sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 44

Notka:
Sorry za spam na początku, ale muszę. Raczej wolelibyście, po przeczytaniu rozdziału, żeby notka była u góry.
Wiem, że mnie bardzo długo nie było, ale problemy techniczne i brak weny twórczej dał się we znaki, dlatego zostawiam wam krótkie streszczenie rozdziału. Mam  nadzieję, że pomimo swojej długości nie będzie trudny do przebrnięcia. Przepraszam od razu za koniec, ale 44 wyszedłby za wielki i musiałam go w połowie uciąć, ale bez obaw teraz mam już całą koncepcję, więc czas oczekiwania nie powinien wynieść dwa miesiące. Zresztą, kto mnie tam wie...
Ja już nie przynudzam i zapraszam do czytania. Informacja jest taka, że został nam rozdział 45 i prolog, chyba że znów się nie zmieszczę. 
Do następnego ;)




Przypomnienie rozdziału 43


              Anysz dostarczył broń, amunicję i cały sprzęt, który mógł się przydać w ucieczce. Po jego wizycie przyszła kobieta, która zabrała Nikol na rozmowę z Blizną. Mężczyzna opowiadał jej swoją wersję, jak to wszystko się stało. Mówił, że matka Nikol, Maylena, współpracuje z nimi. Przedstawił Wielką Piątkę jako tyranów, którzy gnębili swoich podwładnych, a z jego ręki zginął jeden z władców, który przepowiedział nadejście Nikol i jej bliźniaka. Rebelianci są ofiarami, a ona dotychczas pomagała nie tej stronie co trzeba. Dziewczyna jednak siedziała niespokojnie, bo zaraz miała zjawić się ekipa ratunkowa. Koniec rozdziału:

"Nikol coś przyszło na myśl. Skoro słyszę go w swojej głowie, to jak on w ogóle się tam dostaje?
– Jak...? – odezwała się ostro. On wiedział, o co pyta, dlatego wciął jej się w słowo.
– Mówiłem ci, że znałem się z twoją matką. – Nie rozumiała. W ogólne nie wiem o co mu chodzi! Wstał z krzesła i oparł się o stół.  – To ona prosiła mnie, żebym ci wczepił Ucho Hernyla… jakby ci tu wytłumaczyć… – Zamyślił się na chwilę. – Głośniczek z mikrofonem, dzięki któremu gdy do ciebie mówię, słyszę twoją odpowiedź. – Nikol przeszedł dreszcz po plecach. Przycisnęła roztrzęsione dłonie do nóg, by ukryć przypływ przerażenia.
– Czytasz mi w myślach? – powiedziała trochę za szybko.
Czuła jego spojrzenie, które wdzierało się w jej czaszkę. Stała się zbyt pewna stanu gotowości kobiety, która nadal czekała w drzwiach. Dziewczyna zerknęła szybko w lustro, gdzie zobaczyła, że kobieta się zbliża do niej.
– Przez czytanie w myślach masz na myśli to, że wiem o broni schowanej pod podłogą i misji ratunkowej za trzynaście minut? – O boże.
“Oczywiście” – szepnął w jej głowie."



ROZDZIAŁ 44


Proszę was bardzo o komentarze, o jedno głupie zdanie, bo fajnie jest wiedzieć, że dla kogoś to jednak robię. Liczę na was :) <3


– Zamknąć ją z resztą i czekać na dalsze rozkazy. – powiedział władczo Blizna do jego towarzyszki. Kątek oka zerknął na Nikol, na co żołnierka zasalutowała, a sam wyszedł, nie oglądając się już.
Na zewnątrz czekał grubszy mężczyzna, trzymający w ręku urządzenie przypominające kartkę papieru, o właściwościach podobnych tabletowi.
– Więc? – zapytał, cały czas skupiony na sprzęcie.
– Załatwione. Znaleźć drugiego. – odpowiedział i ruszył w swoją stronę, by oficjalnie rozpocząć jego ulubioną część zabawy.

Nikol wstała gwałtownie i spojrzała niepewnie przez ramię na oprawczynię, która zbliżyła się do niej.
Gdy ta już miała ją złapać, dziewczyna była gotowa do boju, lecz wbrew przewidywaniom – nie zaatakowała. Momentalnie wyprostowała się i wyciągnęła dłonie przed siebie ze spuszczoną głową, wpatrzona w swoje pozdzierane czarne buty. Kobieta nie zadawała zbędnych pytań. Jej żelazny uścisk wywołał ból, ale Nikol nawet nie pisnęła. Zagryzła policzki, gdy założyła jej dwie ciężkie złote bransolety, które momentalnie weszły jej w skórę, wbijając pod nią haczyki. Znalazły one nerwy i podpięły się do nich, zabierając czucie od ramienia aż po koniuszki palców. Gdy ją popchnęła, wyprowadzając z sali, także się nie skarżyła. Szła posłusznie, wykonując polecenia.
.
W momencie skręcania do znanego jej już korytarza, zerknęła na kamerę, która bacznie ich obserwowała, nie pomijając żadnego ruchu. Poruszała się niczym głowa kota, śledząca laser. Nikol mrugnęła dwa razy prawym okiem, po czym, jak gdyby nigdy nic, kroczyła dalej podziwiając lśniącą podłogę.
Urządzenie zaczęło dziwnie buczeć, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Starała się tak iść, by dłonie miała jak najdłużej przyciśnięte do kieszeni, gdzie znajdowała się diamentowa blaszka.
Ciemność.
Aż westchnęła, gdy bransolety spadły z jej nadgarstek.
Zamknęła oczy i rozpływała się w znanym jej uczuciu, gdy świat zwalniał. Uszy usłyszały bicie serc kobiet, będących za stalowymi drzwiami przed nią. Na jej twarz wbłąkał się uśmieszek. Niczym drapieżnikowi, widok zaraz jej się wyostrzył, więc ciemność kompletnie jej nie przeszkadzała. Jak na złość – żołnierce także. Nikol oblizała usta, delektując się zbliżającym polowaniem.
Wiedziała, że będzie chciała ją złapać, dlatego zrobiła unik, wyszarpując jednocześnie jej broń przymocowaną do spodni i kierując ją w stronę klatki piersiowej żołnierki, jednak nie doceniła jej. Lepka rączka dziewczyny została schwytana. Kobieta już miała ją wykręcić, by oddalić śmierć od siebie, kiedy Nikol bez zawahania nacisnęła spust. Rozbłysło światło, które w ułamku sekundy rozświetliło ciało jej przeciwniczki, niczym klosz zapalonej lampki. Po pustym, cichym korytarzu rozszedł się dźwięk upadającej ofiary. Dziewczyny to specjalnie nie poruszyło, nawet nie przyspieszył jej oddech. Tylko jak dumna kocica, podniosła się szybko i zgrabnie, po czym dopadła drzwi, za którymi była Crashi, Dri, Alendra, Rosewell i pozostałe umęczone niewiasty.
Podeszła do wejścia i pewnie złapała właz, który, jak przewidywała, ruszył bez oporów. Zaparła się i pociągnęła ciężką stal bez najmniejszego wysiłku. Na korytarz momentalnie zaczęły wychodzić jedna po drugiej, jakby tylko na to czekały, ale ich postawy pokazywały niepewność jak i strach. Nikol wydawała się tam najbardziej opanowaną osobą, jeśli w ogóle nią nie była. Nawet dumna Crashi okazała się przytłoczona całą sytuacją.
– Torby. – rzuciła sucho ich wybawicielka.
Przed rząd wyszła Alendra z dwiema kobietami, a w rękach trzymały spakowaną broń, amunicję i dodatkowy sprzęt, który miał im się przydać, przy przedostawaniu się między poziomami czy korytarzami. Nikol popatrzyła na nie z wściekłością, zamaszyście wskazując na pakunek.
– Miałyście to rozdać. Czemu wszystko jest nadal spakowane?! Marnujemy czas! – Gniewnym spojrzeniem omiotła koleżanki. Sama załadowała sprzęt wyrwany strażniczce, po czym podeszła do Crashi, podając jej strzykawkę.
– Tylko dwie. – Blondynka kiwnęła głową i razem z nią kucnęła przy żołnierce, by napełnić plastik, a następnie fiolkę jej krwią.
Kilka osób przyglądało im się z zainteresowaniem, ale nie wyrażały chęci by im się sprzeciwiać. Nikol wstała, schowała flakonik do kieszeni i rozejrzała się po towarzyszach.
– Na co czekacie?! Ruchy! Nie widzicie? Wszystko już działa. – Wskazała na kamery, które zwróciły się na nie.
Rozglądała się po otoczeniu, by sprawdzić, czy jeszcze nikt do nich nie docierał. Na ich szczęście – teren okazał się być czysty, jednak niecierpliwość dziewczyny rosła z każdą sekundą, przy akompaniamencie stukającej stopy.
W popłochu zrzuciły torby na ziemię i zaczęły rozdzielać pałki elektryczne, broń, Gazówki, Unieruchamiacze oraz Zapłony. Każda przyczepiła do swojego pistoletu detektory ruchu i ciepła. Po kolei rozdane zostały Pazury – kajdanki, które dopiero co miała zaszczyt nosić Nikol – i bomby wielkości dużego paznokcia.
Gdy w końcu każda została uzbrojona, dowódczyni akcji nie marnowała ani chwili, więc spięła się już do biegu, by dostać się w ustalone miejsce, lecz zawołała ją Dri.
– Nikol – Brunetka odwróciła się zirytowana przeciągnięciami. – Niektóre nie chcą iść. – powiedziała spokojnie, oglądając się na grupkę kobiet stłoczonych przy wejściu do celi.  
– Skoro wolą umierać, to ich wybór. – Rzuciła tylko szorstko i ruszyła przed siebie.
Na początku żadna się nie poruszyła, pytały wzrokiem jedna drugą, nie wiedząc, czy jednak mają je zostawić, ale raczej nie była im widziana ta sama wizja, dlatego każda za chwilę już biegła w wyznaczone miejsca.
Crashi razem z grupą pięciu kobiet miały znaleźć się w Obserwatorium i Elektrowni, by unieszkodliwić na dobre widoczność przeciwnikowi oraz zniszczyć maszyny, by wyłączyć wszelkie zabezpieczenia. Dri i Alendra z trzema innymi osobami, pod dowództwem Hawii, sprawdzały wyjście i drogę na dach, a Nikol z dziesięcioosobowym oddziałem udały się na zwabienie i likwidację wroga, aby reszta miała łatwiejsze dojście do celów.

