poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 3

            
         Nikol otworzyła oczy, lecz na początku nie mogła złapać ostrości. Po jakimś czasie wzrok w końcu przyzwyczaił się do palącej bieli. Jej głowa nadal pozostała ciężka, jak po przebyciu gorączki. Uniosła ręce, by przyjrzeć się kroplówce wbitej w zgięcie przedramienia. Westchnęła i wróciła do leżenia.
Zaraz…
Szybko znów przyjrzała się swojej ręce, a konkretnie dłoni. Czegoś jej tam brakowało. Przeszukała pamięć, przez co napłynął jej obraz walki z Ninją.
Jak to brzmi...
Zmarszczyła brwi i doznała szoku. Owładnęła ją panika. Oddech jej przyspieszył. Szybko podniosła się i usiadła na łóżku szpitalnym. Jeszcze raz zerknęła na dłoń bez zakrwawionego bandaża i ani jednej blizny. Dotknęła swojego nosa. Idealny.
Ile spałam? Który jest dzisiaj? Który miesiąc?!
Słyszała gdzieś z boku, jak urządzenie coraz szybciej pikało. Gdy ogarnęła ją histeria, do pomieszczenia weszła kobieta w białym fartuchu o tak rudych włosach, że aż podrażniały soczewki. Jej twarz była zaorana zmarszczkami, pomimo że mogła mieć trochę ponad trzydziestkę. Bił z niej spokój. Dziewczyna sama nie wiedziała czemu, ale czuła się przy niej bezpiecznie. Z powrotem położyła się i czekała na to, co powie lekarka.
– Witaj Nikol, jestem tu po to, żeby ci pomóc. – odezwała się melodyjnym głosem, który był bardzo przyjemny dla ucha.
– Gdzie ja jestem? Który dziś dzień? – zapytała szybko, gdyż bardzo zależało jej na tych informacjach. Niepokoił ją brak ran.
Bo to przecież z ich powodu się tu znalazłam.
Gdy czekała na odpowiedź zerknęła na idealnie wygojoną dłoń. Ruda uśmiechnęła się przyjemnie i podniosła kartki, by spojrzeć w jej kartę.
– Środa, a ty jesteś u nas od jakiejś godziny, więc nic się nie zmieniło. –  Czytała. – Znajdujesz się w szpitalu, aniołku.
Godzinę. Jestem tu godzinę. Czyli nie miałam zranionej ręki? Nie było Ninji?
– Co się stało? – zapytała pomiędzy przerwą jednej myśli a drugą. Pokręciła głową, nic jej nie pasowało do tego co wiedziała.
– Trafiłaś do nas ze silną migreną, ale na szczęście wszystko jest w porządku. Podaliśmy ci środki, a że nic ci nie grozi nie będziesz musiała u nas zostać. Musisz też odstawić leki, które przyjmowałaś przez ostatnie kilka lat. Już nie są ci potrzebne. Twoja mama właśnie podpisuje wypis i możesz iść do domu.
Odstawić leki? Te leki przez które widziałam Ninje? Przecież dopiero co obiecałam je przyjmować!
Nikol nie zauważyła kiedy lekarka wyszła, a zastąpiła ją Maylena z pielęgniarką. Kobieta miała szarą, zmęczoną twarz. Widać było, że ta godzina dała jej ostro w kość. Gdy wenflon i przylepce zostały zdjęte – wyszła. Nikol zastanawiała się, dlaczego miała podłączoną aparaturę, skoro to była zwykła migrena, ale szybko odepchnęła tą myśl.
– Chodź, idziemy do domu. – Matka wyciągnęła do niej rękę. Dziewczyna nie mogła patrzeć na nią. Wyglądała zupełnie jak tamtego dnia. Nie miała pojęcia co się dzieje.
Spuściła nogi z łóżka, przez co trochę zakręciło jej się w głowie, lecz zaraz wszystko wróciło do normy.
Więcej nie wspominała na temat Ninji ani zaleczonej dłoni, która może wcale nie była skaleczona. Wolała, żeby nie myśleli o niej jak o wariatce.


*

            Osiemnastka Nikol trwała w najlepsze. Ludzie bawili się, inni zaliczali zgony w ubikacjach, a jeszcze inni wymieniali się potem na parkiecie lub przy barze upijali jeden drugiego. To ostatnie liczy się do Bez, przyjaciółki Nikol, która po wypiciu takiej ilości alkoholu powinna być obrzygana i spać gdzieś pod płotem, natomiast wyglądała jakby tylko trochę szumiało jej w głowie. Miała zarumienioną twarz i lepszy humor niż zwykle. Złapała nowe ofiary jakimi były dwie szatynki – koleżanki z ich klasy. Całą paczką, czyli jubilatka z Jacobem i Bez oraz nowymi ofiarami dziewczyny, siedzieli przy barze. Nikol popijała leniwie drinka, przysłuchując się opowieściom Zuzy i Juli, które kolegowały się z nią od przedszkola. Dziewczyna tylko kręciła głową i wybuchała śmiechem na jakieś wspomnienie, a czasami odchodziła na parkiet, bo nie mogła się temu przysłuchiwać. 
            – A pamiętasz, Julia – Zuza o mało nie udusiła się od śmiechu. Musiała sobie zrobić chwilę przerwy, bo zabrakło jej powietrza.
            – Spokojnie, spokojnie jakby co, to na pewno jakiś miły koleś ci pomoże z oddechem. – Bez puściła jej oczko i poklepała ją po plecach, chichocząc na jej zachowanie.
            – Julcia, skarbie ty moje, pamiętasz swój ulubiony przysmak? Gniecione mrówki ze zjeżdżalni, która stała na mrowisku? – Zuza przyłożyła palce do ust i cmoknęła. – Delicje! Aż się głodna zrobiłam. – Bar znów omiotły salwy śmiechu.
            – Oho, Julia, może ci pomóc trafić do kibla? – zapytała nie dająca się upić blondynka, łapiąc koleżankę za ramię, gdyż ta leciała na blat.
Jej kolor twarzy się zmienił, dlatego Bez szybko zeskoczyła ze stołka barowego i złapała ją pod pachę. Wyglądało to komicznie, gdyż ona prawie ją unosiła w powietrzu przy swoich dwustu centymetrach, a metr sześćdziesięciu sześciu dziewczyny. Pomimo wysokich obcasów, które dołożyły Nice dodatkowe dziesięć centymetrów, trzymała się stabilnie.
            – Chodź Jul, tylko błagam nie na buty! – pisnęła mając przed oczami swoje nowe szpilki w pozostałościach obiadu koleżanki zmieszanym z kolorową wódką.
            – To się nam dziewczyna zaprawiła. – powiedziała bardziej do siebie niż do reszty Zuza.
            – Dziwisz się? Z Bez nawet największy alkoholik nie wygra. Po imprezach, gdy upije już wszystkich, robi jaskółki. – Jacob pokręcił ze śmiechem głową.
Był z tą mocną głową blisko, tak jak Nikol, ale nie tak, jak właśnie z jubilatką. Wzrokiem wyszukał ją w tłumie bawiących się gości, której połowy nawet nie kojarzył z widzenia. Niestety nie dostrzegł jej ponad nimi, więc stwierdził, że musiała wyjść się przewietrzyć. Czasami przydawał się ten ich gigantyzm. Jednym łykiem dopił swojego drinka i zaczął się przepychać do wyjścia.
