poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 42

Ból. Cierpienie. Nienawiść. Bezsilność. Rozpacz. Ból. Cierpienie. Nienawiść. Bezsilność. Rozpacz. Powtarzające się słowa są zbiorem liter opisujących Nikol. Skumulowane w jednym, ciasnym jak cholera, betonowym pudełku. Siedziała tam od paru godzin, a bynajmniej takie miała wrażenie. Jej mięśnie obrzmiały bólem. Szamotała się z oddechem, gdyż płuca zostały ciasno przyciągnięte do nóg i nie mogły wykonywać pełnych wdechów. Betonowa komórka była tak mała, że musiała zrobić z siebie prostopadłościan, a gdy przycisnęła czaszkę do nóg i tak posiadała nikłe centymetry luzu. Dokuczały jej zawroty głowy, przez brak wystarczającej ilości tlenu, gdyż małe dziurki prawie w ogóle nie przepuszczały go lub zatykały się przez jej ciało. Rany, które zasklepiły się na strupy, ciągnęły ją niesamowicie, nie pomagając w tej fatalnej sytuacji. Nie mogła zrobić nic poza czekaniem na litość Blizny, że w końcu ją wypuści, ale przeczuwała, że gdy do tego dojdzie i tak nie będzie to koniec. On najpierw musiałby znać takie słowo, ale nie miał pojęcia o jego istnieniu. Co to jest? Siedzenie w klitce, dusząc się z potworną boleścią mięśni. To za mało. Bała się tego, co może być drugim etapem tortur.
A może mnie zabiją? Nie narzekałabym i tak pewnie długo tu nie pociągnę. Jak my wszystkie, ale przecież chyba jest jakiś cel łapania  około trzydziestu kobiet i rozcinania ich? Wątpię, żeby Bliźnie się tylko nudziło i postanowił pobawić się nami. A może już uzyskał to co chciał i teraz jesteśmy zbędne? Gdzie były, gdy ja regenerowałam siły? Dlaczego jedna zginęła?
Ała!
Zaczęła syczeć, gdy napłynęła nowa fala bólu ściśniętych mięśni.
Może gdybym miała swoje zdolności, to mogłabym podziałać na te pudełko… Hmm… Mogłabym je rozwalić jednym uderzeniem lub nakłonić kogoś, żeby mnie otworzył. Ale najpierw muszę je mieć, pomyślała z przekąsem. A jeśli bym przestała oddychać i  udusiła się? Mogłabym zakończyć swoje cierpienie w kilka sekund czy minut. Och, jakie to by było piękne mieć święty spokój i wylegiwać się na łące bez żadnych zmartwień, bólu ani wyrzutów sumienia, że poległam. To jest takie piękne! Ale… ale nie mogę patrzeć tylko na siebie. One tam są. Czekają na mnie. Czekają, aż je uwolnię i będą wolne, jak ja, gdybym złapała tylko trochę powietrza w płuca i już nigdy więcej nie wypuściła. Zresztą, jeśli tu nie przyjdą nawet nie będę musiała próbować, bo już ledwo dycham.
Nikol zamknęła oczy. Czuła się pokonana, przez co jeszcze gorzej trzymała się. Jeśli w ogóle jeszcze się trzymam... Jakby cały czas słyszała obok siebie głos Rusha, że nie może się poddawać, bo wszyscy na nią liczą. On na nią liczy. Dla niego musi walczyć. Wtedy je otwierała i z nowym zapałem myślała, co ma zrobić. Potem znów zamykała i czekała w spokoju, aż w pudełku zabranie tlenu. Aż przyjdzie upragniona śmierć.