Dziewczyna momentalnie przystanęła i wyjęła ostrze, którym rozcięła wnętrze swojej dłoni. Usłyszała ciche westchnienia i jęki. Potrząsnęła tylko na nie głową i ścisnęła rękę, by krew zaznaczyła podłogę.
Czynność powtarzała co piętnaście metrów. Nie mogła zrozumieć jednej rzeczy: Czemu tam było tak cicho? Czemu nie mogły znaleźć ochrony w ustalonych punktach? W końcu uciekli więźniowie, a oni nie podejmowali żadnych czynności, by temu zapobiec.
Usłyszała ciche bzyczenie. Skierowała swoją uwagę w stronę kamer, które nagle stały się martwe.
– Jest! Trzydzieści metrów. Dwudziestu. Idą w naszą stronę. Uzbrojeni. – Zdała raport kobieta o przysadzistych oczach i skórze jak papier, idąca na czele daleko przed oddziałem.
Nikol obawiała się, że jej prymitywny orszak, gdy tylko będzie miał okazję spotkać z się wrogiem, ucieknie w popłochu, ale widziała w ich twarzach determinację i nienawiść.
Dziewczyna zamknęła oczy i skupiła się, wciągając głęboko powietrze. Poczuła pot. Skrzywiła się z odrazą, nie rozumiejąc, dlaczego żołnierze wyraźnie się czegoś obawiali, a na pewno nie przestraszyli się grupy słodkich króliczków, nie wiedzących nawet jak naprawdę obsłużyć Elektrodę. Zerknęła na czujniki ciepła i zauważyła, że zatrzymali się w sąsiednim korytarzu i bardzo zmniejszyli tempo. Wiedzieli, że tam są.
Zatrzymali się.
– Będą nas ostrzeliwać za pomocą fali pocisków. Jeśli to my pójdziemy pierwsze – usmażą nas. – Poinformowała oddział, który momentalnie stanął w miejscu.
– Co teraz? – odezwała się jedna z ubezpieczających przód.
– Zapalniki i gaz. Pierwsza linia wystąp. Podejść jak najbliżej, odbić z całych sił od ścian Zapalniki, a Gazowniki rzucić i uciekać, jeśli któraś zamierza przeżyć. – Nikol dała rozkazy.
Rozległ się dźwięk stukającego metalu o metal, a następnie odgłos ich kroków. Dziewczyna szybko zerknęła na detektory, a serce zaczęło jej walić jak oszalałe.
– Odwrót! – krzyknęła ile miała w płucach, biegnąc ile sił w nogach, ale zaraz stanęła w miejscu.
Świat zaczął zwalniać. Wszystko widziała z bardzo dużym opóźnieniem, jak jeszcze nigdy wcześniej. Zwróciła się ku zakrętu korytarza, gdzie jej kasyczi wykonywali wydane polecenia. Ich Zapalniki i Gazowniki leciały już w powietrzu.
Razem z bombą przeciwnika.
Widziała, jak ich żołnierze uciekają. Przyjrzała się biegu swoich towarzyszek, które robiły jeden krok biegu w jakieś trzydzieści sekund. Ruchy dziewczyny  jednak nie znajdowały się stanie spowolnienia. Doskonale wiedziała jak to możne wykorzystać.
Ile pary w nogach, podleciała do bomby, która nie zostawiłaby z nich nawet marnej plamy. Złapała ją w dłonie i czując już rosnące gorąco, wcisnęła ją w ramiona jednego z przeciwników. Najpierw nastawało światło, które oślepiało ją nawet, gdy znalazła się już za rogiem. Pochwyciła jedną z Gazowniczek i porwała ją z dala od wybuchu. W momencie, gdy była już w następnym przejściu, czas wrócił do wcześniejszego stanu. Zdążyła już tylko rzucić się na ziemię, osłaniając przy tym kobietę własnym ciałem, gdy rozległ się rozrywający bębenki wybuch. Słyszała ogłuszający pisk w uszach i widziała ciemne plamy przed oczami, zabierające widoczność. Nie czuła mokrego ubrania, przyklejającego się do jej skóry. Ból z rozszarpanego ciała i uszkodzonych wnętrzności przyszedł dopiero po chwili, o mało nie zabijając jej swoją intensywnością. Wszędzie było słychać tylko jej krzyk…
...i już nikogo innego.
Przeturlała się na bok jęcząc, by spojrzeć na kobietę, którą uratowała. A bynajmniej takie miała wrażenie. Łzy cierpienia zasłaniały jej widok, ale pomimo to wiedziała, iż i tak nie ma na co liczyć. Nie wydawała z siebie żadnego dźwięku.
Rozrywający ból przechodził przez całe ciało Nikol. Tkanina dostająca się w rany, powodowała głębsze wdechy dziewczyny, a przy tym ruchy złamanego żebra w przebitym płucu. Leżała odłogiem, czekając aż regeneracja ją powoli uleczy, gdy ona skupiała się tylko na tym, by oddychać, chodź i to wydawało się wyzwaniem.
Lekkie mrowienie krążyło po jej ciele, ale ledwo je czuła, gdyż przysłaniały je katusze ciała. Każdy ruch klatki piersiowej także powodował naciąganie się zniszczonych tkanek. Doskonale czuła każdy organ oraz wbite odłamki kości, które nawet nie należały do niej. Zamknęła oczy, które cały czas pozostały oślepione. Do tego wszystkiego dołączało uporczywe dzwonienie w uszach i ich kłujący, natarczywy ból.
Nie mogła zrozumieć, jaki dowódca zgodził się na operację, która miała uśmiercić wroga kosztem życia żołnierzy. Przecież było inne rozwiązanie. Zwłaszcza, że one nie należały do wyszkolonych wojowników, których celność była równa… No właśnie, najpierw ona w ogóle musiałaby być.
Znów czekała na to, aż ktoś przyjdzie sprawdzić, czy wybuch się udał i jednostka została zlikwidowana, ale tak też się nie stało. Nic nie rozumiała. Nic się nie zgadzało.
Nie mogła rozszyfrować ich działań. Zachowywali się tak, jakby chcieli je wpędzić w jakąś pułapkę.
Zaczęła rechotać, pomimo że rozrywało to już zasklepione strupy.
Jej śmiech rozchodził się z echem po pustych korytarzach, ale nie był to zabawny dźwięk, a wręcz śmiech rozpaczy, udręki czy może jednak bezsilności. Korytarze nie były jednak tak puste jak się wydawało, gdyż na podłogach i ścianach zostały rozłożone czerwone dywany śmierci, przyozdobione częściami ciała, jeszcze przed chwilą żywych, oddychających istot.

