wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 41

Siedząc tam od tygodnia nie dowiedziała się wiele.
Siedząc tam od tygodnia nie dowiedziała się nic.
Do pomieszczenia nie wchodził nikt, a jedzenie było podawane przez kuchenne windy.
Cały czas zastanawiam się: Gdzie jest ta nowoczesna technologia? Przesiedziałam prawie rok w siedzibie kasyczi i zdążyłam się przyzwyczaić do Vijotas namo, tamtejszego powietrza, łóżka, które się podgrzewało i nie było problemu z plączącą się kołdrą w nocy, która jakimś trafem zawsze lądowała na ziemi, a mój mózg wtedy budził się zaalarmowany zimnym powietrzem. Właśnie, żeby tu chociaż było ciepło! Podarte koce i cienkie kołdry nie ogrzewają nas dostatecznie, gdy zachodzi słońce, a bynajmniej tak mówią nasze ciała, gdyż nie ma tu okien. Tydzień. Jestem tu równe siedem dni i co? I nic. Nie wiem gdzie jestem, kto mnie ZNOWU porwał, co zrobili z moim ciałem, ani co dalej. W głowie mam miliardy bombardujących mój mózg pytań, które nie mogą zostać nasycone odpowiedziami, gdyż nie mają dotychczas żadnej. Te dziewczyny także nic nie wiedzą, więc skąd mam je brać? Ugh, gdybym miała jeszcze te zdolności samoobronne, które zawsze mnie ratowały, ale jestem znów zwykłą, pospolitą dziewczyną. Bezbronną i beznadziejną. Rany mnie już nie bolą, gdyż maziowata, przeźroczysta maść, która się na nich znajduje w oszałamiającym tempie mi je suszy i zasklepia, lecz nadal mam problemy z gwałtownymi ruchami. To nic. Ten ból nie jest tak bolesny, jak moje poczucie winy, gdy widzę w oczach moich “wakacyjnych” towarzyszek tą nadzieję, że może jednak dam radę, uwolnię je, ale ja tylko spuszczam wzrok i ukrywam się w sobie, żeby nie widziały mojej bezsilności, tego jak coraz mniej wierzę w to, że mi się uda. Bo jak? Nie mam już nic, co mogłoby mnie uratować. Kompletnie nic.
Nic też nie trwa wiecznie.
– Dri, wytłumacz mi jeszcze raz, o co chodziło z tą kozą. Ja nadal nie rozumiem. Po jaką cholerę ubraliście ją w różową sukienkę i wymalowaliście, jak na gwiazdę przystało, a następnie włożyliście ją do walizki? Braliście serio niezły towar. – Alendra leżała na ziemi i zwijała swoje drobne ciało, dusząc się przy tym ze śmiechu, momentami nie wydając nawet z siebie dźwięku.
Dri łzy cisnęły się do oczu, gdy widziała koleżankę i sama pokładała się razem z nią, dławiąc się powietrzem. Obie w stanie upojenia śmiechowego rozbawiały resztę kobiet, które przyglądały się temu zjawisku, dołączając do nich. Nawet Nikol schowała twarz w dłoniach, gdyż nie lubiła jej wyglądu podczas śmiechu. Tylko Crashi, dostojna ciemna blondynka, przyglądała się z politowaniem młodszej przyjaciółce, która tak dawno się nie uśmiechała. Pomimo, że nie wyła razem z nimi, to na jej usta wkradł się uśmiech, którego nie zawracała sobie głowy zdjąć.
Dri, gdy zaczynała się uspokajać i chciała w wyjaśnić sytuację z kozą, znów wybuchała histerycznym śmiechem. W końcu usiadła, wzięła dwa głębsze wdechy i kontynuowała swoją wypowiedź.
– Bo… – znów zaczęła się śmiać. – Bo mój brat miał jechać do dziewczyny, a że… – zacięła się, by móc doprowadzić się do porządku. – A że, on ma różne fanaberie – Zabawnie poruszyła brwiami – to gdy jego laska otworzyła torbę, a z niej wyskoczyła koza w stringach to cytuję: – zmieniła styl głosu, na bardziej poetycki i rozmarzony, patrząc w sufit, jakby podziwiała chumry, z rękoma na sercu. – Jej oczy zrobiły się jak dwie monety. Poszła do pokoju obok, przyniosła srebrne opakowanie i powiedziała: pamiętajcie o zabezpieczeniu, kochanie. I wyszła. – Cała sala zagrzmiała śmiechem.
Nagle drzwi, które wydawały się przyspawane do ściany, huknęły o nią. Zapadła cisza. Skamieniałe kobiety, oniemiałe wpatrywały się w postać, która wkroczyła do pomieszczenia. Jego buty odbijały się cichym echem. Nikt się nie poruszył. Unosił dumnie głowę, przypatrując się po kolei każdej z nich jednym okiem, gdyż przez drugie przechodziła długa, czerwona blizna, zaczynająca się od zarostu włosów, aż do kości policzkowej. Lewą część twarzy miał pomarszczoną, co świadczyło o bliskim spotkaniu z ogniem. Wzbudzał lęk nie tylko swoim wyglądem, ale także poważnym zachowaniem oraz tym, że był pierwszą żywą duszą, która weszła do tego pomieszczenia od wielu miesięcy, nie licząc Nikol i paru innych dziewczyn. Przystanął przed siedzącą już Dri i Alendrą. Drobna blondyneczka miała panikę w oczach, a ciemnowłosa, młoda Dri wpatrywała się beznamiętnie w postać. Crashi już znała ją trochę, dlatego jako jedyna widziała w niej strach, a nie obojętność wyuczoną, po tylu miesiącach cierpienia w zamknięciu.
Mężczyzna przypatrywał się im przez chwilę z wyższością, po czym omiótł wzrokiem każdą po kolei, zatrzymując się na chwilę dłużej tylko przy Crashi i Nikol. Jego kąciki ust drgnęły, a z gardła wydobył się niski, przerażający głos.
– Czas, abyście się na coś przydały. Koniec leżenia.
Nikol wciągnęła gwałtownie powollgietrze, a ciało mimowolnie się cofnęło w jeszcze bardziej przylegając do lodowatej ściany. Jej serce dostało palpitacji, a rozbiegany wzrok szukał drogi ucieczki.
Ona znała ten głos.
Bardzo dobrze.
Śnił jej się, odzywał  w lesie, na polu walki jak i w tunelu. Kierował ją, pokazywał, dawał wskazówki, jak ma tu dotrzeć. Czuła, jakby w głowie wyłączyła się jej jakaś blokada, dając dostęp do pełnych wspomnień. Jej neurony przekazały informacje i zaczęły łączyć wiele rzeczy. Pokazały wspomnienia. Jej matka, nie była matką ze snów. David, nie był Davidem, tak jak kiedyś mówiła jej ruda. Jacob, nie był Jacobem. Głos już kiedyś spotkała. Był on w koszmarach dziewczynki, która miała być jej córką. Słyszała go także w jej własnych.


