytała w czasie ubierania.
            – Dzień.
            Nikol wyprostowała się.
            Dzień? A co z moją dziurą w brzuchu? Przecież to nie mogło się zaleczyć nawet najnowocześniejszą techniką medycyny w jeden dzień! On mnie przeszył! Rozciął moje wnętrzności!
            – Wiele rzeczy nie wiesz. – Usłyszała. – Ale jeśli zaczniesz nad tym myśleć teraz, zginiesz nie tylko ty.


Znalazły się w dużym, okrągłym holu. Podłoga została wyłożona lśniącymi płytkami, a ściany odbijały światło od białych, szklanych płyt. Znajdowała się tam winda i wejście do rury, jak na basenie oraz kilka mlecznych drzwi. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Włosy rudej kobiety silnie kontrastowały z otoczeniem.
Ruszyła ona przodem, mając nadzieję, że nastolatka idzie za nią, jednak Nikol stanęła. Zorientowała się, gdyż odwróciła się by sprawdzić, o co chodzi.
            – Muszę ich zobaczyć. Musimy im pomóc. – Jej paniczny szept odbijał się od ścian, gdy zamaszyście rozglądała się za jakimkolwiek znakiem, który jej pokaże, gdzie ma ich szukać.
            – Właśnie tam idziemy. – szepnęła już zdenerwowana kobieta.
            Złapała Nikol za rękę i pociągnęła ją do przeciwnych drzwi, wpychając ją do środka. Sama je cicho zamknęła, ale nie weszła razem z nią.
Nikol niepewnym krokiem ruszyła do przodu, cały czas przypatrując się Bez, która siedziała na takim samym łóżku jak ona wcześniej. Miała na sobie identyczną, luźną sukienkę. Nogi dziewczyny trzęsły się tak bardzo, że gdy tylko doszła do przyjaciółki, upadła na kolana. Wzięła głęboki wdech i złapała ją za ciepłą dłoń. Pasemko grzywki założyła za ucho i uśmiechnęła się do niej, ta jej odpowiedziała tym samym. Nie był to jednak ciepły, prawdziwy uśmiech, a bardziej jak zwykłe, uniesione kąciki ust. Nikol zapłakała cicho, ale szybko otarła rękawem białego fartucha łzy, próbując się uspokoić. Niepokoiło ją to, że blondynka nie zachowywała się naturalnie, normalnie. Wyglądała ze swoją spuszczoną głową, jakby nabrała zbyt dużo środków uspokajających. Jej łagodny wyraz twarzy nie pasował do prawdziwej Bez. Był taki pogodny, spokojny i zrelaksowany. Zupełnie inny od rozrywkowej dziewczyny. Nikol spojrzała w tak znane jej oczy, głaszcząc  dłoń najlepszej przyjaciółki. Nie były one tak jak zawsze szalone, pełne życia, lecz wyrafinowane, bez tego błysku.
Skarbie, co oni ci zrobili? Myszko, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam.
Przepraszam, że cię zawiodłam. Przepraszam, że nie potrafiłam nas obronić. – wyszeptała przyglądając jej się uważnie. – Przepraszam.
Pocałowała jej rękę, za którą ją cały czas trzymała. Zdezorientowana Bez popatrzyła na Nikol, jak na dziecko, które ma nierówno pod sufitem. Brunetka chciała krzyczeć. Chciała potrząsnąć nią i powiedzieć, że ma wrócić stara Bez. Chciała uciekać od tego, ale nie miała gdzie. Chciała zabrać ją do domu, gdzie byłyby bezpieczne.
Czemu mnie przepraszasz? Nie masz za co. Wszystko jest w porządku. Czuję się bardzo dobrze. Lekko. Jak bym mogła latać. – westchnęła niewinnie, a jej spojrzenie było rozwiane.
 Jej głos był leciutki, melodyjny, spokojny. Nie pełen radości, marzeń i tego, co miała tylko Bez. Zachowywała się jak po jakiś psychotropach.  Nikol się to bardzo nie podobało.
 Bez... – szepnęła, dławiąc się łzami. – Wydostanę cię stąd rozumiesz? Ciebie i Zuze, i Julię, i Jacoba, wszystkich. Nie zostawię was. Obiecuję. Tu jest niebezpiecznie. Oni są źli. – Oczekiwała jakiegoś wzdrygu, szoku, strachu z jej strony, ale nadal była spokojną, naćpaną Bez.