Rozmyślała o Rush’u, gdzie on właśnie mógł być, co mógł robić. Czy był z nimi? A może już o niej zapomniał przez te dwa minione miesiące.
Westchnęła, ale zaraz jęknęła z bólu.
– Kto ich tam wie.
Chciała się podnieść, by ocenić wywołane szkody, ale zdążyła tylko ujrzeć czarną dziurę w swoim brzuchu, gdy pochłonęły ją zawroty głowy, przez co opadła bezsilnie.
Oczekując na podgojenie się ran, przyglądała się spokojnej twarzy szatynki o ciemnych worach i spierzchniętych ustach. Dopiero teraz zauważyła, że miała ona otwarte oczy, którymi wpatrywała się w nią. Nie wydawała żadnego dźwięku, ale utkwiła w niej wzrok, mrugając powoli co kilka minut. Dowódczyni zmierzyła ją wzrokiem, po czym próbowała opanować wymioty na widok braku połowy ciała. Jej wnętrzności wylały się i to one moczyły ubranie dziewczyny. Zrobiło jej się słabo. Nikol jednak wyciągnęła z jękiem rękę, by przykryć jej papierową dłoń. Pomasowała ją kciukiem i posłała zbolały uśmiech, który wcale nie był uśmiechem. Wiedziała, że żywy pozostał jej tylko wzrok, który zaraz i tak zniknął, zakrywając go sinymi powiekami. Jej twarz była wymęczona, ale wtedy wyglądała jakby była pogrążona w głębokim śnie. “W śnie żelaznym, twardym, nieprzespanym.”
Kącik ust dziewczyny się uniósł w rozbawieniu. Jeszcze niedawno jej zmartwieniem był Kochanowski. Te wydarzenia wydawały się tak rozległe, a działy się niecały rok temu. Pod zamkniętymi powiekami widziała swoją osiemnastkę, naprutą Julię, którą Nika wlokła do toalety. Jacoba, który zabrał ją tamtego dnia z imprezy.
Do jej oczu napłynęły łzy i tam pozostały, gdyż nie wyszły na powierzchnię. Zbyt wiele ich wylała w ciągu tych miesięcy. Nienawidziła siebie za to, kim się stała. Nienawidziła tego, że mogła patrzeć na martwą twarz kobiety, która opowiadała jej o swoim dużo młodszym bracie Leo i siostrze Kithi, którą sama wychowywała po tragicznej śmierci rodziców, a nią nie targały żadne emocje. Nie czuła paniki, współczucia, ani żadnego innego uczucia. Nienawidziła tego, że z taką łatwością było jej odebrać życie żołnierce i nawet się tym nie przejąć. Pamiętała, jak uporczywie stała przy swoim, gdy mówili jej, że zrobią z niej bezwzględną maszynę do zabijania, a ona zapierała się i twierdziła, że nigdy do tego nie dojdzie.
Przegrała.
Znów zaczęła się śmiać, ale tym razem nie wywołało to w niej bólu. Wzięła głęboki wdech, ale nie poczuła rozrywania. Usiadła i przyjrzała się swoim ciemnym, za dużym poszarpanym spodniom, ciężkim od ilości wchłoniętej substancji, które nadawały się tylko na zwykłą szmatę. Rozejrzała się po otoczeniu.
Białe ściany zostały majestatycznie przyozdobione rozbryzganą krwią, tworząc piękny pejzaż.
Nikol potrząsnęła głową.
Gdy podnosiła się z jękiem musiała się podtrzymać, gdyż upadłaby. Świat zawirował, ale zaraz wszystko się unormowało. Wmaszerowała w korytarz, w którym jeszcze kilka minut temu znajdowały się jej koleżanki, jej oddział. Z uniesioną głową szła przed siebie znacząc buty od czerwonej podłogi. Co i raz potykała się o pozostałości jej towarzyszek. Czuła, jak pusty żołądek próbuje wydostać swoją nicość na zewnątrz, jednak kroczyła dalej. Starała się nie przyglądać samotnie leżącym głowom, czy odbijającym się od jej obuwia czemuś, co kiedyś mogło być śledzioną lub sercem. Poprawiła na ramieniu broń, która jako jedyna pozostała w jako takim stanie. Dziwiła się wytrzymałości materiału z jakiego były wytworzone Elektrody i cała maszyneria zbudowana z rąk kasyczi. Detektory ruchu jednak przestały działać. Pozostała sama sobie razem ze swoją samoobroną orgnizmu, która jak na razie zajmowała się regeneracją.
Obraz w korytarzu przeciwnika się nie zmienił. Dziwiło ją jednak to, że siła rozrywająca organy i ludzkie ciało, nie uszkodziła w żadnym stopniu ni światła, ni ścian. Byłoby to dużo prostsze, bo od razu znalazłaby się na zewnątrz.

Dotarła do drzwi, według planów, prowadzących do miejsca, gdzie przetrzymywali broń. Nadal jednak nikt nie stawał jej na przeszkodzie. Nie rozumiała tej wojny. Czemu dają jej wolną rękę? Czemu nie sprawdzą czy jednak żyje? Obawiała się tego jeszcze bardziej, niż gdyby ktoś tam jednak był.
Przyjrzała się czytnikowi DNA, jedną ręką sięgając do kieszeni w poszukiwaniu strzykawki z krwią żołnierki. Przeszedł ją dreszcz, gdy jej palce spotkały się tylko z mokrą tkaniną i odłamkami plastiku. Wyciągnęła je przyglądając się im, leżącym na drżącej dłoni. Ścisnęła je i wściekła rzuciła nimi przed siebie krzycząc. Już zmoczonym w substancji z kieszeni palcem, chciała dotknąć czytnika, kiedy zaczęła myśleć racjonalnie i zacisnęła pięści, cofając rękę.
Złapała za broń i cisnęła nią o podłogę, następnie szybkim krokiem ruszyła do windy, gdzie na parterze miała się spotkać z Dri i Alendrą.


Rush razem z setką kasyczi ustawili się na miejscach, bacznie obserwując budynek. Była ciemna noc, ale nakładki na kaski ochronne, dopasowane do głowy, dawały im doskonałą widoczność. Strażnicy obchodzili kilkunasto hektarowy teren. W tym miejscu akurat znajdowała się ich piątka.
Rush zerknął na bok obrazu, wyświetlającego przez hełm, gdzie widniała godzina i odliczanie czasu. Pozostało im dziesięć minut do zmiany warty. Wysłał komunikat do swoich żołnierzy i zaraz ruszył pochylony przed siebie, a piętnaście postaci za nim. Reszta pozostała na swoich miejscach, chowając się za pojazdami i wielkimi skrzyniami.
Chłopak zauważył informację o potwierdzeniu użycia Śpiocha. Przyjrzał się jednemu z kolegów i widział jak posyła po ziemi motorek. Jechał on prosto, a niedaleko celu rozdzielił się na pięć części i każda podjechała do jednego strażnika. Gdy tamci zdążyli się zorientować co się dzieje, wyprysnęła wielka chmura białego dymu. Piętnastoosobowy oddział zatrzymał się, czekając na efekt, aktywując tlen, by substancja z zewnątrz nie dostała się do ich płuc. Zaraz podbiegli do uśpionych ofiar, odciągając je w stronę reszty kasyczi. W momencie, gdy ci zostawiali ich ukrytych w skrzyniach, żołnierze podzielili się już na mniejsze grupy, by osaczyć każde z wejść.
Wybijali każdego, kogo spotkali na drodze. Przeczesywali wszystkie pomieszczenia. Wściekłość Rusha pogłębiała się z każdymi otwartymi drzwiami. Demolował meble, wyrzucał w powietrze Papiery i rzeczy  jakie tylko leżały na wierzchu. Podrzynał gardła zdziwionym kasyczi, uprzednio wykrzykując im w twarz wciąż to samo pytanie. Mordował  ich nim zdążyli odpowiedzieć, satysfakcjonując się  bulgoczącym dźwiękiem wylewającej się krwi z tętnicy, dusząc ofiarę, pomimo że mógł użyć broni, której uśmiercanie zajmuje mniej czasu i nie robi bałaganu. W końcu dowódca nie wytrzymał i strzelił w następną złapaną duszę, zanim Rush zdążył zabić ją pierwszy.
– Opanuj się! – krzyknął, popychając go. – Jesteś chodzącym mordorem. Uspokój się albo odsunę cię od akcji. Zrozumiałeś? – Wyjął pałkę Posłuszeństwa i uderzył go raz. Chłopaka przeszył prąd z falą bólu przez co się zatoczył, ale nie upadł.
– Wyłącz uczucia, idioto. – Przeciągał samogłoski. – Mówiłem, żeby nie pozwolili ci jechać. Przez ciebie straciliśmy wystarczająco czasu, by mogli już ją wywieźć.