“Myślałaś, że ode mnie uciekniesz? Niestety, bardzo się mylisz, bo się nie da.
Nigdy. Nigdy nie uciekniesz i zawsze będziesz przy mnie.
Zawsze będę obok. Zawsze, rozumiesz?
Będę cię nawiedzać w snach, na jawie. Wszędzie.
Kiedyś i w myślach.
Zawsze będę przy tobie i nigdy cię nie opuszczę, bo ja nie oddaje tego co moje. Nie wypuszczam okazji z rąk.
Będę przy tobie tak, jak przy znanej Ci dziewczynce.
Ona też nigdy się mnie nie pozbyła i nie pozbędzie.
Nawet po śmierci.
Jestem z nią.
Zawsze.”


Nikol poczuła, jak robiło jej się nie dobrze. Świat zaczął wirować, ale trzymał ją na nim TEN głos, który mówił dalej.
– Wstawać, zaraz… – Nikol spojrzała na otwarte drzwi. – zaraz zostaniecie… – W tym momencie wystrzeliła jak strzała w kierunku wyjścia, wolności. Wszyscy wpatrywali się najpierw w drzwi, a potem na mężczyznę, który nie wydawał się wzruszony tą reakcją, a nawet jakby lekko się uśmiechnął.
Dziewczyna gnała przez ciemność, gdyż światło nie zapaliło się tam, jak w siedzibie kasyczi, gdy tylko weszła w jakiś korytarz. Czuła, jak jej rany rozrywały się, a po ciele spływały stróżki ciepłej cieczy. Nie zważała na ból. Chciała znaleźć wyjście. Teraz.
Gdyby miała swoje dawne zdolności wyczułaby, że ktoś za nią był. Gdyby je miała, wiedziałaby, że w nią celował. Gdyby była taka jak wtedy, uchyliłaby się przed pociskiem, który trafił ją w bok. Gdyby nie to, nie padłaby jak długa, martwa szmatka, pogrążając się w głębokim, nie do obudzenia normalnie śnie.


– Nie będę tolerował przeciwstawiania się, zapamiętajcie to. Każde powstanie, będzie ciągnąć za sobą konsekwencje. Jeśli wszystko już zrozumiałyście, wstawać i róbcie to, co kazałem. – Mężczyzna zakończył swój monolog. Widział przerażenie w oczach tych kobiet, a tym właśnie się karmił. Czekał, aż się podniosą, ale nie zrobiły tego. – TERAZ, POWIEDZIAŁEM! – ryknął, a wiele z nich krzyknęło ze strachu.
Banda uczuciowych stworzeń, na co to komu, pomyślał. Ja już się wami zajmę. Wszystkie podniosły się. Jedne same, a inne z czyjąś pomocą. Łzy lały się po twarzach, które były przerażone od samej jego obecności. Nie chciały tam iść. Crashi skinęła na Dri, a ta poczekała, aż do niej dołączy. Już niczego nie były pewne.
*
Moja głowa. O kurw… Agh! Moja. Głowa.
Moja głowa.
Do jasnej cholery, czy to musi tak boleć?
M
O
J
A
G
Ł
O
W
A
I ciało. Ale się schlałam. Więcej nie piję, obiecuję. Przysięgam, że więcej nie będę pić! Kurde, chyba urwał mi się film. Ile ja wypiłam? Z kim chlałam?
– Jeśli chcesz żyć, to radzę się budzić księżniczko. – Usłyszała zniekształcony, męski głos. Zaraz, zaraz… Z kim ja spałam?! Rush? Nikol gwałtownie chciała się podnieść, a po jej ciele rozprzestrzenił się ból.
– Leż, leż, chyba że chcesz pozrywać nowe strupy. Nie radzę. Trochę zajęło mi ich zrobienie. – Nikol otworzyła szeroko oczy i szukała Go, lecz zamiast Rusha ujrzała bruneta ściętego na krótko z ciemnymi oczami. Opadła bezsilnie czując ból fizyczny jak i psychiczny. Po chwili leżenia przypomniała sobie, że przecież nie jest w miejscu, w którym była przetrzymywana przez prawie rok. Tu nie była bezpieczna. Nie mogła leżeć bezczynnie. Otworzyła oczy i pilnie przypatrywała się brunetowi, który jakby czekał aż mu odpowie. Chyba nie zadał żadnego pytania.
– Co teraz ze mną zrobicie? – zapytała cicho, ale on i tak ją usłyszał. Oparł dłonie na poręczy szpitalnego łóżka i pochylił się w jej stronę.
– Jesteś Nikol Ubesejret, tak? Córka Davida i Mayleny? – Obserwował ją poważnym wzrokiem, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.
Nikol nie wiedziała czy się przyznać, ale przecież to mogło być pytanie kontrolne. Lekko przytaknęła głową, podnosząc się na ramionach, by usiąść. Zagryzła boleśnie usta, gdy poczuła jak strupy się naprężają. Chłopak obszedł małe pomieszczenie i zamknął drzwi. Nikol rozejrzała się i stwierdziła, że najwidoczniej znajdowała się w sali chorych. Sala chorych? Dla uciekiniera? Gdy znalazł się obok łóżka obejrzał się na wejście i przybliżył do Nikol z termometrem w ręku. Znalazł się tak blisko, że dziewczyna poczuła się nieswojo.
Rozejrzała się jeszcze raz, by wiedzieć, jak uciec i byłoby to proste, ale jednym ruchem musiałaby pozbyć się kabli przypiętych do jej ciała oraz jakimś cudem wydostać kostki z pasów przypiętych do łóżka.
Nachylił się bardzo blisko, niepotrzebnie jak do badania temperatury ciała z ucha. Dziewczyna się spięła.
– Jestem tu po to, żeby ci pomóc. Rush wie, że żyjesz, ale nie ma pojęcia gdzie się znajdujesz tak samo, jak my wszyscy, którzy tutaj jesteśmy. Powiedział, że poradzisz sobie sama i będzie to dla ciebie bezpieczniejsze, tylko przyda się moje nazwisko i stanowisko. Będę musiał dać ci parę dostępów i sprzętu, ale to z czasem. Mówił, że jeśli będziesz działać w pojedynkę, nie stanie się to aż tak podejrzane, bo w końcu nie jesteś tu z swoich chęci. O mnie nie mogą się dowiedzieć. – Szeptał tak cicho, że czasami tylko ruszał ustami, żeby tylko ona mogła go usłyszeć, na dodatek musiała się do tego przyłożyć.
Spojrzał na nią oczekując jakiejś reakcji, ale nie spodziewał się łez w oczach podobno tak wielkiej wojowniczki. Myślał, że to z powodu strachu lub nadziei, że będzie wolna, ale nie miał do końca racji. Dziewczyna w środku czuła, jak jej ciało, które budowało się na nowo burzyło się znowu. Rush w nią wierzył. On był następną osobą, która pokładała w niej wszelakie nadzieje. Nie chciała być opoką, na której wszyscy polegają, bo bała się. To czego nauczyła się w ciągu tych miesięcy już jej się nie przyda, bo nie ma swoich zdolności. On nie wiedział, że znów była beznadziejną Nikol. Tą Nikol, którą nienawidził na samym początku. Nie potrafię. Nie dam rady. Ale on we mnie wierzy. On ma nadzieję, że wrócę.
Ja też.
Co mi z tej nadziei? Jest i nic więcej. Ja  nawet nie mam siły biec, a co mowa walczyć! Rush, przepraszam, że znów cię zawiodę. Jest mi tak przykro. Przepraszam Rush, wybacz mi. Nie mam siły walczyć. Nie mam siły, by uwolnić mamę i te nieszczęsne dziewczyny. Błagam, nie wymagajcie tego ode mnie.
Po prostu: już nie mam siły…
– Nikol, jeszcze trochę musisz wytrzymać i będzie dobrze. Podam ci leki, które powinny jak najszybciej zaleczyć rany. – mówił, ale ona go nie słyszała. Siedziała we własnej głowie, z której nie mogła się wydostać.
– Jestem Anysz. – usłyszała, ale nie dała żadnego znaku, że przyjęła tą informacje. Jego słowa nie zdołały się przebić przez mur, którego sama nie była w stanie pokonać.
On we mnie wierzy, ale ja nie potrafię. Nie dam rady. Rush…


