sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 11


Ruszyli ponownie długim korytarzem, którym dotarła do lustrzanej sali. Nagle jednak skręcili prosto na pustą ścianę, na której nic nie było. Mężczyzna przyłożył do niej dłoń, rozświetliła się i rozsunęła. Przed nimi ukazało się jasne słońce a kawałek dalej jakby z białego szkła prostokątne pudełka wielkości małej kawalerki w bloku. Nie miały okien ani drzwi. Nic tylko białe szkło. Takie obiekty ciągnęły się w kilkunastu rzędach w równych odstępach. Na całym wielkim placu rosła zielona, piękna, równo ostrzyżona trawa, która wydawałoby się, że żyła własnym życiem. Wszędzie chodziło pełno kasyczi. Jedni byli niscy, normalni. Inni, piękni i młodzi o żyrafich wzrostach, wyróżniali się jeden przez drugiego. Doskonali. Kiedy przechodzili obok siebie, patrzyło się na nich jak na starego fiata i salonowe porshe. Zdarzali się i pośredni, co trochę zacierało tak tą granicę. Nigdzie natomiast nie zauważyła żadnych dzieci. Dziewczyna przyglądała się uważnie twarzom. Jedni posiadali gładkie czoła i policzki inne wyglądały jak wysuszona sieć rzeczna.
W końcu znalazłam grupę wyższą ode mnie i jestem normalna. W innym tego słowa znaczeniu.
Szli ścieżką prowadzącą do białych sześcianów. Gdy znaleźli się przy jednym z trzeciego rządu, uniosła głowę, podziwiając je, gdyż okazały się wyższe niż zakładała. Nikol rozejrzała się, przyglądając dokładniej budowlom, nie posiadającym żadnych okien, drzwi czy ozdób. Wszystkie były takie same.
Mężczyzna wyciągnął i przyłożył dłoń do ściany, która przez jego dotyk rozświetliła na niebiesko.
– Przyłóż swoją.  ­– Wskazał na podświetlaną powierzchnię.
Podniosła i przycisnęła rękę do zimnej powierzchni, która w dotyku wydawała się być jakby z miękkiego szkła.
Czy szkło może być miękkie w dotyku?
Miejsce zaświeciło na zielono i ściana rozsunęła się, ukazując istną biel nierażącą w oczy. Nie znaleźli tam nic poza dużym, wbudowanym w ścianę czarnym ekranem, przez co wzrok cały czas do niego uciekał oraz nietypowego łóżka, czyli białej płyty wystającej ze ściany po lewej stronie. Światło dawały podświetlone ściany, regulujące się automatycznie, aby nie oślepiać lokatora. Nikol pomieszczenie wewnątrz wydawało się mniejsze niż możnaby się spodziewać po budynku. Myślała także, że to już koniec wycieczki, ale Szejn przycisnął dłoń do ściany po prawej a ona się rozsunęła ukazując tak samo tylko biel. Wewnątrz wbudowany był tylko taki sam ekran jak w pokoju obok. Nic poza nim.
Podsumowując właśnie znajduję się w budynku bez klamek i okien, w którym pozostaje mi tylko moja samotność i myśli, co nie skończy się dobrze  do wyboru mam pokój większy, w którym mogę siedzieć lub gdy będę potrzebować to pokój mniejszy do leżenia na podłodze. Albo będą mnie tu zamykać jak nie będę się słuchać.
– To łazienka.
Kompletnie zbił ją z tropu. Zwróciła się do niego zdziwiona.
Może przyniosą mi miskę i tu będę mogła ją postawić?