Pomimo rozkazów Rush nie potrafił się opanować. Zaczął wypełniać swoje obowiązki humanitarnie, ale nadal wszystko w nim buzowało, a zabijanie każdego z nich sprawiało mu wielką przyjemność.
Nagle elektryczność wysiadła. Zapadła ciemność.
– Czy ja teraz kazałem wyłączyć elektronikę?! – Dowódca wrzasnął z taką mocą do mikrofonu kasku, że wszyscy się skrzywili.
– Nie ruszyliśmy jeszcze do elektrowni. – Usłyszał od młodszego podchorążego.
– Więc jaka kurwa wyłączyła prąd? Chyba sami sobie nie unieszkodliwili zabezpieczeń.
Jakby ktoś usłyszał pytanie kapitana Fredrh’a, rozległ się kobiecy głos, który znał tylko on i były oficer Rush. Rozbłysło światło i gdyby żołnierze nie mieli automatyzacji dostarczania jasności, oślepiło by ich.
– Czego tu szukasz, Fredrh? – Dźwięk był tak wysokiej jakości, że mogliby stwierdzić, iż stała ona tuż obok.
– Dobrze wiesz, Rairy. – Kapitan odsunął ekran hełmu, rozglądając się.
– Zły adres, kochanieńki. Adgar ją ma, ale i tak wiesz, że jej nie odzyskasz, więc po co ten trud. Gdyby się dało coś zrobić, My bylibyśmy pierwsi, a więc zabieraj zabawki i przyjaciół. Zostaw moich kasyczi w spokoju, bo nie tak będziemy rozmawiać. – Jej suchy ton przyprawiał o dreszcze.
Z głosu wydawała się na dojrzałą kobietę o zimnej twarzy i kościstych policzkach, która jest w stanie podporządkować sobie cały świat. Emocje Rush’a które w nim buzowały nabrały jeszcze większej mocy na wieść, że Nikol znajduje się w rękach najgorszego psychopaty, którego bawi cierpienie innych.
Przez którego jest TO wszystko.
Przez którego każdy stanął przeciwko sobie.
Przed oczami widział Ją. Storturowaną, zakrwawioną. Zrobiło mu się słabo, a pot oblał jego czoło.
Fredrh spojrzał na byłego oficera i przetarł twarz.
– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz, Rairy? Daj mi dowód na to, że Adgar ją przetrzymuje. – Kapitan wydawał się nieugięty i niewzruszony tym, że to Blizna porwał Wybawicielkę.
– A dlaczego mam ci cokolwiek udowadniać? Kim ty jesteś, żeby posądzać mnie o kłamstwo czy ze mną rozmawiać? – Nastała przeciągająca się cisza. – Jeśli za pół minuty nie znikniecie stąd, korytarz wybuchnie, nie pozostawiając po was nawet marnego wspomnienia. Miłego dnia. – Ostatnie słowa wypowiedziała złowrogim, cichym tonem, na który przeszły ich ciarki. To było ostrzeżenie.
Jeden patrzył przez drugiego. Była to rzeczywista groźba. Jak Rush znał Rairy jeszcze z dawnych lat, nie zawahałaby się wysadzić ich, a nawet nie sprawiłoby to jej trudności. Widział, że Fredrh chciał ciągnąć to dalej, ale nie mógł pozwolić by wszyscy zginęli przez jego urażoną dumę. Nacisnął przycisk i zaczął mówić:
– Fredrh nawet się nie waż. Dalsze tunele i tak są zablokowane, dlatego wyłączyli zasilanie. Rozejrzyj się. W ścianach są Zapalniki. Chcesz popełnić samobójstwo to zrób to, ale ja zabieram wszystkich i spadam. Mam co innego do zrobienia. – Nie czekając na jego odpowiedź, wysłał do żołnierzy polecenie o ewakuacji i ruszył biegiem do wyjścia.
– Dobry wybór. Powodzenia w przegranej. – Usłyszeli jeszcze na odchodne i Rairy się już więcej nie odezwała. Fredrh na szczęście też.
Myśli Rusha nie opuszczał obraz Blizny znęcającej się nad ciałem Nikol. Bardzo dobrze widział, jak jego palce przesuwają się po jej ciele. Zjeżdżają z policzka na szyję, następnie w stronę mostka, by zatrzymać się na jej piersiach, a ona nie może nic zrobić. Widział przerażenie na jej twarzy i słyszał jej krzyk, w którym wołała jego imię. A on był tutaj. Nie tam. Zrobiło mu się niedobrze. Za każdą nową wizją owładniała go furia i potworna chęć rzezi, a zwłaszcza tej jednej męczeńskiej śmierci, którą ciągnąłby przez najbliższe tygodnie, patrząc mu w oczy.
– Zabiję cię, skurwysynie. – szepnął.
*

– Uciszcie ją. – warknęła Crashi w stronę trzech koleżanek, prowadzących zapłakaną towarzyszkę.
Niespodziewanie zaatakowali je i otoczyli, gdy wyszły tylko z Obserwatorium. Jedna zginęła, w tym córka trzydziesto sześciolatki. Młoda stała na czatach.  Dwie z kompanek siłą odciągały matkę od zwłok martwej już dziewczyny, która była tylko niewinną ofiarą. Jak zresztą większość cywili w czasie wojny. Postacie, które znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Nikol z Crashi specjalnie przydzieliły ją do grupy z najmniej prawdopodobnym wystąpieniem zagrożenia życia. Jej samej było ciężko patrzeć na szarą twarz kruchej istoty, lecz na barkach nosiła jeszcze wiele innych żyć niż istnienie jednego dziecka. Dziewczyny, która mogła być kilka miesięcy starsza niż piętnastoletnia Dri. Crashi pewnie i by rozsypała się tak samo jak matka, gdyż dobrze znała je obydwie, ale tam skąd pochodziła, to było normalne patrzeć na śmierć bliskich. Patrzeć na śmierć niewinnych.
I miała nadzieję, że w końcu się to skończy.


Ku jej zdzwieniu nikt ich potem nie zatrzymywał. Bez komplikacji dotarły pod drzwi wojskowej garderoby.
– Asha, fiolka. – Zwróciła się do swojej prawej ręki.
Kobieta o wyglądzie przypominającej ludzką azjatkę, podała jej szkło z ciemną, wręcz czarną cieczą. Z sakiewki wyjęła folię, którą okleiła palec. Odkręciła szkło i z obrzydzeniem zamoczyła w niej kciuk.
– Kto wymyśla takie zabezpieczenia. Ochyda. – mruknęła pod nosem Asha. – Nie mogę na to patrzeć. Zakryła twarz dłońmi i odwróciła się.
– To nie patrz. – prychnęła Crashi.
Starannie ułożyła palec na papierze, wysuniętym przez czytnik DNA. Gdy usłyszały szczęknięcie drzwi, któraś pisnęła przestraszona, ale dowódczyni plutonu uśmiechnęła się rozentuzjowana.
– Zapraszam panie na zakupy. – Wkroczyła dumna przyglądając się kombinezonom.
Crashi ściągnęła cztery hełmy i ubrania dla każdej. Uważnie przyglądała się swojej przydzielonej odzieży. Przejechała palcami po miękkiej tkaninie w skupieniu. Ścisnęła i przyłożyła do nosa. Wciągnęła zapach z zamkniętymi oczami, aż mimowolnie się uśmiechnęła. Pachniał dokładnie tak, jak przedtem.
– Crashi. – Zagadnęła ją Asha.
Kobieta się wzdrygnęła i oprzytomniała.
– Hm? – mruknęła, nie patrząc jej w oczy, tylko nakładając elastyczną ochronę na ciało. W końcu mogła się pozbyć tych drażniących ubrań.
– Będzie nam coś jeszcze potrzebne? Zobacz.
Blondynka szybko naciągnęła wysokie, wygodne buty i specjalnie przygniotła stare rzeczy. Podeszła do koleżanki i razem z nią oglądała skanery, maski, nakładki na kaski, nawigatory, wszelkiego rodzaju czujniki i komunikatory.
– Jak ty to znalazłaś? – powiedziała, dotykając jednego ze skanerów.
– Użyłam DNA strażniczki. Patrz, tu jest czytnik. – wskazała Asha, ale Crashi nie zwróciła na to uwagi. Zaczęła przyczepiać do hełmu nakładki i pakować skanery.
– Po co nam to wszystko? I tak nie wiemy jak tego używać. – Odezwała się jedna z kobiet ciągnących zrozpaczoną matkę.
– Kto nie wie, to nie wie. – mruknęła Crashi, a na jej usta wpełzł uśmiech. Gdy skończyła pakować siebie, odwróciła się do towarzyszek. – Podajcie broń. Dodam wam trochę zabawek.
Zrobiły tak jak kazała i przyglądały się jak zręcznie wykonuje wszystkie czynności.
– Skąd się tego nauczyłaś? – zapytała zdziwiona azjatka, dotykając jednego z dziwnych urządzeń.
– Nie dotykaj. – Wyjęła jej z dłoni nawigator i wróciła do pakowania, jakby nie dosłyszała pytania Ashy.
– Crashi, ja nie chcę iść. Będę ciężarem. – wychlipała cicho matka, siedząc spokojnie na ławce.
Nerwowymi ruchami gładziła swoje dłonie, a z jej oczu płynęły łzy. Crashi odwróciła się ze zmarszczonymi brwiami.
– Jak to zostajesz? Zginiesz. – powiedziała, kręcąc głową. – Nie możesz tego zrobić. Nie, gdy masz szansę żyć. Po tak długim czasie znów będziemy wolne, nie możesz się poddać! – Wzburzyła się.
Podeszła do niej i złapała ją za ręce, które denerwowały już ją tym pocieraniem. Kobieta uniosła zapłakaną, czerwoną twarz, a w każdej jej części było widać ból.
– Nie rozumiesz. Nie straciłaś własnego dziecka, nie wiesz co przeżywam. Nie chcę. – Twarz Crashi stężała. Oczy zrobiły się puste i nie obecne. Przestała ściskać palce przyjaciółki.
– Chyba jednak trochę wiem. – powiedziała zimno i wstała wyprostowana. Wszystkie spojrzały na nią, zszokowane tą informacją.
– Jak to? Przecież byłaś taka młoda, gdy tu trafiłaś. – Zauważyła Asha.
Blondynka przełknęła ślinę, a jej wyraz nadal nie wrócił do tej szczęśliwej postaci, gdy weszły do garderoby wojskowej, a wręcz jej intensywny kolor tęczówek jakby zblakł.
– Urodziłam w wieku osiemnastu lat. Mojego czteroletniego synka rozerwano na moich oczach za to, że że zerwał dla mnie kwiatek zbyt blisko Granicy. Ciało złożyli mi przed stopami, a następnie pobili. A ja tylko płaciłam za owoce. – Nie płakała. Zrobiła się wręcz zimna jak lód, wyprana z uczuć.
Zapadła cisza. Nawet matka przestała wylewać łzy, zszokowana przerażającą historią tej młodej kobiety. Złapała ją za dłoń w geście pocieszenia. Crashi tylko zerknęła na nią i wyrwała delikatnie, po czym złapała za gotowy sprzęt.
– Wojna pochłania także tych, których kochamy.
Nikt nie wracał już do jej opowieści.