Po godzinach wtłaczania lekarstw w jej żyły w końcu mogła wrócić do swojego łóżka. To łóżko nie jest moje. Moje życie nawet nie jest moje. Gdy weszła tam, nie miała siły patrzeć w oczy tym kobietom, a nawet nie chciała. Wróciła, a to oznaczało, że nic nie zdołała zrobić. Po prostu położyła się i chciała pogrążyć w swoim dole i rozpaczy. Chciała zakryć się śmierdzącą kołdrą i więcej spod niej nie wychodzić. Czuła wzrok wielu par oczu, ale nie dała się. Leżała w swoim kokonie.
– Najlepiej odwrócić się plecami i udawać, że cię nie ma. I co? Wróciłaś, ale nie widać, żebyś jakoś źle wyglądała, a nawet straciłaś rany, z którymi my musiałyśmy żyć wiele miesięcy. Gdzie jest nasza wolność ostojo nadziei i wyzwolenia, co? Gdzie nasza wolność?! – uniosła się Crashi coraz głośniej wydzierając się. Nie mogła usiedzieć na miejscu, więc wstała, a palce drżały jej jak u narkomanki na głodzie. Nikol nawet się nie poruszyła, co wściekło tą ostrą kobietę jeszcze bardziej. Podeszła do jej łóżka z furią, a inne dziewczyny tylko przyglądały się. Zastraszone bały się odezwać.
– Patrz mi w oczy kiedy do ciebie mówię suko! – złapała za jej kołdrę i jednym ruchem ściągnęła ją z ciała Nikol. Brunetka nawet się nie poruszyła.
– Crashi… – odezwała się cicho Dri. – Proszę, zostaw ją. To nie jej wina. – Ale Crashi nie słuchała jej. Była głucha z wściekłości.
– Gdzie jest ta twoja odwaga i dostojność wielka wysokość, co?! Kasyczi giną przez ciebie, bo królewna ma focha i nie chce ze mną rozmawiać. – Kobieta wskazała palcem na Nikol i odezwała się w kierunku obecnych. – Tak wygląda wasza wielka nadzieja, proszę panie! Ta, która miała was uratować kuruje się, gdy wasze siostry giną. Umierają, bo ona wcale nie jest taka super, jak ją malowałyście. To zwykła dziewczynka, która najchętniej poleciałaby w ramiona mamusi. Ma w dupie wasze życie. To o niej myślę. A wy przestańcie w nią wierzyć, bo będziecie cierpieć jeszcze bardziej, gdy uwierzycie w moje słowa, ale wtedy będzie za późno. Ona gówno wie o życiu i tak samo potraktuje sytuację, gdy będzie miała walczyć o siebie czy o was. Ona… – W tym momencie monolog Crashi został przerwany, gdyż pod wpływem ostrego ciosu w plecy została powalona na ziemie. Zdezorientowana nie zdążyła się jeszcze przewrócić na nie, gdy Nikol złapała ją za twarz i zrobiła to za nią. Wbiła palce w jej policzki i zbliżyła swoją tak, że omiatała ją oddechem.
– Jeszcze jedno słowo, a królewna zrobi ci krzywdę i będzie mieć w dupie Twoje życie. – zawarczała groźnie, a w oczach miała furię.
Crashi jednak się nie dała. Chciała opleść ją swoją nogą i popchnąć, by leżała obok, ale Nikol nie pozwoliła na to. Gdy już tamta miała ją złapać, jedną ręką przyszpiliła jej nogę do ziemi, a drugą wymierzyła sierpowy w twarz. Kobieta zawyła z bólu, a z jej nosa poleciała krew.
– Dosyć! – krzyknęła Dri.
Wszyscy zwrócili na nią uwagę, łącznie z Crashi i Nikol. Zdziwienie malowało się na ich twarzach, gdyż zawsze spokojna i cicha Dri wydarła się, a nigdy nie krzyczała ani nie płakała z żalu. Było widać, że ją też ta cała sytuacja przytłacza.
– Nikol, proszę cię, zejdź z niej tak samo jak ty Crashi. Złość tu nic nie pomoże. Wszystkie jesteśmy przerażone, bezsilne i wściekłe, ale nie możemy się wyżywać jedna na drugiej. Nic nie jest naszą winą, zapamiętajcie to. Zwalając jedna na drugą wcale nie rozwiążemy problemu, a on tylko się pogorszy, bo nie będzie między nami zgody. Jeszcze tego brakowało. Nie musicie się kochać, ale przynajmniej współpracujcie ze sobą. – Crashi popchnęła Nikol, gdy ta puszczała ją wolno, ale nawet się nie zachwiała. Wiedziała co kobieta chciała zrobić, ale nie zareagowała na to. Dri ma rację, a jest tu najmłodsza z nas wszystkich. Brunetka nawet podała rękę dostojnej Crashi i bardzo zdziwiła się, gdy ta ją przyjęła.
– Może i nie jestem… – zaczęła Nikol, ale nie mogła dokończyć, gdyż w tym momencie do pomieszczenia wszedł znany już im mężczyzna z jednym okiem i przypaloną połową twarzy.
Cisza.
Podniósł palec i jeździł nim w lewo i prawo wyszukując swojej ofiary. Nikol miała wrażenie, jakby wszystkie serca stanęły poza jednym, które zbudowane było z lodu. Facet mruczał cicho przeskakując wzrokiem z jednej dziewczyny na drugą. Wciągnął powietrze, a na jego kamiennej twarzy, wykutej z bruzd i szram, pojawił się lekki uśmiech, który oznaczał coś co miało być na pewno straszną rzeczą. Jak jeden mąż wszystkie spojrzały się na postać, na której  palec zatrzymał się.
Nikol.
– Idziesz ze mną. Sprzeciw i rebelia są nagradzane. – powiedział powoli i nisko, aż wszystkie włoski na karkach kobiet stanęły dęba. – Zapraszam. – Wyszczerzył się złowrogo.