  To Vijotas namo. ­– Wskazał czarny ekran. –  Służy do sterowania całym Arnemi,  tak nazywamy wszystkie budynki w szeregach. Są to domy mieszkających tu kasyczi. Vijotas namo służy między innymi do włączania wody, suszenia, wysuwania zlewu, ubrań, jedzenia, otwierania półek i wszystkiego co tylko potrzebujesz. Książki, Papier, Muzyka czy co sobie tylko wymyślisz jest dla ciebie dostępne dzięki kilku kliknięciom. Ma także wbudowane odczytywanie poleceń głosowych, więc zawsze możesz tylko dać mu polecenie zaczynając od “Vi”.  Wierzę, że jesteś rozgarniętą dziewczynką i sobie poradzisz ze wszystkim.
Miała dziwne wrażenie, że ostatnie zdanie nie dotyczyło tylko Vijotas namo.
– Kiwnęła niemrawo, sygnalizując, że zrozumiała. Miała tego wszystkiego dość. Chciała się tylko położyć, zasnąć i nigdy nie obudzić.
Była tak bardzo wyczerpana, że kolana się pod nią ugięły. Nie miała pojęcia co było bezpośrednią przyczyną, ale zaczęła łkać po cichu. Zresztą miała ich dostatecznie tyle, że uważała, iż ma dostateczne prawo by to zrobić. By w końcu wszystko wyszło na wierzch. Cały strach, nienawiść i beznadzieja, w której się znajdowała. Chciała zapomnieć twarze przyjaciółek, zapomnieć mamę i życie, które wcześniej miała. Poczuła ból i jeszcze głębszy gniew do samej siebie, że po raz kolejny chce to zrobić. Może gdyby pamiętała, gdy wyjeżdżali, może byłaby w stanie im pomóc. A tak, to odgrodziła się od nich, zostawiając je same i  na pewno przerażone. Gdyby nie wyszła z klubu mama nie zostałaby sama i przerażona. Byłaby Zuzka, Julia… i Bez. Ale zrobiła to. Na szczęście nie miała już kogo zawieść.
Poczuła plaster na swoim karku. Nadeszło otępienie, którego tak bardzo potrzebowała. Nie zwracała uwagi już na nic, co działo się wokoło. Wszystko przestało mieć znaczenie. Czuła tylko jak przez mgłę, że została podniesiona z ziemi a następnie leciała. Lot jednak zakończył się lądowaniem na idealnie miękkim podłożu, które wydzielało ciepło i rozgrzewało jej ciało, rozluźniając mięśnie pierwszy raz od tylu dni. Następnie ciemność rozlała się jak atrament na pisanym od tygodnia wypracowaniu, ale nie wiedziała czy to wina opadniętych powiek, czy zgaszonego światła. 