Próbowała się nie załamywać, ale ciężko jej to szło. Cały czas nie mogła się opanować. Czekała, aż Ruda po nie wróci i będą mogły stąd uciec. Razem. Wzięła drżący oddech i wypuściła powoli ciężkie powietrze, cały czas głaszcząc ją po ręce.
Kochanie, posłuchaj mnie. – Bez popatrzyła na nią, nadal nieobecna. Nikol złapała ją za podbródek i uniosła tak, by ani na chwilę nie zerwać kontaktu wzrokowego.
– Wiesz. Gdzie. Jest. Jacob? – mówiła powoli, by dziewczyna ją dobrze zrozumiała. Ona natomiast pokręciła przecząco głową. Nikol zaklęła pod nosem. Westchnęła i zaczęła się podnosić, kiedy blondynka odezwała się niespodziewanie.
Jesteś tu bezpieczna, Nikol. Nie masz się czego bać. Naprawdę. Jakby chcieli ci coś zrobić, już dawno mieli szansę, nie? – Nikol odwróciła się zdezorientowana.
Nie zdziwiło jej to, że się odezwała, tylko to że pierwszy raz od dawna użyła jej pełnego imienia zamiast ksywki Nikon a także sposób w jaki to mówiła. Była przekonana. Nie mówiła już głosem rozwianych, spokojnym, tylko stanowczym i pewnym. Brunetka zamrugała i popatrzyła na przyjaciółkę zastanawiając się, czy ona wiedziała co właśnie powiedziała. Uśmiechnęła się do niej i chciała jej wytłumaczyć, że wcale tak nie jest, gdy w tym momencie do pomieszczenia wpadła Ruda.
            – Szybko, idziemy. – Podbiega do niej i szarpnęła ją za rękę, prowadząc do wyjścia, ale Nikol zaczęła się wyrywać. – Uspokój się. Im nie chodzi o nich. Chcą ciebie. Nic im nie zrobią. – powiedziała poważnym, stanowczym głosem. Ruda już nie wyglądała na miłą lekarkę, ale na groźną żołnierkę. Nikol przez chwilę się zawahała. Odwróciła się do przyjaciółki, a następnie do kobiety.
            – Zaufaj mi. – szepnęła cicho.
Dziewczyna ostatni raz obejrzała się, ale kiwnęła głową niepewna. Wyszły, a ona cały czas miała w głowie obraz Bez. Nieświadomej dziewczyny, uśmiechającej się delikatnie, jakby leżała na polanie stokrotek.
Gdzie jest Jacob? – zapytała cicho, gdy weszły do windy.  Ruda kliknęła guzik i zaczęły zjeżdżać na dół.
            – W bezpiecznym miejscu. To on nam pomoże. Ja doprowadzę cię do wyjścia, on zawiezie cię na miejsce. Mamy dwadzieścia sekund zanim winda zjedzie na dół i się otworzy. Wtedy musimy zagrać niezły teatrzyk. Zrozumiałaś? – Nikol poczuła ulgę, że chłopakowi nic nie jest, a nawet pojedzie z nią, jednak cały czas bała się o dziewczyny, które zostaną. W końcu ci ludzie nie byli bezpieczni.
            – Ale wydostaniesz potem je, prawda? – Zagryzła mocno zęby oczekując odpowiedzi. Kobieta przytaknęła.
            – Oczywiście. 
            Chociaż tyle.
A teraz mnie posłuchaj. Nie krzycz, bo narobisz sobie problemów jak i mnie. Nie jesteś tu bezpieczna. Cały czas nas będą obserwować, dlatego musisz zachowywać się naturalnie. Zrobiłam tyle, ile dałam radę, ale nie wiem na ile to starczy, dlatego ty także musisz się przyłożyć, jeśli mamy z tego wyjść cało. – Szybko zerknęła na liczbę poziomów i mówiła dalej. – Albo będziesz ze mną współpracować, albo nie. Wiedz, że to bardzo groźni ludzie. Złapała ją za dłoń i ścisnęła, by dać jej trochę otuchy. – I przestań się trząść, to nie pomoże. – skarciła ją.
Kiwnęła.
– Pięć sekund. – mruknęła.
Nikol wzięła kilka wdechów, by móc się opanować. Chodź trochę. Cały czas niepokoiła się o przyjaciół, którzy zostali na górze. Kobieta złapała ją za ramię.
Co jeśli coś im zrobią? Ukarzą za to, że ja uciekłam?