W końcu wszystkie poznały zastosowania dziwnych przedmiotów, lecz to czy zapamiętały, już mniej obchodziło dowódczynię plutonu. Pokazała im postawę żołnierza, jak trzymać broń i jakie ruchy wykonywać. Były gotowe.
Szły niezauważone, nikt nie interesował się nimi, ze względu także na to, że kaski zasłaniały im twarze, chyba że ktoś by się zaciekawił kim są i włączyłby Widok, ale dopóki nie wyłaniały się z tłumu, nie nastała taka potrzeba. Zagłębiły się w rejony, gdzie liczba żołnierzy przerzedziła się, aż zostały zupełnie same.
Stanęły na rozwidleniu korytarzy, a ich czujniki zaczęły nieznośnie piszczeć.
– O co chodzi? – Usłyszała w hełmie Crashi, ta jednak analizowała pokazane wykresy.
– Skażenie. Czujniki reagują, iż występuje tu gaz, który pali kable. Nie będziemy w stanie przejść. Wypali nam drogi oddechowe. Klapki nie dadzą rady nie dopuścić trucizny. – Gdy skończyła mówić zamyśliła się.
Nie miała pojęcia co zrobić. To była jedyna droga do elektrowni. Wyłączyła dostęp, żeby towarzyszki nie przeszkadzały jej swoją bezsensowną paplaniną. I tak do niczego się nie nadawały. Wyjęła z sakwy czytnik z mapą. Chwilę się wahała przed wpisaniem swojej lokalizacji, lecz gdy już miała nacisnąć przycisk wyszukujący je, jej ręka została odepchnięta. Zdziwiona spojrzała na autora tego pomysłu. Włączyła dźwięk.
– Co do jasnej...
– Popieprzyło cię już do końca? Może jeszcze pomalujemy się neonową farbą i napiszemy “Tu jesteśmy”?! – Naskoczyła na nią Asha, wydzierając się do mikrofonu kasku, przez co dźwięk trafił prosto do ucha dowódczyni zbyt głośno. – Gdybyś nas nie wyłączyła, wiedziałabyś, że mam lepszy pomysł. – Dziewczyna przypominająca ludzką azjatkę poczuła się urażona ignorancją ze strony Crashi. – Użyjemy skanera. – Wskazała urządzenie przypominające waszkę. – On przebiegnie przez oba korytarze i sprawdzi, w którym doszło do skażenia. Może to nie był zamierzony efekt, ale zwykły wyciek.
Blondyna nie wydawała się zadowolona z tego pomysłu, gdyż było małe prawdopodobieństwo, iż gaz nie należał do jakiejś części planu odstraszenia ich. Jednak wzięła skaner i aktywowała go. On jak prawdziwy owad zaczął poruszać skrzydełkami. Wydzielał z siebie niebieskie światło, a jego głowa obracała się na różne strony. Rzuciła go w  jedno z przejść. Robot szybko pokonał długość korytarza, po czym wrócił i zrobił to samo z drugim. Nagle skan zgasł, a waszka usiadła na dłoni Crashi. Obróciła się w stronę lewej drogi i wyświetliła po ziemi dwa pasy, które biegły coraz dalej i gasły, powtarzając cały czas tą czynność.
– Ale bajer. – Zachwyciła się Asha. – To chyba tędy. – Ruszyła przodem, ale nikt za nią nie poszedł. – Szybko, idziemy. – Machnęła na nie ręką, żeby śledziły. Crashi przewróciła oczami.

*
Tylko we dwie wpadły do pomieszczenia, które można by nazwać kuchnią, ze względu na to, że wytwarzane było tam jedzenie przez rzędy maszyn. Żadnej żywej duszy. Na ich szczęście. Gdy drzwi się zamknęły, opadły zmęczone na podłogę, nabierając w płuca tlen po wściekle szybkim biegu. Jedna patrzyła na drugą w ciszy, nie komentując tego, co się przed chwilą wydarzyło. Dorosła Alendra dotknęła dłoni piętnastoletniej Dri. Widziała, że młoda gorzej znosiła to, co się wydarzyło, pomimo że gdy ona przywołała obraz sprzed kilku minut, poczuła jak pusty żołądek się buntuje i sam chce wydostać się na zewnątrz. Oczy dziewczyny mrugały nienaturalnie szybko, a ona sama dostała ataku drgawek. Alendra przyciągnęła ją bliżej siebie i przytuliła, przyciskając jej głowę do piersi głaskała czarne włosy Dri.
– Już dobrze, aniołku. Jesteśmy bezpieczne. Musimy iść dalej. Zapomnij. Wyrzuć to z głowy. Nie daj zawładnąć sobą. Nie myśl. – Powtarzała spokojnie, jak najbardziej opanowując drżenie głosu, by brzmiał pewnie.
Pomimo że, sama była diabelnie przerażona.


– Czysto. – zawołała pół szeptem do reszty Hawia, wyglądając zza rogu korytarza.
Usłyszała hałas. Zlękniona odwróciła głowę i zobaczyła najmłodszą członkinię jej oddziału, podnoszącą się po upadku. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco za zamieszanie i szybko zabrała się za zbieranie swojego sprzętu, który wypadł jej z sakwy. Hawia przewróciła oczami.
– Idziemy. – Machnęła ręką i ruszyła przodem.
Kroczyły za nią trzy pozostałe kobiety, także i Alendra chciała dołączyć do grupy.
– Al, czekaj!
Dri wyciągnęła rękę, by ją zatrzymać. Ta westchnęła i przykucnęła przy niej, by jej pomóc. Gdy wszystko znów znalazło się na swoim miejscu, pomogła jej wstać i  pobiegły w stronę reszty, która właśnie miała skręcić w następne przejście.
Z ścian w ułamku sekundy wysunęły się blachy ostrza, odbijające jasne światło, które podkreśliło ich śmiercionośną potęgę. Nie miały szans zareagować, a one krzyknąć, by uciekały. Metal z bulgoczącym dźwiękiem potraktował żywe ciała, jakby były kawałkiem gorącego mięsa. Zazgrzytał przy spotkaniu z kośćmi,  dotarł do przeciwległej ściany i wrócił na poprzednie miejsce, zsuwając z siebie połówki ofiar o zastygłych twarzach. Ręce i nogi niektórych z nich podskakiwały, stukały, poruszały się. Głowa Hawii trzęsła się, jakby próbując przekręcić się na bok, by spojrzeć z wyrzutem w oczy Alendry i Dri, by zapytać, dlaczego one przeżyły, a ona – nie. Fala krwi zaczęła rozpływać się niczym czerwony dywan śmierci, ślimaczo znacząc miejsca, po których przed chwilą stąpały jako żywe, a teraz – umarłe, dając następnym ostrzeżenie, iż przechytrzyły śmierć.
Lecz i tak wiedziały, że one będą następne.
Uciekły.

