Jechali tak już trzeci dzień. Czwarty
dzień od porwania. Można by pomyśleć, że
powinno ją wszystko boleć, ale wręcz przeciwnie. Ciało było wypoczęte. Tylko
ciało. Dziewczyna dziwiła się wytrzymałości chłopaka, który bez snu prowadził
samochód 96 godzin z kamienną twarzą. Nie mieli nawet przystanków na jedzenie,
gdyż pojazd posiadał nawet opcję bufetu. Trik z “muszę do łazienki” także nie
wyszedł, gdyż zaraz się okazało, że w tym samochodzie postój na toaletę także
nie jest potrzebny. Została więc bez możliwości jakiejkolwiek ucieczki. Leżała
rozłożona na fotelu wyczerpana psychicznie, nadal nie mogąc pojąć, że nikt nie
może jej pomóc.
On
blefował. Tak. Kłamał. Ja muszę wrócić. Muszę wrócić do mamy. Ona czeka na
mnie. Na pewno się martwi. Nie… Ona stawia cały kraj, cały kontynent na nogi,
żeby mnie odszukali. Ona nie może być sama. Nie poradzi sobie. A co jeśli już
się załamała? Co jeśli leży gdzieś, a znikąd nie ma dla niej pomocy?
…
Nie, ona
mnie szuka. Tak. Szuka. I nigdy nie przestanie.
Lecz co jeśli jej już nie ma?
–
Daleko jeszcze? – spytała z przymkniętymi oczami.
Chciała już to wszystko zakończyć.
–
Nie
–
Ostatnio też mi tak powiedziałeś.
–
Jeszcze kawałek. – Westchnęła na jego słowa i
przewróciła oczami.
Leżała z zamkniętymi powiekami, odpływając w sen, gdy
nagle usłyszała przekleństwo Jacoba i ryk samochodu. Gnali jeszcze szybciej.
Dziewczyna wyprostowała się, gdyż nie wiedziała, co się dzieje. Zauważyła
znajomy pojazd, jadący za nimi, pomimo że chłopak miał dwieście osiemdziesiąt
na liczniku.
–
Jacob, co się dzieje? – zapytała, poszukując
czegoś, czego mogłaby się przytrzymać.
–
Znaleźli nas.
Chłopak spojrzał w tylną kamerę i jeszcze bardziej
przyśpieszył. Samochód po prostu szybował na jezdni. Nikol nie rozumiała jak on
tak zręcznie nim manewrował, podczas gdy dla niej obraz był rozmazany przy tej
prędkości.
–
Rozbijemy się. – powtarzała
raz za razem, wgniatając ciało w siedzenie. Nie zdawała sobie sprawy, że mówiła
to na głos.
–
Fajnie by było jakbyśmy się rozbili, a nie żeby nas
złapali.
Zacisnął zęby i patrzył rozpaczliwie za możliwą drogą
ucieczki, ale jezdnia prowadziła cały czas prosto, dopiero daleko przed nimi
pojawił się zakręt, który zasłaniały kamienne wzgórza. Jechali ponad 300 km/h,
a identyczny samochód był w niezbyt przyjemnej odległości od nich. Serce
dziewczyny przestało bić, gdy zauważyła, co znajdowało się przed nimi, gdy
wyjechali z zakrętu.
Korek.
Cała droga stała. Po bokach mieli budynki mieszkalne z
bawiącymi się dziećmi i chodzącymi ludźmi. Wszystko wbrew przewidywaniom nie zaczęło
dziać się w zwolnionym tempie, lecz dwukrotnie przyspieszyło, nie była w stanie
opowiedzieć, co się stało. Zaczęła krzyczeć. W końcu przerażenie pojawiło się
też i na twarzy chłopaka. Hamował, ale z piskiem opon nadal szli do przodu.
Ludzie wokół zaczęli krzyczeć i uciekać, widząc że nadchodzi niechybne
uderzenie. Koła pozostawiały czarne ślady i pełno dymu. Do sznura samochodów
zostało im co najmniej 300 metrów.
– Dasz radę. – szepnął.
Łzy płynęły po jej twarzy. Spojrzał w tylne lusterka, ale
tamci byli nadal za nimi, także dając po hamulcach.
Nagle chłopak gwałtownie szarpnął kierownicą. Nikol
zacisnęła powieki krzycząc. Poczuła szarpnięcie wywołane przez pasy, lecz nie
odczuła tego zbytnio.