Usłyszała kroki. Chciała podnieść głowę i przyjrzeć się przybyszowi, ale przecież po pierwsze: nie mogła nią ruszyć, po drugie: nawet te małe przesunięcie spowodowałoby nową falę cierpień, jakby mięśnie na szyi podpalano żywcem, a po trzecie…: przecież siedziała w betonowym pudle! Czekała. Intensywnie wpatrywała się w drzwiczki, a jej ciało na myśl, że wyjdzie na zewnątrz powodowało ból. Nie płakała ni z niego, ni z nadziei, że się wydostanie. Po prostu w spokoju czekała. Gdy usłyszała, że ktoś znalazł się obok pudełka, jej serce galopowało szybciej, a ciało rwało się do przodu. Usłyszała, że wybawca majstrował coś przy jej więzieniu, a następnie jego kroki cichły oznaczając, że się oddalał. Czyżby wybawca nie był wybawcą? Nie krzyczała, bo wiedziała, że to by było bez sensu. Co z tego, że zmarnowałaby resztki tlenu na głupie słowa pomocy, jak i tak on by nie wrócił dzięki nim i nie otworzyłby drzwi, a ciało, przez wykrzyczenie tego bezwartościowego słowa, niszczyłoby ją bólem i cierpieniem.
Otworzyła szeroko oczy. Czuła, że coś było nie tak. Jej ubranie stawało się mokre. Z przerażeniem wysunęła dłoń z plątaniny swojego ciała i dotknęła dna. Nie zdawało jej się. Pojemnik napełniał się wodą. Bardzo szybko. Pomimo, że została ściśnięta jak sardynka w puszce, woda zaraz znalazła się na poziomie szyi. Zaczęła się wiercić, próbując rozerwać ścianki, ale bezskutecznie. Woda napełniła całe więzienie. Starała się trzymać w płucach resztki tlenu, ale nie była w stanie. Zachłysnęła się wodą. Jej organizm samoczynnie zaczął wciągać płyn do płuc w poszukiwaniu powietrza. Ból mięśni już nie był ważny. Klatka piersiowa Nikol unosiła i wciągała się. Dziewczyna umierała powolną śmiercią.
Przypomnij sobie jak to jest, gdy nie możesz wynurzyć się spod tafli wody, a twoje płuca zamieniają się w basen.
Przypomnij sobie ból i pieczenie tym spowodowane.
Osobę topiącą najlepiej wyciągać za włosy, gdyż jeśli ją złapiesz za rękę, ona będzie cię wpychać pod wodę, byleby się uratować. Jest to instynkt ratowania życia. Wtedy całe twoje człowieczeństwo zanika i jest tylko jedna czerwona dioda, która krzyczy “RATUJ SIĘ. RATUJ SIĘ.”, ale jak masz się ratować, jeśli nie masz możliwości żadnego ruchu? Ból. Cierpienie. Bezsilność. Przerażenie.
Przerażenie to tylko nic nie znaczące słowo. Złożone z nic nie znaczących liter. Tego się nie da opisać. Litery nigdy nie odwzorują uczucia powolnej śmierci. Litery mają się układać w słowa, które mogą ci pokazać jak się taka osoba czuje. Gówno prawda.