NOTKA:

Mamy wakacje, więc rozdziały nie będą się pojawiać systematycznie. Mogą być dwa w tygodniu, a może ich w ogóle nie być. Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie. Nie macie pojęcia jak mi serce rosło czytając wasze odpowiedzi <3

Można było zdobyć 45p. ale z tym sama bym miała trudność.

1. miejsce: 30,75 p. dla anonimka Anysza
2. miejsce: 30,05 p. dla Patrycji Humięckiej z bloga: http://czarneaniolymroku.blogspot.com/
3. miejsce: 30 p. dla Naomi z bloga:http://runawayrunawayrunawaybaby.blogspot.com/
Dziękuję tym, którzy wzięli udział. Jesteście cudowni <3

Oraz dziękuję Naomi, za cudowny fanart.  Baardzo dziękuję!
Możecie zobaczyć, co zrobiła Naomi. Jest mi niezwykle miło, że jej się chciało i poświęciła czas.
 Jeśli ktoś by także chciał coś wysłać, to podaję email: kasiaxd.blog@gmail.com   Jeszcze raz dziękuję Naomi! ^^

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 40

– Co ona tu robi? – Przerwała ciszę ciemna blondynka, której srogie spojrzenie nie miało w sobie za wiele empatii. Przeciskała się przez pozostałe kobiety, rozpychając się łokciami, aby znaleźć się bliżej. Pociągnęła nosem i zmarszczyła brwi na widok śpiącej brunetki. Wydawała jej się jakoś dziwnie znajoma…
– Crashi (czyt. Kraszi), oni nadal myślą, że ją znajdą?! – odezwała się zirytowana szatynka. Wyrzuciła ręce do góry, żeby mogły jej swobodnie opaść. – Która to już?! Trzydziesta pierwsza? Ile jeszcze ma ucierpieć kobiet? Ona nie istnieje zacznijmy od tego! – uniosła się.
Przetarła zmęczoną twarz dłońmi, o skórze cienkiej jak papier. Ruda obok niej oparła się o zagłówek łóżka przypatrując się z uwagą obcej. Wszystkimi kobietami kierowała ciekawość, jak i zdenerwowanie. Miały nadzieję, że oni odpuszczą, ale przecież ich rasa nigdy się nie poddaje.
– Rosewell (czyt. Rousłel), oni będą jej szukać do usranej śmierci. Większość zabiją lub umrzemy tu ze starości, a oni i tak będą drążyć temat. Czy ty nie postąpiłabyś tak samo? Wiesz, że prawdopodobnie się nie uda, a i tak próbujesz, bo zawsze jest szansa. Taka idiotyczna cecha kasyczi. – powiedziała spokojnie czarnowłosa, najmłodsza dziewczyna, która mogła mieć jakieś szesnaście lat.
Pomimo swojego wieku, wydawała się najbardziej opanowaną osobą w tej grupie. Innymi, starszymi od niej kobietami, szarpały emocje niepewności, strachu czy bezsilności, ale ona już dawno pogodziła się ze swoim losem, chociaż znajdowała się w  obozie tylko kilka tygodni.
Wytarła dłonie o swoje znoszone, ciemne spodnie i odwróciła się na pięcie wracając do przerwanego zajęcia, którym było liczenie plam na suficie. Znała ich dokładną liczbę, jaką było 46 małych bądź dużych zabarwień, ale i tak to robiła, bo to ją uspokajało.
Dri, czy ty też myślisz, że to nie ona? – zapytała cichym głosikiem drobna blondynka, której ręce równo ocierały się o siebie. – Bo jeśli by w końcu ją znaleźli, to może… – Nie dane jej było dokończyć, gdyż w zdanie wcięła się Crashi.
– Alendra, o czym ty mówisz? Naprawdę ty w to wierzysz? – Ciemna blondynka zagrzmiała głośnym, drwiącym śmiechem, odchylając głowę do tyłu, przez co wyglądała jak chora psychicznie. – Jeszcze się nie nauczyłaś, że tu drzwi mają inne zawiasy? Wchodzisz, ale już nie wychodzisz. Jeśli nawet, ta kolejna, taka sama jak wszystkie dziewczyna jest wielką nadzieją, wybawiającą ludy z niewoli, to i tak ona nas nie uratuje. Zajmą się nią. Nie łudź się skarbie, że zwykła kobieta zbawi cały świat, bo na to jest już za późno. Wszystko upada. Nasze życie się wali, a ona nie da rady odbudować go z gruzów. – Crashi wplotła dłonie we włosy i znów zaczęła się śmiać. Na sali zapadła cisza. Kobieta rozejrzała się po twarzach pozostałych jej towarzyszek.
– Stąd nie ma wyjścia. Zapamiętajcie to. Nasz świat już nigdy nie będzie taki jak dawniej. Wszyscy zginiemy i pozostanie tylko garstka. Te chore łby nigdy nie będą normalne. Zawładnęła nimi żądza władzy, tak jak u ludzi. Jak widać, nie różnimy się od nich zbytnio. – powiedziała już spokojniej, a nawet z lekkim smutkiem i obrzydzeniem.
Splunęła i odeszła. Szła wyprostowana, prosto do swojego łóżka. Wszystkie wpatrywały się w jej plecy, jedne z rozpaczą, a inne z gniewem. One miały nadzieję, że nadejdzie lepsze jutro, ale z dnia na dzień, wszystko się waliło. Czekały, aż coś się zmieni, lecz dni były takie same, zmieniały się tylko osoby. Crashi i Dri jako jedyne pogodziły się z rzeczywistością. Czas ten jeszcze nie przyszedł na pozostałe 28 kobiet. Blondyna przystanęła. Niektóre słyszały jej ciche westchnienie. Odwróciła się z nadal pewnym wyrazem twarzy i takim samym, stanowczym głosem odezwała się:
– Czego tam stoicie? Rozejdźcie się. Jak obudzi się będzie w szoku, niech przynajmniej nie patrzy się na nią gromada obcych kasyczi. – Po czym poszła w stronę swojego miejsca ocierając dłoń o ramy stojących obok siebie, szpitalnych łóżek, nucąc pod nosem tą samą piosenkę. Tłum zaczął się rozchodzić.