Samochód porządnie otarł się o ścianę budynku lub można
nawet powiedzieć: odbił się od budynku, powodując wstrząs, którego oni jednak
wewnątrz nie odczuli. Spojrzała na dłonie chłopaka, które były zaciśnięte na
kierownicy. Samochód zakręcił się kilka razy wokół swojej osi i stanęli przed
pojazdem prześladowców. Nikol wstrzymywała oddech a świat wokół czekał na
dalsze wydarzenia. Ludzie parzyli przerażeni i czekali na rozbicie się
samochodów. Jacob jednak gwałtownie wcisnął pedał gazu i znów płynęli zawrotną
prędkością po drodze. We wstecznych kamerach zauważyli, że tamtym jedna udało
się zahamować i za chwilę znów zaczęli ich gonić.
W głowie dziewczyny kręciło się, a serce miała wrażenie,
że biło w gardle. Żołądek pragnął wydostać swoją zawartość na powierzchnię,
powodując zielony kolor na twarzy. Zamknęła oczy z myślą, że nawet nie ma jak
zwymiotować z powodu zamknięcia. Mimo że pędzili dwieście sześćdziesiąt, znów
mieli ogon.
–
Nie uciekniemy im – szepnęła Nikol.
Jacob nic jej na to nie odpowiedział. Ściskał kierownicę i
doglądał to, co się działo się za nimi.
Nikol wybałuszyła oczy obraz z bocznej kamery, gdy
wjechali na wzgórze.
Centralnie obok wąskiej drogi znajdowała się wielka,
kamienista przepaść, która kończyła się w morzu bądź oceanie.
Droga z powodu swojej wielkości była jednokierunkowa, ale
ich prześladowcom to nie przeszkadzało. Zaczęli podjeżdżać i wpychać się
pomiędzy ich samochód a skałę. Jacob
przyśpieszył. Ubesejret wciągnęła powietrze, gdy zauważyła znak, który
momentalnie minęli.
– Zatrzymaj się!
Nie przejedziemy dalej! Jest zakaz! Droga się kończy! – krzyczała
histerycznie, a chłopak przerażony spojrzał na ekran, który pokazywał, że tamci
byli za nimi.
Nikol poczuła szarpnięcie i popatrzyła na boczną widok z
kamery od strony chłopaka. Samochód prześladowców ponownie wciskał się obok
nich. Zaczęło nimi rzucać, gdy koło złapało pobocza. Brunet wcisnął gwałtownie
hamulec a skręcony, rozpędzony samochód wroga nagle skręcił prosto w przepaść.
Wstrzymali oddechy. Patrzyli na zmiażdżone auto dachujące po gruzach w dół
wzgórza. Z maszyny zrobiła się zgnieciona, metalowa kulka. Nikol czuła jakby
jej serce się zatrzymało. Patrzyła jak szczątki samochodu wpadają do wody.
–
Zabiłeś ich... – szepnęła.
–
Jeszcze chwila i tak byśmy MY wyglądali. – odpowiedział jej z
kamienną twarzą.
–
Zabiłeś ich... – szeptała
wciąż w wielkim szoku. Nie mogła zrozumieć tego, co się przed chwilą stało.
Zabił
ludzi. Ludzi, którzy zapewne mieli rodziny, dzieci, przyjaciół... Ludzi, którzy
czuli ból, radość i smutek. Ludzi, którzy już nigdy nie zobaczą pięknego
zachodu słońca, nie spełnią marzeń. Nie poczują i nie zrobią niczego. Nigdy.
–
Albo my, albo oni. – powiedział cicho, nie patrząc na nią.
Ona
przylepiła się do bocznej szyby, obserwując dryfujące, powoli niknące w głębi
szczątki metalu i życia.
–
Wszystko okey? – odezwał
się Jacob po godzinie jazdy w ciszy. Zmarszczył brwi zmartwiony, widząc jej
szarą twarz, z której coraz bardziej uchodziło życie, pozostawiając tylko kupkę
kości, skóry i organów.
Nie
odpowiedziała nic. Odwróciła tylko głowę w stronę bocznej szyby. Cały czas
czuła się jak wtedy, gdy patrzyła czy woda nie zmieni się w czerwony ocean.
Oblizała wargi.
–
Zdajesz sobie sprawę, że jeden ich mocniejszy ruch
i byśmy to MY tak wyglądali? – mówił spokojnie, pomimo że był zdenerwowany. Nie
wiedział jak ma jej pomóc.