*

Obudziła się w półmroku. Ściany wydawały jasną poświatę, ale na tyle ciemną, żeby można było spokojnie spać, lecz wszystko widzieć. Wzięła głęboki wdech i rozkoszowała się ciepłem, mimo że nie miała na sobie żadnego koca. Przymknęła oczy i chciała znów uciec z tego świata to snu, ale zauważyła, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Uniosła się na łokciach i próbowała wyostrzyć wzrok, gdyż światło pozwalało tylko na zobaczenie szarej postaci.
– Kto tu jest? – Głos jej się nawet nie zatrząsł w przeciwieństwie do ciała. Gość stał przy wejściu.
– Ja – odezwał się z mroku tak dobrze jej znany szept, kiedyś wywołujący miłe łaskotanie. 
Teraz miała ochotę się na niego rzucić. Lecz nie w ramiona, które w okamgnieniu przypomniałyby jej dom, które dałyby możliwość wciągania jednego z jej ulubionych zapachów i bezpieczeństwo, o którym zapomniała już dawno, ponieważ te właśnie ramiona ją tu przywiozły.  Wyprostowana usiadła po turecku i spojrzała na niego spod byka.
– Czego chcesz? – warknęła, pokazując, że nie jest już mile widziany. Gdy zobaczyła jego twarz, miała ochotę zapomnieć wszystko i przyciągnąć go do siebie, ale gniew zabijał tę myśl jak tylko powstawała.
– Chciałem sprawdzić jak się czujesz. – Zmartwiony szukał jej wzroku, ale ona nim uciekała. Zagryzł wargi, czując ból. Podszedł bliżej, starając nawiązać jakikolwiek kontakt. Ona cofnęła się bliżej ściany, by być w jak największej odległości od niego.
Nie odpowiedziała.
Cieszę się, że cię widzę. – powiedział cicho, patrząc ze skruchą na swoje buty. Skrępowany nie wiedział co ma zrobić.
– Ja wolałabym połknąć paczkę gwoździ. – Głos miała zimny jak lód. Przelała cały gniew w spojrzenie, które chciał wytrzymać.
– Wiedziałeś, że to będzie wtedy, prawda?  To dlatego chciałeś iść okrężną drogą. – wysyczała z taką temperaturą z jaką woda w lodowcu była milion lat temu, nim dopadł ją efekt cieplarniany.
Spuścił wzrok.
– Chciałem dobrze. Chciałem dla ciebie jak najlepiej. Żebyś była bezpieczna. Spróbuj chodź raz to docenić – powiedział cicho, znów unosząc spojrzenie.
Zagryzła twardo zęby, nie spuszczając z niego oczu.
– A myślisz, że wolałabym przechodzić jakiś mordercze szkolenia? Poniżania? Przeżywać śmierć przyjaciół i cały czas mieć w głowie obrazy jak torturują moja mamę? Myślisz, że miło jest być intruzem? Jakimś stworem, którego się wszyscy boją, pomimo że masz problemy z otworzeniem słoika? Być w jakimś zakątku świata a ty nawet nie wiesz którym? – Jej głos zaczął się załamywać, przechodząc z podniosłego do trzęsącego, gdyż łzy zacisnęły jej gardło – Nie mieć nikogo dla kogo istniejesz?  Dla kogo żyjesz? Rozumiesz? Jak mojej mamy już nie będzie, zostanę sama… Już jestem.
 Dziewczyna schowała głowę w kolana, wbijając paznokcie w skórę jak najbardziej mogła. Starała się brać głębokie wdechy, by nie rozpłakać się przed nim, ale nic nie pomagało. Ból rozsadzał ją od środka i nic nie było w stanie go zagłuszyć.
Jacob zacisną pięści. Zaczął niepewnie podchodzić do niej. Nie wiedział czy zaraz się na niego nie rzuci z pięściami, ale spokojnie usiadł i delikatnie objął ją, przytulając do swojego ciała. Z chwilą pogłębiał uścisk. Ona wbrew całej sobie poddała się temu, gdyż tego potrzebowała teraz najbardziej czy tego chciała czy nie.  Łaknęła bezpieczeństwa, stabilnego podłoża, które wymieniono na dwunogi taboret. Uczepiła się go, jakby mieli go jej zaraz siłą wyrwać i odebrać ostatnią cząstkę domu, która pomimo że w poszarpanym stanie, została. Nie miała tyle w sobie siły, żeby zmierzyć się z tym wszystkim sama. Żeby go odepchnąć, zwyzywać i posłać do piekieł, zakątków jej mózgu, gdzie wszyscy już nie żyją. Nie mogła, ponieważ już i tak został jej tylko on. I nikt więcej. Bała się go puścić, bo sztorm zwany chwilą porywa wszystko, do czego uśmiechał się człowiek.