Nie pomylił się. Stała oparta o ścianę budynku z odchyloną głową i zamkniętymi oczami. Nie wystraszyła się, gdy podszedł do niej, bo bardzo dobrze wiedziała kto to. Jego wzrok jeździł z jej upiętych włosów, na odkryte ramiona, następnie na obcisłą, czarną sukienkę z miękkiego materiału, która jeszcze bardziej podkreślała jej idealną seksowną figurę osy. Westchnął, gdy zlustrował jej szczupłe, na dodatek długie nogi odziane w czarne szpilki z wiązaniami na kostkach.
– Przestań się na mnie gapić. – powiedziała, nadal mając zamknięte oczy. Parsknął.
– Ja się nie gapię tylko podziwiam widoki. – Podszedł do niej i oparł się obok. – Jak tam impreza? Tak jak chciałaś?
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, przez co on też się uśmiechnął.
– Tak, jest idealnie. Bez upija mi gości, Zuza wypomina moje dojrzałe błędy życiowe, a ty jak zwykle robisz mi za ochroniarza, gdy zniknę na dwie sekundy z oczu.
– Wypraszam sobie. – Złapał się za klatkę piersiową, jakby został urażony. – Mogę pójść, jeśli nie jestem mile widziany w tym towarzystwie. – Odwrócił się, ale ona chwyciła go za rękę i popatrzyła mu w oczy.
– Zostań. – szepnęła.
Chłopak zamrugał i pozostał na swoim miejscu.
– Więc… – zaczął, przerywając ciszę. – Co jeszcze chcesz dziś zrobić?
Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Spojrzała na niego przez ramię.
– Chcę zwiać z własnej imprezy.
– Zbieram dziewczyny i spadamy stąd. – Jacob zaraz znikł w środku.

            – Więc gdzie idziemy? – zapytała Zuza, która robiła za podpórkę Julii.
            – Możemy iść na stare cmentarzysko pod górą Tantos. – powiedziała Nikol, którą niósł na barana Jacob, a w ręku miał jej niewygodne buty.
            Propozycja Nikol spotkała się z jękami dziewczyn.
            – Nieee! Przecież to jest jakieś trzy kilometry stąd, plus wejście pod górę! – marudziła Julia, która powoli dochodziła do siebie dzięki świeżemu powietrzu.
            – A co powiecie na ruiny hrabstwa Go… Go…
            – Gollatras – Dokończyła za Jacoba Bez.
            – Blondi, jaki ty masz ładny akcencik! – zawołała zdumiona Nikol.
            – A dziękuję, dziękuje. – Bez pokłoniła się kilka razy. – A tak serio, to jest dobry pomysł, bo hrabstwo jest zaraz obok. – Wskazała kierunek. Jacob wyjął telefon, ale zaraz z powrotem go wsunął do kieszeni.
            – No więc idziemy na imprezę do Golasów! – Pięść Zuzy wystrzeliła w górę. – Ech, Julia, teraz idziesz sama, moje ramię przez ciebie nigdy już nie będzie takie samo, a Dzwonnik z Notre dame poczuje mięte do mojego graba. – Jęknęła rozmasowując obolałe miejsce.
            – A co powiecie, żeby iść dłuższą trasą? Kraby są tuż za rogiem, a dziewczynom przyda się jeszcze złapać trochę powietrza. – zaproponował Jacob.
            – Obrzygańce są zadowolone. – zawołała Zuzka.
Nikol także postanowiła iść o własnych nogach, ale buty nie wróciły na pierwotne miejsce. Krzyknęła cicho, gdy jej naga stopa spotkała się z zimną ziemią. Potem szli w ciszy, której nie mogły znieść przyjaciółki.
            – Julia?
            – Tak, Zuza?
            – Czemu idziemy jak te smęty? Zaśpiewajmy coś!
            O! O! O! O! Mniej niszzzz zeeeerooooo!! Miejj nizzz zieeeroooo... – zaśpiewała Julia. Zuza nie pozostała jej dłużna. Razem stworzyły duet wyjców. Nikol owładnęło dziwne uczucie, ale nie miała pojęcia czemu. Patrzyła w ziemie, by nie potknąć się o nierówny chodnik.
– Nikol, wspólnie złożyliśmy się dla ciebie na karton kakaa Nesquika – powiedział z uśmiechem Jacob, dumnie wypinając pierś.
            – Co? – pisnęła dziewczyna, w panice rozglądając się po twarzach przyjaciół. – Już przeprosiłam cię za te frytki z ketchupem. To było tylko raz. Mama nie pozwoli mi tego wyrzucić. Będziecie za każdym wejściem wpieprzać… – Zamyśliła się, ale za chwile otrząsnęła się i uśmiechnęła złośliwie.
– Ha, ha – mruknęła sarkastycznie. Nikol zrobiło się jeszcze dziwniej, ale odepchnęła to od siebie.
Blondynka o wysokich kościach policzkowych i idealnej cerze bez skazy, zawiesiła rękę na jej ramionach, przyciągając ją do siebie.
            – Oj, głuptasku, nie foszkuj się już. Musimy mieć…
            – Kozła ofiarnego. – Brunetka powiedziała sama do siebie. Bez zdziwiła się.
            – Skąd wiedziałaś? – Nikol wzruszyła ramionami.
            – Mam dziwne Déjà vu. – mruknęła, ale ta wypowiedź znów jakby nie miała trafić do odbiorców. Bez parsknęła.
 Pocałowała ją w policzek, chwiejąc się na wysokich obcasach.
Dwie dziewczyny, które wyglądały karłowato przy tej gigantycznej trójce, szły z przodu, myląc słowa piosenki Eda i wydzierając się na całą okolicę. Jacob zastanawiał się, jak to możliwe, że jeszcze nikt nie wezwał policji, jako że na zegarku dochodziła druga w nocy.
            – Och, Julia, Zuzka, zamknijcie w końcu te paszcze, bo… – Nikol zamrugała. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Nie mogła skojarzyć dlaczego. Wiedziała, że za chwilę Zuza i Julia będą śpiewały jeszcze głośniej.
– Zeeeroooo... O! O! O! – Nie myliła się.
            – Nikon – zaczęła Bez. – Będziemy gorsze? Pokażmy im, jak się śpiewa! Mieeee...                   Brunetka uniosła rękę i zakryła usta blondynce, przewracając przy tym oczami.
            – Jeszcze tego by mi brakowało, żebyś ty mi do ucha się darła. Fuuuu!!! – krzyknęła z obrzydzeniem, gdy przyjaciółka zaczęła lizać ją po dłoni. Natychmiast ją puściła, ale ta nadal trzymała rękę zawieszoną na jej ramieniu. Niebieskooka chciała wytrzeć obślinioną skórę o jeansy Bez, ale zatrzymała się w pół ruchu i zdziwiona przypatrzyła się jej dokładniej. Zaczęła panikować. Zatrzymała się gwałtownie, co zauważyli pozostali.
            – Nikon, co ci jest?