Dziewczyna przetarła twarz dłońmi i oparła głowę mocniej
na fotelu, przymykając oczy.
–
Jak długo będziemy jeszcze jechać? – spytała cicho.
–
Jeszcze kawałek.
–
Jakiś niezbyt wyjątkowy ten kawałek, bo już gościa
spotkaliśmy.
–
Ten jest ostatni.
W samochodzie panowała spokojna atmosfera. Nie rozmawiali
głośno jakby bali się coś zbudzić. Jakby bali się, że Nikol rozkruszy się przez
niego jak szkło. Przewróciła oczami i ułożyła się wygodnie. Nie spostrzegła
kiedy wspomnienie ze wzgórza przerodził się w koszmar.
Obudziło ją trzaśnięcie drzwiami. Otworzyła i przetarła
zaspane oczy. Rozwarła je, gdy tylko zobaczyła, że pierwszy raz od stu sześciu
godzin zatrzymali się. Usiadła prosto, rozglądając się po otoczeniu.
Byli na ogromnym, pustym polu, wokół którego znajdował się
las. Na środku pola rosło wielkie, przepiękne drzewo, bardzo podobne do tego z
ogrodu Jacoba. Cała sceneria była ogólnie dziwna. Nikol wydawała się jakby była
wycięta z jakiegoś obrazka. Zaczęła poszukiwać wzrokiem Jacoba i szybko go znalazła.
Nie był sam. Obok niego stał łysy mężczyzna, który wyglądał karłowato przy
olbrzymim Jacobie. Nikol wydawał się on bardzo znajomy, ale nie mogła sobie
przypomnieć w jakich okolicznościach go wcześniej spotkała.
Głównie stali i patrzyli się na siebie, co i raz coś do
siebie mówiąc a kilka razy zerkając na samochód. Dziewczyna rozejrzała się, ale
nigdzie nie zauważyła, żadnego pojazdu. Nagle przestali rozmawiać i ruszyli w
stronę auta. Nikol siedziała spięta. W głowie miała obraz tego co mogą z nią zrobić
i na ile sposobów można ją zabić, na ile sposobów wykorzystać. Zacisnęła drżące
dłonie w pięści i spojrzała na dziurę, w której przed chwilą były drzwi. Łysy
miał kamienny wyraz twarzy. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, potem
spojrzał na Jacoba. Chwilę utrzymali wzrok a potem chłopak pokiwał głową.
Mężczyzna odszedł, chłopak wsiadł do samochodu odpalając go. Wewnętrz panowała
taka cisza, że aż dzwoniła w uszach. Nikol nie pytała o nic, gdyż jej gardło
było zaciśnięte nie pozwalając wyjść na zewnątrz żadnym dźwiękom. Nagle brunet
wyciągnął dłoń. Puknął kilka razy w jej skroń a przed oczami stanęła ciemność.
Mrużyła oczy, gdyż w pomieszczeniu było zbyt jasno. Czuła
jakby mocno uderzyła się w głowę, że jej w niej wirowało. Była półprzytomna.
Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Znajdowała się w nieskazitelnie białej
sali. Znów paliły ją oczy. Leżała na czymś co przypominało łóżko, tylko że
łóżko nie dopasowuje się do każdego ruchu, niezależnie czy chce się podnieść,
czy poruszyć. Niebiańsko miękki materiał przylegał do jej ciała. Po za łóżkiem
pomieszczenie było puste. Nie widziała nawet drzwi. Zupełnie jak w sali, w
której leżała po porwaniu.
Zerwała się i usiadła.
Położyła
się jednak z powrotem i złapała za pulsującą głowę, gdyż nie była w stanie,
zaciskając powieki.
Czyżby
nie było żadnego porwania?
Spojrzała pod koc,
którym była przykryta, na swoje nagie ciało. Przeszedł ją dreszcz.
Dlaczego jestem naga?
Przez głowę przeszła jej najgorsza myśl i poczuła jak żółć
podjeżdża jej do gardła.
Jeszcze raz obejrzała swoje idealnie, gładkie ciało.
Spojrzała na nogi i ręce. Złapała za brzuch, w którym wcześniej tkwił nóż.
Wszystko było w nienaruszonym stanie. Żadnego siniaka,
żadnego zadrapania. Wciągnęła powietrze, patrząc na wszystko podejrzliwie. Nie
była w stanie nic ustalić.
Nie wiem
gdzie jestem. Nie wiem jak się tu znalazłam.