Nikol wyglądała jakby była pogrążona w głębokim śnie, z którego nic nie dałoby rady jej wyciągnąć.
I jeszcze czego.
Jej oczy pozostawały zamknięte od wielu godzin, ciało w nieruchomej pozycji i nie ruszyła się nawet, gdy swędziały ją policzki od zabłąkanych kosmyków. Słuchała. Starała się wychwycić każdy dźwięk, rozmowę czy ruch. Wiedziała, że coś było nie tak. Zwykle w sytuacji, gdzie czuła się zagrożona włączała się jej gotowość do obrony, a teraz? Nie działo się nic. Czuła ból niezagojonych ran, które powinny się zasklepić dawno temu. Nie mogła wyłapać myśli i postanowień na następny ruch żadnej osoby, która znajdowała się w pomieszczeniu razem z nią.
Nie mogła nic, co kiedyś ratowało jej życie.
Pozostała bezużytecznym człowiekiem, takim jak przed tą cholerną wycieczką, która zawaliła jej życie. Czuła przerażenie, gdyż nie miała pojęcia gdzie się znajduje, co się z nią stało po tym, jak zemdlała w tunelu, ani nie widziała żadnych szans ratunku z zewnątrz, bo przecież oficjalnie była martwa.
Pozostałam zdana na siebie.
Sama.
Nie miała pojęcia, czy to już czas, żeby się “obudzić”, a może powinna poczekać i dowiedzieć się więcej? Kobiety nie wydawały się jej niebezpieczne i nie odczuła, że zrobią jej krzywdę, a raczej martwiły się o nią. Bynajmniej niektóre. Leżąc w tym bezruchu, z obolałym ciałem dowiedziała się paru ciekawych rzeczy o tym miejscu. Używając tylko słuchu, wiedziała już, że niepisaną przywódczynią była niejaka Crashi. Pozostałe ofiary ceniły jej zdanie i zgadzały się z nią. Hmm… Czy one są ofiarami? Raczej tak, skoro zapewne są przetrzymywane z nie własnej woli.
– Patrzcie! – zawołała jedna z kobiet, wskazując na łóżko Nikol. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w tamtą stronę. – Poruszyła się!
Crashi zaciekawiona wstała z swojego miejsca. Powoli podeszła do obcej. Gdy znalazła się obok wpatrywała się w nią jak sokół w ofiarę, po czym przykucnęła owiewając ją swoim oddechem. Kobieta przekręciła głowę na bok i nieufnie przypatrywała się nieruchomej twarzy.
– Bu. – powiedziała nagle Nikol otwierając oczy. Prawie wszystkie pisnęły wystraszone, ale twarz Crashi była niewzruszona. Nadal obserwowała dziewczynę.
– Wiedziałam, że tylko udajesz. – powiedziała znudzonym głosem prostując się. Usiadła sobie na łóżku stojącym obok.
– Gratuluję, wygrałaś konkurs dla tych umysłowo sprytnych. – zaśmiała się Nikol, przekręcając się na plecy.
Starała się nie okazywać tego, jak bardzo cierpi. Czuła, jakby jej mięśnie rozciągano na maszynie tortur, a rany, które trochę przyschły, lekko się rozerwały.
Zaraz, zaraz… Skąd ja mam te rany? Gdy wchodziłam do tunelu wszystko już mi się zregenerowało. Dlaczego, mam jakieś głębokie cięcia?
Serce zaczęło jej szybciej walić i nie zważając na ból, jaki wywołała gwałtownie siadając, zaczęła oglądać swoje ciało. Przy okazji zauważyła, że przyodziali ją w jakieś stare, luźne dresy i taką samą koszulkę. Jęknęła cicho, gdy uniosła rękę, by obejrzeć ją. Zauważyła czerwoną, podłużną ranę, ciągnącą się po wewnętrznej stronie od nadgarstka, aż po pachę. To samo na drugiej oraz na nogach, gdzie cięcie szło od kostek do końca ud. Czuła, że ma też je na plecach oraz kilka na brzuchu w okolicach serca, jamy brzusznej i płuc. Złapała za swoją głowę dotykając poplątanych włosów. Spanikowana macała czaszkę, aż poczuła pod opuszkami palców wygolone miejsca przy płacie czołowym, który ma ośrodki nerwowe ruchu, potylicznym z ośrodkami nerwowymi wzroku i skroniowym – słuchu. W skrócie, jej włosy straciły połowę objętości, a głowa została pocięta.
W jej oczach pojawiły się łzy i histeria. Oglądała swoje ciało nadal nie patrząc na to, że wywoływało to potworny ból. Dawno nie była tak przerażona. Patrzyła to na cięcia, to na dziewczyny i znów na ciecia z pytaniami w oczach. One tylko przyglądały się jej ze zrozumieniem i smutkiem, inne odwracały wzrok. Zaczęły się rozchodzić, by nie patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy. Jej klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół, w górę i w dół. Nikt nie dał odpowiedzi. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Przestraszona aż odskoczyła, na co jęknęła z bólu. Zobaczyła spokojną twarz szesnastolatki, chyba Dri. Dziewczyna nie odezwała się tylko pochyliła, ledwo dotykając Nikol i przytuliła ją.
Popłakała się. Nie dała rady.
– Csiii… Wiemy, że to trudne. – uspokajała ją swoim delikatnym głosem, lekko pocierając ją po plecach omijając szramy.
Każda tego potrzebowała, gdy się budziła. Czarnowłosa nie trudziła się słowami, że wszystko będzie dobrze, bo sama w to nie wierzyła. Po prostu była.
Po paru długich minutach, będąc w tej niewygodnej pozycji dla ich obu, Nikol skończyły się łzy. Odsunęła się od swojej pocieszycielki i jeszcze raz spojrzała na swoje ciało. Zrobiło jej się niedobrze, jednocześnie wstąpiła w nią nieowładnięta wściekłość. Chciała znaleźć tego, który to zrobił i zabić go. Uniosła gniewnie głowę i ujrzała miłą, łagodną twarz Dri. Złapała ona za rękawy swojej bluzy i podwinęła je ukazując blade blizny, które były pozostałością po cięciach, jakie miała Nikol. Dziewczyna oniemiała wpatrywała się w ten smutny, okrutny obrazek. Wzrok jej leciał z bladych przedramion na oczy szesnastolatki. Brunetka nie spotkała w nich takiej samej nienawiści, jaka władała nią, ale pogodzenie się z tym wszystkim. Była zdumiona siłą tej młodej kobiety. Nie mogła wydusić z gardła żadnego słowa, którym mogłaby ją pocieszyć, ale Dri i tak tego nie chciała.