            Dziewczyna kręciła głową. Jej oddech przyspieszył, a serce waliło jak oszalałe.
            Ja wiem. Ja wiem. Ja wiem, co się zaraz wydarzy.
            – Źle się czuję, wracajmy… – powiedziała słabo, jednocześnie wypatrując, czy oni się pojawią. Na jej nieszczęście – nie myliła się.
            Najpierw wyrosły przed nimi dwie ciemne sylwetki. Nastolatkowie nie zwrócili uwagi na tak mało ważny szczegół, a już na pewno się nim nie przejęli. Nikol natomiast zachowywała się jak oszalała. 
            – Wracajmy. Wracajmy! – zaczęła krzyczeć.
Nikt nie wiedział, czemu ona się tak zachowuje, ale jak ma im powiedzieć, że za chwilę wydarzy się coś bardzo złego? Nie uwierzyliby. Żadna osoba nie ruszyła się w stronę powrotną, natomiast Jacob podszedł do niej i złapał ją za ramiona, a następnie potrząsnął.
            Potem rozległy się krzyki, i to donośne – tych już nikt nie zignorował. Wszyscy się odwrócili.
            – Cześć, dziewczyny, dokąd się wybieracie? – wrzeszczeli dwaj faceci z naprzeciwka. – Odprowadzimy was!
            – Niech… – zaczęła Bez, ale przerwała jej Nikol na jednym wdechu.
            – Niech one im zaśpiewają, sprawdzimy ich męskość
Bez się trochę wystraszyła, a brunetka dostała drgawek. Zaczęła się wyrywać Jacobowi. Chłopak chyba wiedział, o co jej chodziło.
            – Będzie dobrze, nie dam cię skrzywdzić. Obronię cię. – powiedział poważnie, patrząc jej w oczy. Nie podziałało. Po tych słowach odwrócił się w stronę przybyszy.
            Żebyś wiedział jak bardzo się mylisz...
            – Nie, dziękujemy bardzo miłym dżentelmenom, ale mamy już swoją eskortę – odpowiedziała z przekąsem Zuza, wskazując kciukiem przez ramię na Jacoba. Mężczyźni przez chwilę wydawali się niepewni, patrząc na ponad dwumetrowego chłopaka, ale nie zniechęcili się.
            – Będziemy o wiele lepszym towarzystwem.
            Nikol potrząsnęła ramieniem Jacoba, by powiedzieć mu co się wydarzy, ale on strzepnął jej rękę i przesunął ją bliżej Bez, a sam wyszedł na przód. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy przerażenia.
            Przegrałam.
Gdy w końcu się zeszli i stanęli naprzeciwko siebie, facet w kapturze oblizał usta i dotknął biodra Zuzki. Dziewczyna błyskawicznie strzepnęła jego dłoń, jednocześnie odskakując w tył, w stronę wysokich koleżanek i chłopaka. Jacob pochylił nisko głowę, by spojrzeć w twarze przybyszom.
            – Jakiś problem? – powiedział niskim głosem, łapiąc za bluzę jednego z nich. Ku zdziwieniu zielonookiego, brodacz nie odezwał się, za to na jego usta wkradł się uśmieszek wyższości. Jacob rechotał w duchu, bo przecież to on nad nim górował i na dodatek to ON unosił go kilka centymetrów nad ziemią.
            – Jacob… – usłyszał cichy głos Nikol.
Puścił brutalnie ubranie dresa, odpychając go przy tym, po czym odwrócił się, by spytać, o co chodzi – ale już sam wiedział.
Wszystko działo się to samo co w śnie dziewczyny. Tu także dołączyli do dresów przyjaciele.
Za późno...
            – Czego chcecie? – Chłopak groźnie pokazał, że się ich nie boi i że nie są mile widziani w ich nowym stowarzyszeniu przyjaźni.
Bez jak Jacob stała pewnie na nogach z podobnym, złowrogim wyrazem twarzy.Tylko oni byli pewni siebie, zaś Nikol w objęciach histerii przytuliła tylko dwie niskie koleżanki, by chodź tak mogła im wynagrodzić to, że przez nią to wszystko znów się wydarzy.
Błagam, żeby to była tylko przestroga. Niech to będzie sen. Błagam.
Nikol zaczęła dławić się swoimi łzami, ciaśniej przyciągając do siebie Zuze i Julię, niczym na ostatnim pożegnaniu.
Jeden z dresów zrobił śmiały krok w jej stronę, co wyglądało komicznie, zważając na to, że dziewczyna przewyższała go o dziesięć centymetrów. On jednak nadrabiał brak wzrostu masą.
W oczach Jacoba zapłonęła furia. Chłopak niemalże warknął na mężczyznę. Doskoczył do niego w tej samej chwili, w której dres próbował objąć Nikol w pasie. Ta szarpnęła się, czując obcą rękę niebezpiecznie nisko na biodrze; Jacob zamachnął się, by wyprowadzić morderczy cios w twarz. Któraś z dziewczyn wrzasnęła przenikliwie, któryś z napastników zarechotał, wybuchło ogólne zamieszanie.
W trakcie szamotaniny Nikol znów nie wiedziała już, czyje ręce jej dotykają, kogo ona sama usiłuje odepchnąć, przed kim się kryć.
Znowu. Znowu. Znowu.
Jedynym wyraźnym, a nagłym i przeraźliwym doznaniem był ból – ból, który gwałtownie eksplodował w jej jamie brzusznej, ból związany bezpośrednio z nożem zagłębionym w jej ciele. Ból, któremu towarzyszył nieprzyjemny, chlupoczący dźwięk, który tylko ona usłyszała.
Osunęła się na kolana. Jej usta się otworzyły, a ona niemrawo wpatrywała się w dziurę w jej brzuchu. Dotknęła to miejsce dłońmi, które zaraz zostały pokryte czerwoną substancją. Rozejrzała się dookoła. Widziała, jak Bez dopadła jej na kolanach i próbowała zatamować krwawienie, cały czas do niej mówiąc, lecz słowa nie docierały do dziewczyny.
Nie usłyszała pisku opon i huku, spowodowanego wpadnięciem ciała na rozpędzony samochód. Świat zaszedł mgłą. Nastało światło. Ktoś odciągnął od niej Bez, która szamotała się jak oszalała, ale napastnik był o wiele silniejszy. Ktoś krzyczał. Ktoś płakał. Ktoś uciekał. Nic do niej nie dotarło. Nikol straciła podporę. Runęła na ziemię. Widziała biegnące stopy. Nie słyszała wystrzałów. Zamknęła oczy. Tylko na chwilę. Zrobiły się zbyt ciężkie. Gdy je otworzyła dalej leżała we własnej kałuży krwi.  Przed jej oczami ukazały się twarze. Całe brudne, mokre twarze Julii i Zuzy, które leżały nieruchome na ziemi. Widziała czarne dziury na ich czołach. Widziała czarną ciecz, która zakrywała ich twarze. Przechyliła lekko głowę, by zobaczyć ciemną, wielką postać. Wydawała jej się taka znajoma... Trzymała w dłoni połyskujący karabin. Wszystko się uspokoiło.