*
– Al, Nikol na nas czeka. Musimy iść. – Odezwała się Dri po chwili spędzonej w ciszy, wtulona w jej ramiona.
Już nie wydawała się zagubiona ani przestraszona. Do jej oczu powrócił ten mądry, spokojny błysk, starej Dri, pomimo że już nigdy nie będzie to ta sama dziewczyna, która zawsze jako pierwsza otrząsała się z porażki i pocieszała innych, starszych od siebie.
Alendra nigdy się nie mogła nadziwić jej sile. To była pierwsza taka sytuacja, w której Dri nie panowała nad sobą. W głowie kobiety często przechodziła myśl, jak wyglądało jej życie, zanim znalazła się tutaj. Jej samej, było ciężko znieść to, co się wydarzyło, pomimo że ledwo znała zmarłe. Tylko z Hawii zamieniła kiedyś kilka zdań na początku.
Złapała wyciągniętą rękę kompanki i wstała, rozglądając się po pomieszczeniu.
– Widzisz tu gdzieś jakieś wyjście? – Ruszyła niepewnie przed siebie, by lepiej ocenić sytuację. – Chociaż tak naprawdę wolałabym już tu zostać.
– Ja też, ale Nikol nas potrzebuje. – powiedziała, przyglądając się uważniej ścianie. – Nie zostawimy Crashi. Musimy im pomóc. Wydostaniemy się, bez obaw. Nikol mówiła, że wojsko po nas przyleci, ale jeśli nie znajdziemy dachu, to i im się dostanie. Działamy w słusznej sprawie, Al. Nie zabierajmy im nadziei na przyszłe jutro. – Dri przeszła na drugą stronę pomieszczenia. – Mam! Mówiłam, że się uda! – zawołała triumfalnie, przekrzykując stukot maszyn, chociaż jej radość nie wydawała się w stu procentach szczera.
Alendra przyczłapała do niej, a serce waliło jej z każdym krokiem, będąc bliżej wyjścia. Nie wiedziały czego mogą się spodziewać na zewnątrz. Może pokoju pełnego strażników. Gdyby nie zboczyły z kursu, byłyby na miejscu, ale widocznie ktoś wiedział, gdzie zmierzały.  
Zdziwiła się, gdy ujrzała zwykła klamkę, jak w ludzkich drzwiach. Musiała to być najstarsza część budynku. Dri złapała za nią i już chciała nacisnąć, gdy Alendra ścisnęła jej ramię, odciągając ją.
– Czekaj. Mam lepszy pomysł. Skoro tu jest wysyłane jedzenie do każdego miejsca z Vijotas namo, to i my możemy się tam dostać. Trzeba tylko wejść do systemu i… No, co? – Zmarszczyła brwi na minę towarzyszki, która wyglądała jakby słuchała małego dziecka, mówiącego o jego próbach klonowania swojej dłoni, pomimo że ten materiał będzie przerabiać dopiero za rok.
– Al, wiem że nie chcesz tam iść, ale musimy. Wszystkie przekaźniki mają Crashi i Alendra. Bez nich nie damy rady przeprogramować Wysyłnika, by zabrał nas tam, gdzie nie ma zamówienia. Nie ma innego sposobu, by dostać się na górę. Nie mamy żadnych map, planów ani niczego, co by nam pomogło w odnalezieniu się tutaj. Jesteśmy jak myszy, które muszą uciekać z jednego kąta w drugi, by kot ich nie złapał. – Westchnęła i poprawiła włosy, żeby lepiej widzieć to, co spotka ich za drzwiami. – Idziemy.
Pociągnęła za klamkę i lekko pchnęła drzwi do przodu. Było to bardzo dziwne uczucie, gdyż widziała takie rzeczy tylko na lekcjach historii czy w starych, biednych budynkach, nie znajdujących się w jej Kręgu – okolicach, gdzie mieszkała. Poczekała chwilę, zerkając przez ramię na Alendrę, ale nic się nie stało. Z zewnątrz nie dochodziły żadne dźwięki, więc pchnęła je mocniej. Rozejrzała się.
Był to okrągły hol, którego sufit umieszczony został wysoko ponad nimi, ale nie przypominał prostej powierzchni, a wręcz zaokrąglał się. Znajdowały się tam tylko one.
Dri zerknęła na kamery wbudowane w ściany.
– Dobrze, że Crashi się udało. Nie mam pojęcia jak teraz my znajdziemy wejście. – Załamała ręce.
Alendra zamyśliła się. Zagryzła język i poklepała sakwę ze swoim sprzętem. Pierwsze co wyczuła, to krótki, mały pistolet, taki jak dostała każda osoba z oddziału zwiadowczego, ale potem wpadła na genialny pomysł. Dri zauważyła jej poruszenie, więc przyglądała się, co znowu wymyśliła. Al kucnęła i zaczęła grzebać dziko w swoim ekwipunku.
– Co? – zapytała Dri w końcu, nie mogąc się doczekać aż w końcu znajdzie to, czego szukała.
– Patrz. – Wyciągnęła okulary, wyglądające jak te, które ludzie zakładali, gdy raziło ich słońce.
– Al, jesteś genialna! – zawołała uradowana Dri, ściskając ją za ramiona. Była szczęśliwa, że znalazły się one w jej posiadaniu, a nie Hawii.
Alendra założyła okulary na nos, widząc wszystko w ultrafiolecie. Momentalnie na ścianach zauważyła odciski dłoni, dające dostęp do danego pomieszczenia. Wskazała koleżance wszystkie możliwości, gdzie mogą iść dalej.
– Liczę na twoją intuicję. Którędy? – Al zdjęła szkła z oczu i przetarła je, po czym podała Dri.
Gdy ta rozejrzała się, umilkła i zagryzła wargę. Wyciągnęła rękę i wskazała przed siebie.
– Tam. – powiedziała i podeszła do wybranego wejścia. Znów się zamyśliła.
Wsadziła dłoń w swoją sakwę i wygrzebała metalowe pudełeczko, a z niego wyjęła czarną rękawiczkę o połyskującym materiale. Delikatnie założyła ją i zamrugała, by lepiej przyjrzeć się odbiciu ręki na powierzchni niewidzialnego czytnika. Starannie przycisnęła do niego rękawiczkę, a potem odwróciła ją, by zobaczyć czy udało się skopiować linie papilarne. Ultrafiolet potwierdził powiedzenie się misji. Dri uśmiechnęła się do Alendry i znów przyłożyła dłoń, tym razem, aby otworzyć wejście. Drugą ręką zdjęła okulary i wierzchem nadgarstka przetarła oczy.
Tak wrota stanęły przed nimi otworem.