– Rozumiem cię. – powiedziała spokojnie zaciągając rękawy na stare miejsca. Rozejrzała się. – Wszystkie cię rozumiemy.
Nikol wpatrywała się w dziewczynę tępym wzrokiem. Crashi obserwowała wszystko z swojego łóżka szpitalnego przy ścianie. Prychnęła i przewróciła oczami. I dobrze jej tak, pomyślała. Przynajmniej spadnie jej korona.
– Ja… – zaczęła, ale nie miała pojęcia jak dokończyć. – Ja nie wiem co tutaj robię. Miałam… – W zdanie wcięła jej się Alendra.
– Miałaś odzyskać osobę, którą utraciłaś lub dostać się do celu, który ci obiecali bądź pragnęłaś? – Nikol zamrugała kilka razy. Popatrzyła panicznie na te wszystkie obce twarze, które nie był do końca obce. One wszystkie przeżyły to samo co ona. To samo…
– Zaraz, zaraz… – uniosła dłonie, przerywając na chwilę, by mogła ułożyć swoje myśli. – Wiele miesięcy temu zostałam porwana razem z całą klasą. Potem moi przyjaciele okazali się być jakimś dziwnym gatunkiem, którym ja też podobno jestem. Dręczono mnie, szkolono, miałam być najlepszą z najlepszych, a w tym czasie uprowadzono moją matkę. Szantażowano mnie, miałam upozorować swoją śmierć, a potem odzyskać mamę. I co? I że teraz to wszystko ma być jakimś nie śmiesznym żartem psychopaty?! – krzyknęła.
Czuła, jak oczy ją pieką od łez, które miały przynieść ukojenie. Łzy zawsze pomagają w trudnych sytuacjach i uśmierzają ból, ale teraz były tylko beznadziejnym ogniwem, które zamazywało jej wzrok i pokazywało, jaka jest słaba.
Przyznaję się. Jestem słaba i bezsilna. Oszukali mnie. Zmanipulowali i zaciągnęli do jakiegoś zapuszczonego, starego szpitala. Porozcinali, zabrali samoobronę i nadzieję. Nadzieję, że odzyskam mamę, że może będę mogła normalnie żyć w tym nienormalnym świecie. Zabrali nadzieję, że zobaczę Rush'a. Przez nich nie mam już nic. Nawet moje ciało się nie regeneruje tak jak kiedyś. Złodzieje, odebrali mi wszystko. Wszystko…
Łzy jednak nie wyleciały z jej oczu. Zbyt wiele płakała od czasu wycieczki. Zresztą, co to da? Nie pomogą jej w niczym. Lepiej myśleć trzeźwo. Lepiej kombinować co zrobić, żeby się stąd wydostać.
Jej ciało bezwiednie opadło na łóżko, jakby było szmacianą lalką, którą nawet się czuła. Zniszczoną, zszytą, beznadziejną lalką.
I co ja mam zrobić? Nawet jeśli będę chcieć, to i tak rany nie pozwalają na zbyt wiele ruchu. Nikol, czemu nikomu o tym nie powiedziałaś? Tyle ci tłumaczyli, że to są manipulanci, którzy potrafią wmówić wszystko. A zresztą, co ty myślałaś? Że stawisz się w drzwiach, a oni powitają cię z uśmiechem i gorącą herbatą? Pogawędzisz chwilę i odwiozą cię z matką do domu? Boże, co za głupota. Rush miał rację. Do niczego się nie nadajesz. Wszystko popsułaś. To wszystko twoja wina.
Dri jeszcze przez chwilę przypatrywała się zrozpaczonej istocie, która dołączyła do ich grona “dzieci szczęścia”. Czuła smutek widząc ją w takim stanie. Chciała jej pomóc, ale przecież nie potrafiła nawet samej sobie. Delikatnie dotknęła jej stopy w geście pocieszenia, po czym odeszła w stronę swojego posłania. Złapała za brzydki, brązowozielony koc, który miał w sobie dziury – pozostałość po jej początkach, gdy przerażona wbijała w nocy w niego palce – i wróciła do nowej. Rozprostowała go i lekko nakryła nią dziewczynę, która nawet nie wydała żadnej oznaki, że poczuła ciepło rozchodzące się po ciele. Wiedziała, że mogą ją lekko szczypać rany, ale zapewne i tak nie zwracała na to uwagi. Bardziej bolało ją to, co się wokół niej działo niż cięcia na ciele. Posłała jej uśmiech i odwróciła się od niej. Cały czas w głowie miała jedną myśl, która nie dawała jej spokoju. Postanowiła to przedyskutować z dziesięć lat starszą Crashi, która nadal była w rogu na swoim miejscu. Kobieta tylko uniosła na nią wzrok, gdy zauważyła, że ta szła w jej stronę. Nie zmieniła swojej pozycji z opatulonymi ramionami wokół nóg przyciągniętych do piersi. Jej głowa spokojnie spoczywała na kolanach, a splątane włosy zakrywały jej większość twarzy. Dri zauważyła, że ta też się nad czymś zastanawiała w skupieniu. Małolata wiedziała, że drąży ten sam temat, który nie dawał jej spokoju.
– Dziwne, prawda? – Blondyna odezwała się pierwsza, a jej wzrok nadal był skupiony na Nikol. – Jakie szkolenia? Czyżby, zanim tu trafiła, była jeszcze u innych? – Dopiero po tych słowach skupiła swoją uwagę na szesnastolatce, ciekawa jej koncepcji. Dri wzruszyła ramionami, oglądając się na obiekt zainteresowań.
– Nie mam pojęcia, ale z tego co mówiła, to tak. Z jednych trafiła do drugich. Czy myślisz… – Spojrzała niepewnie w jej oczy, oplatając się ramionami. – Czy myślisz, że może to być ona? – Słychać było w jej głosie nadzieję, która tak dawno umarła w niej i Crashi. Spodziewała się prychnięcia od swojej rozmówczyni, ale napotkała tylko ciszę. Nie była pewna, bo to nie możliwe, ale w oczach tej stalowej kobiety, jakby zauważyła łzy. Łzy nadziei.