Najlepsza jest szybka śmierć, ale przecież oni nie tego oczekiwali. Oni chcieli pokazać władzę, tak jak treser koni, gdy każe im biec dookoła na lince, uderzając batem. Ta dziewczyna miała poznać konsekwencje, gdy się nie jest posłusznym. Oni nie wystraszą jej dźwiękiem batu. Oni pokażą jej jak to jest mieć go na skórze. Że oni tu rządzą.
A raczej On.


Nikol nie wiedziała kiedy jej ciało zostało wywleczone ze skrzyni śmierci. Jej mózg zaczął dopiero kontaktować, gdy została przykuta do krzesła. Dosłownie. Niczym Chrystus do krzyża, miała przybite dłonie i stopy do drewna.
Świątynią cierpienia i pragnienia śmierci stała się później.
To odczucie było tak bolesne, że aż przestawało takie być.
Wbij sobie paznokieć w skórę i trzymaj tak. Po pewnym czasie ból stanie się odczuciem, ale nie będzie bólem. Nikol zapomniała, co to znaczy nie czuć nic. Od wielu godzin tak się do przyzwyczaiła, że mózg już nie był w stanie przesyłać jego impulsów. Ciało powoli się do niego przyzwyczajało. Czy to dobrze? Po prostu siedziała z wiszącą głową, a jedyną oznaką, że żyła był jej głośny oddech, ruchy klatki piersiowej oraz drgawki mięśni, gdyż w pomieszczeniu mogło panować dwanaście stopni Celsjusza. Woda kapiąca z mokrych, posklejanych włosów spadała kropelka po kropelce na mokre jak gnój ubrania, które powoli sztywniały pod wpływem zimna. Delektowała się uczuciem ciepła, który wywoływała krew wypływająca z ran. To stało się jej szczęściem.
– Nikol… – usłyszała najpiękniejszy głos na świecie, dzięki któremu, pomimo ogromnemu cierpieniu, uśmiechnęła się i wsłuchiwała w jego brzmienie oraz pogłos odbijający się miękko od ścian. – Księżniczko musisz walczyć. Twój organizm nie może się poddać. Niedługo będziemy razem, wiesz? Ale musisz walczyć. Moja Nikol nigdy się nie poddawała. Gdy ją odpychałem, ona jak wstrętna pijawka przyłaziła do mnie. Dlatego ją pokochałem, wiesz? Za jej waleczność. Jest taka jak ja, a nawet lepsza. Nigdy nie będę nią, chociaż nawet bym próbował. To ona daje mi siłę, żeby być lepszym. Nie dość, że jest najpiękniejszym stworzeniem jakie w życiu widziałem, to ma na dodatek taki sam charakter. Pomimo, że denerwuje mnie cały czas swoją upartością, to ją za to kocham. Kocham ją za to, że jest taka prawdziwa. Płakała. Wiem, że płakała, ale walczyła do końca by odzyskać matkę. Poświęciła wszystko, by chronić swoich bliskich. Poświęciła siebie, by ci, na których jej zależy byli bezpieczni. Moja Nikol nigdy się nie poddaje. Nigdy.
Brunetka podniosła bezsilną głowę do góry, ukazując bladosiną twarz, by ujrzeć najpiękniejszego majaka jakiego w życiu widziała. Był taki cudowny. Kompletne przeciwieństwo jej. Gdy jego brązowe włosy stały równo, jej były potargane, mokre, przyklejające się do skóry. Miał brązowe włosy, oczy jak ciemna przepaść, w którą gdy się wpadło nigdy nie dało się uwolnić, pełne życia. Jej natomiast stały się martwe i nieobecne, a szafirowy kolor zbladł i nie urzekał swoją pięknością. Dzięki idealnej twarzy bez najmniejszego zarysowania i wysokiemu, dobrze zbudowanemu ciału wyglądał jak młody bóg, a ona z pociętą, zakrwawioną skórą, która jej nie przypominała swoim szarobiałym kolorem i takim samym ciałem, przypominającym zdechłą, giętką roślinkę wyglądała jak stara, brudna, popsuta lalka pełna bólu, cierpienia i bezsilności. Majak był, ale znikł jak dym papierosowy na wietrze. Znikł, ale nadal był.