Nie wiem gdzie są moi przyjaciele. Nie wiem co się stało.
Podkuliła nogi i przykryła się ciaśniej kocem skrępowana,
pomimo że znajdowała się sama w pomieszczeniu. Czekała.
Głowa bolała ją tak bardzo, że momentami musiała przymykać
oczy, nie dając rady utrzymać ich otwartych przy kolejnych, nowych falach,
obejmujących ją jak rozlana woda.
–
Nikol Ubesejret, jak się czujesz?
Przestraszyła się, gdy usłyszała męski głos. Nie wiedziała
nawet kiedy facet przyszedł. Gdy tylko go zobaczyła, otworzyła szeroko oczy i
skamieniała. Nie mogła złapać wdechu. Jej rozbiegany wzrok objął go całego,
dokładnie analizując to co widzi. Wplątała dłonie w potargane włosy.
Nie, nie,
nie, NIE! Do jasnej cholery, nie!
Popatrzyła przerażona na łysego mężczyznę, tego samego z
którym rozmawiał Jacob zanim zemdlała. Serce zaczęło jej bić galopem a pod
powiekami zaczęły zbierać się łzy.
Nikol,
obudź się! Słyszysz?! MASZ SIĘ OBUDZIĆ! Wróć, błagam cię, wróć do domu.
–
Nikol Ubesejret, postaraj się uspokoić. Nie
przyszedłem zrobić ci krzywdy. Jesteś bezpieczna.
–
Jestem bezpieczna?! Czy według pana porwanie jest
czymś bezpiecznym?! – zaczęła krzyczeć powstrzymując łzy.
–
To nie my cię porwaliśmy. Porwana to zostałaś przez
tych, którzy wywieźli cię z miasta. My cię odbiliśmy i ukryliśmy w bezpiecznym
miejscu. Gdyby nie to, skończyłabyś jak twoi przyjaciele.
Mówił to tak naturalnie, spokojnie, ale Nikol wciągnęła
powietrze w płuca i skamieniała. Miała wrażenie jakby jej mięśnie w ułamku
sekundy zostały zamrożone na niezniszczalny kamień, blokując jej każdy ruch.
Tak samo jak i oddech.
Jak bym skończyła? Zuzka? Julia? Bez?
Otworzyła
usta, ale zmrożenie sięgnęło i do strun głosowych. Nie wydobył się z niej żaden
dźwięk prócz rzewnego szlochu i wycia serca, które rzucało się po całej klatce
piersiowej. Spróbowała znowu. Nie była w stanie. Spojrzała mu w oczy, żeby jej
pomógł, pomimo że serce błagało, by tego nie robiła. Krzyczało, wyrywało się i
drapało szponami wszystko wewnątrz, aby tylko nie usłyszeć odpowiedzi.
Mężczyzna jednak na początku nic nie odpowiedział. Jego
poważny wyraz twarzy się nie zmienił. Więc czyżby nic się nie stało? Był taki
spokojny. Serce dziewczyny nasłuchiwało
w ciszy, obserwując, co się wydarzy. Schowało pazury, przyglądając się jego
twarzy, która nie zwiastowała niczego złego. Wzięło jednak sztylet,
przykładając do siebie, niczym kochanek samobójca szantażowało go, żeby nie
wypowiedział tego słowa. Nie powiedzieć żadnego.
–
Wymordowali wszystkich.
Jeden.
Dwa.
Trzy.
Cztery.
Chlup.
Ostrze zatonęło. Zatonęła rękojeść. Zatonęło serce, rozlewając czerwone morze
sztormu, porywające wszystko.
Porwało
oddech. Porwało umysł. Okradło z łez. Bawiło się głową, owijając ją wokół
szaleństwa, odwijając z człowieczeństwa. Porwało wszystko, nie pozostawiając
już nic. Nie. Są jeszcze odpady. Gnijące rośliny krzyczące: Ty je zabiłaś.
–
Nie! Nie! To się nie mogło stać! Kłamiesz!
Rozumiesz, kłamiesz! One żyją. Wciąż są w tym ośrodku! Czekają na mnie! –
zaczęła krzyczeć rozpaczliwie, uderzając najpierw pięściami w koc a potem w
mężczyznę wyrastającego z ziemi jak dąb. Nie dającego się ruszyć. Uklękła na
łóżku i okładała go wszystkimi siłami, które jeszcze miała. Nie zważała na to,
że koc odsłonił ją całą. Na jej oczy zaszła mgła, która wyświetlała tylko:
zniszcz go, tak jak on zniszczył je.