*


Rush od tygodnia chodził jak burza. Jego ciało nabuzowane adrenaliną, nadzieją i całodobową gotowością do odzyskania Nikol, nie dawało mu usiedzieć w miejscu. Niszczył każdego, kto wątpił, że ona może nie żyć. Wszyscy stracili nadzieję i pogrzebali ją w swoich wspomnieniach, lecz nie Rush. On nie dawał sobie tego wmówić nawet, gdy pokazywano jej szczątki wykopane spod gruzów, gdy przyleciały posiłki, żeby ich zabrać. Nie przejmował się nawet tym, że gdy wyszli na powierzchnię nie spotkali ani jednego rebelianta, który nie byłby pozostałością historii wchłanianej w ziemię.
Nikogo.
Wiedział, że to jej zasługa, więc jeszcze bardziej chciał ją odnaleźć. Nic nie pomogło odwieźć go od tej myśli. Przeszukiwał wszystkie raporty, które mógłby by być przydatne. Wypytywał oficerów, patrolowców, wszelkie władze. Groził wielu kasyczi. Inni omijali go szerokim łukiem, bojąc się tego szalonego stworzenia, które nie było już starym, opanowanym Rush’em. Po cichu bez pozwolenia odbywał podróże do Narodów podbitych przez rebelię, nie zważając, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, zostałby skazany za zdradę. Rano działał, w nocy zamykał się w swoim Arnemi pogrążony w bólu, wyciągając różne przedmioty z Vijotas namo i rozwalając je o ściany, podłogę, niszcząc w rękach. Brał talerze, meble, tkaniny, papier, jedzenie i psuł je na możliwe sposoby. Czasem, gdy nic nie pomagało wyżywał się na ścianie uderzając w nią pięściami i podziwiając piękne czerwone plamy na jej powierzchni. To mu nie wystarczało. Ból fizyczny nie mógł dorównać temu psychicznemu. Co noc ogarniała go potworna otchłań, która za każdym wciągała go w swe ciemne tunele, nie dając możliwości na oddech, a napawając go bezlitosnym cierpieniem rozchodzącym się po całym ciele. Nienawidził nocy. Gdy w końcu udawało mu się zasnąć z wyczerpania, szarpany był przez macki okrutnych koszmarów, niszczących go jeszcze bardziej. Jego mózg mówił, ona nie wróci, nie znajdziesz jej, ale serce powtarzało, bądź cierpliwym, przyjdzie czas i znów będziesz ją mieć w swych ramionach. On nie potrzebował już nawet tego. Wystarczyło mu, żeby była oddalona od niego o dwieście metrów, ale bezpieczna i na widoku. Nie chciał więcej. Ona miała tylko wrócić. Bezpieczna.
Potem zaczynał się ranek bądź środek nocy z pierwszą myślą, gdy tylko jego mózg się budził: To dziś, dziś ją odnajdę. Muszę się tylko bardziej postarać.
Był jeden problem. Czas się kończył. Ona mogła leżeć w wielkiej plamie krwi wołając jego imię i czekając aż on ją uratuje. To było najgorsze. Ból wracał. Rozpływał się jak ciężka toksyna zabijająca go od środka, która chciała by umierał w męczarniach. Ona mogła tam leżeć, a on nie mógł nic zrobić. Nie mógł jej pomóc. To było najgorsze. Czuł wtedy tak wielkie poczucie winy, które było jeszcze straszniejsze od cierpienia. Nie dawał rady. Każdy kolejny dzień był coraz cięższy. Mózg coraz bardziej wbijał mu myśl, że ona nie wróci zabijając go. Starał się jeszcze bardziej.