Nie mogła krzyczeć, nie mogła mówić. Mogła tylko unieść dłoń, za którą zaraz została podniesiona. Powieki znów jej opadły, ale nie przejmowała się tym. Znajdowała się w bardzo dobrze jej znanych ramionach, a następnie w ciepłym, miękkim pomieszczeniu.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 2


              – Nikol, skarbie, weź tabletki teraz, to pójdziemy na spacer. – zawołała Maylena zabierając z wejścia obrożę dla psa.
            Kiedy odezwała się do niej cisza, zamknęła oczy i przejechała językiem po wargach. Przez ramię, bez problemu, ze względu, że na parterze nie było ścian oddzielających pokoje, zerknęła na salon, gdzie na kanapie leżała jej niemowa. Ze smyczą w ręku stanęła przed telewizorem ze zwieszonymi rękoma. Córka tylko wychyliła się by lepiej widzieć, ignorując ją. Maylena wzięła wdech, czując jak palce zaczynają jej drżeć. Jednym ruchem wyłączyła urządzenie i znów stanęła przed nią.
            – Co jest z tobą nie tak?! – wrzasnęła na nią Nikol, rozkładając ręce.
            – Co jest z tobą nie tak, że zachowujesz się jak księżniczka ze złotym diademem? Tu poddani, detronizujemy cię. – Zamachała jej ręką przed oczyma. Nikol przewróciła nimi i skrzyżowała ramiona na piersi.
            – Jestem monarchą despotycznym, więc nie możesz. Korona jest moja. – Wykonała ruch, jakby z powrotem zakładała ją na głowę.
            – Więc czy szanowna księżna mogłaby nagromadzić trochę sympatii, bo samym morzem irytacji i ciszy nie ma czym władać.
            Nikol ponownie przewróciła oczami. Miała dość tych ciągłych konfliktów. Złączyła palce i skupiła na nich uwagę.
            – Skończmy tą bezsensowną dyskusję, proszę. – Przetarła twarz dłońmi, a następnie włożyła palce we włosy. – Przepraszam, że jestem twoim utrapieniem. – Wstała i bezceremonialnie ruszyła w stronę schodów na piętro. Maylena westchnęła zmęczona i zawołała do niej:
            – Nie jesteś moim utrapieniem. Rozumiem, że jest ci czasami ciężko po tym wszystkim.
            Nikol przystanęła na pierwszym schodku z ręką na balustradzie. Wzrok miała najpierw utkwiony w stopach, potem jednak zdecydowała się zerknąć na matkę, która znalazła się przy niej. Niska kobieta o wymęczonej twarzy położyła swoją ciepłą rękę na jej plecach. Dziewczyna odwróciła się się do niej. Maylena wyciągnęła ramiona i przyciągnęła ją do siebie, pomimo że brunetka musiała się nieźle schylić, żeby wtulić twarz do ciała znajdującego się pół metra niżej.
            – Ja wszystko rozumiem kochanie, ale czy mogłabyś czasem wziąć pod uwagę to, że ja też tu jestem? Też biorę udział w tych wydarzeniach.
            Nikol mruknęła potwierdzająco, wdychając zapach perfum matki. Minęła chwila. Potem dwie gdy tak stały, lecz niedługo później Maylena odciągnęła ją od siebie na wyciągnięcie ramion i uśmiechnęła się do niej.
            – Bierz te leki i idziemy z To-czi na spacer. – Przejechała jej ręką po włosach, gdy Nikol skrzywiła się. Uśmiechnęła się krzywo i podrapała w tył głowy. Wiedziała, że znów będzie krzyk.
            – Bo… jeśli chodzi o te leki… – Unikała jej wzroku. Maylena spoważniała. Wzięła w palce jej podbródek i nakierowała tak, żeby patrzyła jej w oczy.
            – Nikol… – mruknęła groźnie. Dziewczyna spuściła ręce z wydechem.
            – Mamo, one nie są mi potrzebne. Czuje się naprawdę świetnie. Od pół roku ich nie biorę, a wszystko jest w porządku.
            Maylena doznała szoku. Mięśnie jej się spięły, a wzrok miała pusty. Nagle jej myśli pobłądziły gdzieś w ciemny zakątek mózgu, pozostawiając Nikol samą. Jej twarz zbladła, a usta drżały.
            – Pół roku… – szepnęła, ale nie miała w zamiarach tego wypowiedzieć.
            – Mamo… – Brunetka złapała pewniej kobietę, gdyż wyglądała jakby zrobiło jej się słabo. – Mamo wszystko w porządku? – Posadziła ją na schodach, a Maylena wplotła palce we włosy, myśląc gorączkowo.
            Pół roku… – pomyślała.
            Nikol przykucnęła przy niej. Zaczęła się martwić. Spodziewała się raczej wrzasku niż przeraźliwej ciszy.
            Ta była jeszcze gorsza.
            – Ja naprawdę czuję się świetnie. – powtarzała raz za razem, pocierając ją po plecach. Nagle kobieta wstała, nie zwracając uwagi na zmartwioną córkę. Gwałtownym ruchem oddała jej smycz, uderzając ją w pierś. Wzięła torebkę i trzasnęła drzwiami, zostawiając zdezorientowaną i winną dziewczynę na schodach.
            – Mamo… – powiedziała cicho w stronę drzwi.

*
            – A teraz przedstawimy najnowszą pogodę…
            Nikol przewalała się na kanapie, nudząc się niemiłosiernie. Maylena nadal nie wracała do domu, a miała poczucie, że powinna na nią zaczekać i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Zerknęła na kartkę z ocenami, którą jej dziś przyniosła. Wszystkie stopnie były nienaganne z racji, że miała najwyższą średnią w szkole. Może to załagodzi sytuację.
            W końcu usłyszała jakiś hałas. Zerwała się z kanapy i podeszła do drzwi wejściowych, ale nikogo przy nich nie było. Zmarszczyła brwi.
            – Mamo! – zawołała, ale odezwało jej się tylko echo. – Mamo!
            Coś pękło. Cisza. Nikol wyjrzała na schody, ale nikogo nadal nie było. Ruszyła na górę, cicho stąpając po schodach wyłożonych płytkami. Rozejrzała się za kawałkami szkła, ale na korytarzu niczego nie zauważyła.
            – Mamo… – powiedziała ciszej, wyglądając przez drzwi do jej gabinetu, ale zastała tylko czyste wnętrze. Bez jakiejkolwiek obecności. Wzruszyła ramionami i starannie zamknęła drzwi. Podeszła do schodów, idąc na dół, gdy za plecami usłyszała trzaśnięcie drzwi gabinetu. Odwróciła się gwałtownie.
            Cisza. Pustka. I żadnej duszy.
            – Mamo? – znów zawołała, ale słyszała tylko pisk w uszach, spowodowany ciszą.
            Dobra…
            Wtedy zaczęła się już bać. Momentalnie zbiegła na parter. Wyciągnęła telefon i wybrała numer Jacoba, a gdy usłyszała jego głos, całe napięcie uciekło z jej barków.
            – Hej, brzydalu, co robisz? – Uśmiechnęła się, bo wiedziała, że on też się uśmiecha po drugiej stronie.
            – Oglądam problemy podobno normalnych ludzi w telewizji. Czuję jak spada moje IQ. A ty?
