Nikol otworzyła oczy,
lecz na początku nie mogła złapać ostrości. Po jakimś czasie wzrok w końcu
przyzwyczaił się do palącej bieli. Jej głowa nadal pozostała ciężka, jak po
przebyciu gorączki. Uniosła ręce, by przyjrzeć się kroplówce wbitej w zgięcie
przedramienia. Westchnęła i wróciła do leżenia.
Zaraz…
Szybko
znów przyjrzała się swojej ręce, a konkretnie dłoni. Czegoś jej tam brakowało.
Przeszukała pamięć, przez co napłynął jej obraz walki z Ninją.
Jak to brzmi...
Zmarszczyła
brwi i doznała szoku. Owładnęła ją panika. Oddech jej przyspieszył. Szybko
podniosła się i usiadła na łóżku szpitalnym. Jeszcze raz zerknęła na dłoń bez
zakrwawionego bandaża i ani jednej blizny. Dotknęła swojego nosa. Idealny.
Ile spałam? Który jest
dzisiaj? Który miesiąc?!
Słyszała
gdzieś z boku, jak urządzenie coraz szybciej pikało. Gdy ogarnęła ją histeria,
do pomieszczenia weszła kobieta w białym fartuchu o tak rudych włosach, że aż
podrażniały soczewki. Jej twarz była zaorana zmarszczkami, pomimo że mogła mieć
trochę ponad trzydziestkę. Bił z niej spokój. Dziewczyna sama nie wiedziała
czemu, ale czuła się przy niej bezpiecznie. Z powrotem położyła się i czekała
na to, co powie lekarka.
–
Witaj Nikol, jestem tu po to, żeby ci pomóc. – odezwała się melodyjnym głosem,
który był bardzo przyjemny dla ucha.
–
Gdzie ja jestem? Który dziś dzień? – zapytała szybko, gdyż bardzo zależało jej
na tych informacjach. Niepokoił ją brak ran.
Bo to przecież z ich
powodu się tu znalazłam.
Gdy
czekała na odpowiedź zerknęła na idealnie wygojoną dłoń. Ruda uśmiechnęła się
przyjemnie i podniosła kartki, by spojrzeć w jej kartę.
–
Środa, a ty jesteś u nas od jakiejś godziny, więc nic się nie zmieniło. – Czytała. – Znajdujesz się w szpitalu,
aniołku.
Godzinę. Jestem tu
godzinę. Czyli nie miałam zranionej ręki? Nie było Ninji?
–
Co się stało? – zapytała pomiędzy przerwą jednej myśli a drugą. Pokręciła
głową, nic jej nie pasowało do tego co wiedziała.
–
Trafiłaś do nas ze silną migreną, ale na szczęście wszystko jest w porządku.
Podaliśmy ci środki, a że nic ci nie grozi nie będziesz musiała u nas zostać.
Musisz też odstawić leki, które przyjmowałaś przez ostatnie kilka lat. Już nie
są ci potrzebne. Twoja mama właśnie podpisuje wypis i możesz iść do domu.
Odstawić leki? Te leki
przez które widziałam Ninje? Przecież dopiero co obiecałam je przyjmować!
Nikol
nie zauważyła kiedy lekarka wyszła, a zastąpiła ją Maylena z pielęgniarką.
Kobieta miała szarą, zmęczoną twarz. Widać było, że ta godzina dała jej ostro w
kość. Gdy wenflon i przylepce zostały zdjęte – wyszła. Nikol zastanawiała się,
dlaczego miała podłączoną aparaturę, skoro to była zwykła migrena, ale szybko
odepchnęła tą myśl.
–
Chodź, idziemy do domu. – Matka wyciągnęła do niej rękę. Dziewczyna nie mogła
patrzeć na nią. Wyglądała zupełnie jak tamtego dnia. Nie miała pojęcia co się
dzieje.
Spuściła
nogi z łóżka, przez co trochę zakręciło jej się w głowie, lecz zaraz wszystko
wróciło do normy.
Więcej
nie wspominała na temat Ninji ani zaleczonej dłoni, która może wcale nie była
skaleczona. Wolała, żeby nie myśleli o niej jak o wariatce.
*
Osiemnastka Nikol trwała w najlepsze. Ludzie bawili się,
inni zaliczali zgony w ubikacjach, a jeszcze inni wymieniali się potem na
parkiecie lub przy barze upijali jeden drugiego. To ostatnie liczy się do Bez,
przyjaciółki Nikol, która po wypiciu takiej ilości alkoholu powinna być
obrzygana i spać gdzieś pod płotem, natomiast wyglądała jakby tylko trochę
szumiało jej w głowie. Miała zarumienioną twarz i lepszy humor niż zwykle.