Mężczyzna chwilę stał, dając się napastować rozszalałej
dziewczynie, lecz tylko na chwilę. Złapał ją za nadgarstki i delikatnie odsunął
od siebie, popychając ją na łóżko, gdzie usiadła z pochyloną głową zasłoniętą
włosami, patrząc bezsilnie na dłonie. Łzy nadal nie przyszły jej pomóc.
Dlaczego
ja? Dlaczego uratowali mnie? Dlaczego moje życie jest ważniejsze niż życie
którejś z nich? Dlaczego nie Zuzka? Dlaczego jej rodzicom odebrano kolejną
córkę? Dlaczego nie pozostawili im jakiegokolwiek sensu życia, odbierając
wszystko co im zostało. Dlaczego nie Julia? Dlaczego nie oszczędzili
dziewczynki z domu dziecka, która w końcu wyszła na prostą, która w końcu
zdobyła spokój? Dlaczego nie Bez? Dlaczego, skoro dostała się na wymarzone
studia lekarskie, których nie będzie dane ich nawet zasmakować. Dlaczego oni
ustanowili priorytety istnienia czyjegoś życia, nie zważając na inne istnienie,
które jako główny bohater swojej własnej historii zostało zapomniane i nie
uzyskało nieśmiertelności pierwszoplanowej postaci? Dlaczego ja je mam? Kłamcy.
Pieprzeni kłamcy. Obiecywali. Wmawiali bezpieczeństwo. Miały wrócić do domów.
Bezpieczne. Żywe. Więc kiedy nadejdzie moja kolej po tylu powtórzeniach “Jesteś
bezpieczna”?
Zaczęła wspominać długie wieczory, które przegadała z Bez.
Była przecież jej pierwszą. Z nią pierwszy raz poszła do szkoły, trzymając za
palec, który niedługo potem wybiła jej na zawodach. Pierwszy raz jeździła
konno. Pierwszy raz obejrzała film dla dorosłych, wymieniając się na czatach w
drzwiach gabinetu ojca Nikol. Pierwszy raz poszła na imprezę. Z nią pierwszy
raz się upiła, znaczy to Bez upiła Nikol. Z nią pierwszy raz spała w lesie w
namiocie, tej nocy co uciekły przed gwałcicielem, który okazał się być sarną.
Tysiące godzin spędzonych przy telefonie. Wspólne dni spędzane nad oceanem.
Wszystkie uśmiechy, wszystkie łzy, wszystkie piękne chwile i te których nie
chce wspominać. Wszystkie momenty, które już nigdy się nie powtórzą, które
tracą sens bez istnienia ich wykonawców, których nie będzie można uzbierać
więcej. Już nigdy. Przenigdy.
Mężczyzna wpatrywał się w zrozpaczoną twarz obłąkanej
dziewczyny. Dotknął jej ramienia, ale ona nie zareagowała. Kiwała, machała non
stop głową na lewo i prawo wpatrując się nieprzytomnie w ścianę.
–
W momencie porwania musieli pozbyć się świadków.
Wszyscy tam obecni zginęli.
Świadkowie
porwania? Bez. Bez była ze mną! Bez też zabrali!
–
Trzecią dziewczynę wykończyli, gdy zepchneliście samochód
z klifu. – dodał, jakby
wiedział o jej napadzie na nadzieję. Jakby wiedział, że szarpała ją, nie
pozwalając się jej wydostać.
Puściła
ją. Zostały tylko rośliny, krzyczące: Ty ją zabiłaś.
Dotknął jej skroni, przyklejając „plaster”, ale ona nie
zareagowała. Nie dała po sobie znaku, że czuje jego dotyk. Nie wiedział czy
chociaż dotarło do niej to, co powiedział, dopóki się nie odezwała ochrypłym,
cichym głosem.
–
Dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś z nich tylko ja? –
Spojrzała na niego czerwonymi, trupimi oczami, w których zabrakło życia, duszy
napędzającej je do otwierania się i zamykania. Do patrzenia na rozwijającą się
historię Bez, Julii oraz Zuzy. Do zapisywania wspomnień, których już z nimi nie
stworzy. Do pilnowania ich dzieci, które nigdy się nie narodzą.
–
Dowiesz się, jak wstaniesz.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, jej powieki opadły i już
się nie podniosły. Złożył pocałunek na jej głowie i wypowiedział szeptem:
–
Bo jesteś wyjątkowa.