*

Po kilku godzinach, gdy leżał i obejmował ją, szepcząc, że wszystko wróci do normy, że będzie z nią cały czas, musiał wracać.
– Możesz zostać ze mną. – szepnęła, gdy wyplątywał się z jej objęć. – Błagam, nie zostawiaj mnie. – Złapała go za nadgarstek, patrząc mu w oczy zapłakanym spojrzeniem pełnym przerażenia. – Błagam, nie zostawiaj mnie samej. Nie dzisiaj. Zostań.
Jacob zagryzł wargę i westchnął. Odwrócił wzrok. Pokręcił głową.
– Nie mogę, naprawdę. Przepraszam, przyjdę jutro.
Złożył pocałunek na jej czole i zaczął się oddalać. Ona patrzyła, jak jego dłoń wydostaje się z jej. Spojrzał na nią ostatni raz z utrapieniem. Zamknął oczy i wyszedł.
Znów została sama. Sama w swoim wewnętrznym chaosie, roztrzaskanym na małe kawałeczki, których nikt nie potrafił poskładać. Zwłaszcza ona.
Co ja mam zrobić? Pozabijać ich? Nie zostawią mnie w spokoju. Niedługo przyjdą. Będą coś ode mnie chcieli a ja nie będę w stanie im tego dać.
Spojrzała wystraszona na miejsce, gdzie zawsze rozsuwają się ściany, robiąc wejście.
Będą mnie prosić o rzeczy, których nie będę w stanie zrobić.
Osunęła się na łóżko, przymykając oczy. Po godzinie leżenia bez ruchu miała dość. Umysł nie pozwalał się wyłączyć, doprowadzając ją do jeszcze gorszego stanu niż była. Niszczył wszystkie postawione fundamenty z patyków, pozostawiając z nich tylko popiół, którym sama była. Wstała.
Muszę coś zrobić. Muszę, jeśli chcę się jeszcze obudzić.
Zerknęła na Vijotas namo i podeszła do niego zainteresowana, ale jednocześnie z lekkim respektem. Wyciągnęła dłoń i już miała go dotknąć, kiedy cofnęła ją wystraszona. Rozejrzała się i spróbowała jeszcze raz. Gdy jej opuszki palców dotknęły zimnej powierzchni, ekran natychmiastowo rozświetlił się, ukazując kilka kwadratów a w każdym wpisane jakieś słowo: JEDZENIE, UBIÓR, ELEKTRONIKA, MEBLE, REKREACJA, INNE. Kliknęła lękliwie na punk UBIÓR. Pokazały się kombinezony przylegające do ciała, a każdy miał na piersi dziwny znak, kwadrat, którego wszystkie boki zostały przedłużone i krzyżowane ze sobą, tworząc dziwne iksy i kreślenia. Zjechała niżej i zobaczyła rzeczy ze swojej szafy. Uniosła brwi, gdy zobaczyła także pudrową koszulkę identyczną jak Bez, które kupiły podczas pierwszych swoich wspólnych wakacji dwa lata temu. Zdziwienie polegało jednak w tym, że bluzka znajdowała na samym końcu kosza na pranie. Była tam także jej ukochana czarna bluza, T-shirt z nadrukiem, który dostała od Julki na siedemnaste urodziny, poplamione farbą jeansy, które nie były już poplamione, bielizna, buty. Cała zawartość szafy i komody. Znalazłą także swoje ulubione różane pefrumy. Wszystko.
Przez myśl jej przeszło skąd oni mogą to mieć.
Musieli wejść do domu. A co jeśli mama w tym czasie się w nim znajdowała?
Pokręciła głową.
Nie. Na pewno zabrali to, gdy jeździła od domu do domu, pytając czy ktoś mnie nie widział. Przecież nie mogą zrobić jej krzywdy.
Uczepiła się tego jak posmarowana klejem do mocnego rzepu. Odganiała także myśl, na temat co czuła matka, gdy natknęła się na pustkę w jej pokoju.
Może pomyśli, że uciekłam?
Kliknęła na bluzę i jeansy. Przekręciła głowę w bok, wyczuwając jakąś zmianę i ujrzała prostokątną dziurę w ścianie. Podeszła do niej niepewnie a we wnętrzu leżały rzeczy złożone w kostkę, które kliknęła. Dotknęła je palcem jakby były jakimś niezidentyfikowanym obiektem, które miałoby zaraz ożyć i się na nią rzucić. Lecz gdy ubraniom nie wyrosły kończyny, wzięła je do ręki i jakby odprawiała magiczny rytuał, przyciągnęła je do nosa, zaciągając się zapachem. Wybuchła płaczem.