Złapała nowe ofiary jakimi były dwie szatynki – koleżanki z ich klasy. Całą
paczką, czyli jubilatka z Jacobem i Bez oraz nowymi ofiarami dziewczyny,
siedzieli przy barze. Nikol popijała leniwie drinka, przysłuchując się
opowieściom Zuzy i Juli, które kolegowały się z nią od przedszkola. Dziewczyna
tylko kręciła głową i wybuchała śmiechem na jakieś wspomnienie, a czasami
odchodziła na parkiet, bo nie mogła się temu przysłuchiwać.
– A pamiętasz, Julia – Zuza o mało nie udusiła się od
śmiechu. Musiała sobie zrobić chwilę przerwy, bo zabrakło jej powietrza.
– Spokojnie, spokojnie jakby co, to na pewno jakiś miły
koleś ci pomoże z oddechem. – Bez puściła jej oczko i poklepała ją po plecach,
chichocząc na jej zachowanie.
– Julcia, skarbie ty moje, pamiętasz swój ulubiony
przysmak? Gniecione mrówki ze zjeżdżalni, która stała na mrowisku? – Zuza
przyłożyła palce do ust i cmoknęła. – Delicje! Aż się głodna zrobiłam. – Bar
znów omiotły salwy śmiechu.
– Oho, Julia, może ci pomóc trafić do kibla? – zapytała
nie dająca się upić blondynka, łapiąc koleżankę za ramię, gdyż ta leciała na
blat.
Jej
kolor twarzy się zmienił, dlatego Bez szybko zeskoczyła ze stołka barowego i
złapała ją pod pachę. Wyglądało to komicznie, gdyż ona prawie ją unosiła w
powietrzu przy swoich dwustu centymetrach, a metr sześćdziesięciu sześciu
dziewczyny. Pomimo wysokich obcasów, które dołożyły Nice dodatkowe dziesięć
centymetrów, trzymała się stabilnie.
– Chodź Jul, tylko błagam nie na buty! – pisnęła mając
przed oczami swoje nowe szpilki w pozostałościach obiadu koleżanki zmieszanym z
kolorową wódką.
– To się nam dziewczyna zaprawiła. – powiedziała bardziej
do siebie niż do reszty Zuza.
– Dziwisz się? Z Bez nawet największy alkoholik nie
wygra. Po imprezach, gdy upije już wszystkich, robi jaskółki. – Jacob pokręcił
ze śmiechem głową.
Był
z tą mocną głową blisko, tak jak Nikol, ale nie tak, jak właśnie z jubilatką.
Wzrokiem wyszukał ją w tłumie bawiących się gości, której połowy nawet nie
kojarzył z widzenia. Niestety nie dostrzegł jej ponad nimi, więc stwierdził, że
musiała wyjść się przewietrzyć. Czasami przydawał się ten ich gigantyzm. Jednym
łykiem dopił swojego drinka i zaczął się przepychać do wyjścia.
Nie
pomylił się. Stała oparta o ścianę budynku z odchyloną głową i zamkniętymi
oczami. Nie wystraszyła się, gdy podszedł do niej, bo bardzo dobrze wiedziała
kto to. Jego wzrok jeździł z jej upiętych włosów, na odkryte ramiona, następnie
na obcisłą, czarną sukienkę z miękkiego materiału, która jeszcze bardziej
podkreślała jej idealną seksowną figurę osy. Westchnął, gdy zlustrował jej
szczupłe, na dodatek długie nogi odziane w czarne szpilki z wiązaniami na
kostkach.
–
Przestań się na mnie gapić. – powiedziała, nadal mając zamknięte oczy.
Parsknął.
–
Ja się nie gapię tylko podziwiam widoki. – Podszedł do niej i oparł się obok. –
Jak tam impreza? Tak jak chciałaś?
Na
jej twarzy pojawił się uśmiech, przez co on też się uśmiechnął.
–
Tak, jest idealnie. Bez upija mi gości, Zuza wypomina moje dojrzałe błędy
życiowe, a ty jak zwykle robisz mi za ochroniarza, gdy zniknę na dwie sekundy z
oczu.
–
Wypraszam sobie. – Złapał się za klatkę piersiową, jakby został urażony. – Mogę
pójść, jeśli nie jestem mile widziany w tym towarzystwie. – Odwrócił się, ale
ona chwyciła go za rękę i popatrzyła mu w oczy.