Pomieszczenie okazało się puste, a w środku znajdowało się tylko biurko i metalowy fotel. Biuro. Już chciały wejść, gdy Alendra cofnęła Dri.
– Nie pamiętasz, co się stało, gdy dziewczyny poszły, sprawdzając tylko pobieżnie czy jest niebezpieczeństwo? – szepnęła jej do ucha, trzymając jej ramię.
Dri zagryzła policzki i spojrzała na swoje stopy. Uniosła jeden kącik ust i zdjęła buta, po czym cisnęła go przed siebie. Odbił się od o ścianę z głuchym łoskotem. Obejrzały się czy aby nikt nie przyszedł sprawdzić, co się tam dzieje.
– Czysto. – Wzruszyła ramionami i znów chciała iść, gdy ponownie została zatrzymana.
– Czekaj. Jeszcze jedna możliwość. – Alendra tym razem zdjęła swoje obuwie i rzuciła lekko, by znalazł się na wejściu.
Odskoczyły przestraszone, gdy z sufitu spadła fala czerwonego laseru. Zakryły oślepione oczy, odwracając się. Gdy operacja zakończyła się, mrugały pozbywając się mroczek sprzed oczu.
– Co to było? – jęknęła Dri, zaciskając nos od smrodu spalonej gumy.
– Ochrona. – powiedziała Alendra i przystanęła przed wejściem.
Zamachnęła się i zrobiła słowniowy krok, zaraz potem dołączyła do niej Dri. Rozejrzały się po śnieżnobiałym pokoju, który niczym nie różnił się od znanych biur piętnastolatce. Alendra jednak patrzyła zafascynowana. Nastolatka przyjrzała się reakcji kobiety i zdała sobie sprawę, że widocznie nie należała ona do znanego jej świata, więc musiała pochodzić z Narodu Trzeciego. Zrobiło jej się szkoda koleżanki.
– Patrz. – Alendra zwróciła uwagę Dri, wskazując na ścianę wymalowaną czerwoną farbą. A raczej takie miały wrażenie.
– Jeśli żyjesz, twoje życie się właśnie skończyło – Niepokonany. – przeczytała czarnowłosa.
Coś jej chodziło po głowie, a zwłaszcza nie dawało jej spokoju ostatnie słowo. Już gdzieś kiedyś słyszała tą wypowiedź, ale “Niepokonany” kojarzyło jej się z czymś mocno, lecz na razie nie mogła sobie przypomnieć.
– Mamy to odbierać jako groźbę, czy ma jakieś głębsze znaczenie? – zapytała Alendra, cały czas przypatrując się malunkowi.
– Nie mam pojęcia, ale najbardziej zastanawia mnie to, dlaczego jest to namalowane, a nie wyświetlone. Przecież ściany mają możliwość pokazywania tego, co żywnie nam się podoba. Nie musimy tak jak ludzie ich tapetować, czy malować. Dlaczego właściciel gabinetu namęczył się, by napis pozostał nie ścieralny?
Dri podeszła do napisu i dotknęła go gołym palcem. Poczuła chropowatą fakturę, tak jak na obrazach historycznych, gdzie jeszcze używało się farby. Sama miała jeden w swoim pokoju, zafascynowana dawnymi wydarzeniami i zwyczajami przodków.
Ludzie przyozdabiają nimi swoje domy, co jest bardzo dziwne, bo jaki w tym sens? – pomyślała, gryząc wargę.
– Niepokonany. – szepnęła.
To słowo dręczyło ją, gdyż bardzo dobrze było gdzieś odciśnięte w jej pamięci.
– Dri, spójrz. Tu jeszcze coś jest. – Głos kompanki wyciągnął ją z zamyślenia. Zwróciła się do niej i podeszła do wielkiego biurka, na którym leżał Papier – urządzenie nazwane od kartki papieru, którą bardzo przypominało.
Na jego środku pokazało się miejsce do wpisania hasła. Dri ucieszyła się niezmiernie i wzięła go szybko w dłonie, następnie zaczęła coś wstukiwać. Alendra w tym czasie dokonała kolejnego odkrycia. Uśmiechnęła się szeroko, że w końcu znalazły to, czego szukały. Zauważyła przyciemnioną do szarości jedną ścianę. Akurat wiedziała jak ona działa.
– Widok. – zawołała donośnie i powierzchnia rozjaśniła się ukazując w końcu coś innego niż biel.
Była z siebie dumna. W końcu, w końcu im się udało. Wykonały swoją misję przynajmniej w połowie.
Uśmiech Alendry szybko zastąpiło zdezorientowanie, a następnie szok. Zaczęła kiwać przecząco głową, odsuwając się od wirtualnego okna. Otworzyła usta, ale żaden dźwięk z nich nie wypłynął. Odwróciła się do przyjaciółki, ale ona już na nią patrzyła tym samym wzrokiem.
Przed nimi rozciągał się ocean. Woda i tylko woda, a ściany zaokrąglały się.
– Czy… – zaczęła, ale nie musiała kończyć, Dri pokiwała głową, podchodząc do niej. Pokazała jej Papier, a na nim model budynku, w którym się znajdowały.
– Kula. Kulka stojąca na środku oceanu. Kula bez dachu. – mówiła sama do siebie Al. Potrząsnęła głową, zabierając Papier od Dri. – Co teraz? Przecież muszą mieć jakiś port czy lotnisko w tym cholernym miejscu. Ktoś z zewnątrz musi się tu dostać! – Zwróciła się do niej, patrząc to na model kuli, to w smutne oczy nastolatki.
– Nie muszą. Wystarczy, że będą im wysyłać towar i wpuszczać go oknem. Ptaki nie są takie wielkie, a jeśli robią zamówienia dość często, to nie przewożą zbyt wiele.
– Ptaki? – Zdziwiła się Alendra, marszcząc brwi.
Dri wypuściła powietrze.
– Coś jak ludzkie drony, ale większe, można do tego władować kilku tonowe skrzynie i pokonują kilkutysięczne odległości do dwóch godzin. – Wyjaśniła i zabrała jej Papier pilnie czegoś szukając.
Alendra czuła się bardzo zawstydzona tym, że nie miała pojęcia na temat oczywistych rzeczy dla Dri. Znała się tylko na ogólnej elektronice tego miejsca. Rozróżniała podstawowe elementy, takie, które każdy kasyczi miał.
Miał, jeśli nie mieszkał w Trzecim Narodzie, odłączonym od reszty społeczeństwa, żyjących jak zwykli ludzie.
Rumieniec wpełzł na jej policzki, odwróciła się, by poszukać czegoś jeszcze.
Usłyszała jak Dri wciąga powietrze.
– Al! Mam plan B. – krzyknęła zadowolona, patrząc najpierw na nią, potem na napis.
Zamrugała kilkakrotnie i znów mu się przyjrzała.
– Co się stało? – zapytała markotnie Alendra, chodź trochę pocieszona wiadomością, że jednak coś jej się udało i jest szansa na wydostanie się z tego przeklętego miejsca, jednak nadal czuła się gorsza, dlatego skubała swoje już i tak zniszczone paznokcie.
– Niepokonany. Ubesejret. – powiedziała sama do siebie piętnastolatka. Zerknęła na Papier i znów na napis. – No tak! Przecież to takie oczywiste! – Radowała się Dri, a Alendra zacisnęła usta i rozglądała się dalej, by nie pytać po raz kolejny, co jest dla niej takie oczywiste, a wręcz przeciwnie dla Alendry.
– No tak, przepraszam. A więc, generał Narodu Pierwszego David Ubesejret. To on jest kluczem lub nasza przyjaciółka. Nikol Ubesejret. – Dri widziała skrzywioną minę kobiety, więc wytłumaczyła głębiej. – Ubesejret to z duńskiego “niepokonany”. Podejrzewam, że słowa “Jeśli żyjesz, twoje życie się właśnie skończyło” należą do Davida Ubesejret, bądź jego przodka, chociaż podejrzewam, że to on to powiedział. To zdanie ma funkcję jak u ludzi złota myśl, motto, prowadzące, jak mają postępować. – Parsknęła śmiechem na absurdalność myślenia ludzkiego. Wydawała się taka zaaferowana swoim odkryciem, że chyba zapomniała komu tłumaczyła. – To też mówi dlaczego Adgar, przez wielu nazywany Blizną, jest taki, a nie inny. Postąpił jak człowiek. To takie śmieszne. Czytałam, że jest rasistą co do przeciwnego nam gatunku, a sam powiela ich zachowania. Cóż za paradoks. – Dri uśmiechała się pod nosem, rozbawiona całą sytuacją, wpisując coś na Papierze.
– Skąd wiesz, że to jego gabinet? – Alendra nie podzielała entuzjazmu nastolatki. Dobrze wiedziała, że jeśli on tu wróci… Przyglądała jej się ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Dri uniosła na nią wzrok znad Papieru.
– Dużo o nim słyszałam. Dziwne, że ty nie. O… – Oderwała się od pracy, orientjąc się jaką gafę popełniła. Zmarszczyła twarz. – Przepraszam, zapomniałam.
Alendra wzruszyła ramionami.
– Nie szkodzi, przyzwyczaiłam się. – Uśmiechnęła się do niej i kiwnęła na ścianę. – Czemu jesteś taka szczęśliwa? Jeśli nas tu zastanie… – Przerwała jej.
– Nie wróci tu za wcześnie. Nikol robi mu zadymę na dole. Przecież właśnie dlatego one się nie ukrywają.
Dri przewróciła oczami i dokończyła pisanie, po czym wciągnęła głęboko powietrze. Alendra zwróciła na nią uwagę, lekko przestraszona jej reakcją.
– O co chodzi? – zapytała szybko, podchodząc do niej. Ustała za nią i spojrzała przez ramię.
– Wpisałam nazwisko generała i Nikol. Patrz. – Wysunęła Papier, by kobieta mogła zobaczyć. Wzięła go w dłonie i zaczęła analizować to, co pojawiło się na ekranie.
W górnym rogu widniał napis: “Nikol Ubesejret. Obiekt 32”. Pod spodem była postać Nikol, obracająca się wokół osi. Obok rozpoznała parametry, wymiary i jakieś notatki, których nie mogła odczytać. Ogólnie cały obraz był słabo widoczny, przez wielki, czerwony, mrugający napis “Obiekt w fazie usunięcia.”. Alendra zszokowana zerknęła na Dri, która miała poważny wyraz twarzy.
– To nie wszystko?

Dri pokręciła głową. Wyciągnęła dłoń i zaczęła przesuwać palec w bok, zastępując postać Nikol, następnymi i następnymi. Widziały imiona, nazwiska i twarze wszystkich porwanych kobiet. Wszędzie widniał ten sam napis, natomiast na niektórych zmieniał się już na “Obiekt usunięty.”.

8 komentarzy:

  1. No wieeeelki rozdział wynagrodził czas wyczekiwania. Rozdział super, niektóre fragmenty sprawiały że czułem sie jak w horrorze. Zastanawiam się jak wymyślisz zakończenie. Coś mi się zdaje że może być zupełnie niewiarygodne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie, cieszę się, że nie było tak źle, mam jednak nadzieję, iż nie jest ciężki do przebrnięcia. Fajnie, że ktoś jeszcze o mnie pamięta :)

      Usuń
  2. No, namieszałaś tutaj niesamowicie :D Choć przyznam, że po tak długiej przerwie ciężko czytało mi się coś tak ogromnie długiego, to jednak dałam radę XD
    Nowych pomysłów nigdy Ci z głowy chyba nie ubywa, co? :D Jakieś nowe, nieznane urządzenia, oczywiście pułapki na drodze do wydostania się, po prostu aż się dziwie, ile się mieści w tej Twojej głowie XD Szkoda, że ja nie mam tylu oryginalnych pomysłów i tak ciężko mi się ostatnio pisze :/
    Choć przyznam, że mam pomysł na nowe opowiadanie, lecz tak prędko nie ujrzy ono światła dziennego XD

    Strasznie mnie ciekawi, cóż będzie dalej. Czemu Nikol jest obiektem do usunięcia? Do czego jest też kluczem i dlaczego Niepokonany? Coś na pewno za tym stoi, teraz tylko trzeba czekać i dowiedzieć się, co ;x
    Ach, no i jak oni mają się wydostać ze środka oceanu? XD Chyba że zaplanowałaś, iż to jest hologram? Albo coś takiego?
    Huh, zobaczymy ;3

    http://further-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko się czyta? Kurde... Trzeba będzie to ogarnąć. Dzięki za info ;)
      Głowa pełna pomysłów? Właśnie kompletna pustka, ze dwa tygodnie myślałam co i jak, więc bez obaw, nie jesteś sama.

      Cieszę się, że wpadłaś i poświęciłaś swój czas :) Mam nadzieję, że twoja blokada przejdzie i życzę powodzenia. :*

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Dżippa Hantilopa13 grudnia 2016 11:45