            Zagryzła język.
            – Aktualnie się nudzę – odpowiedziała spokojnie, opanowując emocje. Mówiła sobie, że wszystko jest w porządku. Bo tak było. Wszystko było w porządku oprócz czarnego Ninja z ostrzami na plecach, stojącego przed nią. Cholernego, PRAWDZIWEGO Ninja. Wojownik zmrużył groźnie oczy. Zamrugała kilkakrotnie, a on nadal tam stał.
– Oddzwonię… – powiedziała, a raczej wyszeptała, gdyż głos jej zbyt drżał. Ręka opadła jej wzdłuż ciała, a urządzenie upadło na ziemię.
            – Co tu do…
Nie zdążyła dokończyć, gdyż najprawdziwszy Ninja wykonał przewrót w przód, chcąc złapać ją za głowę. Z krzykiem gwałtownie rzuciła się w stronę kuchni, zrzucając z blatu wszystko co na nim było w poszukiwaniu jakiejś broni. Ninja złapał ją za nogi i pociągnął jednym ruchem. Grzmotnęła twarzą o panele, na którym leżały porozbijane szklanki. Usłyszała tylko chrzęst, a przed oczami zrobiło jej się ciemno. Dziwny zapach wpłynął do jej dróg oddechowych, które momentalnie zalała krew. Ninja unieruchomił ją, przygniatając stopą. Rozpaczliwie szukała czegokolwiek co mogłoby ją uratować, co  mogłaby dosięgnąć. Na wyciągnięcie ręki miała tylko nadpękniętą szklankę. Czmychnęła ją  i gdy oprawca sięgnął po ostrze zza pleców, ona z całej siły chwyciła szkło i jednym mocnym ruchem rozbiła je na jego głowie. Znaczy zrobiłaby, gdyby on się nie uchylił, albo gdyby nadal na niej był. No właśnie, ale go nie było.
Szklanka z głuchym łoskotem przeleciała przez powietrze i rozprysła się na najbliższej ścianie.
Poczuła jak robi jej się niedobrze, a ból masakruje jej czaszkę. Zemdlała.

*

            – Nikol. Nikol obudź się.
            Otworzyła oczy. Zamknęła. Znów otworzyła. Cały czas słyszała nad sobą roztrzęsiony głos, który powtarzał raz za razem by się obudziła. Z czasem, gdy odzyskiwała świadomość, czuła pulsowanie nosa. Ból pogłębiał się, ponownie wywołując mdłości.
Zauważyła przed sobą białą twarz Jacoba, której czoło świeciło się od potu. Oczy miał wytrzeszczone i utkwione w jej rozlanej krwi. Nadal w szoku rozglądał się dookoła, rejestrując odłamki szkła na podłodze i wszechobecny bałagan, jaki narobiła. Złapał ją za nadgarstek, ze ściągniętą twarzą przypatrując się krwi, która spływała jej z dłoni. Nic nie rozumiejąc, kierował wzrok z jej zakrwawionego nosa, na okaleczoną rękę, oczekując  odpowiedzi. Ona nic nie powiedziała, tylko łkała, trzymając się okolice szczypiącą dłoni, cały czas czując ból na policzku, brodzie i nosie. Jej wzrok błądził po mieszkaniu w poszukiwaniu włamywacza. Ninja jednak zniknął bez śladu. Gdzie?
Chłopak podniósł ją bez problemu i posadził na kanapie. Bez słowa poszedł do kuchni i wziął ręczniczki oraz lód, by potem przyłożyć je do jej krwawiącego nosa.
            – Trzymaj – nakazał, a następnie pochylił ją do przodu, sam wyszedł w poszukiwaniu apteczki.
            Nikol coraz bardziej się uspokajała, a jej mózg znów mógł normalnie przesyłać komunikaty i myśli.
            Ninja. Ninja w moim domu. Ninja, który chciał mnie zabić. Będę brać tabletki, naprawdę będę brać.
            Gdy chłopak wrócił z czerwonym pudełkiem, wziął jej skaleczoną rękę i sięgnął po wodę utlenioną. Jej źrenice rozszerzyły się.
            – Chyba sobie kpisz – powiedziała, wystraszona nie Ninją, ale płynem.
            – Tylko czasami. – Zdawał się na nią nie reagować. Dziewczyna zaczęła wyrywać dłoń, ale on ją mocno trzymał. Gdy naruszyła przez to ranę, krzyknęła z bólu. Wtedy Jacob puścił.
            – Nikol, to trzeba oczyścić z krwi i zanieczyszczeń, inaczej nie zobaczę, czy jest tam szkło. – Jego spokojny ton nie zadziałał na nią.
            – Wolę się dać pokroić, niż oddać swoją rękę temu płynowi tortur. Już i tak dostatecznie boli. – zawołała, kuląc się w rogu kanapy. Pokręcił głową, a jednocześnie zachichotał, rozbawiony jej zachowaniem. Spiorunowała go wzrokiem i odciągnęła ręcznik od nosa by sprawdzić, czy nadal krwawi.
  Dobra, teraz dasz mi grzecznie dłoń i opowiesz, co się stało. – Wyciągnął swoją. Ku jego zdziwieniu, Nikol przewróciła tylko oczami i wykonała polecenie.
– Nie rozumiem, co się miało wydarzyć. – Wzruszyła ramionami. – Upadłam i ściągnęłam przy tym naczynia, to tyle.
Jacob nie zareagował, ale wiedział, że kłamie. Słyszał jej przerażenie w słuchawce, a potem krzyki. To nie były zwykłe dźwięki upadku. Kontynuował jednak swoją pracę, w czasie której dziewczyna cały czas syczała.
– Nikol… – powiedział poważnie, na co ona zagryzła policzek.
Nie powiem mu przecież, że zaatakował mnie Ninja!
  Och, nic się nie stało, czego panikujesz. Nie umarłam przez głupią szklankę.
Przez głupiego Ninja.
Jej ton zaczął się robić opryskliwy.
– Gadaj i skończ się użalać.
Zagryzł język w skupieniu, gdy polewał wodą utlenioną miejsca, gdzie wystawały szkiełka. Wyrwała się, jęcząc wniebogłosy.
– Skończ przeżywać.
Wiedział, że to ją bolało, ale był pewien, że nie aż tak. Normalnie nie miałby nic do czego, bo Nikol zawsze była przewrażliwiona, ale denerwowało go to, że nie chciała mu powiedzieć co się stało. Zupełnie jakby mu nie ufała. Przewróciła oczami i westchnęła. Miała dość przesłuchania. Jacob zmierzył ją wzrokiem.
 – Potknęłam się, zaryłam o szafkę i stłukłam szklankę. Pasuje? Przestań zachowywać się jak moja matka, która cały czas chce wiedzieć co robię, z kim i jak. Już nawet nie mogę się potknąć, bo zaraz z tego wielka afera! – Z emocji aż zamachnęła się ręką, w której miała ręcznik. Wkurzona coraz bardziej podnosiła głos. Chciała dalej ciągnąć swój wywód, ale nagle dostała tak potwornego bólu głowy, że świat zawirował jej przed oczami. Zakołysała się niestabilnie.Jacob złapał ją zaniepokojony za ramię.