Podeszła do miejsca, gdzie powinno być wejście do łazienki. Popatrzyła po ścianie, ale nie znalazła nigdzie żadnego szczegółu, gdzie mogłaby przyłożyć dłoń, dlatego umieściła  ją mniej więcej tak jak Szejn. Powierzchnia się rozświetliła i rozsunęła, ukazując tę pustą łazienkę. Weszła do niej i odwróciła się. Zauważyła, że nawet nie usłyszała zamknięcia drzwi. Położyła rzeczy na ziemi i już pewniej podeszła do Vijotas namo. Dotknęła go i ożył, także ukazując kwadraty z  podpisami. LUSTRO, PRYSZNIC, WANNA, JACUZZI, HIGIENA JAMY USTNEJ, SUSZENIE, PRZYBORY, UMYWALKA, MEBLE, INNE. Kliknęła na prysznic, ponieważ wydawało jej się, że dawał najszybszą formę ucieczki i obrony. Wzdrygnęła się przestraszona, gdy usłyszała lecącą wodę.
Rozebrała się i podeszła pod stalowy kwadrat wysunięty z sufitu, z którego płynęła woda. Długi, gorący prysznic nie przyniósł jednak ukojenia jak w tych wszystkich książkach i filmach, w których gdy życie bohatera wygląda jak gra Jenga, wystarczy kilka minut pod strumieniem, by zapomnieć o tym, że twoi przyjaciele zostali zamordowani przez ciebie, a co z tobą zrobią to jest jeszcze kwestia umowna,  którym o ironio teraz ona była. A co jeśli właśnie przed ekranem lub kawałkiem papieru, który niedługo i tak trafi na strych lub zakurzoną półkę, odcinając się od niej i mówiąc “mnie to nie dotyczy”, ciesząc się na nadchodzącą rozrywkę, gdy nóż zostaje przyciśnięty do jej gardła, siedzi ktoś, kto właśnie jej kibicuje bądź czeka na ten właśnie moment aż w końcu jeden z wyciągniętych klocków Jenga przechyli całą konstrukcję nazwaną jej życiem? Tak. Tak właśnie czuła.
Najgorsze jest to, że ja też kiedyś nimi byłam, lecz okazuje się, że ta bariera jest bardzo cienka a świat za nią już nie jest tak interesujący i pełen rozrywki.  Ja też lubiłam, gdy ginął tłum, a gdy bohaterowie mieli zbyt spokojne życie w recenzjach pisałam, że wrażenia są do bani, nie traćcie czasu na poznanie ich. Ale to byli ludzie a my szczerzymy mordy, gdy ich problemów robi się coraz więcej, przybiera ich i osiadają na nich jak owady wżerające się w ciało trupa. Czy tylko mi wydaje się to chore? Ale przecież tak żyją wszyscy, więc to znajduje się w katalogu “normalne zachowania normalnego człowieka”. My idziemy dalej, dopóki się nimi nie stajemy.

Poczuła wspaniały zapach. Powąchała swoją skórę i włosy. To od niej. Zaciągając się nim, znów podeszła do Vijotas namo, klikając tym razem lustro. Podejrzewała, że wysunie się ono ze ściany, lecz nagle wszystkie zmieniły się w nie, tak jak w pomieszczeniu, gdzie poznała Herszeja i Rusha. Wzdrygnęła się na te wspomnienia. Gdy patrzyła na te wszystkie odbicia nie mogła skupić się na obrazie dziewczyny stojącej przed, za, pod i obok niej. Zerknęła znowu na Vijotas namo i wyłączyła wszystkie pozostałe, zostawiając tylko jedno.
Spojrzała na siebie. Pod spuchniętymi powiekami miała sińce, które nie zdążyły się jeszcze wchłonąć po wcześniejszej histeri, lecz były one tylko tam. Nigdzie więcej. Reszta ciała pozostała idealna. Nie znalazła żadnego małego zadrapania ani siniaka, pomimo że pięć? Sześć? Siedem dni temu zmiażdżyła ją stalowa płyta. Straciła rachubę w czasie. Oczywiście nie wliczając noża w jamie brzusznej i szarpnięcia Jacoba. Dotknęła miejsca, w którym czuła rozpruwający ból, gdy posiadała jeszcze przyszłość.
To wszystko jest pochrzanione. Nawet już nie wiem kim jestem.
Wpatrywała się w zrozpaczone, wystraszone oczy. W wystające kości policzkowe. Westchnęła.
Może mam po prostu więcej płytek krwi i leukocytów a oni chcą mi namieszać w głowie, żebym poddała się ich woli, wierząc, że chcą mi pomóc?
Wróciła do monitora i wyłączyła lustro. Nie chciała patrzeć na swoje odbicie. Kliknęła suszenie a zewsząd leciało przyjemnie ciepłe powietrze, dzięki czemu w mig była sucha. Po wielu zabiegach w łazience ubrała się i przyłożyła dłoń do ściany.
Wzdrygnęła się przestraszona, gdy ujrzała Szejna naprzeciwko. Wyglądało na to, że chciał tam wejść.
– Jak się czujesz? – zapytał, nie dając jej nawet czasu, by wyjść z łazienki.
– Kogoś to w ogóle interesuje czy to wasza wersja “co tam?”?–  odpowiedziała mu sucho i minęła go, by usiąść na łóżku.
Zignorował jej pyskówkę.
– Jadłaś? – Stał cały czas w jednym miejscu, uważnie obserwując ją.
– Tak.
Nie. Zapomniałam w ogóle, że człowiek nie ogarnia jeszcze jak żyć na powietrzu. Chociaż… Patrząc na niektóre dziewczyny…
 Nie odczuwała głodu a ostatni posiłek miała w podróży, który i tak nie popisywał się obfitością.
  W takim razie pójdziesz teraz ze mną.
Odwrócił się i nie czekając na jej odpowiedź, wyszedł. Popatrzyła za nim, analizując czy ma jakąś drogę ucieczki.
Nadal się łudziła.