Tym razem wpadł do Greola, który był odpowiedzialny za bezpieczeństwo żołnierzy, uzbrajania ich i konstruowania nowych broni lub ulepszania starych. Był w tym najlepszy i należał do garstki osób, które Rush traktował z wielkim szacunkiem i obdarowywał zaufaniem. Greol tylko westchnął, gdy znów zobaczył u siebie jego postać. Odłożył na miejsce prototyp nowej broni, zabijającej jeszcze ciszej i jeszcze szybciej. Zabezpieczył go i wyszedł z pomieszczenia, następnie wpisał kod, by nikt się tam nie dostał. Oparł się o ścianę z założonymi rękoma i uśmiechnął z współczuciem do Rush'a.
– W czym ci mogę jeszcze pomóc? Powiedziałem już wszystko. Nic nowego się nie wydarzyło, a ty wydarłeś ze mnie wszystkie możliwe odpowiedzi. Co znów wymyśliłeś?  
Ściągnął z wielkich dłoni grube rękawice i odłożył je na leżące obok stoisko z jakimiś kablami i częściami, które znajdowały się w całym tym metalowym, małym pomieszczeniu. Przeszedł obok chłopaka i przyłożył dłoń do ściany, aby przejść do wielkiej hali z wszystkimi możliwymi typami karabinów, helikopterów, samolotów, kamizelek, hełmów, nadajników, czego dusza żołnierza zapragnęła. Na wierzchu całe ściany były obwieszone tymi maszynami lub dodatkami, ale poza tym większość znajdowała się za nimi, gdyż ściany zostały tak zbudowane, że jeszcze wysuwały się ukazując śmiercionośną zawartość.
– Greol, przecież każdy z nas miał nadajnik, nie można jej zlokalizować? – powiedział pełny nadziei, dorównując jego szybkiemu kroku. Mężczyzna, z włosami zgolonymi na zero, zatrzymał się i popatrzył tylko na niego z współczuciem.
– Rush, wiesz dobrze, że hełm został zmiażdżony pod gruzem razem z jej głową. – powiedział smutno. Położył dłonie na jego barkach i westchnął. – Odpuść chłopcze, musisz się z tym pogodzić, ona nie żyje. – Gniew ogarnął bruneta. Strzepnął z ramion ręce Graola i rozprostował zaciśnięte palce, by nie zrobić mu krzywdy.
– Ona żyje. Ja to wiem i pokażę wam wszystkim, którzy w to wątpili. Wiem, że hełm z kombinezonem był pod gruzem, ale chodzi mi o lokalizatory wczepione pod skórnie. – wytłumaczył, nadal opanowując swoje emocje.
Zagryzł język niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. Coś się zmieniło. Graol wcisnął ręce w kieszenie swoich spodni i przypatrywał się czujnie chłopakowi, którego oczy aż świeciły się z podekscytowania. Nigdy go nie widział w takim stanie w jakim znajdował się od kilku miesięcy, a zwłaszcza od tamtego tygodnia. Wiedział, że nic z tego nie wyniknie, bo mapa zaprowadzi ich do zmasakrowanego ciała dziewczyny, ale skoro mu tak zależało, postanowił to dla niego zrobić i pokazać, że dla niej nie ma już szans.  Mężczyzna westchnął i przetarł kark, po czym przekręcił się na pięcie i ruszył w kierunku innego pomieszczenia do śledzenia żołnierzy. Rush szedł za nim jak ogon o mało nie podskakując z radości. To nie może się nie udać, pomyślał.
Udali się do pomieszczania pełnego monitorów. Ekrany wisiały na ścianach, stały na blatach i dawały na dodatek hologramy. Na środku znajdował się wielki, okrągły blat z wgłębieniem, który odwzorowywał otoczenie w jakim znajdowała się dana jednostka. Greol przejechał dłonią po panelu sterowania i pomieszczenie rozbłysło, jak światła na scenie, gdy pojawiała się wielka gwiazda show biznesu.
– Zrobię to, ale Rush nie łudź się, że ją znajdziesz. Ja wiem, gdzie ona leży i mogę ci pokazać. Nie musisz angażować do tego Cienia. – Tak nazywali sprzęt do namierzania danego żołnierza, przez to, że obraz chodził za nim jak cień.
Mężczyzna z krzywym nosem, który i tak nie odbierał mu urody, wybrał nazwisko Nikol, a następnie podszedł do Oka, wielkiego okrągłego stołu, to oglądania otoczenia osoby z nadajnikiem. Rush czuł, jak jego mięśnie naprężają się do granic możliwości. Położył dłonie na krańcu blatu i wystukiwał nimi nerwowy, nierówny rytm. Greol omiótł go spojrzeniem i wrócił do dalszego ustawiania obrazu. Hologram wyświetlił napis “Ostatni widok.”. Mężczyzna zacmokał. Rush zdenerwowany zagryzł wargę tak mocno, że poczuł na języku słodką ciecz. Nie zważał na ból, bardziej przejął się tym, że nie pojawiła się druga opcja “Wyświetl rzeczywisty widok.”, a to oznaczało, że nadajnik został został wyłączony. Przed oczami znów stanął mu obraz zakrwawionej dziewczyny wzywającej go, by jej pomógł. Przeszedł go potworny dreszcz. Zacisnął pięści i chciał odegnać myśl w najgłębsze otchłanie jego świadomości, ale mózg się nie poddawał. Rush zobaczył, że Greol mu się przypatruje z “a nie mówiłem” w oczach, ale jednocześnie było mu szkoda chłopaka, który tak się starał. Wyciągnął dłoń i nacisnął napis, a wnet rozświetlił się obraz. Serce Rusha o mało nie dostało zawału. Nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa na to, co zobaczył. Greol zdumiony obserwował krótką, minutową wizualizację. Nie mógł w to uwierzyć. Czujnie starał się zapamiętać wszystko do momentu wyłączenia nadajnika, pochylając się tak daleko, że o mało nie wpadł na blat. Rush stał tylko skamieniały zapominając do czego były płuca.
Zobaczyli dobrze znany mu tunel, w którym widział ją ostatni raz. W oddali znajdowały się gruzy, pod którymi znaleźli jej ciało, ale skoro tam była Nikol, a potwierdziły to wyniki badań, to jakim cudem identyczna postać upadała właśnie na kolana?
Greol szybko kliknął na hologram dziewczyny i przy dłoniach Rusha, który opierał się o Oko, wyświetliły się jej parametry. Puls słabł z każdą sekundą, tak jak oddechy. Mężczyzna nie miał pojęcia co się dzieje. Szybko przeanalizował pozostałe liczby.
– Odcięli jej dopływ tlenu. – szepnął przerażony o mało nie dostając oczopląsu.
Następnie widzieli, jak Nikol, która leżała na ziemi powoli umierała. Greol z zapartym tchem przyglądał się temu co wyświetlało Oko i parametry na pulpicie. W niebezpiecznych, spadających granicach napięcie rosło coraz bardziej. Nagle, w miejscu, gdzie kończył się obraz, wyłoniła się jakaś sylwetka w ciemnym stroju. Dziewczyna zemdlała, a obraz słabł z każdym uderzeniem jej serca. Widzieli, jak przybysz pochyla się nad nią. Rush szybko zaczął szczypać obraz, żeby przybliżyć go na postać, ale i tak nic nie zobaczyli, co mogło im się przydać. Obcy majstrował coś przy jej ciele.
Potem zobaczyli tylko napis: “Transmisja została przerwana”.



NOTKA:
Sorki, że z opóźnieniem, ale jest :D. Postanowiłam pokombinować z opisami i jestem bardzo ciekawa jak to wyszło. Tak więc napiszcie coś o niej, będę wdzięczna, tak samo jak za błędy, których szukałam, ale mam wrażenie, jakby nadal tam były...







MAMY 15 TYŚ WYŚWIETLEŃ! Wooow *-* Nie będę was zanudzać podziękowaniami, bo dobrze wiecie, że bez was by tego nie było. Bardzo dziękuję <3

Z tej okazji mam pewny mały SPECIAL :D. Napisałam nowy prolog, więc możecie sobie luknąć TUTAJ oraz Konkursik z prostymi pytaniami ogólnymi (bynajmniej większość).


Więc: Osoba, która odpowie na najwięcej pytań, zostanie usadzona w opowiadaniu lub bohater opowiadania tej osoby. Nie ciekawie byłoby śledzić losy swojej postaci, którą sam/a jesteś lub postać z twojej historii? Zobaczyć, co zrobię z tą osobą i jak przedstawię jej życie? :D

Co trzeba zrobić?


  • Odpowiedzieć na PYTANIA (<- kliknij na te słowo)
  • Napisać, którą chcesz postać, żeby wystąpiła w opowiadaniu (jak mówiłam albo ty albo bohater opowiadania) i opisać ją (wiek, wygląd, charakter, zainteresowania, charakterystyczne cechy (głównie tyczy się to, jeśli wybierzesz siebie)
  • Wysłać na e-mail kasiaxd.blog@gmail.com lub na FACEBOOKA bądź nawet w komentarzu, ale wygodniej i bardziej fair będzie jeśli w pierwsze dwie opcje.
  • CZAS: DO NAPISANIA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU, CZYLI DO SOBOTY (18.06.2016) . Edit do 28.06.2016
  • Można uzyskać dodatkowe 4p. jeśli dasz link, napiszesz coś (dodatkowe 3p.) o moim blogu w swoim poście, w zakładce, gdziekolwiek. Nawet na Facebooku. (Dodaj wtedy link do zgłoszenia, żebym wiedziała gdzie szukać.)
Jestem ciekawa, czy ktokolwiek się skusi xD
Jeszcze raz dziękuję za 15 tyś.! :*