– Nikol, wszystko w porządku?
Nie odpowiedziała, tylko wciągnęła powietrze, zaciskając powieki. Przytrzymała się
go drżącymi dłońmi, żeby nie upaść.
– Tak. Przydaj się na coś i daj mi ze dwie paczki prochów z szafki. Moja głowa zaraz eksploduje. – Zaczęła jęczeć i odchyliła się, opierając o zagłówek.
– Uderzyłaś czaszką. – Jacob zmarszczył zaniepokojony brwi. Oblizał zeschłe usta. Dotknął jej czoła: było rozpalone. Zerwał się na nogi. Prawie biegiem dopadł szuflady kuchennej i wyciągnął z niej aspirynę. Dziewczyna z wdzięcznością przyjęła lekarstwo i popiła wodą, też podaną przez chłopaka.
– Nie wiem, nie pamiętam.
 Daj. Już. Mi. Święty. Spokój.
– Zaraz wrócę. – Zaczął się podnosić, ale ona szybko złapała go za rękę, mierząc morderczym spojrzeniem ostatkiem sił.
– Ani mi się waż do niej dzwonić. Jesteś moim kumplem, a kumple nie kablują na siebie do swoich matek. – wysyczała przez zęby. Jacob zagryzł wargę wytrzymując jej spojrzenie, zastanawiając się chwilę. W końcu wyrwał się delikatnie i wyciągnął komórkę, a następnie wybrał numer Mayleny. Dziewczyna wznowiła zawodzenie ze zdwojoną siłą, zarówno z powodu bólu, jak i zdenerwowania.
– AGH! Jesteś najgorszym przyjacielem jakiego miałam! Jak możesz zdrajco! – Poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Spodziewała się tego, ale miała nadzieję, że jednak bardziej trzyma z nią niż z jej matką. Miała dość ich ciągłego niańczenia. Tak bardzo poczuła się zdradzona.
– Muszę, Nikol. A jeśli to wstrząśnienie mózgu?
Chciał dotknąć jej dłoni, ale ona zaraz ją zabrała. Była na niego zła i nie zamierzała tego ukrywać. Nie. Była wściekła. Niestety, nie miała na to zbyt wiele czasu. Fala bólu powróciła, na co Nikol ponownie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte szczęki. Czuła jak pod jego naporem powieki same jej się zamykają. Mimo to podniosła się. Jacob chciał ją zatrzymać, ona jednak skierowała na niego wzrok pełen jadu i ruszyła do kuchni. Jej celem była szuflada z lekami. Chłopak bacznie się jej przyglądał, relacjonując matce dziewczyny, co się stało.
Nikol jak pijana doszła do kuchni, a następnie wyjęła lekarstwa. Jacob szybko rozłączył się. Wyrwał jej aspirynę i uniósł wysoko nad głową.
– Nie potrzebuję niańki. Oddaj to. – Wypowiedzenie tych słów kosztowało ją dużo wysiłku, dlatego oparła się o blat, z którego o mało się nie obsunęła. Jacob chciał jej pomóc, ale ona nie miała ochoty na jego wsparcie.
– Daj mi tabletki. Myślisz..., że... jak… – dyszała – poczęstujesz mnie... jednym... małym krążkiem..., to… to... co...śśś mii...i pommooże? Człowieku..., jaa tu u-u-umieram. – Miała problemy z mową. Coraz bardziej traciła świadomość. Pomimo oddychania pełnymi płucami, brakło jej tchu. Próbowała podnieść dłoń, ale nie miała siły. Chłopak poczuł ukłucie w klace piersiowej i nie zważając na jej krzyki, jeśli przeciwne mruczenie można nazwać krzykami, położył ją z powrotem na kanapę.
– Nie dam ci się naćpać – powiedział poważnie, gdy wyjmował szkła z jej dłoni, a ona prawie nie reagowała, nie licząc cichych jęków.
– Z bólu? – Uniosła brwi. – Jeśli nie widzisz, to już się stało. – Zamknęła oczy. Nie mogła walczyć z bólem, który je zamykał.
Jacob sprawnie owinął jej dłoń w bandaż i zakleił brodę oraz policzek. Po półgodzinnej ciszy, jaka zapadła między nimi, Nikol trwała w półśnie. Powoli zaczęła odzyskiwać siły. Głowa nadal nie dawała o sobie zapomnieć, ale przynajmniej nie wybuchała co kilka sekund niemiłosiernym bólem. Dziewczyna poszła na górę się przebrać, żeby matka dała jej spokój chociaż w kwestii ubrań w związku z krwią na tkaninie. Cały czas odczuwała tempe walenie w czaszkę.
Gdy Maylena wpadła do domu jak burza, zbladła jeszcze bardziej niż wcześniej, jak tylko ją zobaczyła. Nikol przyglądała jej się, jakby oceniając, czy aby zaraz nie zejdzie na zawał i to jej nie trzeba będzie ratować. Ostatecznie nic nie powiedziała na zamartwianie się matki, tylko przewróciła oczami.
Czy one wszystkie tak reagują, gdy ich dziecko się skaleczy?
– Co się stało?! – Piskliwy głos Mayleny rozniósł się po całym domu, gdy klękała przy brudnej kanapie.
– Tak ci się historia spodobała, że jeszcze raz chcesz jej słuchać? – Jej córka kierowała gniewne spojrzenie na kwaśną minę Jacoba.
– Jedziemy do szpitala – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nikol miała tego dość i wstała z kanapy, kierując się na górę.
– Jak tak potrzebujesz, to jedź. Ja cię nie trzymam.
– Nikol…
Dziewczyna odwróciła się na pięcie.
– No co, Nikol? O co ci w ogóle chodzi?! Gdy człowiek się skaleczy, to zaraz wyprawiają mu pogrzeb?  – zakpiła.
Po spotkaniu z Ninją, raczej zeskrobują jego części.
– O to mi chodzi, że jesteś moim jedynym dzieckiem i nie zamierzam urządzać ci stypy! Cały czas mnie niepokoisz, a ja się martwię! Jesteś nierozważna, uparta, nie dbasz o swoje bezpieczeństwo i masz gdzieś to, że nie jesteś nieśmiertelna! Mam tylko ciebie. Gdy wyprawisz osiemnastkę w klubie, to może dasz się jeszcze porwać, zgwałcić, zabić i Bóg wie jeszcze co! Zostaje mi trzymać cię tylko w domu w folii bąbelkowej! – Ręce Mayleny fruwały w powietrzu z nadmiaru emocji. Jej krzyk powodował dodatkowy ból dziewczyny i ogłębiał wściekłość, która w niej rosła.
 To było za dużo. Oczy Nikol zrobiły się wielkie jak spodki, a usta same się otworzyły. Pokręciła głową, unosząc palec.
– Nie zrobisz mi tego. Dobrze wiesz ile ta impreza dla mnie znaczy! – Jej skóra rozgrzała się do czerwoności, a oczy płonęły nienawiścią.