NOTKA:
Tu kończą się poprawione rozdziały. Czasem mogą być jakieś niedomówienia ze względu przeróbką tekstu, za co serdecznie przepraszam. 

11 komentarzy:

  1. Moją opinie znasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, nie zna, nie możesz o każdym rozdziale myśleć tego samego xd eloo ziooom xd musisz mieć jakieś zdanie, takie komentarze są bez sensu xddd


      L.

      Usuń
  2. Daleko zaszłaś, jeszcze tylko 1 xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu ten błąd z ął; "­– Prawdopodobnie nigdy­ – szepną. " oni szepną coś, natomiast on szepnął jej. Czaisz? :D
    "zamontowany w suficie" - może być zamontowany NA suficie, a jak już, to WMONTOWANY w sufit. W ogóle to coś stało się z cziocnką, na początku jest jakaś mała, potem większa, mniejsza i znowu jakaś inna. Proponuję edytować post i poprawić, by był jednolita czcionka tekstu.

    Nikol widać, że tęskni i jest wściekła. Przytłaczają ją wszystkie te emocje, w dodatku nie ufa nikomu, Jacob ma przesrane lekko mówiąc, bo w końcu ją kocha... A widać, że Nikol jakoś od zawsze ma go w dupie i nie okazuje mu uczuć XD Wredna zołza xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podejrzenia dysgrafi, wiec może być problem z ął i wg xD a z Trzcionką też nie wiem co się dzieje. Podejrzewam, że to przez formatowanie, tak samo jak podkreśla mi cały tekst czasami i się tego pozbyć nie mogę a piszę w dokumentach google a nie blogerze i to chyba tego wina. I dziękuję za błędy ;)

      Nikol lubi go, ale jakbym postawiła się na jej sytuacji to też bym miała gdzieś takiego przyjaciela. Nie plnowałam, żeby wyszło, że Jacob ją kocha, ale może byc napewno to wykorzystam.

      Dziękuję po raz koljeny na komentarz xD ♡

      Usuń
    2. czcionką* moja droga :D
      Musisz, gdy wklejasz w posta na bloggerze, usunąć formatowanie i tam zaznaczać wszystkie akapity od nowa. Ja piszę na bloggerze i zapisuję jako tekst roboczy.

      Usuń
  4. Fabuła mnie bardzo zaciekawiła, nie da się nie zauważyć, że ten post jest napisany najlepiej ze wszystkich, które czytałam do tej pory, pojawiło się kilka błędów, ale naprawdę drobnych.
    Mam nadzieję, że Nikol się ogarnie, bo na razie jest strasznie "miękka i wiotka", bardzo dobrze odwzorowałaś jej ból po stracie bliskich i rozłąki z matką, ale przydałoby się ukazanie jakiejś ciekawości. Nie wierzę w to, że nic jej nie zainteresowało podczas tego pobytu. Ale naprawdę, akcja się w końcu rozkręciła i się także trochę wyjaśniło. Czytam dalej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Podziwiam, że dotrwałaś aż tu w jeden dzień. O.O

      Usuń
  5. Cudownie tu wszystko opisałaś. Ale ja sobie te domki wyobraziłam へ-へ Bomba! Te białe ściany, ekrany, łazienka- bardzo piękne i nowoczesne <3 Ja na jej miejscu wykopałabym tego Jacoba.
    Jejku jakie to jest smutne, że Nicol nigdy już nie zobaczy swych przyjaciół oraz kochające, martwiącej się o nią matki....
    Lecę dalej :D

    OdpowiedzUsuń