Mój Rush mnie kocha. Mój Rush będzie zawiedziony, gdy się poddam, a ja nie chcę by się zawiódł. Muszę wrócić i zobaczyć jego uśmiech, że dałam radę i dumę, że jednak nie jestem nikim. Zrobię to, żeby nie był smutny, bo ja nie lubię, gdy Rush jest smutny. On musi by wesoły. Zasługuje, by się cieszyć. Rush byłby szczęśliwy, gdyby usłyszał, jak uwolniłam przykute ciało.
Nikol poruszyła dłońmi i zacisnęła je w pięści. Popatrzyła na nie niemrawo, jakby przyglądała się zwykłej, białej ścianie, kiwając głową z boku na bok. Rush byłby szczęśliwy, gdyby usłyszał, jak uwolniłam przykute ciało. Rush byłby szczęśliwy, gdyby usłyszał, jak uwolniłam przykute ciało. Zaczęła unosić rękę, a gwoździe ciasno wbite w oparcie krzesła, szły z nią równo w górę. Uwolniła jedną, a następnie drugą. Nawet nie stęknęła. Nie czuła nic. W głowie miała tylko jedno zdanie, które cały czas powtarzała jak zaklęcie dające jej magiczną moc.
Rush byłby szczęśliwy, gdyby usłyszał, jak uwolniłam przykute ciało. Rush byłby szczęśliwy, gdyby usłyszał, jak uwolniłam przykute ciało. Rush byłby szczęśliwy, gdyby usłyszał, jak uwolniłam przykute ciało.
Spojrzała jak zahipnotyzowana na swoje stopy i złapała za oba gwoździe, po czym pociągnęła za nie.
Rush byłby smutny, gdyby zobaczył jaka jestem słaba. Rush byłby smutny, gdyby zobaczył jaka jestem słaba.  Rush byłby smutny, gdyby zobaczył jaka jestem słaba.
Skierowała gniewne spojrzenie na dziurawe dłonie, przez które mogła zobaczyć co dzieje się za nimi. Rana zaczęła zarastać. To samo na stopach. Gdyby cokolwiek czuła dowiedziałaby się, że ból w mięśniach znikł, a płuca przestały ją palić. Popatrzyła na strupy, zasłaniające posklejane rany po cięciach, które pojawiły się na początku gdy tam trafiła. Jak dziecko, widzące oślizgłego robaka, złapała za nie i zrywała ze wstrętem. Skóra pod nimi stała się nieskazitelna.
– Szefie… – usłyszała niedowierzający głos za plecami.
To było jak kubeł zimnej wody. Nikol otrząsnęła się z amoku i z przerażeniem przypatrywała się swoim dłoniom. Zszokowana następnie przyjrzała się czerwonej plamie i czterem metalowym, zakrwawionym gwoździom. Przypomniała sobie, że w pomieszczeniu nie była sama. Uniosła głowę i zauważyła, że przyglądał jej się On i jakaś kobieta, która nie należała do jej koleżanek z pokoju. Twarz mężczyzny pozostała nieodgadniona. Dziewczyna nie wiedziała czy jest wściekły i rozkaże, by znów wpakować ją do pojemnika, czy poklepie po ramieniu z uśmiechem i powie “No, brawo, brawo. Jestem pod wrażeniem”.
– Luisa, niech wróci do pozostałych. Przyprowadzić ją za godzinę. – powiedział poważnym, suchym głosem i wyszedł z piwnicy(?).
Nikol nie miała pojęcia czy te słowa były dobre, czy złe. On kompletnie nie okazywał uczuć. Nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Dziewczyna stała tam jakby połknęła kij od szczotki. Jej umysł jeszcze nie doszedł do świadomości, dlatego posłusznie szła z bronią przyciśniętą do pleców nie awanturując się. Nawet nie przyglądała się metalowemu, słabo oświetlonemu tunelowi z stalowymi drzwiami, które mijały co kilkanaście metrów. Nie zaczęła kontaktować, gdy weszła do znanego jej pomieszczenia ani gdy ruszyła w stronę swojego szpitalnego łóżka w eskorcie ciekawych, przerażonych spojrzeń. Nikol nawet nie przykrywając się, położyła się w tych mokrych, lodowatych ciuchach i włosach, nie patrząc na to, że jej ręce oraz całe nogi były pokryte krwią, tylko jak gdyby nigdy nic, zamknęła oczy,  które w kilka minut okrył sen. Nie słyszała już tych wszystkich szeptów ani rozmów. Nie widziała ich przerażenia ani upadłej nadziei. W końcu mogła odpocząć.