– Niki… Nie tym tonem. Zachowujesz się jak David. Jesteś taka podobna do niego! Pyskata, bezmyślna i kompletnie nie dbasz o siebie. – Poważny ton Mayleny podsycił ogień, który niszczył wszystko w sercu Nikol.  Jej nozdrza powiększyły się. Jak byk na rodeo wdychała powietrze, zaciskając zęby, że było słychać zgrzyt. To był cios poniżej pasa. Poniżej morza a nawet rowu mariańskiego. Wbiła paznokcie w skórę, pomimo że miała je krótko przystrzyżone. Maylena zauważyła jej reakcje. Zaraz pożałowała swoich słów. Chciała je cofnąć i przeprosić, ale było za późno.
Te kilka wypowiedzianych przez nią zdań i jedno głupie zdrobnienie, którym posługiwał się tylko ojciec dziewczyny, wywołało w niej lawinę. Nikol czuła, jak w jej żyłach płynie furia, która kazała wyżyć się na matce i zniszczyć ją. Popatrzyła na kobietę z nienawiścią, tak jak tamtego dnia na ojca.  Nie krzyczała, ale jej spokój był jeszcze gorszy od krzyku. Był niczym nie ugaszony pożar, rozdmuchany przez wichurę.
– Nie traktuj mnie jak samego Dzieciątka Jezus. Wiesz, co mnie najbardziej satysfakcjonuje w życiu? To, że mogę ci je niszczyć, powodować, że płaczesz po nocach. Myślisz, że nie słyszę jak zawodzisz? To muzyka moich uszu. Mogę sprawiać, że odczuwasz ból każdego dnia, gdy na mnie patrzysz. On też to lubił, dlatego cię zostawił. Potem padł, żeby nie musieć oglądać już nigdy więcej twojej twarzy. – Maylena traciła siły. Oddech miała ciężki, a po policzku popłynęła łza. Jedna, druga, trzecia. – Nienawidził cię. Tak samo jak ja. Nie kochał cię. Tak samo jak ja. Dlatego cię zostawił. Wziął pierwszą napotkaną, by tylko się ciebie pozbyć. By o tobie zapomnieć. Lecz jesteś jak zaraza, która nie schodzi ze skóry. Dlatego zginął. Przez ciebie. To twoja wina. To wszystko przez ciebie. Nigdy nie byłaś dobrą żoną. Nigdy nawet nie zasłużyłaś na tytuł matki.
W oczach Nikol zaświeciły łzy. Miała świadomość, że ani jedno z wypowiedzianych słów nie było prawdą, ale musiała pozbyć się tego, co wywołała w niej. To jej wina. To ona zaczęła. Nie ma Niki. Niki nie żyje. 
– Nikol Ubesejret, nie waż się tak mówić, rozumiesz?! Nie masz prawa! – Głos Mayleny zaczął się łamać. Krzyk zdzierał skórę jej gardła. Rozpacz zabijała ją od środka niszcząc wszystko, co zbudowała. Padła na kolana, nie mając sił utrzymać się w pionie. Legła krzyżem na ziemi, zwijając się przy spazmach szlochu. Miała wrażenie, że przegrała tę wojnę. Przegrała ją z nim. Przegrała jedyny sens życia jaki jej pozostał. Jednak musiała go chronić.

*

Na podłodze leżały kawałki kolorowego papieru. Papieru, który kiedyś był zdjęciami. Pod łóżkiem znajdowała się część fotografii dziewczynki bez górnej jedynki, uśmiechającej się szeroko w czepku do pływania. Trzymał ją mężczyzna. Podobny do niej.
To po nim odziedziczyła wzrost, oczy i urodę. Ubesejret wyglądał na zdjęciach jak młody, gigantyczny bóg ze swoim dwa dwadzieścia. Twarz miał bez najmniejszej skazy, nie licząc białej blizny przechodzącej wzdłuż brzucha, dlatego zupełnie nie wyglądał na dany mu wiek. Patrząc na zdjęcia, wzrok od razu podążał do jego wielkich niebieskich oczu i ich mniejszej kopii należącej do dziewczynki. To wtedy po raz pierwszy ojciec pokazywał jej, jak się pływa. Gdzieś leżał kawałek roweru, na którym także uczył ją jeździć ojciec. Zdjęcie zrobione gdy spała z nim w namiocie także zostało porwane. Tak samo jak wiele innych. Te ze wspinaczki, nauki alfabetu w wieku trzech lat, recytacji Homera na przyjęciu z przedszkola czy eksperymentów chemicznych. To on opowiadał jej bajki na dobranoc, to on całował rany, gdy otarła kolana, spadając z mebli. To ona była jego Niki.
Była.
Głęboko pod materacem znajdowało się jednak jeszcze jedno zdjęcie, które nie uległo zniszczeniu. Śpiący, dorosły mężczyzna pozostał otoczony ochroną. Jego czarnemu garniturowi i drewnianemu łożu dziewczyna zdawała się bardziej wierzyć niż zimnemu, kamieniowi, pod którym mógł spoczywać każdy.

– Spieprzaj
Gdy do uszu dziewczyny doszło pukanie do drzwi, leżała skulona na łóżku, patrząc w ocean. W ręce cały czas miała pozostałość fotografii z oceanarium, gdzie biła się z ojcem, kto zna więcej gatunków ryb.
Przysunęła bliżej swoje nogi, by je objąć. Pomimo jej sprzeciwu, osoba po drugiej stronie drzwi o mlecznej szybie, nie zważała na jej słowa i weszła do środka.
– Nikol – Malena miała łagodny głos, gdy niepewnie wetknęła głowę do pokoju. Dziewczyna znów wbiła paznokcie.
– Głucha jesteś czy niedorozwinięta? Chociaż, oni nawet to potrafią zrozumieć. – Brunetka nie raczyła obdarzyć jej spojrzeniem, ale poczęstowała ją gniewem kipiącym w jej środku. Wgniotła twarz bardziej w poduszkę, żeby nie mogła zobaczyć tego, że płakała.
– Nikol, zrozum że... – zaczęła delikatnie, powoli siadając na łóżko.
– Wyjdź. – Córka zamaszyście wskazała jej palcem drzwi. Kobieta zagryzła wargę i pokręciła głową. Przełknęła gulę w gardle.
– Nie możesz…
– Mogę. Wyjdź. Nie rozumiesz!?
I tak znów przechodzimy do krzyku, pomyślała Maylena. Nie posłuchała swojego dziecka, tylko zbliżyła się i usiadła jeszcze bliżej obok dziewczyny. Jednak ta dalej nie miała cukierkowego nastroju. Nie miała ochoty się z nią widzieć. Chciała zamknąć się w swoim kłębku i tam zostać. Jej wzrok był tępo utkwiony w wodzie. Nie miała odwagi poświęcić uwagi matce. Pomimo że nienawidziła się za to w środku. Maylena nie wiedziała co ma powiedzieć. Obie były winne sprawie.
– Kocham cię, Nikol – wychrypiała, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony opalonej dziewczyny.
Chciała pogłaskać ją po plecach, dlatego wyciągnęła niepewnie rękę w jej stronę, ale ona odsunęła się. Jej dłoń zawisła. Mina kobiety zrzedła. Zapadła niezręczna cisza.