–
Zostań. – szepnęła.
Chłopak
zamrugał i pozostał na swoim miejscu.
–
Więc… – zaczął, przerywając ciszę. – Co jeszcze chcesz dziś zrobić?
Na
jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Spojrzała na niego przez ramię.
–
Chcę zwiać z własnej imprezy.
–
Zbieram dziewczyny i spadamy stąd. – Jacob zaraz znikł w środku.
– Więc gdzie idziemy? – zapytała Zuza, która robiła za
podpórkę Julii.
– Możemy iść na stare cmentarzysko pod górą Tantos. –
powiedziała Nikol, którą niósł na barana Jacob, a w ręku miał jej niewygodne
buty.
Propozycja Nikol spotkała się z jękami dziewczyn.
– Nieee! Przecież to jest jakieś trzy kilometry stąd,
plus wejście pod górę! – marudziła Julia, która powoli dochodziła do siebie
dzięki świeżemu powietrzu.
– A co powiecie na ruiny hrabstwa Go… Go…
– Gollatras – Dokończyła za Jacoba Bez.
– Blondi, jaki ty masz ładny akcencik! – zawołała
zdumiona Nikol.
– A dziękuję, dziękuje. – Bez pokłoniła się kilka razy. –
A tak serio, to jest dobry pomysł, bo hrabstwo jest zaraz obok. – Wskazała
kierunek. Jacob wyjął telefon, ale zaraz z powrotem go wsunął do kieszeni.
– No więc idziemy na imprezę do Golasów! – Pięść Zuzy
wystrzeliła w górę. – Ech, Julia, teraz idziesz sama, moje ramię przez ciebie
nigdy już nie będzie takie samo, a Dzwonnik z Notre dame poczuje mięte do
mojego graba. – Jęknęła rozmasowując obolałe miejsce.
– A co powiecie, żeby iść dłuższą trasą? Kraby są tuż za
rogiem, a dziewczynom przyda się jeszcze złapać trochę powietrza. –
zaproponował Jacob.
– Obrzygańce są zadowolone. – zawołała Zuzka.
Nikol
także postanowiła iść o własnych nogach, ale buty nie wróciły na pierwotne
miejsce. Krzyknęła cicho, gdy jej naga stopa spotkała się z zimną ziemią. Potem
szli w ciszy, której nie mogły znieść przyjaciółki.
– Julia?
– Tak, Zuza?
– Czemu idziemy jak te smęty? Zaśpiewajmy coś!
–
O! O! O! O! Mniej niszzzz zeeeerooooo!! Miejj nizzz zieeeroooo... – zaśpiewała Julia. Zuza nie
pozostała jej dłużna. Razem stworzyły duet wyjców. Nikol owładnęło dziwne
uczucie, ale nie miała pojęcia czemu. Patrzyła w ziemie, by nie potknąć się o
nierówny chodnik.
– Nikol, wspólnie złożyliśmy się dla
ciebie na karton kakaa Nesquika – powiedział z uśmiechem Jacob, dumnie
wypinając pierś.
– Co? – pisnęła dziewczyna, w panice
rozglądając się po twarzach przyjaciół. – Już przeprosiłam cię za te frytki z
ketchupem. To było tylko raz. Mama nie pozwoli mi tego wyrzucić. Będziecie za
każdym wejściem wpieprzać… – Zamyśliła się, ale za chwile otrząsnęła się i
uśmiechnęła złośliwie.
– Ha, ha – mruknęła sarkastycznie.
Nikol zrobiło się jeszcze dziwniej, ale odepchnęła to od siebie.
Blondynka o wysokich kościach
policzkowych i idealnej cerze bez skazy, zawiesiła rękę na jej ramionach,
przyciągając ją do siebie.
– Oj, głuptasku, nie foszkuj się już. Musimy
mieć…
– Kozła ofiarnego. – Brunetka
powiedziała sama do siebie. Bez zdziwiła się.
– Skąd wiedziałaś? – Nikol wzruszyła ramionami.
– Mam dziwne Déjà vu. –
mruknęła, ale ta wypowiedź znów jakby nie miała trafić do odbiorców. Bez
parsknęła.
Pocałowała ją w policzek, chwiejąc się na
wysokich obcasach.
Dwie dziewczyny, które wyglądały
karłowato przy tej gigantycznej trójce, szły z przodu, myląc słowa piosenki Eda
i wydzierając się na całą okolicę. Jacob zastanawiał się, jak to możliwe, że
jeszcze nikt nie wezwał policji, jako że na zegarku dochodziła druga w nocy.