    No więc tak, nie mam pojęcia, jak to się stało, że przegapiłam nowy rozdział, naprawdę nie wiem. Cała ja, ogarnąć dopiero po miesiącu.
    Nie do końca zrozumiałam ten rozdział w sensie przestrzennym, nie potrafiłam sobie za bardzo wyobrazić, kto, gdzie, jak, którędy i tak dalej. Przynajmniej dotarło do mnie, że cały ten ośrodek jest bańką na środku oceanu. Będzie trzeba ukraść jakiś samolot albo tego ptaka.
    Nikol i Rush zamienili się w machiny do zabijania. Rush to tam jeszcze, ale Nikol zmieniła się diametralnie. Poprzednio nie zwróciłam uwagi, żeby była aż taka oschła i totalnie pozbawiona uczuć. I w ogóle od kiedy to zabijanie jest humanitarne.
    Te ich technologie - niektóre są fajne, oryginalne, jak te kajdanki wkłuwające się w nerwy, to było niezłe. Inne są funkcjonalne i zrozumiałe, jak "Śpioch", "Papiery" czy tam "Zapalnik", wydaje się, że wszystko działa. Chociaż mam wrażenie, że czegoś mi brakuje, może chodzi o to, że nazwy są takie zwyczajne, ale właściwie to bez większej różnicy.
    Jako czytelnik mam niedosyt informacji związanych ze społeczeństwem kasyczi. Rozumiem mniej więcej zasadę, na jakiej ma działać pierwszy, drugi, trzeci świat, ale ciągle ciekawi mnie, gdzie ci kasyczi właściwie mieszkają? W ogóle dostaliśmy taką informację? Mogłam przegapić. Cały czas, kiedy pojawia się wzmianka o ich społeczeństwie, zaczynam się zastanawiać, czy ukradli sobie jakiś zapomniany kawałek Ameryki, czy znaleźli tajemniczą wyspę na Pacyfiku, a może zbudowali sobie imitację Ziemi pod ziemią, a może w ogóle wyjechali gdzieś na Księżyc i się teleporują tą swoją technologią?
    Mam jeszcze pytanie dotyczące poprzednich rozdziałów. Nie zrozumiałam, dlaczego Nikol utraciła swoje supermoce. Może jestem głupia i to było oczywiste, no ale nie rozumiem. Tak wzięła utraciła, jakieś dziwne rany na całym ciele, a potem nagle wzięła odzyskała. Ciekawi mnie ten proces w sensie biologicznym. W ogóle cała Nikol w sensie biologicznym to niezła zagadka.
    Nie podobała mi się złota myśl pana Niepokonanego. Jakaś taka mało odkrywcza.
    Wow, wow, ale mam zaciesz, nareszcie dostałam, co to znaczy Ubesejret! Jakoś nigdy nie wpadłam na to, że to może coś znaczyć, a tu takie wow. Uwielbiam <3
    No i jak chcą usunąć Nikol, to powinni wiedzieć, że muszą się bardziej postarać. W ogóle to całe ganianie po obiekcie wydaje się podejrzane. Niby są pułapki, ale dziewczyny tak sobie wlazły do tego gabinetu. I ta pułapka przy wejściu do gabinetu też mało efektywna, bo w sumie nie każdy przystaje w progu, więc to nie wyłapie wszystkich intruzów. Chyba że to jest zaprogramowane tak, żeby przerzedzić szeregi dziewczyn z jakiegoś powodu, a nie, żeby je wszystkie pozabijać.
    Jaki one w ogóle miały plan? Skoro nawet nie wiedziały, jak ten cały obiekt wygląda? Ot tak sobie, wyjść i się poszwendać, a nuż znajdą wyjście? Znowu nie wiem, czy nie wypisuję głupstw, bo nie pamiętam aż tak szczegółowo poprzednich rozdziałów.
    O, a może plan Tych Złych był taki, żeby pozwolić dziewczynom sobie pobiegać, kilka ich zlikwidować, dać im popatrzeć na ocean, a jak już zrozumieją, że nie mają szans, to je złapać z powrotem i zamknąć? Takie definitywne odebranie nadziei?
    I ostatnie: czy Nikol (przed pojawieniem się kasyczi w jej życiu) była z rodziny emigrantów? No bo w tych pierwszych rozdziałów mieszka sobie w domu z widokiem na ocean (nie na morze), a tutaj nagle rzuca cytatami z Kochanowskiego - więc? Emigrantka? Może polskie korzenie i dbałość o tradycję?
    Jakieś nieskładne zdania mi dzisiaj wychodzą. Ale nieważne. Czekam na zakończenie, nawet jeśli znowu zauważę je dopiero po miesiącu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dżippa Hantilopa13 grudnia 2016 13:09

    No i dlaczego to były tylko kobiety? Dopiero teraz mi to przyszło do głowy. Czy jest jakiś osobny ośrodek dla facetów, czy tylko kobiety są potencjalnymi posiadaczkami cech, które interesują Tych Złych? Ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow.



      Ile przemyśleń, kombinacji, o ja cie żesz nie mogę! A teraz, odpowiadając na pytania:
      Jeśli chodzi o proste nazwy, to są one specjalne. Kocham nowe rzeczy, które nazywają się jak coś normalnego, a jednocześnie, tak fajnie można to połączyć z tym czymś. Wcześniej kombinowałam, wymyślałam, ale myślę, że też takie proste słowo, które każdy zna będzie łatwiejsze do zapamiętania, bo co mi z tego, że napiszę Vijotas namo, jak tylko ja to zapamiętam, ja wiem o co chodzi i muszę dokładnie tłumaczyć, co to za ujstrostwo. Dzięki słowu "Śpioch", wiesz co to jest bez mojego zbędnego tłumaczenia. Rozumiemy się, ty pamiętasz nazwę, możesz to fajnie połączyć, a ja nie muszę pisać opisu każdej odrębnej, nowej rzeczy.
      Co do "super mocy" to prawdopodobnie uciekło ci z poprzednich, że to przez prowadzone badania. Pod wpływem ciężkiego szoku, granicznego zagrożenia życia wszystko wróciło, chociaż nie powinno.
      Złota myśl Niepokonanego moim zdaniem nie jest do końca aż tak banalna. Chciałam stworzyć coś, razem z tą całą powieścią, co ma swoje drugie dno. Coś, co można wyciągnąć z histori Kasyczi, jak i z cytatu. Mnie osobiście nudzą książki, gdzie wszystko jest czarno na białym, a czytelnik jest pozbawiony kreatywności, przewidywania, kombinowania i zastanawiania się nad całym sensem. Więc w takim razie, po co to zostało napisane? Odpowiadając też na twoje wcześniejsze pytania: Tu jest bardzo dużo nie wyjaśnione, ale to zabieg celowy. Niektórych rzeczy pewnie nigdy nie powiem, bo gdzie zabawa? Chyba fajniejsze jest to dociekanie, dlaczego i gdzie, niż przeczytać, zapomnieć i iść dalej. Już trochę zajęło mi pisanie tej powieści i jak czasami nad nią usiądę i pomyślę, to sama się zastanawiam, jak to się stało, kto? Nieświadomie wiele nauczyłam się od społeczeństwa, które własnoręcznie stworzyłam i to jest ogromnie ciekawe,bynajmniej dla mnie. (m.in. stałam się bardzo nieufna, bo ludzie tak często kłamią, że skąd mam wiedzieć, iż mówią prawdę?)
      Dlaczego tak mało wiecie o Kasyczi? Bo nie planuję zrobić z tego jednej części. Chcę to rozwinąć, a gdzie zabawa, jeśli wszystko powiem na początku? Drugą część zamierzam poświęcić właśnie na nich, chociaż zobaczymy jak to wyjdzie, bo ze mną nigdy nic nie wiadomo.
      Nie tylko ty zauważyłaś, że jakoś za łatwo im to wszystko idzie. Gdzie kasyczi, którzy próbują ich zatrzymać? Przecież mają nad nimi tak wielką przewagę. One nie mają z nimi szans, a jednak zaszły tak daleko. Nikol, Crashi, Dri, one wszystkie wiedzą, że coś jest nie tak, ale nadal nie wiedzą co. Jednak co do progu, to zauważ, że krok jaki wykonały nie był normalny. Pewnie źle to opisałam, mój błąd, ale one musiały się nagimnastykować, żeby przejść do pomieszczenia. Facet, gdyby po prostu sobie wlazł zwykłym krokiem, na trafiłby na pułapkę, ale dzięki, widać muszę dopisać tam jeszcze 2 zdania.
      Nie, one wiedziały gdzie iść. Każda miała wyznaczony punkt i trasę. Gdy oddział, który miał znaleźć wyjście na górę został wyeliminowany całą misję szlag trafił, dlatego one szukały nowej drogi. Zresztą miały ze sobą mapy budynku (środka), więc nie łaziły bez celu. Specjalnie też nie opisałam, jakie mają dokładnie zamiary, bo to tak, jakby streścić jakieś wydarzenie, a potem je głębiej opisać. Bez sensu.
      Ja nigdy nie pisałam, gdzie mieszka Nikol. W całej powieści nie ma ani jednego zdania na ten temat (a jeśli jest to sorry, mój błąd, trzeba go wyeliminować). Tak, są angielskie nazwy, ale i polskie. To ma jeszcze bardziej wszystko pogmatwać. Jest to trochę dla tego, by nadać tekstu uniwersalności, że może być w wielu miejscach świata, że Kasyczi nie znajdzie się np tylko w Stanach czy w Polsce.
      Dlaczego kobiety? Bo wiedzieli, że to będzie kobieta, więc szukali kobiety xD (umknięty szczegół) ;)

      Usuń
    2. Matko, jak ja kocham czytać te wszystkie rozkminy. Ludzie mają tyle ciekawych pomysłów i znaczy też to, że myślą. Do dziś mam sobie za złe, że kiedyś ktoś mi napisał, iż nigdzie nie było napisane dosłownie to, że Nikol i Rush są bliźniakami, więc dopisałam, chociaż można było do tego dojść, wystarczyło pomyśleć i połączyć kilka faktów. Ale przyznaj, takie coś jest ciekawsze i bardziej intrygujące, samemu dojść do wielkiego odkrycia niż przeczytać "Jesteśmy bliźniakami".
      Nie przejmuj się w jakim czasie czytasz. Dla mnie liczy się tylko to, że ktoś jest, a kiedy to już indywidualna sprawa, dlatego wielkie dzięki, że mnie nie opuściłeś i za ten komentarz. ;)

      Usuń