– Psujesz mi marzenia, o których tak dobrze wiedziałaś. Porównujesz mnie do ojca, którego bardzo dobrze wiesz, że nienawidzę. Nie powinnaś wciągać w to jego. Po tym wszystkim nie oczekuj, że przejdzie mi po trzech minutach. – Młoda Ubesejret zaczęła bawić się nitką, która wystawała z jej wielkiego swetra, który był jej oazą na takie chwile. Pomimo że wydawała się na wyrzutą z emocji, Maylena wiedziała, że wewnątrz przeżywa ich bardzo wiele. Żałowała, że się nie wścieka, nie płacze, nie krzyczy, tylko zachowuje, jakby jej to w ogóle nie obchodziło. Westchnęła i położyła się obok niej. Przyciągnęła do siebie jej plecy i wtuliła w nie twarz. Nie odepchnęła jej, a nawet rozluźniła się.
– Kochanie, wiem, przepraszam za to i wiem, że zawsze chciałaś tak spędzić swoje urodziny, ale strasznie się o ciebie boję. Nie wiadomo jacy ludzie chodzą w okolicy a na dodatek masz nos, który prawdopodobnie jest połamany a nie chcesz jechać do szpitala. Twoja broda, twój policzek… Jaką bym była matką, gdybym pozwoliła na coś takiego? Kochanie, proszę, nie gniewaj się na mnie. Wiem, nie powinnam na dodatek o nim wspominać... – Westchnęła ponownie. Zaczęła rysować kółka na jej plecach, czując jak stają się one mniej napięte. Poczuła fale ciepła. Nikol natomiast miętoliła kołdrę w dłoniach. – Wiem, że nie cierpisz tego tematu, ale zrobiłam to w przypływie emocji. Wiesz, jak cię kocham.
 Dziewczyna się nie odezwała. Siedziała z tym samym wyrazem twarzy, nie ruszając się, udając, że nic jej nie obchodzi, ale w głębi serca było wręcz przeciwnie. Starała się jednak tego nie pokazać. Zacisnęła powieki odganiając napływające łzy.
– I tak zrobię tę imprezę i dobrze o tym wiesz. – Powiedziała to tak, jakby nie usłyszała wcześniejszych słów matki. Chciała jej jasno zakomunikować swoje zamiary.
– Niki... – westchnęła Maylena opierając czoło o jej plecy, które znów się napięły.
No nie, znowu?!
Odwróciła się do niej gwałtownie.
– Co Niki? Co? Mamo, nie jestem małym dzieckiem. Pogódź się z tym. Już nie  jestem małą dziewczynką, chodzącą na spacery z tatusiem. – Jej głos zaczął się niebezpiecznie trząść, a wzrok robić rozbiegany. – Już nie jestem malutką córeczką tatusia, kochającą sobotnie wieczory spędzane wspólnie z mamusią i ojczulkiem z popcornem i bajkami w telewizji. To już nie ta sama osoba, mamo. Wybacz. – Pomimo starań, ciało zaczęło się trząść, a z oczu leciały jej łzy, blokując moc wypowiedzi i zniekształcając niektóre słowa. – To nie jest już Niki. Te–teraz jest Nikol. Nieodpoww–wiedzialna, pyzzzkata Nikol, uprzykrzająca wojej matce życie. Teraz już jest o–o–okropna Nikol, nie Niki – szepnęła kręcąc głową. Zacisnęła powieki, gdyż emocje był zbyt silne. Skuliła się jeszcze bardziej. Maylena przyciągnęła ją do siebie. Dziewczyna ścisnęła mocno matkę, szlochając w jej klatkę piersiową, w dłoni miętosząc jej koszulkę.
– Przepraszam, mamo. Tak bardzo cię przepraszam.
– Ja też cię przepraszam, kochanie – szepnęła Maylena, całując czubek głowy córki.
– Kocham cię... – Nikol wtuliła twarz w zagłębienie szyi matki. Kobieta poczuła przyjemne ukłucie w dole brzucha, a jej łzy popłynęły jeszcze mocniej.
– Ja ciebie bardziej – Przytuliła ciaśniej córkę, tak wyrośniętą, tak różną od drobnego dziecka, jakim była jeszcze niedawno, a jednocześnie wciąż taką samą. Dziewczyna wtuliła się w ciepłe ciało. Pocałowała ją w policzek i dalej trwała w bezpiecznym uścisku. Tam, gdzie niebezpieczeństwo nie dociera.

*
– Wstawaj – usłyszała przy uchu głos Jacoba. Zacmokała i leniwie otworzyła powieki. Podniosła się i spojrzała na niego jednym okiem zaspana, przeciągając się. Zmrużyła oczy i chciała runąć na materac, ale uderzyła głową o zagłówek łóżka.
– Szlag! – krzyknęła.  Jacob gwałtownie odwrócił głowę w jej stronę, zaniepokojony krzykiem.
– Co ci?
– Szkoła boli – stwierdziła, rozmasowując tył głowy. Zachichotał.
– Dopiero teraz się o tym przekonałaś?
– Nie – powiedziała, przewracając oczami i spuściła nogi z łóżka.

Zakręciło jej się w głowie i pojawiły się mroczki. Próbowała patrzeć w jeden punkt, aby nabrać stabilności, ale to nie skutkowało. Wzięła głęboki wdech, gdyż nagle zaczęło jej braknąć powietrza niczym u astmatyka. Obraz zaczął się zamazywać. Zacisnęła oczy, po czym znów je otworzyła. Nic nie pomagało. Czuła jak jej głowa stała się ciężka. Zbyt ciężka, nie mogła jej uradzić. Obraz zaczął robić się mglisty, nagle poczuła, jak jej czaszka eksploduje. Zaczęła krzyczeć, następnie wrzeszczeć. Dźwięk był tak przeraźliwy, że zdawało się iż jest oskalpowywana. Złapała się za palące miejsce i ściskała z nadzieją, że cierpienie ustąpi; myliła się. Bardzo się myliła. Jej ręka opadła bezwiednie jakby puszczona przez kukiełkarza. Nie mogła nią poruszyć. Nic nie czuła. Oddychała szybko, nie przestając się wydzierać. W pewnym momencie przestała widzieć. W tym momencie uderzyła nowa fala.
Szamotała się z własnym ciałem, z którym nie mogła wygrać. Rzucała się po ziemi jak podczas egzorcyzmów. Ciałem zawładnęły skurcze mięśni, odrzucając ją od ściany do ściany. Była niewidoma. Czaszka jej pulsowała, a wewnątrz czuła, jakby płonęła żywcem. Straciła kontakt z rzeczywistością. Następna fala była już słabsza. Ból ustawał. Mogła złapać oddech. Jeden. Drugi. Trzeci. Wszystko wracało do normy. Myślała, że to już koniec, mogła odetchnąć z ulgą. Uspokoiła się. W jednej sekundzie wszystko powróciło. Ogień niszczył nerwy w jej mózgu. Nie miała już siły krzyczeć.  Ledwie słyszała szloch matki i krzyki, nic poza tym. Ogłuchła. Powietrze zostało jej odebrane z płuc. Ból narastał. Coś uciskało na jej mózgu.
Był pisk. Był szum. Była cisza. Był spokój. Krzyk. Płacz. Syreny. Światło. I ciemność. Lecz nie ciemność oczu, a ciemność organizmu.