– Och, Julia, Zuzka, zamknijcie w końcu te
paszcze, bo… – Nikol
zamrugała. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Nie mogła skojarzyć dlaczego.
Wiedziała, że za chwilę Zuza i Julia będą śpiewały jeszcze głośniej.
– Zeeeroooo... O! O! O! – Nie myliła
się.
– Nikon – zaczęła Bez. – Będziemy gorsze?
Pokażmy im, jak się śpiewa! Mieeee... Brunetka
uniosła rękę i zakryła usta blondynce, przewracając przy tym oczami.
– Jeszcze tego by mi brakowało, żebyś ty mi
do ucha się darła. Fuuuu!!! – krzyknęła z obrzydzeniem, gdy przyjaciółka
zaczęła lizać ją po dłoni. Natychmiast ją puściła, ale ta nadal trzymała rękę
zawieszoną na jej ramieniu. Niebieskooka chciała wytrzeć obślinioną skórę o
jeansy Bez, ale zatrzymała się w pół ruchu i zdziwiona przypatrzyła się jej
dokładniej. Zaczęła panikować. Zatrzymała się gwałtownie, co zauważyli
pozostali.
– Nikon, co ci jest?
Dziewczyna kręciła głową. Jej oddech przyspieszył, a
serce waliło jak oszalałe.
Ja
wiem. Ja wiem. Ja wiem, co się zaraz wydarzy.
– Źle się czuję, wracajmy… – powiedziała słabo,
jednocześnie wypatrując, czy oni się pojawią. Na jej nieszczęście – nie myliła
się.
Najpierw wyrosły przed nimi dwie ciemne
sylwetki. Nastolatkowie nie zwrócili uwagi na tak mało ważny szczegół, a już na
pewno się nim nie przejęli. Nikol natomiast zachowywała się jak oszalała.
– Wracajmy. Wracajmy! – zaczęła
krzyczeć.
Nikt
nie wiedział, czemu ona się tak zachowuje, ale jak ma im powiedzieć, że za
chwilę wydarzy się coś bardzo złego? Nie uwierzyliby. Żadna osoba nie ruszyła
się w stronę powrotną, natomiast Jacob podszedł do niej i złapał ją za ramiona,
a następnie potrząsnął.
Potem rozległy się krzyki, i to donośne –
tych już nikt nie zignorował. Wszyscy się odwrócili.
– Cześć, dziewczyny, dokąd się wybieracie? –
wrzeszczeli dwaj faceci z naprzeciwka. – Odprowadzimy was!
– Niech… –
zaczęła Bez, ale przerwała jej Nikol na jednym wdechu.
– Niech one im zaśpiewają, sprawdzimy ich
męskość
Bez się trochę wystraszyła, a
brunetka dostała drgawek. Zaczęła się wyrywać Jacobowi. Chłopak chyba wiedział,
o co jej chodziło.
– Będzie dobrze, nie dam cię
skrzywdzić. Obronię cię. – powiedział poważnie, patrząc jej w oczy. Nie
podziałało. Po tych słowach odwrócił się w stronę przybyszy.
Żebyś wiedział jak
bardzo się mylisz...
– Nie, dziękujemy bardzo miłym dżentelmenom,
ale mamy już swoją eskortę – odpowiedziała z przekąsem Zuza, wskazując kciukiem
przez ramię na Jacoba. Mężczyźni przez chwilę wydawali się niepewni, patrząc na
ponad dwumetrowego chłopaka, ale nie zniechęcili się.
– Będziemy o wiele lepszym towarzystwem.
Nikol
potrząsnęła ramieniem Jacoba, by powiedzieć mu co się wydarzy, ale on strzepnął
jej rękę i przesunął ją bliżej Bez, a sam wyszedł na przód. Do oczu dziewczyny
napłynęły łzy przerażenia.
Przegrałam.
Gdy w końcu się zeszli i stanęli
naprzeciwko siebie, facet w kapturze oblizał usta i dotknął biodra Zuzki.
Dziewczyna błyskawicznie strzepnęła jego dłoń, jednocześnie odskakując w tył, w
stronę wysokich koleżanek i chłopaka. Jacob pochylił nisko głowę, by spojrzeć w
twarze przybyszom.