NOTKA:
Szczerze? Uważam, że to najgorszy rozdział od momentu, gdy w końcu moje rozdziały stały się rozdziałami. Nie idzie mi już pisanie o późnych godzinach. Tekst czytałam 3 razy i nie mam pojęcia jak miałabym go poprawić. Najlepiej napisać od nowa, ale stwierdziłam, że może to tylko moja opinia i wcale nie jest tak tragicznie?

Mam dla was wiadomość, że zostały nam 2 może 1 rozdział + epilog. Tak więc (w końcu) po tylu rozdziałach czas zakończyć tą część. Czy bylibyście zainteresowani częścią drugą opowiadania? Także, czekam na wasze komentarze i wielkie sorry za jakość tego, ale chcę skończyć i wziąć się za poprawki. Jeśli ktoś byłby zainteresowany pamiątkową wersją Kasyczi w wersji papierowej to piszcie na Facebooku 1 lub 2 bądź na email: kasiaxd.blog@gmail.com. Chcę to wydrukować i mieć jakieś ciekawe wspomnienia. Oczywiście nie zapomnę was wymienić w podziękowaniach ^^

(Aktualnie mamy 241 stron A4 opowiadania czyli ok 500 str.)

czwartek, 7 lipca 2016

Nowe opowiadanie

Jestem w trakcie tworzenia nowego opowiadania. Ciekawi mnie, czy założyć z tym bloga, czy może pisać "do zeszytu". Zostawiam wam opis i prolog :)

Opis:

Umrę jedenastego listopada bieżącego roku. Skąd to wiem? Bo już to przeżyłam. Jestem płatnym zabójcą. Nie, nie. Wróć. Jestem płatną zabójczynią. Niedługo sam się przekonasz

Prolog:

Umrę jedenastego listopada bieżącego roku. Skąd to wiem? Bo już to przeżyłam. Umieram, a może i żyję. Może to tylko sen, z którego nie mogę się wybudzić? A może jakieś niezłe narkotyki? To się cały czas powtarza. Nie mam pojęcia czy śnię, czy jest to jawa.
Gdy ostrze przecina mi skórę, czuję potworny ból tu jak i tam. Nie działa więc metoda uszczypnięcia. Co mam robić? Wszystko było normalne do wtedy gdy jedną z akcji łeb strzelił. To wszystko jest takie pokręcone. Muszę to spisać. Muszę, bo inaczej nigdy nie będę wiedzieć co się stało. Co jeśli nagle się obudzę lub stwierdzę, że to jednak był sen i wszystko wydarzy się na prawdę? Bo chyba nie można umierać kilka razy z rzędu? Ych, szybko, szybko. Muszę to szybko napisać! Zaraz może się to powtórzyć, a ja nie będę znów kontaktować. Szybko!


Mam na imię Elizabeth, ale wolę skrót Liz. Mam dwadzieścia…
ee… dwadzieścia… Szlag! Znowu, to znowu się dzieje. Liz, wdech, wydech. Musisz to napisać. Jeszcze raz. Wyrzuć tą kartkę, napisz jeszcze raz!
Mam na imię Elizabeth, ale wolę skrót Liz. Mam osiemnaście…
NIE! To na pewno nie było osiemnaście! To jest bez sensu, nie dam rady tego odtworzyć. Nie dam rady przypomnieć sobie życia, tego jak zginę, ani co się stanie. Agh, moja głowa. Nie… Ciało znów mi drętwieje. Ja nie chcę! Ja nie chcę tam wracać! A co jeśli mój mały pokoik z łóżkiem, biurkiem i zielonymi ścianami to jawa? Ale czy w jawie są potwory? Nie, to na pewno nie jest prawdziwe życie. Dziewczynka ze studni nie istnieje, a Harry Potter jest grany przez aktora, który ma własny świat i wcielił się tylko w jego postać. Więc, skoro to nie jest prawda, to czy można umierać tyle razy? Ja już nic nie rozumiem. Pomocy. Nie czuję już połowy swojego ciała. Znów ma zawroty głowy. Ona staje się taka ciężka. Nie chcę zamykać oczu! Ja nie chcę tam wracać! Ale tu też nie chcę zostać. Znów będą mnie nawiedzać Inni z Gry o Tron. Właśnie! To tylko serial, więc to nie może być jawa! Oni nie istnieją. Liz… Liz uspokój się, bo znów wpadasz w panikę. Ona nie pomoże. Gdy wrócisz i zaczniesz kontaktować, gdy przypomnisz sobie (jeśli w ogóle to zrobisz) o napisaniu tego tekstu, zrobisz to ponownie. Teraz się odpręż. Próbuj dalej. Dasz radę, wierzę z ciebie. Wdech… Wydech... A! Ludzie, przecież to największe kłamstwo wszechświatów!
O nie… O nie, nie, nie!
Nie…
Ni…
e…
ch…
ce...