Drzwi windy otworzyły się. Na parterze czekało na nich trzech rosłych mężczyzn w czarnych garniturach. Dorównywali wzrostem dziewczynie, przez co Ruda wyglądała jak gałązka wśród wielkich konarów. Żołądek Nikol wykonał fikołka. Chciała się wyrwać z uścisku i biec, byleby jak najdalej. Wpatrywali się w nie z nieufnością i natarczywością, skupiając głównie uwagę na ich oczach. Odpowiedziały im tym samym, znaczy Ruda. Nikol uciekała wzrokiem, pomimo że miała wrażenie, iż nie powinna. Czuła, że zaciekawili się jej tęczówkami, które swoim kolorem tak bardzo wyróżniały.
Właśnie.
Dały krok naprzód i coś się zmieniło. Ich spojrzenia. Jeden z mężczyzn coś wymamrotał do drugiego, a uścisk na ramieniu Nikol przybrał na sile. Zdezorientowana i nieświadoma sytuacji dziewczyna patrzyła to na swoją towarzyszkę, to na mężczyzn. Jeden dotknął barku Rudej. Nikol nie wiedziała, w którym momencie uścisk kobiety zelżał. Usłyszała łupnięcie i spojrzała na leżącą i wijącą się z bólu towarzyszkę.
Wiej!! wykrztusiła w jej stronę resztkami sił, walcząc z własnym ciałem.
Pomimo że mózg dziewczyny analizował jeszcze całą sytuację, wpatrując się w kobietę, leżącą na ziemi, to jej ciało zareagowało natychmiast. Ruszyła sprintem przed siebie. Tak szybko jeszcze nigdy nie biegła. Lodowaty dreszcz przeszedł wzdłuż jej ciała. Odwróciła się i zauważyła tuż za sobą tego samego faceta. Mimowolnie zaczęła krzyczeć.
Błąd.
Rada numer jeden: nigdy nie zwracaj na siebie uwagi w budynku pełnym wygłodniałych wilków, polujących właśnie na ciebie, jakbyś miał zawieszoną szynkę wokół szyi.
Przestała myśleć. Mgła zaszła jej na oczy. Gwałtownie rzuciła się w stronę pierwszych lepszych drzwi.
Znalazła się w ogromnym pomieszczeniu z wysokim sufitem i basenami. Wszyscy obecni wpatrywali się na nią zdezorientowani. Rozejrzała się szybko i nie analizując żadnej czynności, dała nura pod wodę. Ciepła ciecz otrzeźwiła umysł dziewczyny. Szok zabrał otępienie. Usłyszała trzask drzwi. W dwóch machnięciach nogami, popłynęła za najbliższą ściankę basenu, tak by osoba wchodząca do pomieszczenia nie widziała jej. Przez wodę zauważyła ciemną rozmazaną postać, rozglądającą się po wszystkich. Podpłynęła pod samo dno, a ciśnienie zakało jej uszy. Czuła jak płuca wciskają jej się w żebra.
Woda była tak głęboka, że mogłaby spokojnie ustać na dnie a i tak musiałaby wytężyć siły, żeby się spod niej wydostać. Widziała ciała pływające  nad nią. Była jak wodorost, podziwiający życie nad sobą.
Czuła jak odpływają z niej wszystkie siły. Czuła jakby jej płuca miażdżyły klatkę piersiową, a oczy wychodziły z orbit. Niedotleniony mózg owładnął spokój. Ciało nie płynęło na powierzchnię, zablokowane komunikatem “Nie daj się złapać.”. Czarne plamy malowały obraz przed nią. Patrzyła nieprzytomnie w górę. Chciała wyjść na powierzchnię i zaczerpnąć choć trochę powietrza, lecz nie mogła. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Miała wrażenie jakby była w nim uwięziona. Patrzyła na bąbelki wydostające się z jej buzi. Nie wytrzymała i otworzyła usta zaciągając do płuc wodę. Ogień przeszedł przez jej przełyk i drogi oddechowe.. Zaczęła się krztusić, dławić. Nie mogła się ruszyć, przymiażdżona ciśnieniem. Tlen już nie ciągnął jej ku górze, bo zwyczajnie go nie było. Ciemność przywitała jej oczy. Przymknęła je ospale. Plusk. Jej ciemne włosy były unoszone przez wodę. Uśmiechnęła się. Zamknęła już na dobre ciężkie powieki. Poczuła delikatne łaskotanie. Płynęła w daleką nicość. Nie potrzebowała oddechu. Nie był jej tam potrzebny.