– Jakiś problem? – powiedział niskim głosem,
łapiąc za bluzę jednego z nich. Ku zdziwieniu zielonookiego, brodacz nie
odezwał się, za to na jego usta wkradł się uśmieszek wyższości. Jacob rechotał
w duchu, bo przecież to on nad nim górował i na dodatek to ON unosił go kilka
centymetrów nad ziemią.
– Jacob… – usłyszał cichy głos Nikol.
Puścił brutalnie ubranie dresa,
odpychając go przy tym, po czym odwrócił się, by spytać, o co chodzi – ale już
sam wiedział.
Wszystko działo się to samo co w
śnie dziewczyny. Tu także dołączyli do dresów przyjaciele.
Za późno...
– Czego chcecie? – Chłopak groźnie pokazał,
że się ich nie boi i że nie są mile widziani w ich nowym stowarzyszeniu
przyjaźni.
Bez jak Jacob stała pewnie na nogach
z podobnym, złowrogim wyrazem twarzy.Tylko oni byli pewni siebie, zaś Nikol w
objęciach histerii przytuliła tylko dwie niskie koleżanki, by chodź tak mogła
im wynagrodzić to, że przez nią to wszystko znów się wydarzy.
Błagam, żeby to była tylko przestroga. Niech to będzie sen.
Błagam.
Nikol zaczęła dławić się swoimi
łzami, ciaśniej przyciągając do siebie Zuze i Julię, niczym na ostatnim
pożegnaniu.
Jeden z dresów zrobił śmiały krok w
jej stronę, co wyglądało komicznie, zważając na to, że dziewczyna przewyższała
go o dziesięć centymetrów. On jednak nadrabiał brak wzrostu masą.
W oczach Jacoba zapłonęła furia.
Chłopak niemalże warknął na mężczyznę. Doskoczył do niego w tej samej chwili, w
której dres próbował objąć Nikol w pasie. Ta szarpnęła się, czując obcą rękę
niebezpiecznie nisko na biodrze; Jacob zamachnął się, by wyprowadzić morderczy
cios w twarz. Któraś z dziewczyn wrzasnęła przenikliwie, któryś z napastników
zarechotał, wybuchło ogólne zamieszanie.
W trakcie szamotaniny Nikol znów nie
wiedziała już, czyje ręce jej dotykają, kogo ona sama usiłuje odepchnąć, przed
kim się kryć.
Znowu. Znowu. Znowu.
Jedynym wyraźnym, a nagłym i
przeraźliwym doznaniem był ból – ból, który gwałtownie eksplodował w jej jamie
brzusznej, ból związany bezpośrednio z nożem zagłębionym w jej ciele. Ból,
któremu towarzyszył nieprzyjemny, chlupoczący dźwięk, który tylko ona
usłyszała.
Osunęła się na kolana. Jej usta się
otworzyły, a ona niemrawo wpatrywała się w dziurę w jej brzuchu. Dotknęła to
miejsce dłońmi, które zaraz zostały pokryte czerwoną substancją. Rozejrzała się
dookoła. Widziała, jak Bez dopadła jej na kolanach i próbowała zatamować
krwawienie, cały czas do niej mówiąc, lecz słowa nie docierały do dziewczyny.
Nie usłyszała pisku opon i huku,
spowodowanego wpadnięciem ciała na rozpędzony samochód. Świat zaszedł mgłą.
Nastało światło. Ktoś odciągnął od niej Bez, która szamotała się jak oszalała,
ale napastnik był o wiele silniejszy. Ktoś krzyczał. Ktoś płakał. Ktoś uciekał.
Nic do niej nie dotarło. Nikol straciła podporę. Runęła na ziemię. Widziała
biegnące stopy. Nie słyszała wystrzałów. Zamknęła oczy. Tylko na chwilę.
Zrobiły się zbyt ciężkie. Gdy je otworzyła dalej leżała we własnej kałuży
krwi. Przed jej oczami ukazały się
twarze. Całe brudne, mokre twarze
Julii i Zuzy, które leżały nieruchome na ziemi. Widziała czarne dziury
na ich czołach. Widziała czarną ciecz, która zakrywała ich twarze. Przechyliła
lekko głowę, by zobaczyć ciemną, wielką postać. Wydawała jej się taka
znajoma... Trzymała w dłoni połyskujący karabin. Wszystko się uspokoiło.
Nie mogła krzyczeć, nie mogła mówić.
Mogła tylko unieść dłoń, za którą zaraz została podniesiona. Powieki znów jej
opadły, ale nie przejmowała się tym. Znajdowała się w bardzo dobrze jej znanych
ramionach, a następnie w ciepłym, miękkim pomieszczeniu.